9
- A męża Pani ma? – mężczyzna spojrzał na mnie wyraźnie zainteresowany kiedy usiłowałam skupić się na prawidłowym założeniu wenflonu
- Proszę przez chwilę nic nie mówić, chciałabym się skupić – odparłam szybko wbijając igłę w jego żyłę na co syknął głośno – Przepraszam.
Na pewno wyczuł sarkazm, którym przepełnione było to jedno słowo. Po kilku minutach skończyłam wykonywać swoje zadanie szybko zdejmując rękawiczki i dezynfekując ręce by móc jak najszybciej wydostać się z tej sali. Nie było nic w próbujących podrywać pielęgniarki pacjentach, w zasadzie musiałam przyznać, że często było to nawet miłe, jednak kiedy trafiła się ktoś tak nachalny, że był gotowy złapać kobietę za tyłek widząc, że ona wyraźnie sobie tego nie życzyła nie było tak miło. Ten pacjent zdecydowanie był takim typem. Doszłam do takiego wniosku dosłownie po chwili od momentu wejścia do jego sali. Zresztą, że inne dziewczyny już kilkukrotnie o nim wspominały. Bez słowa opuściłam pomieszczenie kierując się do kolejnej sali. Piątki i poniedziałki zawsze były najtrudniejsze, pomijając oczywiście okres świąteczny i przedświąteczny, bo wtedy w szpitalach miał miejsce istny cyrk, jednak przed weekendem i w trakcie jego trwania ludzie również mieli przeróżna pomysłu przez które później trafili na SOR. Dopóki nie zostałam pielęgniarką nie miałam świadomości ludzkiej głupoty, jednak wystarczyło mi kilka dnia na oddziale ratunkowym, żeby się przekonać jak pomysłowi potrafią być ludzie.
- Hannah, mógłbym Cię prosić? – skierowałam wzrok w stronę drzwi pomieszczenia szybko przepraszając pacjentkę i wychodząc z sali za mężczyzną
- O co chodzi? – spytałam chowając dłonie do kieszeni białego fartucha, który miałam na sobie
Doktor Lucas Anderson, który od początku mojej pracy tutaj pełnił funkcję ordynatora oddziału interny, na którym dzisiaj wylądowałam był niesamowicie przystojnym mężczyzną. Miał trzydzieści lat, nie wiadomo jakim cudem był singlem, a każda pacjentka na oddziale udawała, że pilnie potrzebuje ratunku kiedy tylko widziała go na korytarzu.
- Pacjent z trójki zgłosił, że celowo źle wkułaś mu wenflon – oznajmił krzyżując ramiona na piersi na co skrzywiłam z niezrozumieniem brwi
- Dobrze założyłam wenflon – kiwnęłam głową jakbym sama siebie chciała o tym przekonać
- Wiem, sprawdziłem.
- W takim razie w czym problem?
- Stwierdził, że jesteś oschła i celowo sprawiłaś mu ból. Obiło mi się coś o uszy na jego temat. Zrobił ci coś?
- Nie, zagadywał tylko – wzruszyłam ramionami – Nic mu nie zrobiłam, tylko wbiłam trochę mocniej igłę, żeby go zabolało.
- Napiszę tak w raporcie – zaśmiał się klepiąc mnie dłonią po ramieniu – Dobrze zrobiłaś. Napiszę w raporcie, że podrywał pielęgniarki, nie narobi ci problemów.
- Dzięki – odparłam z lekkim uśmiechem
- Nie ma za co, wracaj do pacjentów – powiedział poprawiając stetoskop na szyi po czym skierował się w stronę swojego gabinetu – A i dzisiaj wcześniej kończycie zmianę. Nie wiem czy słyszałaś.
- Nie słyszałam – odpowiedziałam zaskoczona
- To już wiesz – powiedział odwracając się jeszcze na chwilę – I nie zbliżaj się do tego gościa, wyślemy do niego kogoś innego.
- Jasne, dziękuję.
Tak jak powiedział mężczyzna dyżur skończyłyśmy godzinę wcześniej niż było to planowane. Z Zadowoleniem opuściłam szpital kierując się do najbliższej stacji metra, które jak zawsze było zapełnione tłumem ludzi. Nie było co się dziwić, zaczynały się godziny szczytu, więc ludzie pracujący na poranne zmiany właśnie kończyli pracę, a ci na późniejsze właśnie do niej jechali. Tłumy nie były więc szokiem, jednak nie zmieniało to faktu, że stanie w takim ścisku podczas masz wrażenie, że z każdej strony ktoś cię dotyka nie należało do szczególnie przyjemnych doświadczeń.
Stacja metra znajdowała się bardzo blisko przedszkola Noah. Tak naprawdę miałam do przejścia niecałe pięćset metrów, żeby usłyszeć piski bawiących się w parku za budynkiem dzieci. Zmuszona przerwać zabawę w chowanego odebrałam syna ciesząc się, że nie będę musiała czekać aż się przebierze. Sprawdziłam tylko w szatni czy nie zostawił swoich rzeczy na samym środku, gdy przebierał się do wyjścia na dwór, a kiedy zobaczyłam, że najwyraźniej opiekunka zadbała o początek złapałam chłopca za rączkę opuszczając przedszkole.
- Mamo? – spytał nagle Noah przerywając swój długi monolog na temat tego co działo się przez cały dzień – A czy ja mam tatę?
Przełknęłam głośno ślinę, a przez chwilę nawet się nią zachłysnęłam. Odkaszlnęłam głośno starając się zebrać myśli, żeby odpowiedzieć synowi, jednak zatkało mnie na tyle, że nie byłam w stanie czegokolwiek z siebie wydusić.
- No bo po Jake'a dzisiaj przyszedł jego tata, po Bena też – wyjaśnił po chwili – A po mnie nigdy mój tata nie przyszedł. Mam tatę, prawda? Pani mówiła, że każdy ma tatę.
- Oczywiście, że masz tatę.
- To gdzie on jest?
Odetchnęłam ulgą widząc najlepszego kolegę małego, który biegł w naszym kierunku, a zaraz za nim podążała jego matka z wykończonym wyrazem twarzy. Noah tak jakby zapomniał o swoim pytanie ruszył biegiem w jego stronę, a kiedy stanęli obok siebie wspólnie podjęli decyzję o biegu w stronę placu zabaw. Uśmiechnęłam się w kierunku Katie, która zdyszana się ze mną przywitała.
Podążyłyśmy za dziećmi zajmując miejsca na jednej z ławek przy placu zabaw i zaczynając rozmowę jednocześnie obserwując bawiące się dzieci. Mimo, że kobieta opowiadała o swoim talencie kucharskim, który zaczęła ostatnio rozwijać nie mogłam skupić się na żadnym jej słowie myśląc tylko i wyłącznie o słowach Noah. Czy naprawdę akurat w momencie, w którym do naszego życia znikąd powrócił Nicholas mały musiał zacząć pytać o ojca? Dlaczego tu musiało się pokryć? Oczywiście, że jeżeli już coś miało się zawalić to wszystko naraz, przecież nie mogło być inaczej.
- Masz minę jakbyś trupa zobaczyła – uznała Lily kiedy trzymając siatkę z zakupami weszłam do mieszkania
Zaraz za mną pojawił się Noah mocno trzymając opakowanie papieru toaletowego. Rzucił to co trzymał na podłogę w przedpokoju i nawet nie trudząc się zdejmowaniem butów biegiem ruszył do pokoju.
- Co się stało? – spytała dziewczyna podchodząc do mnie i zabierając ode mnie reklamówkę
- Noah spytał o ojca – odparłam podnosząc papier toaletowy po czym zdjęłam buty zostawiając je przy drzwiach wejściowych
- Nie żartuj.
- Chciałabym żartować, naprawdę – westchnęłam – Spytał czy ma tatę i gdzie jest.
- O ja pierdole. Wszystko naraz. I on i Nicholas. Myślisz, że go podpuścił?
- Kto? – spojrzałam na nią zdezorientowana jej pytaniem
- No Nick Noah – wyjaśniła – Jak wtedy gadali w sklepie. Myślisz, że wspomniał mu coś?
- Nie, co miałby mu wspomnieć? – odparłam zdecydowanie – Przecież nie wie, że Noah jest jego synem.
- No niby tak, ale wiesz.
- To musiało kiedyś się stać – stwierdziłam zaczynając rozpakowywać zakupy – Wszystkich z przedszkola odbiera tata, a Noah chyba nigdy nie słyszał tego słowa. Wiedziałam, że kiedyś zapyta, ale nie sądziłam, że tak szybko.
- I to w tym samym czasie co Nick zaczyna wypytywać o niego.
- Dokładnie. Ale zapomniał już o tym, więcej nie zapytał.
- Ale zapyta, na pewno zapyta, a wtedy musisz jakoś mu odpowiedzieć. Tak samo jak Nick zapyta, jemu też będziesz musiała coś odpowiedzieć. Trzeba wymyślić dobrą ściemę dla trzylatka i trzydziestolatka. Od którego zaczynamy?
- Jakie jest prawdopodobieństwo, że Nick nie spyta w ogóle o Noah?
- Nie mam pojęcia – wzruszyła z niewiedzą ramionami – Jestem ciekawa czy wpadł na taki pomysł w ogóle.
- Nie uwierzył, że to mój chrześniak. W dodatku kłamałam jak z nut, a on to widział. Po co miałabym kłamać gdyby mały naprawdę był moim chrześniakiem? Myślę, że wie, że coś ukrywam, pytanie tylko czy wpadnie na to, że chodzi o dziecko.
- Szczerze? – oparła się o blat zaprzestając wyciągania kolejnych produktów z reklamówki – Myślę, że bez powodu nie chciałby spotykać się z laską, która złamała mu serce, bez konkretnego powodu trzeba dodać. Na bank ma do ciebie jakiś interes. Pytanie jest tylko jaki. Raczej nie chce znowu cię oczarować i w sobie rozkochać po tym co mu zrobiłaś.
- Nie pomagasz.
- Mówię co myślę. Tak zmiażdżyłaś jego męską dumę, że na pewno kilka lat później nie proponowałby ci spokojnego spotkania na kawkę. Zresztą, że nie wyglądał na kogoś kto nie miałby do ciebie żadnych wyrzutów.
- Na jego miejscu też miałabym wyrzuty – stwierdziłam – Zachowałam się jak suka, ale to już wiem, nie musisz mi ciągle tego powtarzać.
- Ja ci tylko mówię jak jest moim zdaniem. Podejrzane mi się to wydaje. Zresztą, że tak jak ci mówiłam, chłop jest rozchwytywany na prawo i lewo, więc raczej nie oglądał by się za swoją byłą, która bez powodu kopnęła go w dupę. A ta cała Olivia to ta, z którą był wtedy na zakupach.
- Skąd wiesz? – zamknęłam lodówkę po włożeniu kartonu z mlekiem na półkę w drzwiach
- Dopytałam dzisiaj – odparła jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie – Mojej dobrej koleżanki, nie martw się, nikomu nie nagada. Zresztą nawet jeśli, teraz już nie masz nic do stracenia.
- I czego jeszcze się dowiedziałaś?
- Że razem mieszkają - Wytrzeszczyłam wzrok posyłając przyjaciółce niedowierzające spojrzenie. – Ona jest jakąś sekretarką czy tam asystentką.
- Czyli ma dziewczynę.
- To, że z nią mieszka nie znaczy, że są razem.
Spojrzałam na nią błagalnie chowając włóknianą torbę do szafki, żeby móc użyć jej przy okazji kolejnych zakupów.
- On więcej czasu niż w domu spędza w hotelach, więc to w sumie nie ma żadnego znaczenia.
- Czemu w ogóle zeszłaś na temat tej laski? Chodzi mi tylko o to, żeby nie dowiedział się, że nie powiedziałam mu, że ma dziecko. Mam w dupie czy ma laskę czy nie.
- Przede wszystkim powinnaś się uspokoić – uznała – Jak się z nim spotkasz i wyskoczysz taka spanikowana to na pewno nie zobaczy, że ściemniasz. Wyglądasz jakby ktoś kazał ci ukraść pięć milionów dla okupu i nikomu o tym nie mówić, a przecież to jest tylko ojciec twojego dziecka, który zasługuje na to, żeby o nim wiedzieć!
- Znowu zaczynasz? – westchnęłam wychodząc z kuchni
- Noah powinien mieć ojca, doskonale o tym wiesz. Zresztą, widziałaś jak gadał z Nickiem. Z nikim poza twoim ojcem tak nie rozmawiał, a przecież widział go pierwszy raz w życiu! On jest do niego tak podobny, że nikt się z nim nie dogada tak dobrze jak on.
- Co to ma do rzeczy?
- No całkiem sporo. Powinnaś powiedzieć im obydwu, bo jak kiedyś sami się dowiedzą, stracisz i syna i faceta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro