Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4

- O ja pierdziu - jęknęła Lily kiedy tylko następnego dnia podniosła powieki - Ja pitole, zaraz pęknie mi łeb.

- Za dwie godziny zaczynasz szkolenie - oznajmiłam podając jej szklankę z wodą i tabletki przeciwbólowe

- Nie gadaj - spojrzała na mnie błagalnie - Przecież jest sobota.

- Według twojego rozkładu to nie jest dzień wolny - stwierdziłam ze współczującym uśmiechem - Chyba będziesz musiała na kacu udać się na szkolenie.

- Ja nie mogę - opadła z powrotem szybko się krzywiąc - Zachciało mi się imprezowania i pracowania. Przecież jak znowu nas wsadzą do tej tuby to moja mózgownica tego nie wytrzyma. Normalnie wybuchnie, jestem pewna. Jak bardzo czuć ode mnie wódę?

- Trochę czuć - uznałam ze zdecydowaniem - Trochę bardzo.

- Jezu, i co ja mam teraz wstać i iść na to szkolenie? - jęknęła ze swojego losu przecierając wycieńczoną twarz dłońmi - Przecież ja wyglądam jak zombie. Bardziej jak chora czy skacowana?

- Jakby nie patrzeć można to połączyć - stwierdziłam - Ale bardziej jak masakrycznie skacowana po ostrym melanżu.

- O nie - ponownie wydała z siebie jęk, bardzo głośny jęk - Skoro obudziłam się we własnym łóżku wnioskuję, że nie poszłam z żadnym typem do łóżka?

- Nie, spokojnie - uspokoiłam ją - Przynajmniej tak mi się wydaje. Raz poszłaś sama do toalety.

Dziewczyna uderzyła mnie poduszką wywołując mój śmiech. Podniosłam się z jej łóżka oznajmiając, żeby wstała, bo kończę robić śniadanie. Dawno nie spożywałyśmy posiłku we dwie i to w dodatku w takiej ciszy. Lily miała tak ogromnego kaca, że drażnił ją każdy dźwięk i naprawdę zastanawiałam się jak zdoła wysiedzieć te kilka lub nawet kilkanaście godzin na szkoleniu. Zdecydowanie tego nie przemyślała.

- Czy jak zadzwonię i powiem, że jestem chora to pozwolą mi nie przychodzić? - odezwała się nagle wyraźnie się nad tym zastanawiając - Bo teoretycznie jestem chora. I to bardzo poważnie. Można to zaliczyć pod migrenę?

- Raczej średnio - uznałam - I raczej nie pozwolą ci nie przyjść. Musiałabyś jakoś to odrabiać.

- Miałam nadzieję, że mnie pocieszysz - oznajmiła zawiedziona połykając kolejną tabletkę na ból głowy - Normalnie czuję jak mnie rozsadza od środka. Ile ja wypiłam? Przecież mam mocny łeb.

- Wypiłaś dużo, naprawdę dużo - zaśmiałam się - Ale i tak kontaktowałaś i nikogo nie obrzygałaś. W zasadzie twoje upojenie objawia się tylko tym, że dzisiaj cierpisz.

- A ty co tak nagle uciekłaś do łazienki? - spytała po chwili ciszy, by jej mózg mógł odpocząć i przygotować się na kolejne dźwięki

- Kiedy? - spojrzałam na nią udając, że nie wiem o czym mówi

- O tej godzinie jeszcze zwracałam uwagę na to co się dzieje dookoła - przechyliła głowę lekko się krzywiąc - Zobaczyłaś potencjalnego kandydata na męża i uciekłaś?

- Wydawało mi się, że widziałam... - zaczęłam, jednak musiałam przełknąć ślinę, żeby to powiedzieć - Nicka. Wydawało mi się, że widziałam Nicka.

- Dziwne - uznała krzywiąc brwi - Bo mi też się wydawało, że go widziałam. W sensie nie jestem pewna czy to on, bo trochę inaczej go zapamiętałam, zresztą było ciemno i mogłam mieć ostre halucynacje, ale coś mówiło mi, że to on.

- Jeżeli ty też go widziałaś to nie miałam zwidów - stwierdziłam przecierając twarz dłońmi - To na pewno był on, wszędzie bym go poznała. Gapiłam się na niego jak głupia, a on chyba mnie widział.

- Nie dziwię się, że się gapiłaś - oznajmiła całkowicie poważnie - Nie byłaś jedna. Wygląda jeszcze lepiej niż jak z nim chodziłaś.

- Mam nadzieję, że to był tylko przypadek - westchnęłam upijając łyk herbaty z kubka - Nigdy nie pomyślałabym, że spotkam go w klubie.

- Myślę, że on też - spojrzałam na nią błagalnie - Z tego co kojarzę nienawidzisz imprez nawet bardziej niż on. Ej właśnie, czy on dalej jest pilotem?

- Nie mam pojęcia - wzruszyłam ramionami - Pewnie tak, ale piloci raczej nie mają czasu na bujanie się po klubach.

- Ah ci seksowni piloci - mruknęła pod nosem - Ostatnio często o nich słyszę, chociaż w tym przypadku to by się zgadzało.

- Przestań - powiedziałam błagalnie - Miałam nadzieję, że wyjechał z Chicago. Miał dostać przydział gdzieś za granicą.

- Najwyraźniej jest zbyt cenny - stwierdziła - Wszystkich beznadziejnych wysyłają za granice. Jak chcesz mogę o niego popytać.

- Nie, lepiej nie. To był przypadek, nigdy więcej go nie spotkam. Nie mogę go więcej spotkać - zaprzeczyłam szybko sama sobie - A co jak pozna prawdę?

- Wtedy w sumie byłoby najlepiej - uznała dziewczyna - To dalej jest nie fair wobec niego.

- Gadałyśmy o tym miliard razy - przypomniałam

- Wiem, ale mimo wszystko ma prawo wiedzieć o swoim dziecku. Jeszcze jakby się go wyrzekł czy coś, ale ty nawet mu o tym nie powiedziałaś.

- Dla dobra wszystkich.

Podniosłam się z krzesła szybko zbierając talerze by schować je do zmywarki. Lily patrzyła na mnie z troską z pewnością chcąc mi pomóc, jednak jej głowa wyraźnie jej na to nie pozwalała.

- Przepraszam, nie chciałam znowu o tym gadać - odezwała się po chwili ciszy - Ale uważam, że na to nie zasłużył.

- Masz do tego prawo - odpowiedziałam zamykając zmywarkę po czym oparłam się o blat kuchenny - Ale minęły już prawie cztery lata, nie ma sensu tego roztrząsać. Nawet nie mamy stuprocentowej pewności, że to był on.

- A co jak mały zacznie pytać o ojca?

- Nie wiem, coś wymyślimy - wzruszyłam ramionami - Dopóki nie pyta nie chcę się tym martwić.

- Hanna, ja po prostu czuję, że to kiedyś wyjdzie na jaw i nie będziesz mogła sobie tego wybaczyć. Nickowi odebrałaś syna, a Noah ojca.

- I tak by go nie chciał - uznałam - Chyba lepiej, że odeszłam sama niż miałabym czekać aż powie, że ma mnie w dupie i sam mnie wykopie na bruk.

- Skąd wiesz, że by go nie chciał? To dorosły facet, chyba zdołałby wziąć to na klatę.

- Myślisz, że chciałby dziecka podczas gdy miał szansę podpisać świetny kontrakt? Raczej nie.

- Tego nie wiesz.

- Skończmy ten temat, proszę.

- Jak chcesz - westchnęła dziewczyna - Chyba muszę zacząć się ogarniać.

- Chyba tak - potwierdziłam spoglądając na zegarek, który pokazywał, że do rozpoczęcia szkolenia pozostało jej zaledwie półtorej godziny, a tym prawie godzina dojazdu i czasu podczas, którego musi już być na miejscu

- Ile ci jeszcze zostało tego szkolenia? - kilka minut później weszłam do łazienki krzyżując ręce na piersi

- Tydzień z kawałkiem - odparłam dziewczyna dosłownie warcząc na wsuwkę, która nie chciała utrzymać jej typowego dla stewardess koka - Nie sądziłam, że najtrudniejsze w zostaniu stewardessą będzie robienie tych całych koków.

- Siadaj - zaśmiałam się sięgając po szczotkę, zaś ona posłusznie zajęła miejsce na wannie głośno jęcząc jak to ją boli głowa

- Mogłam tyle nie pić.

- Naprawdę? - zaśmiałam się na co brunetka dźgnęła mnie łokciem w nogę

- O której odbierasz Noah?

- Po pracy po niego pojadę - odparłam wpinając kolejną wsuwkę w koka - Czy naprawdę musicie mieć dokładnie takiego koka?

- Ta - prychnęła pokazując mi zdjęcie na ekranie telefonu - Czaisz, że to jest w umowie? Tak samo jak mam mieć dokładnie takie same buty jak wszystkie pozostałe laski. I czerwoną pomadkę na ustach. Chyba mamy wyglądać jak walone klony.

- Skończone - oznajmiłam sięgając po lakier by dopełnić nim fryzurę

- Czy będziesz każdego dnia wstawać razem ze mną żeby mnie uczesać?

- Zapomnij - prychnęłam odstawiając lakier na miejsce po czym opuściłam pomieszczenie

- No tak - westchnęła zrezygnowana - Mogłam się tego spodziewać.

- Mogę cię nauczyć, ale na pewno nie będę wstawać o tych nieludzkich godzinach - oznajmiłam wchodząc do swojego pokoju, żeby otworzyć szafę i rozejrzeć się za strojem na dziś

- Nie chcę tam iść - uznała dziewczyna znikąd pojawiając się w pomieszczeniu i przewracając się na łóżko - Gdzieś to mam, nie idę.

- Wiesz, że musisz - spojrzałam na nią kątem oka by zaśmiać się na dźwięk jej kolejnego jęku

- Na co mi to było? Naprawdę mam nadzieję, że nie będzie dzisiaj żadnej symulacji, bo w takim stanie rzyganie będzie optymistyczną reakcją mojego organizmu.

- Bądź dobrej myśli - powiedziałam w końcu wyciągając ubrania z szafy - Tymczasem wybacz, ale ja także muszę iść do pracy.

- Dlaczego ludzie muszą pracować? Nie moglibyśmy po prostu leżeć i pachnieć, a pieniądze wisiałyby na drzewach? Tak zamiast liści. Dlaczego nikt tak nie zaprojektował świata?

- Wali ci - uznałam z przekonaniem - Wstawaj i idź się ubierać, bo naprawdę nie zdążysz.

- Może mnie wywalą i nie będę musiała pracować. Jednak jestem na to zbyt leniwa.

- Do pokoju, już! - zaśmiałam się wyciągając do niej ręce by pomóc jej się podnieść na co znowu głośno jęknęła ciągnąc mnie do siebie przez co wylądowałam tuż obok niej



***

Wszystkie opinie mile widziane.

Buziaki :*


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro