Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Turniej wariatów.

Jest to luźna kontynuacja "Szału sprzątania", czyli trzecia część "Na tropie". By zrozumieć niektóre wątki, zachęcam do przeczytania dwóch pierwszych części ^^

Tego dnia wyjątkowo nie można było nazwać z pozoru zwykłym, chociaż to pojęcie w Korpusie Zwiadowczym miało dość abstrakcyjne znaczenie. Bo w końcu dla jednych normą jest wczesna pobudka, praca, trzy posiłki i pójście spać, a dla innych zaspany dowódca w bokserkach w świnki czy też kolorowe wybuchy autorstwa szalonej okularnicy. Jeszcze całkiem niedawno za wyjątkowe można było uznać kłótnie pewnych dwóch kochanków... lecz zapewne z czasem i one staną się porządkiem dziennym. W końcu co może zaskoczyć osobę, która widziała Najsilniejszego Człowieka Ludzkości biegającego w koturnach i peruce?

Oczywiście możliwym było, że to sprawka siejącej postrach Wariatki Hanji i jakichś jej podejrzanych proszków, ale szczerze wątpię, żeby kogokolwiek jeszcze obchodziło, co było prawdą, a co tylko urojeniem. W obu przypadkach wojna na riposty Jaegera i Ackermanna była równie śmieszna co przerażająca.

Jednak nie o tym dzisiaj. Bo ileż można oglądać skłóconych fanatyka miotły i Ostatnią Nadzieję Ludzkości w kapciach z uśmiechniętymi krowami?

Tego dnia było (nie)wyczekiwane przez wszystkich Święto Korpusu Zwiadowczego. Wątpię jednak, że ktokolwiek mógłby się tego domyślić, ponieważ poranek na stołówce wyglądał identycznie jak każdy inny. No, może oprócz tego, że tym razem Eren miał zaszczyt usiąść przy stoliku dowództwa na miejscu nieobecnej Hanji. A uwierzcie, że jej nieobecność nie zwiastowała niczego dobrego.

- Levi, zachowajcie swoje gorące romanse na noc, po co go tu ściągnąłeś? - westchnął ledwo przytomny dowódca, nie siląc się na miły ton. Zresztą wyglądałoby to raczej dziwnie w połączeniu z dużymi cieniami pod oczami i nierówno ułożonymi włosami. Już wystarczająco dziwnie komponowała się z tym jego na siłę wyprostowana sylwetka, która, no nie oszukujmy się, wyglądała jakby ktoś włożył mu kij w tyłek.

- I kto tu mówi o gorących romansach? - prychnął niewzruszony Ackermann. - To na tobie odbiło się szaleństwo Hanji.

- Aż tak to widać? - westchnął załamany dowódca, zbyt zmęczony, żeby wyłapać dość wyraźny podtekst w słowach przyjaciela. - Całą noc próbowałem się zabezpieczyć na wszystko, co mogła wymyślić, a wyszło w końcu na to, że już bardziej przygotowany jest Springer.

Smith zrezygnował w końcu ze sztywnej pozycji i schował twarz w dłoniach, nie będąc już nawet pewnym przed czym tak bardzo chciał się uchronić. Widocznie przez zmęczenie zapomniał, że właśnie ta niewiadoma była jego zmartwieniem.

Eren parsknął śmiechem na nazwisko przyjaciela, który nieświadomie stał się głównym żartem wśród dowództwa i chyba nie było dnia, podczas którego ktoś nie zwrócił uwagi na jego głupotę choć raz. Na początku szatyn próbował wykorzenić ten obraźliwy zwyczaj, ale gdy zobaczył jak Connie kroi chleb złą stroną noża i narzeka, że bochenek musiał być niedojrzały... po prostu nie mógł im się dziwić.

- A co ona takiego ma wymyślić? - spytał Eren, nieudolnie kryjąc swoje podekscytowanie. Zawsze był ciekawy jak Korpus Zwiadowczy spędza to święto, ponieważ zwiadowcy mieli zwyczaj robić to we własnym gronie i nikomu nie zdradzać, co się podczas niego dzieje. A gdy wreszcie nadszedł ten dzień wszystko było jak zwykle oprócz dziwnego zachowania dowództwa, ale to tak właściwie... nie było niczym nowym. Po tym jak sam Erwin Smith wyszedł od Hanji zupełnie naćpany w samych kolorowych bokserkach i wzywał Wielkiego Potwora Spaghetti wszyscy nabrali dystansu do przedtem nieskazitelnego autorytetu. Jedynie Mike nie zaliczył jeszcze żadnej wpadki, ale to w końcu cichociemny - nie wnikajmy.

- Jeszcze nie wiemy i właśnie dlatego cię tu zabrałem - odparł Levi niewzruszenie popijając swoją herbatę. - Ale cokolwiek by to nie było, nie zgadzaj się.

- Ale dlaczego?

Levi, Erwin, i nawet Mike, jednocześnie przenieśli na niego wzrok i posłali mu niedowierzające, potępiające spojrzenia.

- Ackermann, wiesz, że jestem tolerancyjny jak mogę, ale... Jak ty z nim wytrzymujesz? - Erwin uniósł wysoko swoje pierzaste brwi, ukazując całym sobą zawiedzenie.

- Hanji to wariatka, każdy to wie,
Lepiej z nim zerwij, nie katuj się, joł - niski głos Mike świetnie się komponował z jego doskonałą dykcją, jednak zdecydowanie nie pasowały do niego te słowa, a tym bardziej duże okulary przeciwsłoneczne opuszczone na sam koniec nosa.

- Mike, dobrze się czujesz? - spytał z zawahaniem Erwin po dłuższej chwili ciszy.

Ten tylko skinął powoli głową i jak gdyby nigdy nic upił łyk kawy. Blondyn uznał to więc za jakieś głupie urojenie, a Levi i Eren wyglądali jakby mieli to po prostu gdzieś.

- Ach, ale przecież wiem, że Hanji nie można ufać, chodzi mi o to, czemu akurat dzisiaj... Albo raczej, co ma wymyślić i czemu ma to oznaczać, że dzisiaj jest gorzej i... - szatyn zaplątał się we własnej myśli i zrezygnowny westchnął jedynie.

- Co roku w to pierdolone święto ktoś z dowództwa musi je zorganizować i dzisiaj jest kolej Hanji - Levi wreszcie zlitował się nad swoim chłopakiem, mimo że jego sadystyczna część lubiła widok jego załamania. Był wtedy na swój dziwny sposób uroczy.

- O... Jesteśmy zgubieni?

- Jest gorzej niż podczas zatwardzenia - odmruknął niby obojętnie Ackermann, popijając herbatę.

- Jakby to, co ty zorganizowałeś było lepsze - parsknął głośnym śmiechem dowódca, nie zwracając uwagę na pojawiającą się zmarszczkę między brwiami Levi'a.

- Erwin...

- Ludzie przerażeni byli, niestety się nie mylyli, oh jeah - Mike przerwał mu bez wahania i tym razem przyciągnął uwagę na dłużej. Nawet tę Erena, który patrzył się ze zdziwieniem i podekscytowaniem na Ackermanna. Co on mógł takiego zorganizować?

Erwin przetarł porządnie oczy, ale nie przyniosło to porządnych skutków.

- Mike do cholery, nie wiem, co brałeś, ale bierz połowę - rzekł z wyrzutem do blondyna, marszcząc krzaczaste brwi.

- Rady twoje cenię, lecz dawek swych nie zmienię.

Erwin powoli uniósł brwi, aż jego czoło zamieniło się w niezbadane wertepy i patrzył na przyjaciela, jakby ten wysiadywał złote jajko.

- Przegrał zakład - parsknął w końcu Levi, przykładając filiżankę do ust, byleby tylko nikt nie zauważył na nich małego uśmiechu.

- Kolejny? - westchnął Erwin. - Przecież jakieś trzy dni temu łaził cały dzień w różowym wdzianku, a jeszcze wcześniej wysprzatął cały zamek! Mike, w co ty się wplątałeś?

Przy stole zapanowała niezręczna cisza i cała trójka, nawet Levi, odwróciła szybko wzrok.

- Ktoś raczy mi powiedzieć? - ponaglił zniecierpliwiony blondyn.

- Uwierz, dowódco, wolisz nie wiedzieć - odrząknął w końcu Eren, czerwieniąc się na twarzy.

Erwin zmarszczył włochate brwi i zmrużył oczy, krążąc spojrzeniami między Levi'em oraz Erenem.

- Racja, wolę nie wiedzieć - odchrząknął w końcu. - Ale nieźle musiałeś się Mike upić, żeby się na coś takiego zgodzić.

Mike nie zdążył uraczyć go barwną odpowiedzią, ponieważ do stołówki nagle wparowała niczym stado bawołów stuknięta szatynka, powszechnie nazywana Hanji.

- Witajcie, kochani!

- No i koniec spokojnych czasów - mruknął pod nosem Levi. - Czegokolwiek by nie powiedziała, nie zgadzaj się. Nie będę później cię ratował z tego gówna.

- Ta, też cię kocham - mruknął Eren ze śmiechem, przewracając oczami.

- Bachorze, wiem, że masz masochistyczne zapędy, ale...

- Skończ Levi, bo nie wypada,
Mam już dość tego gadania - przerwał mu szybko Mike z groźnym wyrazem twarzy. Obaj doskonale wiedzieli do czego zmierzają ich ciągłe przekomarzanki.

- Tch, dzieciaku jeśli chcesz, idź ostrzec swoich przyjaciół, bo ich również nie będę wyciągał z tego gówna - mruknął Ackermann z coraz gorszym humorem i przez chwilę odprowadzał Erena wzrokiem. Następnie przeniósł spojrzenie na Hanji, która chyba tłumaczyła jakieś zasady swojej chorej gry, ale nie zwrócił na to większej uwagi. Stosowanie się do jej słów nigdy jeszcze nie okazało się zbyt mądrym posunięciem.

-... zatem, uwaga iii... start! - zawołała szatynka, a prawie wszyscy zwiadowcy poderwali się z miejsc i wybiegli ze stołówki, jakby goniło ich stado wściekłych Ackermannów. W pomieszczeniu zostało jedynie dowództwo i Eren ze swoimi przyjaciółmi oprócz Christy, która chyba uwielbiała wyścigi, bo mimo wcześniejszej zgody, na słowo start błyskawicznie poderwała się z miejsca.

Levi przewrócił oczami i prychnął, nie wierząc w głupotę większości Korpusu Zwiadowczego. Naprawdę nie poznali się jeszcze na szaleństwie pani pułkownik?

- Idealnie - powiedziała po chwili kobieta, przyglądając się pozostałym w stołówce osobom, a na jej twarz wpłynął iście diabelski uśmiech. Zlustrowała znajdujące się w pomieszczeniu osoby i z radością klasnęła w ręce, a Levi już wiedział, że nie wszystko poszło po jego myśli. Może powinien był jednak słuchać tego, co mówiła? - Idziemy na start zatem!

- Jakim katem?! Nie będzie żadnych procesów zaginionych jednorożców w moim zamku! - wydarł się nagle Erwin, podrywając się z miejsca. Wszyscy przenieśli na niego pełne niedowierzania spojrzenia, ale widząc jego cienie pod oczami i roztrzepane włosy, jedynie stłumili wybuchy śmiechu.

- Mówiłam o turnieju, Erwin - odchrząknęła szatynka, przewracając oczami ze zirytowaniem, które jednak nie zakryło jej ekscytacji. - Mógłbyś następnym razem nie spać podczas mojej przemowy? Chyba że bawisz się we mnie sprzed trzech lat - dodała z chichotem, co sprawiło, że Eren poczuł jeszcze większą ciekawość, a Erwin przewrócił z konsternacją oczami.

- ZATEM wracając, powiedziałam, że ostatnie dziesięć osób, które zostanie na stołówce bierze udział w moim turnieju, a was zostało właśnie tyle, więc idealnie - pisnęła z zadowoleniem, ignorując przyjaciół Erena, którzy właśnie zabijali go spojrzeniami.

- Że kurwa co? - spytał chłodnym tonem Levi, na dźwięk którego prawie każdy rzuciłby się w szaloną ucieczkę. Jednak Hanji nie była prawie każdym. - Kto wymyśla takie popierdolone zasady?

- Wiedziałam, że moi najbliżsi nie będą mnie słuchać - odpowiedziała, pokazując Ackermannowi język.

- I dlatego właśnie postanowiłaś zabrać nas ze sobą w podróż po twojej gównolandii, wybornie - mruknął z ironią, ale wiedział, że jedyne co mógł tamtego dnia to ponarzekać.

- Dokładnie, krasnalu - zaśmiała się, poprawiając okulary. - Ale dla tych, którzy "słuchali mnie z wyjątkową uwagą": turniej będzie miał pięć etapów i weźmiecie w nim udział w parach, które wylosujecie razem z nickami.

- Nickami? To my własnych imion nie mamy? Zresztą skoro już w tym tkwimy, to nie możemy sami się podobierać?

- Wtedy nie byłoby tak ciekawie.

- A czy możemy chociaż poznać cel tego absurdu? - Erwin przerwał ich przekomarzankę, przecierając oczy. Jak mógł zasnąć właśnie podczas monologu Hanji?

- Rozrywka! Zwiadowcom potrzeba jej chociaż trochę!

- Jakby Levi i Eren nie dotarczali jej im zanadto... - mruknął w odpowiedzi pod nosem.

- Sugerujesz coś, rycerzu w kolorowych bokserkach? - syknął Ackermann, zwężając oczy w drobne szparki.

- Oi, mieliśmy o tym zapomnieć - burknął Erwin z niezadowoleniem, przypominając trochę małego dzieciaka.

- Tch, nigdy.

🏆🏆🏆

- Tor przeszkód? - Eren rozejrzał się niepewnie po otoczeniu. Wokół dużego koła stały trybuny zbudowane dla szczęściarzy, którzy słuchali monologu Hanji i w porę wybiegli ze stołówki. No, może nie do końca szczęściarzy, ponieważ wnioskując po wyglądzie zewnętrznym obiektu i ich minach... wątpliwym było, że budowlańcy trzymali się wszystkich zasad bezpieczeństwa. W tej chwili chłopak cieszył się, że jednak stoi na prowizorycznej scenie zamiast na trybunach, modląc się, żeby się nie zawaliły. - Chyba nie będzie aż tak źle jak myśleliśmy.

Mike i Erwin wymienili zaniepokojone spojrzenia, a Ackermann oparł czoło na dłoni, głośno wzdychając.

- Levi... Nigdy nie wnikałem w twoje sprawy łóżkowe i robić tego nie zamierzam, jednakże... Zrób coś z tym, bo do cholery nie dostaniesz mojego błogosławieństwa!

Szatyn podrapał się z zakłopotaniem po karku, patrząc na Erwina masującego swoje rozległe brwi, a następnie na jego wybuch, podczas którego wskazywał właśnie na Erena dłonią. Co tym razem zrobił nie tak?

- Jakby było nam potrzebne błogosławieństwo jakiegoś świrniętego wyznawcy srających na tęczówowo jednorożców - zakpił brunet, przewracając mimo wszystko czujnymi oczami.

- Nie zapędzaj się Ackermann, chyba pamiętasz kto tu jest wyżej w hierarchi? - wysyczał wściekle blondyn. - Nie waż się obrażać jednorożców!

Zanim Levi zdążył jakkolwiek odpowiedzieć, dało się słyszeć nieśmiałe chrząknięcie Armina, który niezauważalnie się do nich zbliżył.

- Dowódco, nie chciałbyś się może napić kawy? Nie wyglądasz za dobrze - rzekł z miłym uśmiechem, podając blondynowi termos. Chyba tylko on pamiętał jak skończyła się ich ostatnia "przekomarzanka".

- Levi, dobrze się czujesz? - spytał szeptem Eren, wykorzystując powstałą sytuację. - Zacząłeś kłócić się z dowódcą o jednorożce...

- Cholera, nie zdążyłem wypić herbaty i teraz widać tego skutki - mruknął wreszcie znajomym, chłodnym tonem i jeszcze raz przeanalizował zaistniałą sytuację. - Ja pierdolę.

- Znając Hanji wylądujemy w jednej drużynie, więc nie będzie tak źle. W końcu trzeba dostarczyć innym rozrywki - wzruszył ramionami chłopak.

- A właśnie. Wracając do tego, co mówił Erwin - odezwał się nagle Levi. - W dupie mam jego błogosławieństwo, ale z Hanji akurat ma rację, bo z twoim podejściem nie dożyjemy żadnego błogosławieństwa - po tym zdaniu Ackermann przerwał na chwilę dla zrobienia napięcia. - Gdy czterooka coś kombinuuje zawsze spodziewaj się najgorszego, co jesteś w stanie sobie wyobrazić. Ona i tak to przebije, ale będziesz przynajmniej po części przygotowany, a jeśli zachowasz pozytywne myślenie... Nieważne, po prostu zanim się w to wpakujemy, wyobraź sobie, że to gówno, a nie czekolada, okej?

Eren niestety nie zdążył w pełni przyjąć do siebie tych prawd życiowych, ponieważ do ich rozmowy ponownie wtrącił się Erwin.

- Jeśli uda jej się przebić ciebie, to jestem skłonny nawet pozwolić jej na eksperymenty na Erenie - zachichotał, co w jego wykonaniu nie brzmiało w żadnym wypadku uroczo.

Jaeger i Arlert wymienili skonsternowane i zaniepokojone spojrzenia. Nie wiedzieli, co takiego wydarzyło się w nocy, ale dowódca ewidentnie nie był sobą i nie byli pewni, czy powinni się śmiać czy może interweniować. Chociaż wnioskując po minach Mike i Levi'a nie był to pierwszy raz.

- Oi, ale mojego bachora to ty akurat nie ruszaj, znajdź se swojego - mruknął złowrogo Ackermann, co spowodowało miłe ciepło w sercu Erena. Kontrastowało ono jednak z "ukradkowym" spojrzeniem Erwina w stronę jego i Armina. - I przynajmniej, gdy ja byłem organizatorem nikt nie zasnął.

- To nie moja wina, że nie potrafili zrozumieć wyższych idei i wartości!

- Po pięciu godzinach czyjegoś gadania
Nie ma reakcji innej od spania, mhm.

- I ty, Mike, przeciwko mnie?

Eren patrzył ze zdystansowaniem na przekomarzających się mężczyzn jednocześnie zaciekawiony tematem i zaniepokojony ich zmianą. Zrozumiałe, że każdy ma czasem dzień, w którym zachowuje się raczej jak przybysz z innej planety, ale żeby wszyscy trzej naraz? Tak właściwie to Mike po części z jego winy, ale nadal... Uh, trzeba coś z tym zrobić. Oczywiście zaraz po tym jak się dowie, co Levi zorganizował w Święto Korpusu Zwiadowczego, chociaż był prawie pewny, że było to coś związanego ze sprzątaniem.

Mike wzruszył ramionami.

- Cóż, sen i tak jest chyba lepszy od przemęczenia po kilkugodzinnym sprzątaniu - zakpił po chwili blondyn, obserwując narastającą u Ackermanna złość. Chyba już nikt nie wątpił, że niewyspany Smith to... tak właściwie ciężko stwierdzić, ale tak na oko Rąbnięte Erwinopodobne Coś.

- Tch, to przynajmniej rzeczywiście przysłużyło się Korpusowi, nie to co to twoje gadanie - Ackermann niebezpiecznie zmarszczył brwi.

- Z pewnością bardziej niż pomysł Mike!

- Od mojego pomysłu odczepcie się,
Był on najlepszy i każdy to wie, oh yeah - odparł blondyn, poruszając rytmicznie głową w tył i przód.

- Coraz bardziej ciekawi mnie rzecz, która zmusiła Mike do wykonania tego zadania... - szepnął Erwin z zamyśloną miną, lekko kiwając głową. - To było chociaż legalne?

- Zależy co według ciebie jest legalne - odparł Ackermann z obojętnością wymalowaną na twarzy, nie zwracając uwagi na Erena, który ponownie odwrócił wzrok.

- A co takiego pan Mike zrobił? - wtrącił się szatyn, nie chcąc by rozmowa znowu zeszła na te tory.

- Postanowił zrobić wszystkim dzień wolny od pracy! Przecież coś takiego nie ma racji bytu, nie ma szans, żeby to się przyjęło!

- W sumie to mądre... - mruknął pod nosem Armin, nieświadomy tego, że dowództwo to usłyszało.

- Przybij żółwika, dobry człowieku,
Jesteś mądrzejszy, mimo swego wieku, o tak - Mike obrócił się w stronę zdziwionego Arlerta i wystawił w jego stronę zaciśniętą pięść.

- A ty Levi kazałeś wszystkim cały dzień sprzątać? - spytał Eren, nie wiedząc czy ma być empatycznie załamany, czy może jednak się śmiać. No dobra, wybór był oczywisty.

Ackermann odwrócił się w jego stronę i zmierzył go wściekłym spojrzeniem. No, może to jednak nie był najlepszy dzień na zadanie tego pytania.

- Tak, jakieś sugestie?

- Nie, w żadnym wypadku - Eren nie dał rady stłumić parsknięcia śmiechem. - To bardzo w twoim stylu.

- Tch, w twoim stylu byłoby zniknięcie tuż przed kolejnym świętem, ale uwierz, dopilnuję żebyś nawet ledwo żywy posprzątał wtedy zamek na własną rękę - wysyczał już naprawdę wkurzony brunet, niebezpiecznie się do niego zbliżając. Miał już szczerze dość tej całej gównoladii.

- Ta, zapamiętam, Levi - odmruknął Eren pod nosem. - Chociaż miałem nadzieję, że nieco inaczej będziemy świętować - poruszył sugestywnie brwiami, co wywołało prychnięcie u jego drugiej połówki. Ale w sumie wyobrażenie sobie "świętującego" razem z nim Erena...

- Uwierz, zdążymy jeszcze poświętować w ten sposób - szepnął mu ponętnie do ucha i skierował się w strone zbliżającej się do nich szatynki.

Hanji właśnie zakończyła podstawowe przygotowania i podchodziła do nich z kolorowym pudełkiem ozdobionym w krzykliwy napis: "Odkryj swoje nowe ja!", a jej szeroki uśmiech nie zwiastował niczego dobrego.

- A więc, nie przedłużając, będzie pięć par - zaczęła Hanji, gdy już wszyscy zawodnicy ustawili się w półkolu. - Każda będzie miała czapkę innego koloru i nazwę. Czytam po kolei: Zieloni - Dziwne Fryzy, Czerwoni - Ostre Potrawy, Niebiescy - Pogodowe Smaczki, Żółci - Rymy Zadymy i Czarni - Niepozorni Cichacze. Jakieś pytania co do tego?

- Spytałbym w co my się właśnie wpakowaliśmy, ale po tych nazwach wnioskuję, że nie da się tego opisać słowami, więc sobie daruję - mruknął zgryźliwie Levi chłodnym głosem, a Hanji tylko uśmiechnęła się w odpowiedzi.

- Będą jakieś nagrody? - spytał nie kto inny jak Sasha, która już wyobrażała sobie możliwe rarytasy.

- O to nie musisz się bać, naprawdę jest o co walczyć! - szatynka obróciła się wokół siebie z piskiem euforii, a Levi, Erwin i Mike już wiedzieli, że wygranie tego turnieju może być największą przegraną życia. - Skoro nie ma już więcej pytań, to przystępujemy do losowania. Mikasa, zaczniesz?

Brunetka z kamienną miną sięgnęła do pudełka, wpierw ostrożnie do niego zaglądając. Wyciągnęła białą karteczkę i ignorując nachylających się w jej stronę przyjaciół odczytała jej treść na głos:

- Blask Wrzask.

Kilka osób parsknęło śmiechem, jednak trudno stwierdzić, kto dokładnie. Niewątpliwie, los wiedział co jej przyporządkować.

Zanim Hanji zdążyła się odezwać, Jean już zanurzał dłoń w pudełku, nieudolnie kryjąc nadzieję na wylądowanie w tej samej drużynie, co Mikasa.

- Brudna... Deszczówka?! Co to ma do cholery być?! - krzyknął oburzony, a jego złość jedynie spotęgowały miny ukazujące powstrzymywany wybuch śmiechu.

- Cóż, Jean, w brudnej deszczówce przynajmniej nie zobaczysz swojej końskiej mordy, naucz się dostrzegać plusy w życiu - zaśmiał sie Eren i z podekscytowaniem sięgnął do pudełka. Gdy przeczytał karteczkę zbladł i raczej nie przestraszył się "srogiej" miny Jeana. - Przysadzisty Grad... Hanji, powiedz, że to nie zna...

- Ymir, twoja kolej - szatynka uśmiechnęła się pogodnie, ignorując blade oblicza Jeana i Erena.

- Pieczony Kurczak - odczytała dziewczyna obojętnym głosem. Miała zupełnie gdzieś ten turniej, skoro Christa nie grała razem z nią.

- Ejjj, a to nie powinien być mój nick? Hanji-san, to jakaś pomyłka! - jęknęła niezadowolona Braus.

- Wybacz, Sasha, los tak chciał - zaśmiała się okularnica i podstawiła jej pudełko pod nos.

- Gorące Słońce... Ymir, chcesz się zamienić? Masz lepszy tyłek niż ja!

- Mam to gdzieś - mruknęła szatynka, ignorując kilka spojrzeń, które postanowiły jednak sprawdzić rzetelność słów Sashy.

Następne losy nie wniosły szczególnych rewelacji, o ile można było tak powiedzieć o czymś, co wymyśliła Hanji. Armin został Zgrzybiałym Brodaczem, Connie Skrzywionym Nosem, a Mike Zatęchłym Wąsaczem. Problem pojawił się dopiero, gdy Erwin wyjął jeden z pozostałych dwóch losów, głośno ziewając.

- Sta... Hanji, co to do cholery ma być?! - krzyknął oburzony brwiarz. - Chyba nie zapomniałaś, kim jestem?! Jak dowódca ma nosić tak haniebny pseudonim?!

- Erwin, przecież to nie ja to wylosowałam... - odparła szatynka, nieudolnie próbując powstrzymać śmiech.

- Sratata! Znając ciebie, to wszystko jest ukartowane! Przydzielisz mnie do Mike, żeby dać upust swoim chorym fantazjom, Braus do Springera, Arlerta do Kirschteina, a Ymir i Ackermann "przypadkowo" na samym początku odpadną z gry, żeby nie psuły twoich shipów! No i oczywiście na samo zakończenie Levi z Erenem zrobią jakieś gejowskie przedstawienie, jakby dotąd było ich mało! JA SIĘ NA TO NIE GODZĘ!

Przez kilka sekund po wybuchu zmęczonego dowódcy trwała nieprzerwana niczym cisza, a wszystkie spojrzenia były skierowane na uspokajającego oddech mężczyznę. Dopiero po chwili Hanji wybuchnęła śmiechem, który wśród tej poważnej ciszy brzmiał wyjątkowo psychodelicznie.

- W sumie to nie jest taki zły pomysł, szkoda że wcześniej na to nie wpadłam - parsknęła w końcu, wycierając łzy zgromadzone w kącikach oczu. - Ale niestety tym razem zdałam się w pełni na los, nic nie jest ustawione. Erwin, nie jesteś przynajmniej Zgrzybiałym Brodaczem, więc nie narzekaj. Co masz?

- Ty to przecież dobrze wiesz - burknął dowódca, ale po krótkim kontakcie wzrokowy z Hanji, odpuścił, mrucząc pod nosem jak to wszyscy przeciw niemu spiskują. - Stara Skarpeta.

Levi, który jak dotąd nie mrugnął nawet przy czytaniu nazw, parsknął, kręcąc głową.

- Zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni - rzekła Hanji z uśmiechem. - Teraz twoja kolej!

- Ja nie losuję - odparł obojętnie. - Nie zrobisz ze mnie Zużytych Bokserek albo Kolorowego Gówna.

Hanji, Eren i Erwin parsknęli śmiechem, bo mimo że wszystkich innych też to śmieszyło, woleli nie uciekać do krainy, gdzie pieprz rośnie. Chociaż w sumie musiała już powstać niezła ścieżka po ostatnich maratonach Jaegera, Ral i Zoe.

- Cykasz się, Levi? - spytała okularnica, poruszając brwiami. - Wszyscy inni to zrobili, tylko ty nie masz wystarczająco odwagi.

- To, że inni lubią taplać się w gównie, nie oznacza, że ja będę to robić.

- Levi, po prostu tu zrób i miejmy to już za sobą - westchnął Eren, który miał już dość jego gównianych żartów. Ackermann zawsze miał do nich tendencję, ale dzisiaj przesadzał. Gdy jednak brunet nie zrobił nic poza przewróceniem oczami, Jaeger postanowił wylosować za niego. Jeśli rzeczywiście będzie to Kolorowe Gówno, on ma największe szanse na przeżycie.

Powoli rozwinął rulonik i parsknął śmiechem pomieszanym z ulgą.

- Wiesz, Levi, los chyba przewidział twój dzisiejszy humor - Ackermann przeniósł na niego swój wzrok, unosząc odrobinę brwi do góry. - Zostałeś Wściekłą Papryczką!

- Tch, jestem zaszczycony, Przysadzisty Gradzie.

Hanji parsknęła śmiechem i zerknęła na zegarek.

- Dobra, zaczynajmy, bo czas ucieka.

- A co z parami? - spytał Eren, gdy reszta już miała się rozejść do stanowisk.

- A to nie domyśliście się jeszcze? - Connie, Sasha, Jean i Eren pokręcili głowami. - A więc Rymy Zadymy to Blask Wrzask i Gorące Słońce, czyli Mikasa i Sasha. Co tam było dalej... Niepozorni Cichacze to Skrzywiony Nos i Stara Skarpeta, czyli Connie i Erwin. Dziwne Fryzy to Zgrzybiały Brodacz i Zatęchły Wąsacz, czyli Armin i Mike. Dalej... Jest Przysadzisty Grad, czyli Eren i jest on w Pogodowych Smaczkach razem z... - Hanji zrobiła dramatyczną ciszę, krążąc spojrzeniami między pozostałą trójką, mimo że każdy mądry znał już odpowiedź. - Brudną Deszczówką czyli Jeanem!

- Nieee - jęknęli Jaeger i Kirschtein jednocześnie. - Nie mogę być z kimś innym?

- I na koniec Ostre Potrawy, czyli Pieczony Kurczak i Wściekła Papryczka - Ymir i Levi - zignorowała ich Hanji, patrząc na Ackermanna i jego partnerkę. Obaj jednocześnie wzruszyli ramionami i poszli po czerwone czapeczki.

- Hanji, zlituj się! - jęknął Eren, padając przed nią na kolana. - Przecież z nim nie mam żadnej szansy na wygraną!

- Ty nigdy nie masz szans na wygraną, ale ze mną przynajmniej ostatniego miejsca nie zajmiesz, masochisto - odparował Jean.

- Koniomordy, miło, że zastosowałeś się do mojej rady o optymizmie, ale nie wierzmy w nierealne! Ty mi możesz jedynie buty czyścić, a i to tylko w snach - odparł butnie Jaeger z wściekłością wymalowaną na twarzy.

- Eren, ja rozumiem, że przy kapralu próbujesz nauczyć się jego ciętych ripost, ale tak z dobrego serca... Nie porywaj się z motyką na księżyc, bo z twojego poziomu nawet jego odbicia w wodzie nie dotkniesz - rzekł dziwnie spokojny Kirschtein, klepiąc go po ramieniu.

Zanim Eren zdążył wyjść z szoku i mu cokolwiek odpowiedzieć, Hanji chwyciła megafon i zbliżyła go do ust, na... trochę zbyt małą odległość.

- Czy wszyscy zajęli już swoje miejsca?! - wymienieni wszyscy zgodnie zatkali uszy i z grymasami na twarzy ruszyli do stolików oznaczonych odpowiednimi kolorami. - Pierwszym zadaniem, tak na rozgrzewkę, będzie ułożenie w odpowiedniej kolejności dowódców Korpusu Zwiadowczego.

Erwin parsknął z wyższością, a reszta zawodników odetchnęła z ulgą.

- Drużyna, która wypadnie najgorzej odpada! Uwaga... Start!

Najszybciej na pomieszane karteczki rzucili się Przysadzisty Grad i Brudna Deszczówka, nie szczędząc sobie kłótni i niemiłych słów. Każdy z nich myślał, że wie lepiej, choć tak naprawdę obaj byli daleko od ideału.

O wiele spokojniej do pracy zabrały się Gorące Słońce i Blask Wrzask, które również nie miały zbyt wielkiego pojęcia na ten temat, ale dzięki logice i współpracy ułożyły z tego w miarę spójną całość.

Pieczony Kurczak i Wściekła Papryczka mieli to głęboko gdzieś, ale duma Levi'a nie pozwoliła na przegraną już w pierwszej konkurencji. Odtwarzając w pamięci nazwiska, które wisiały gdzieś w gabinecie Erwina, a pamięć miał przecież niezawodną, ułożył nazwiska w z grubsza dobrej kolejności. Ymir za to szukała wzrokiem Christy wśród tłumu.

Najłatwiej zadanie poszło Dziwnym Fryzom, którzy rozumieli się praktycznie bez słów i bez tracenia czasu na zbędne dyskusje, ułożyli nazwiska w odpowiedniej kolejności.

Nieco inaczej sprawa się miała jednak z Niepozornymi Cichaczami... Dowódca widząc znajome słowa, uśmiechnął się z wyższością, ale tuż przed tym jak zaczął je układać, przypomniał sobie o stojącym z boku Springerze.

- Krzywy Nos, tak? - spytał chłopaka, który niezbyt przytomnie wpatrywał się w nazwiska.

- Przepraszam, mógłby dowódca powtórzyć? Nie widzę tu nigdzie takiej osoby... - przyznał cicho, przeglądając podłużne, białe kartki.

- Tak się kończą głupie gierki Hanji... - mruknął Erwin pod nosem. - Springer, na co czekasz, ułóż je w odpowiedniej kolejności, przecież się tego uczyliście, prawda?

Connie uniósł na niego zaskoczone spojrzenie, ale widząc groźne oblicze, zaczął pospiesznie czytać i układać karteczki. Erwin uśmiechnął się pod nosem, zadowolony z tego jak bardzo przysłużył się ludzkości i odszedł na chwilę od stolika, poszukując swojego termosu. Potarł oczy, głośno ziewając i rozejrzał się po pozostałych duetach. Zmarszczył gęste brwi i po dłuższej chwili wreszcie namierzył poszukiwany przedmiot, który dziwnym trafem znalazł się na stoliku Dziwnych Fryzów. Poszedł tam zatem, przeciągając się przy okazji.

- Widzę, że praca wrze - mruknął, obserwując wyjątkowo zgrany duet.

- Dokładnie, wybornie i ewidentnie,
Widzę, u ciebie zupełnie odmiennie - odparł po chwili Mike, układając ostatnie nazwisko.

- Wybornie? - zdziwił się Erwin, który nigdy nie słyszał, żeby Mike użył tego słowa.

- Cały dzień rymować - niezbyt łatwo,
Nie wszystko ma sens, spruchniała dziatwo.

Erwin przetarł oczy, chwytając wreszcie termos i przeniósł wzrok na Zoe.

- Hanji, co dosypałaś mi tym razem?!

- Erwin? - zdziwiła się kobieta, podnosząc wzrok z zegarka, w którego wpatrywała się na przemian z komentowaniem prac niektórych duetów. - Czemu nie układasz? Zostało dwanaście sekund!

Blondyn rozszerzył oczy z niedowierzaniem i po chwilowym szoku wypuścił termos z ręki, by szalonym sprintem pobiec w kierunku własnego stanowiska. Gdy wreszcie wyhamował, usłyszał odliczanie, które dotarło do tak niebezpiecznej cyfry jak sześć. Z paniką spojrzał na poukładane karteczki, a następnie na zakłopotanego Springera.

Nim Erwin zdążył przełożyć choć jedną karteczkę, dało się słyszeć krzyk Zoe:

- Koniec czasu!

Smith wpatrywał się z przerażeniem w chaos, który panował na ich stoliku i włożył dłonie w roztrzepane włosy.

- Hańba! - krzyknął, wyrywając kilka z nich i opadając na kolana. Przyciągnął tym samym na siebie wszystkie spojrzenia, ale raczej niewiele go to obchodziło. Nie mógł jednak znieść faktu, że zawiódł jednorożce.

Hanji, której wreszcie wyszło zachowanie kamiennej miny, dość szybko uwinęła się ze sprawdzeniem odpowiedzi drużyn i zapisanie w wynikach na karcie. Następnie chwyciła megafon... a wszyscy jak jeden mąż zatkali uszy.

Kobieta uniosła w zdziwieniu brwi, ale po chwili, odsunęła trochę urządzenie od twarzy.

- Uwaga, uwaga! Z pięciu rywalizujących drużyn, trzecie miejsce zajęła... proszę werble - przerwała na chwilę, wyczekująco patrząc na Moblita, który z niezadowolonym westchnieniem chwycił drewnianie łyżki i zaczął nimi jednostajnie uderzać w kosz na śmieci. - Miejsce trzecie... Rymy Zadymy, gratulacje!

- Jeeeej - mruknęła bez entuzjazmu Mikasa, a z widowni posypały się pojedyncze brawa.

- Drugie miejsce... - niezniechęcona kobieta ponownie spojrzała na swojego partnera. - Ostre Potrawyyy!

Ymir i Levi równocześnie wzruszyli ramionami.

- I uwaga, pierwsze miejsce trafia do... - zapadła "pełna napięcia" cisza przerywana jedynie szeptem Erwin, który nadal powtarzał "Hańba". - Dziwnych Fryzy! Brawo, w ramach nagrody rozpoczniecie kolejną konkurencję!

- Oh yeah - odpowiedział obojętnym tonem Mike, pokazując dłońmi znak zwycięstwa.

- Teraz najcięższa do przekazania wiadomość... Kto odpadnie? Pogodowe Smaczki z Ostatnią Nadzieją Ludzkości czy może Niepozorni Cichacze z Dowódcą Korpusu Zwiadowczego? Dowiecie się tuż po przerwie!

Cisza.

- Jakiej do cholery przerwie?! Przecież nie ma nic takiego w planie!

Hanji przeniosła wzrok na poddenerwowanego Moblita, a następnie na swój scenariusz.

- A, racja - wzruszyła ramionami. - Odpadają Niepozorni Cichacze, miło było.

Eren i Jean podskoczyli z radością i przytulili się do siebie, by następnie szybko odskoczyć i zacząć wykrzywiać twarze w różnorakie wyrazy obrzydzenia.

Levi prychnął i gniewnie zmarszczył brwi. Czy koniomordy właśnie dotknął jego chłopaka?

Hanji przez chwilę jeszcze śledziła wzrokiem wściekłego Erwina ciągnącego Connie'go za ucho, ale szybko wróciła do swojego planu.

- Wracając... - zaczęła, po czym zajrzała w chaotyczny scenariusz i przewróciła jedną kartkę. - Po rozgrzewce, i zastosowaniu się do przepisów nakazujących nawiązanie do Korpusu Zwiadowczego, - dodała pod nosem. - możemy przejść do następnej konkurencji, którą będzie...

Moblit tym razem nawet nie czekał na znak Hanji i po cichym jęku bezsilności, zabębnił w pokrywę śmietnika.

-... opowiadanie tytanowych żartów!

- O tak! - krzyknął Jean z triumfem, skupiając na sobie przez chwilę uwagę wszystkich zwiadowców.

- Przestań się tak podniecać, nie zapominaj, że to turniej Hanji - mruknął Eren, szturchając go z męskim brakiem wdzięku.

- Jakbyś to ty przed chwilą nie skakał z radości - odgryzł się Kirschtein, również go szturchając. - Przynajmniej teraz mamy jakieś szanse na wygraną, dzięki mnie oczywiście!

Levi westchnął i spojrzał w ich stronę. Gdy zobaczył stykające się przedramiona nastolatków napiął mięśnie twarzy i odezwał się niby obojętnym tonem.

- Spróbuj Kirschtein jeszcze raz dotknąć mojego chłopaka, a nie dotkniesz już nikogo nigdy więcej.

Brudna Deszczówka odskoczył błyskawiczne z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Szybko jednak zreflektował się posyłając zadowolonemu Jaegerowi nienawistne spojrzenie.

- Czterooka, przypomnij o co chodzi w tym gównie - Levi zgrabnie zmienił temat, odwracając uwagę od Pogodowych Smaczków.

- No o opowiedzenie żartu o tytanach. Czarny humor i te sprawy - szatynka wzruszyła ramionami i już chciała kontynuować, gdy brunet ponownie zajął głos.

- Jakiś przykład?

- Od tego tutaj jesteście wy - Zoe wyszczerzyła zęby w uśmiechu. - Zaczną Dziwne Fryzy, następnie Ostre Potrawy, Rymy Zadymy i na końcu Pogodowe Smaczki. Teraz macie trzy minuty na przygotowanie! Trzy, dwa jeden... start!

Zgrzybiały Brodacz i Zatęchły Wąsacz wymienili niepewne spojrzenia i zmarszczyli niepewnie brwi. Armin słyszał jak w Korpusie Treningowym chłopcy wymyślali coraz to lepsze, czy też gorsze, kawały, jednak sam raczej się w to nie bawił. No dobra, raz spróbował, ale... Przez następne kilka tygodni przezywali go Zbook i nie leżało to raczej wysoko w hierarchii jego najlepszych przeżyć. Dlatego też rzucał ukradkowe spojrzenia w kierunku Mike, mając nadzieję, że może jego tajną supermocą jest właśnie układanie żartów.

Ostre Potrawy podeszły do tego z typową dla nich obojętnością. Ymir to za bardzo nie interesowało, a Ackermann nie znał się zbytnio na kawałach. Teorytycznie mógłby spytać swoją partnerkę, jednak nie zamierzał ujawniać swojej niewiedzy z powodu jakiegoś głupiego turnieju Hanji. Zresztą przecież przegrana będzie zdecydowanie korzystniejsza w skutkach niż wygrana, prawda?

Mikasa z nieco skonsternowanym wyrazem twarzy słuchała szeptów Sashy, która myśląc o jedzeniu, no bo o czym innym, niezbyt przyjemnie opluwała jej ucho. Brunetka jednak cierpliwie wysłuchiwała jej pomysłów, ignorując nachylającą się w ich stronę Hanji, która starała się zabawnie komentować całe wydarzenie. Podkreślam, starała. Chociaż, może i gdyby publikę obchodziło to co się działo na "scenie", dałoby się słyszeć pojedyncze śmiechy w odpowiedzi na jej suchary, jednak zwiadowcy przejmowali się raczej niestarannie zbudowanymi trybunami. Uśmiechali się wymuszenie, by nie ściągnąć na siebie uwagi Szalonej Okularnicy, ale tak naprawdę nie mogli doczekać się końca turnieju.

Jean, gdy tylko Hanji skończyła mówić, nachylił się do ucha Jaegera (oczywiście zachowując odpowiednią odległość w obawie o swoje życie) i zaczął mu opowiadać jego popisowy kawał, który jak na razie zafundował mu jedynie mycie kibli, ale wierzył, że ma jeszcze szanse wspiąć się na wyżyny.

Eren mimowolnie wpuszczał jego słowa jednym uchem i wypuszczał drugim, zastanawiając się nad stosunkiem Levi'a do tego turnieju. Niby zapewniał, że nie ma pozytywnego podejścia do niczego, co pochodzi od Hanji, ale przecież razem z Ymir zajęli drugie miejsce... Przy czym wydawali się świetnie ze sobą dogadywać. Ale chwila, chwila, czemu Ymir zarywała do kapitana, skoro była z Christą?

Jean odsunął się od niego i coś tam powiedział, ale nastolatek nie za bardzo wiedział co. W sumie to go nawet to nie obchodziło.

- Uwaga, czas minął! - zawołała Hanji, a Jaeger dopiero wtedy przypomniał sobie, że mieli wymyślić żart. Wyprostował się niczym miotła Levi'a, a jego oczy rozszerzyły się z zaskoczenia.

Nikt jednak nie zwracał na niego uwagi, ponieważ przyszedł czas na opowiedzenie żartu przez Dziwne Fryzy.

- Zgrzybiały Brodacz, Zatęchły Wąsacz, jaki jest wasz tytanowy żart?

Blondyni wymienili zaniepokojone spojrzenia. Westchnęli cicho i jednocześnie otworzyli usta, niczym złote rybki, by następnie równocześnie je zamknąć.

Zapadła cisza, podczas której słychać było jedynie trzeszczenie desek, z których były zbudowane trybuny.

- Zatem... - zaczął poddenerwowany Armin, przypominając sobie jedyny żart jaki wymyślił. Pokręcił szybko głową, postanawiając odpowiedzieć cokolwiek. - Mama-tytan mówi do swoich dzieci: "co chcecie dzisiaj na obiad?" Dzieci odpowiadają jej piskliwie: "mózgi!" Mama-tytan przewraca oczami. "Nie ma, skończyły się..." Dzieci złoszczą się i krzyczą: "to daj nam swój! Mama-tytan na to: - Armin zatrzymał się, żeby zrobić napięcie i zmierzył pozostałych uczestników wzrokiem, a następnie wydał z siebie niezrozumiały bełkot.

Cisza.

Zwiadowcy przez następną chwilę myśleli, że to jeszcze nie koniec, ale gdy chłopak nie powiedział nic więcej, odwrócili spojrzenia i chrząknęli niezręcznie.

- Cóż... - odezwała się Hanji po "napadzie kaszlu". - Teraz kolej Gorących Potraw!

Wszyscy spojrzeli na Levi'a, który stał niewzruszony obok Ymir, splatając ręce na klatce piersiowej. Eren z ciekawością przyjrzał się swojemu chłopakowi, zastanawiając się, co ten zamierza zrobić i posiadając cichą nadzieję, że nie palnie czegoś takiego jak Armin.

- Wściekła Papryczko, co nam zaprezentujesz? - ponagliła go Zoe z wrednym uśmieszkiem. Dobrze przecież wiedziała, że nasz kochany kapitan nienawidzi żartów.

- Przychodzi tytan za mur, a tam tytan - odrzekł nonszalancko Ackermann, patrząc w oczy Erena.

Szatyn przez pierwszą sekundę patrzył się na niego ze zdziwieniem, a następnie wybuchnął głośnym śmiechem, nie będąc w stanie go opanować. Rozbrzmiewał on wśród napiętej ciszy jeszcze kilkanaście sekund, aż Kirschtein nie szturchnął Erena, szepcząc "to nie było śmieszne, wypaczony idioto".

Dopiero po tym chłopak zdał sobie sprawę, że tylko on zna związaną z tym "żartem" sytuację i wyszedł na jakiegoś dziwaka (pomińmy fakt, że wszyscy już go za takiego uważali).

W żadnym przypadku nie oznacza to jednak, że przestał się śmiać.

To znaczy, przestał, ale nie od razu. Dopiero gdy od chrząknięć zwiadowców trybuny głośno zatrzeszczały.

- Ymm, taaak - rzekła Hanji, poprawiając okulary. - Taki tytanowy żart, że aż tytan się śmieje - mruknęła jeszcze pod nosem i wróciła do prowadzenia turnieju. - Teraz kolej na Rymy Zadymy!

- Tytan dostaje się za mury - zaczęła z podekscytowaniem Sasha, nie zwracając uwagi na oczy Mikasy robiące właśnie obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni. - Staje przed dużą grupką ludzi. Jeden z nich nagle krzyczy: "Ratować się kto może! Zje nas wszystkich!" - Braus udała zrozpaczony krzyk. - Tytan na to: "Ej, wyluzuj, jestem na diecie".

Na widowni rozległy się pojedyncze śmiechy. Hanji zapisała sobie coś w notatniku, sama chichrając pod nosem. Ciekawie by było robić eksperymenty na takim tytanie...

- A teraz kolej na Pogodowe Smaczki!

- Ta nazwa nadal nie jest śmieszna - odparł Eren, kręcąc głową. Szatynka tylko wzruszyła ramionami ze śmiechem. Chłopak dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że to ich kolej. Z paniką wyszeptał do Jeana. - Ej, jest nasza kolej! Co opowiadamy?

- Serio, Przysadzisty Gradzie? - zakpił, unosząc wysoko brwi. - Przez ostatnie trzy minuty opowiedziałem ci kilka żartów, fajnie, że słuchałeś - prychnął i przewrócił oczami, zauważając mierzącego go wzrokiem Ackermanna. Naprawdę sądził, że mogłoby być coś między nim a...? Fuuu. Na wszelki wypadek się odsunął.

- Czekaj, ty chcesz opowiedzieć SWÓJ żart?! No chyba cię coś!

- Na Świętą Sinę, Jaeger... - westchnął Jean, ale, jako oczywiście ten mądrzejszy, zignorował dalsze słowa swojego "ukochanego" partnera i zwrócił się w stronę czekającej Hanji.

- Pewnego razu spotkały się trzy tytany w barze - zaczął, a wszyscy, nawet Ackermann zwrócili się w jego stronę. A raczej szczególnie Ackermann. Jego kobaltowe tęczówki wyrażały chęć mordu.

To nie tak, że Kirschtein nie zdawał sobie z tego sprawy lub zapomniał wydarzenia z Tamtego Dnia. Nie był też samobójczym idiotą, ale... Chociaż w sumie, z kim się przystaje, takim się staje. Miejmy tylko nadzieję, że to nie działa na końską mordę.

- ...pokazując swoje idealnie czyste zęby.

Wśród groźnej ciszy rozległy się śmiechy Erwina, Mike, Hanji i Erena. Szczególnie głośne były tej ostatniej dwójki.

I to nie tak, że byli wariata... Co ja gadam, wszyscy wiemy, że byli, ale może właśnie dlatego byli najbliżsi Levi'owi i wiedzieli, że nic im z jego strony nie groziło. No może poza paroma mrożącymi krew w żyłach spojrzeniami i tonem przypominającym sople lodu.

Nie dotyczyło to jednak Jeana, który podpadł już kapitanowi... dużo razy. Po tym, jakże śmiesznym, żarcie opowiedzianym publicznie śmiało można było spodziewać się znalezienia martwego Kirschteina nad ranem.

- Zatem czas na kolejną konkurencję... - zaczęła porucznik, ocierając łzy z kącików oczu.

- A co z ogłoszeniem, kto wygrał? - przypomniał pod nosem Moblit jak zwykle panujący nad sytuacją.

- A to nie oczywiste? - szatynka zmarszczyła brwi, ale po cichym westchnięciu odezwała się podobnie. - Odpadają Dziwne Fryzy, wygrywają, jakby ktoś się jeszcze nie domyślił, Pogodowe Smaczki, drugie miejsce - Rymy Zadymy, a ostatnie Gorące Potrawy - rzekła obojętnym tonem, ignorując Moblita gotowego do grania na "śmieciokusji". - Levi masz szczęście, że masz takiego chłopaka, bo tylko dzięki niemu przeszliście, chociaż nie mam pojęcia, co go w tym twoim żarcie rozśmieszyło - dodała ciszej kobieta, nie zwracając uwagi na nieco zdziwionych uczestników, którzy jednak spodziewali się... innego ogłoszenia wyników.

- Mówisz to, jakby zakwalifikowanie się było czymś dobrym - odparł z ironią.

Hanji przewróciła tylko oczami na tę zaczepkę i ogłosiła następną konkurencję.

- Kolejnym etapem naszgo turnieju jeeeeest...

- ...tor przeszkód - dokończył jej entuzjastyczną wypowiedź Moblit.

Pozostali uczestnicy, czyli Eren, Jean, Mikasa, Sasha, Levi i Ymir, spojrzeli po sobie niepewnie, ale posłusznie, oczywiście w akompaniamencie niechętnych westchnień, ruszyli za Hanji. Pozostali zwiadowcy zastanawiali się, czy również mają ruszyć za nimi, pozostać na swoich miejscach, czy może wykorzystać sytuację i zwiać. Ci mądrzejsi wybrali ostatnią wersję.

- Na czym to tak właściwie będzie polegać? - spytał w końcu Eren, gdy podeszli pod... coś przypominającego drabinki.

- Już myślałam, że nie zapytacie - pisnęła wesoło szatynka, klaszcząc w dłonie. - Jako że jesteście połączeni w pary to... - przerwała wyjmując coś z przyniesionej torby - zostaniecie do siebie przywiązani!

Uczestnicy z niedowierzeniem patrzyli na czerwone, niebieski i żółte hustki, które kobieta trzymała w dłoniach. Jej uśmiech prawie dosięgał uszu i na myśl od razu nasuwało się porównanie do zaciekłej fanki Levi'a. Obie cholernie niebezpieczne.

- To już te debilne czapki nam nie wystarczą? - prychnął z niezadowoleniem Ackermann i rzucił szybkie spojrzenie ku swojej partnerce. Oczywiście musiał trafić na kogoś wyższego od siebie, a połączenie ich kostek i nadgarstków tylko to uwydatni. Zajebiście.

Hanji zignorowała wypowiedź wściekłego kurdupla i razem z Moblitem zajęła się przywiązywaniem lewej dłoni Sashy do prawej dłoni Mikasy. Oczami wyobraźni już widziała daremne wysiłki zawodników.

- Zaczynają Pogodowe Smaczki, następnie po trzydziestu sekundach Rymy Zadymy i na koniec Gorące Potrawy. Ostatnia drużyna odpada! - zawołała jeszcze, gdy już wszyscy byli fizycznie gotowi. Bo na pewno nie mentalnie. - Uwaga... start!

Jean i Eren ruszyli żwawym, ale niekoniecznie szybkim krokiem w kierunku pierwszego etapu - drabinek. Odprowadzani niezadowolonym spojrzeniem Hanji przepychali się i rzucali ciętymi lub niezbyt błyskotliwymi ripostami, aż w końcu przystanęli przed drążkami zawieszonymi nad oczkiem wodnym. O ile można było tak nazwać głębszą kałużę.

- Jak my to mamy przejść ze związanymi rękami? - westchnął niechętnie Eren. - Już sam twój widok mnie rozprasza, a co dopiero dotyk!

- Nie możemy tego po prostu obejść? - drugi wskazał znajdującą się metr od drabinek pustą przestrzeń.

- Teoretycznie - tak, praktycznie - zostaniemy świnkami doświadczalnymi Hanji. Wybieraj -prychnął Eren załamany głupotą przyjaciela.

- Rymy Zadymy, możecie ruszać! - usłyszeli krzyk dobiegający z odległości... jakichś trzech- czterech metrów? Ten cały turniej to była jedna wielka komedia.

Sasha i Mikasa również nie zasłynęły ze swojej szybkości, przez co już prawie czerwona ze złości Hanji przybliżyła megafon do ust.

- OSTATNI NA MECIE BĘDZIE CAŁĄ NOC SŁUCHAĆ RAPORTU Z MOICH EKSPERYMENTÓW!

Młodzi zwiadowcy błyskawicznie zmienili tempo. Ba, wręcz przypominali w tamtej chwili kadetów uciekających przed wściekłym Levi'em dzierżącym miotłę zagłady.

- Gorące Potrawy, powodzenia! - dodała jeszcze Hanji z szalonym uśmiechem i skierowała się w stronę mety.

Jean i Eren spróbowali w sposób tradycyjny. Zaczęli niezbyt zgranie przeciągać się z jednego drążka na drugi, zabawnie machając nogami. Zadania zdecydowanie nie ułatwiały skrępowane dłonie i kostki oraz pełne chłodnej wściekłości spojrzenia Levi'a kierowane w kierunku chłopaka z wadą twarzy.

Blask Wrzask i Gorące Słońce wykazały się nieco bardziej rozwiniętym mózgiem i zdobywając prowadzenie, wspięły się na drabinki, idąc po drążkach zamiast na nich wisieć.

Levi i Ymir z kolei, na końcu co prawda, pokonali drabinki zwyczajnie je obchodząc. Po co się wysilać i jeszcze bardziej uwydatniać różnice wzrostu?

Kolejnym etapem ułożonego na kolanie wyzwania było rozwidlenie dróg i zagadka, która najprawdopodobniej miała pomóc wybrać zawodnikom drogę. Znajdowała się ona na starym dębie zamieszkiwanym przez pewną parę ptaków, wiekowo zapewne zbliżonych do ich domu, która każdego dnia urządzała skrzekliwy koncert na temat tego, jak późny był powrót małżonka. Następnie przechodzili do rzeczy zupełnie niezwiązanych z tym tematem, ale przechodząc do meritum, ich śpiew raczej nie należał do tych przyjemnie pieszczących uszy.

- Gorszego miejsca Hanji wybrać nie mogła? - spytała Sasha Mikasy po dotarciu do szerokiego pnia. Dziewczyna w odpowiedzi szybko chwyciła jedną z trzech kartek przeczepionych do drzewa i oddaliła je na bezpieczną odległość. Druga dziewczyna w tym czasie zaczęła intensywnie pociągać nosem, wyczuwając znajomy zapach.

- Mikasa, w lewo! - krzyknęła i szarpnęła bruntką tak, że żółta karteczka wypadła jej z rąk.

- Na miotłę skarlałego pedanta, Sasha, co ty robisz?! - krzyknęła ze zdenerwowaniem, gdy dziewczyna niczym pies gończy zaczęła biec we wskazaną stronę. Dziewczyna siłą zatrzymała koleżankę i położyła jej dłoń na ramieniu. To co w nich dostrzegła nie mogło skończyć się dla nich dobrze.

- Pieczone ziemniaki! - krzyknęła jeszcze szatynka, nim zaczęła ciągnąć Mikasę niczym bezwładną marionetkę ku obranemu celowi. Głowa brunetki latała podczas szalonego sprintu na wszystkie strony, a oczy wyrażały jedynie chęć okrutnego mordu, ale była to jedna z niewielu sytuacji, w których nawet Ackermann nie mogła nic poradzić. Ponieważ jak to mówią: są rzeczy ważne, ważniejsze i pieczone ziemniaki.

Drudzy do drzewa dotarli, kłócący się równie zaciekle jak wspomniene ptaki, Brudna Deszczówka i Przysadzisty Grad.

- Musisz mieć taką grubą tę łapę?!

- Lepsze to niż końska morda, idioto!

Jean przystanął pod drzewem i spojrzał krytycznym wzrokiem na ptaki zakłócające WSPÓLNĄ ciszę. Cóż za brak kultury.

- Wiesz co, Jaeger, ja już chyba wiem, czemu ty ciągle nawijasz o mojej "końskiej mordzie" - rzekł zgryźliwe, wykonując palcami cudzysłów.

- Bo ją masz - prychnął szatyn, patrząc na wciąż widoczne plecy dziewczyn.

- Nie! - wkurzył się Kirschtein, który miał już szczerze dość tych kłamstw. - Po prostu nie masz żadnego innego argumentu! Wciąż tylko "koniomordy", "konia twarz, "morda końska" i w kółko, i w kółko! Skończyły ci się pomysły! - krzyknął i uśmiechnął się z satysfakcją, gdy Jaeger zamilkł na chwilę.

Ma się tę moc.

- Chciałbyś - prychnął w końcu, gdy Jean już czytał karteczkę. - Leniwa klucho.

- "Napisz swoją przyszłość"? - przeczytał wyższy, ignorując słowa Jaegera. I tak wiedział, że wygrał ich sprzeczkę. Znowu.

- Nie traćmy czasu na gierki Hanji. Po prostu idźmy w prawo.

- W prawo? Przecież dziewczyny pobiegły w lewo, a one mają na pewno więcej oleju w głowie niż ty - prychnął Kirschtein unosząc brwi w geście zwątpienia.

- Może dlatego, panie olejarzu, że ja w przeciwieństwie do ciebie nie jestem singlem i byłem już tutaj z Levi'em, więc wiem która droga gdzie prowadzi - zripostował z wrednym uśmieszkiem i już miał pociągnąć Kirschteina we wskazanym kierunku, gdy przerwał im znany głos.

- Chyba jednak powinienem was odesłać do przedszkola - chłodny ton, wprawiający serce Erena w szybsze bicie, przebił powietrze niczym błyskawica i Pogodowe Smaczki zastygły na chwilę, by patrzeć jak Levi z wrodzonym seksapilem odrywa karteczkę, czyta jej treść i obiera odpowiedni kierunek, jakby odpowiedź była tak oczywista jak głupota Connie'go.

- Mówiłem, że w prawo - burknął po chwili Eren i pociągnął przerażonego Kirschteina za sobą. Ah, może powinnam jeszcze wspomnieć, ze Levi odrywając karteczkę, zdążył posłać Jeanowi spojrzenie typu "już nie żyjesz", chociaż to dość oczywiste, bo nawet tytani nie wprawiają organizmu w taki stan.

Levi i Ymir zdążyli w tym czasie wyprzedzić ich już o kilka metrów. Nie to, że im na tym zależało, ale zwyczajnie chcieli mieć ten bezsensowny turniej już za sobą. Przynajmniej Ackermann chciał, ponieważ Ymir nie odezwała się ani razu przez cały ten czas.

"Napisz swoją przyszłość", większość osób pisze prawą ręką, a że mówi o przyszłości jest to banalnie proste. Mogłaby się Hanji bardziej wysilić.

Levi powstrzymał zmęczone westchnienie i zakręcił razem z drogą, która już szykowała dla nich kolejne wyzwanie.

- P-pomocy! - Ymir i Levi zatrzymali się gwałtownie, gdy dostrzegli wyłaniającą się z krzaków, zakrwawioną postać. Jej ubrania były poszarpane i podarte, przez co odsłaniały skórę w równie fatalnym stanie, o czym miał świadczyć wydobywający się z jej ust jęk. Niestety potrzebujący nie trafił na zbyt wrażliwych podróżnych.

- Eren, co ty odpierdalasz? - Ymir odezwała się po raz pierwszy od początku turnieju i było to zdanie wypowiedziane typowym dla niej obojętnym tonem.

Właściciel brązowych włosów i charakterystycznej koszulki z wiązaniem na wysokości obojczyków jeknął ponownie i potknął się.

Co się stało w ciągu tych dwóch minut? Przecież tuż przed chwilą widzieli chłopaka w pełni sprawnego toczącego niezbyt inteligentną dyskusję z Jeanem. Jakim cudem...?

Levi po chwilowym szoku zbliżył się do poszkodowanego i gdy był jakiś metr od niego uniósł lewą brew do góry.

- Do czego ta Hanji cię zmusiła, Moblit?

Mężczyzna westchnął cicho i podniósł głowę z rezygnacją.

- Cieszę się, że to wy jesteście na prowadzeniu, skracacie moje męki - uśmiechnął się delikatnie i wstał, by ponownie schować się w krzakach.

Ymir tylko wzruszyła ramionami i razem z Levi'em ruszyła dalej.

Moblit przeklął pod nosem, czując jak liczne gałązki wlepiają się w jego pomalowane niezidentyfikowaną mazią ciało. Dlaczego to zrobił? Po prostu nie umiał odmówić, gdy Hanji patrzyła się na niego tymi swoimi brązowymi oczkami i robiła proszącą minę. Skąd taka wariatka posiada tę umiejętność?

Ale cóż, czego nie zrobi się dla miłości.

Słysząc zbliżających się kolejnych zawodników, których znakiem rozpoznawczym były przekomarzanki, westchnął po raz ostatni i znowu wysunął się z krzaków.

- P-pomocy - jęknął słabo.

Jaeger i Kirschtein zatrzymali się i wytrzeszczyli oczy z niedowierzeniem.

- Eren, masz brata bliźniaka? - spytał w końcu Jean, przełykając głośno ślinę.

- Tego obawiałem się najbardziej... - jęknął w odpowiedzi chłopak.

- Co?

- Że Hanji wyhoduje mojego sobowtóra, ale on okaże się być zombie! - zawołał głośnym szeptem szatyn i wskazał z żywym przerażeniem na ofiarę losu.

- Że co? - zszokowany Jean zadał pytanie, a Moblit podniósłszy głowę zawtórował mu. Naprawdę Zoe zamierzała to zrobić?

- No co wy - prychnął ze śmiechem Eren, wprawiając Jeana i "sobowtóra zombie" w jeszcze większy szok. - To oczywiste, że to Moblit, nikt inny nie dałby się w to wrobić.

- A-ale... - zaczął mężczyzna, jednak porzucił pomysł mówienia czegokolwiek. Miał już dość tego dnia.

- Uprzedzając twoje pytanie widziałem jak Hanji robiła sztuczną krew - uśmiechnął się Eren z wyższością do Jeana, gdy kierowali już się w stronę mety.

- Przecież wiedziałam, że nie mówisz poważnie, pff - prychnął Kirschtein, szturchając Jaegera łokciem. Ten spojrzał na niego ze złością i zamaszystym ruchem zwrócił "prezent". Gdy przekraczali metę, żaden z nich nie wiedział już nawet, który zaczął.

- Gratuluję ukończenia kolejnego etapu! - przywitała ich megafonem Hanji, sprawiając, że obaj jednocześnie przyłożyli dłonie do uszu. - Przed wami dwa ostatnie wyzwania, a że została was tylko czwórka, rozwiązuję pary!

- W końcu! - krzyknęli równocześnie Jean i Eren, odwiązawszy szarwy, odskakując od siebie na odległość przynajmniej czterech metrów. Chociaż ich umysły dzielił najwyżej jeden.

- Dobra Hanji, oszczędź już sobie tego przedłużania - mruknął chłodno Ackermann. - Nikogo to nie obchodzi.

Kobieta uniosła brwi w geście niezrozumienia.

- Spójrz na trybuny - dodała Ymir, która widocznie przebywając tak długo z kapitanem zaczęła nadawać na podobnych falach. W sumie gdyby im się dobrze przyjrzeć, nie byli aż tak różni od siebie. Obaj oschli i obojętni na większość spraw oprócz swojego skarbu.

Zoe posłusznie przeniosła wzrok na niezbyt starannie poskładane deski i nie znalazła tam niczego interesującego. Ani śladu po jakimkolwiek zwiadowcy.

- Nawet dowódcy tu nie ma, nikt nie sprawdzi, czy to skończyłaś - dołączył się Eren, marząc o szybkim prysznicu w celu pozbycia się jakichkolwiek śladów Jeana. Co jeśli końska morda jest zaraźliwa?

- A-ale... - zaczęła szatynka walcząc z szokiem.

- Hanji - przerwał jej Levi, posyłając wyjątkowo chłodne spojrzenie.

- O nie, nie, nie - ożywiła się od razu - ja tam znowu biec nie zamierzam.

Ackermann uniósł z powątpiewaniem brwi, prawie mrożąc ją spojrzeniem. Miał teraz zupełnie inne priorytety niż bawienie się w głupie wyzwania czterookiej.

- Chociaż ostatnio kupiłam dość fajne pamiątki - uśmiechnęła się, kryjąc niepewność i zaczęła oddalać się od Levi'a.

- Przestań czterooka, dzisiaj nie twoja kolej - mruknął tylko i odwrócił się w kierunku Jaegera. Kobieta westchnęła z ulgą.

- Ja? - pisnął chłopak, nie wspominając zbyt miło swojego ostatniego maratonu.

- Nigdy więcej nie bądź partnerem Kirschteina - odparł chłodno, zmniejszając odległość między nimi. Chłopak uśmiechnął się delikatnie, widząc iskierki zazdrości w oczach ukochanego.

- A ty Ymir.

Levi milczał przez chwilę, patrząc na chłopaka, który jedynie oddychał ze spokojem. Przeniósł wzrok na jego usta, na które wkradł się zadziorny uśmiech, a następnie z powrotem na zielone oczy wypełnione wesołymi iskierkami.

- Co ty w tej chwili sugerujesz, dzieciaku?

- A ty? - Eren szybko odbił pałeczkę.

- Jaeger - wymruczał Levi z udawaną złością.

- Ackermann.

Brunet zwęził oczy, a chwilę po nim zrobił to szatyn. Następnie się pocałowali.

- Ale musicie robić to publicznie? - jęknął Kirschtein, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo niebezpieczny płomień podsyca. - Jest tyle miejsc, w których możecie się migdalić, ale przy nas?

Ackermann powoli odsunął swoją twarz od tej Jaegera, ukazując iskierki w oczach, z którymi nierozsądnie było igrać.

- Kirschtein, uciekaj.

No to co... To chyba ostatnia część, bo siedziałam nad nią najdłużej i poziom chyba nieco spadł...

Btw naprawdę losowałam te nicki i spróbujcie sobie wyobrazić moją euforię, gdy Levi został właśnie Wściekłą Papryczką xD

Szkoda tylko, że nie był razem z Erenem, ale w sumie dzięki temu wyszło nawet ciekawiej.

Miłego dnia, kochani Czytelnicy!

~ 8000

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro