Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

—Pierwszy lot samolotem?—spojrzałam ukradkiem na Aleksandra, który zajmował miejsce po mojej lewej stronie obok mnie, Zehra siedziała po mojej prawej. —Nie masz się czym stresować.—pocieszył mnie.

—Nie stresuje się.—odpowiedziałam podenerwowana. Mocniej zapiełam się pasem, za chwilę mieliśmy startować i czułam się naprawdę spięta. Aleksander spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechnął.

—Przecież widzę, dla niektórych najgorszy jest start, jednak nim się obejrzysz poczujesz się o wiele lepiej.

—Dobra, trochę się stresuję, nigdy nie latałam samolotem, na dodatek nie pociesza mnie fakt, że będziemy lecieć kilkanaście godzin. —rodzice siedzieli osobno w innym rzędzie i widziałam zadowolenie na ich twarzy, cieszyli się z tego wyjazdu, ja nie mogłam czuć tego samego.

—Co lubisz robić?—spytał. Po wycieczce do świątyni, sporo rozmawialiśmy, nie czułam się już skrępowana rozmową z nim, był dobrym słuchaczem i odpowiednią osobą do rozmów, na rozmaite tematy. Był doświadczonym mężczyzną, dużo zwiedził i zobaczył, więc rozmowa z nim nie była nudna.

—Lubię śpiewać.—odpowiedziałam i poczułam jak samolot rusza. Nie zwracałam uwagi, na głos pilota, wolałam słuchać Aleksandra. —A ty?

—Śpiewasz?—spytał zachwycony.—Musisz mi kiedyś zaśpiewać, oprócz jakichkolwiek prac siłowych, to w sumie nie wiem. —odparł zamyślony.

—Jak to?—zdziwiłam się. Rozumiem bycie Alfą i dowódcą, ciągnie za sobą dużo wad i niebezpieczeństw, jednak nie mieć  żadnego innego zajęcia czy zainteresowania, wydaję się smutne, widać, że w pełni poświęta się swojemu stadu.—Za dużo pracujesz.

—Wiesz, moim celem było zapewnienie swojej rodzinie, to co najlepsze, bycie dobrym i zwycięskim przywódcą.—momentalnie spowżniał, rodzina była dla niego najważniejsze, tak samo jak dla mnie.—Kiedyś chciałem mieć swoją rodzinę, kobietę i dzieci, które czekałyby na mnie przy bramie, wraz z innymi kobietami, gdybym wracał z wojny, jednak to marzenie nigdy się nie spełniło.

—Dlaczego nie znajdziesz sobie kobietę?—spytałam. Mój wzrok był wlepiony w jego profil. Zauważyłam, jak zaciska mocno pięści, widać, że ten temat nie należał do najprzyjemniejszych.

—Miałem dziewczynę, która była w ciąży.

—Co się stało? Zginęła?—spytałam zdziwiona.

—Dziecko było mojego Bety.

—Allah, o kötü bir kadındı. (była złą kobietą.) —spojrzałam na niego z współczuciem.

—Nie rozumiem.—zauważyłam delikatny uśmiech na jego ustach.

—Allah, jest przy tobie, nie musisz się martwić. —nawet nie zauważyłam kiedy i jak, a byliśmy już w powietrzu.

—Jesteś pierwszą kobietą, która jest ze mną naprawdę szczera i nie patrzysz na to kim jestem, dla ciebie wydaję mi się, że jestem zwykłym mężczyzną, z którym dobrze ci się rozmawia.—odpowiedział. Czułam, że potrzebował takiej rozmowy z kimś obcym, a to, że lubię pomagać innym, jest na miejscu. —Takie odnoszę wrażenie.

—Tak, jesteś doświadczony, wiele w życiu przeżyłeś i widziałeś, o wiele więcej niż ja, dlatego jesteś naprawdę dobrym rozmówcą i rozmowy z tobą są naprawdę ciekawe, w jakiś sposób inna.—oparłam głowę o siedzenie.—Wiem, że jesteś Alfą i jakie spoczywają na ciebie obowiązki, dlatego, też wiem kiedy niepowiedzieć coś niestosownego, żebyś czasem mnie nie zabił.—żazartowałam. Patrzyłam na niego jak szczerze się śmieje, tak głośno i wyraźnie, rodzice odwrócili głowę w naszą stronę i uśmiechnęli się delikatnie.

—Nigdy nie zrozbiłbym ci krzywdy, żadnej kobiecie, to nie honorowe.

—Czyli moje życie jest bezpieczne.—odpowiedziałam. W tym samym czasie podeszła do naszego rzędu jedna z delt, pytając o jedzenie czy picie. Jednak ani ja, ani Aleksander, niczego nie potrzebowaliśmy. Byłam tak bardzo zafascynowana rozmową z nim, że kompletnie zapomniałam o swojej przyjaciółce.

—Często się przemieniasz?—spytał.

—Zazwyczaj wieczorami, po ostatniej modlitwie, czasem potrzebuje naprawdę długiego biegu, aby zmęczyć swoją wilczyce.

—Wczoraj, razem z twoim ojcem, poszliśmy na zwiady i widzieliśmy zgromadzenie wilków, na środku stała para, a wokół nich pełno innych wilkołaków, to jakiś rytuał?—spytał.

—Ślub, najpierw rodzice partnera, przysyłają kogoś, aby powiadomił rodzinę dziewczyny, o zamiarach zorganizowania ślubu, potem rodzice dziewczyny odpowiadają im w ten sam sposób, potem gdy rodziny się spotykają i uzgadniają pewne kwestie, pytają panne młodą o zgodę, gdy już się zgodzi, wszyscy zasiadają do stołu i panna młoda przygotowuję dla Pana młodego kawę, jednak zamiast cukru, daję sporą ilość soli, jeżeli narzeczony wypije kawę bez skrzywienia, oznacza to, że będzie dobrym mężem.—wyjaśniłam.
—Potem odbywa się ceremonia umowy i zaręczyn, rodzina Pana młodego wysyła swojej przyszłej synowej prezent i potem odbywają się zaręczyny, para dostaję mnóstwo prezentów, panna młoda, dostaję głowny prezent od matki swojego przyszłego męża i na koniec ubierają narzeczoną w złoto zakrywając ręcę, plecy, szyję i nadgarstki.

—Kawa z solą?—spytał niedowierzając.

—Tak i to bez skrzywienia.—dodałam śmiejąc się.

—Nie dałbym rady i pobieracie się w wilczej postaci?—spytał.

—Już po ślubie, cała rodzina idzie z małżeństwem, do lasu. Młodzi stają na środku, na szyji wilczycy wiązana jest czerwona wstażka, samica opiera łep o pierś samca, całkowicie mu się poddając, trzyma łep w dół, w międzyczasie ich rodziny kładą u ich łap, upolowane zwierzęta i składają im życzenia, samica cały czas musi opierać się o samca, dopóki rodzina nie skończy.—odpwiedziałam.—Po wszystkim, młodzi zostają sami zjadają to co dostali w prezencie i biegną do pobliskiej polany oddając sobie siebie w świetle księżyca.

Widziałam na twarzy Aleksandra zafascynowanie, wydawało mi się, że jemu naprawdę podobają się rozmowy ze mną, nie udaje, że mnie słucha i nie przytakuje, za każdym razem, gdy coś powiem. On naprawdę mnie słucha i szanuje swojego rozmówce, sam też, zadaje bardzo ciekawe pytania, które rozwijają nasz temat.

—Mirayo, to bardzo ciekawe, mam nadzieję, że zaprosisz mnie na swój ślub, abym mógł zobaczyć to wszystko. —odpowiedział. Patrzyłam jak jego zimne jak lód oczy, świecą się z zafascynowana. —Upoluję ci, najlepszą sarnę.

—Może kiedyś. —odpowiedziałam.

—Mnie wcale tu nie ma.—zażartowała Zehra, patrząc w naszą stronę z szerokim uśmiechem.

—Wybacz.—Aleksander posłał jej delikatny uśmiech. —Nie chciałem, zabierać ci przyjaciółki.

—Ależ spokojnie, mogę się podzielić.—odpowiedziała, patrząc  na mnie znacząco.—Prawda, Mirayo?—czy mówiłam już, że moja przyjaciółka jest naprawdę bezczelna. Nie odpowiedziałam, chciałam już, wylądować i zobaczyć teren mojego towarzysza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro