Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25

Hannah

Obserwowałam jak Nick się przebiera o dziwo nie zastanawiając się nad wyglądem jego ciała, a nad wszystkim co powiedział. Jakby nie patrzeć wyjaśnianie trzyletniemu dziecku, że mama nie powiedziała tacie o jego istnieniu, bo bała się, że kopnie ją w dupę nie miało zbytniego sensu. Noah i tak nic by z tego nie zrozumiał poza tym, że to ja odebrałam mu ojca. O ile to by zrozumiał. Dlatego nie musieliśmy mu mówić. Miałam ogromną nadzieję, że będzie po prostu cieszył się tym, że ma ojca i nie będzie zadawał pytań. Nie czułam się z tym dobrze, ale był za mały, żeby wszystko zrozumieć. Obiecałam sobie, że jeżeli kiedyś jak będzie starszy mnie o to zapyta to mu powiem. Powiem mu całą prawdę, ale na razie nie miało to najmniejszego sensu.

Podskoczyłam kiedy Nicholas pstryknął mi palcami tuż przed twarzą. Zaśmiał się kierując na mnie pytające spojrzenie.

- Nad czym tak myślisz? – spytał nalewając wody do szklanki

- Nad wszystkim – odparłam – Jak to będzie wyglądało? Noah będzie mieszkał ze mną, od razu ci mówię.

- Hannah, jestem w domu raz na dwa tygodnie – odparł – Nie mógłby ze mną mieszkać, więc o to nie musisz się martwić. Damy radę.

- Pójdę już – oznajmiłam podnosząc się z łóżka – Noah nie może za długo być sam.

- Nic mu nie będzie – uznał mężczyzna – Tu naprawdę wszystko słychać. Wiem z doświadczenia.

- Dlaczego na tym piętrze nie ma innych ludzi? – spojrzałam na niego pytająco – To piętro dla pilotów?

Skinął głową co w sumie wiele wyjaśniało. Nie minęłam się jeszcze na korytarzu z ani jedną osobą.

- Ten pokój to mój drugi dom – zaśmiał się

- To w sumie... dobijające.

- Jeśli jesteś singlem, który ma na wszystko i wszystkich wyjebane nie aż tak bardzo, ale dla kogoś ze zobowiązaniami rzeczywiście może być dobijające. Zmienię rozkład lotów, będę częściej w Chicago, nie martw się.

- Jeżeli już się pojawiłeś musisz być dla niego tatą, a nie sporadycznie pojawiającym się ojcem.

- Wiem – dopił resztę wody po czym odstawił szklankę na stolik – Ogarnę to. Zawsze mogę zamienić loty na średniodystansowe albo wziąć wszystkie najdłuższe, żeby po powrocie mieć tydzień wolnego. Coś wymyślę.

- Skąd wziąłeś mundur? – rzuciłam nagle na co skrzywił brwi – Dzisiaj w nocy. Przywiozłeś ze sobą?

- Jesteśmy w hotelu z częścią należącą do linii lotniczych – przypomniał – Znaleźć tutaj mundur to nie problem.

- Ale nie miałeś czapki.

- Nie noszę czapki.

- Bo?

- Bo wyglądam jak przygłup.

Zaśmiałam się na jego słowa co również uczynił.

- Kiedyś nosiłeś.

- Bo tak miałem zapisane w umowie o pracę – wzruszył ramionami – Teraz sam piszę swoją umowę i nie znalazł się w niej podpunkt dotyczący noszenia tej kiczowatej czapki.

- Ciekawie – uznałam

- Niezmiernie.

- Naprawdę muszę już iść.

Przeszłam obok niego, jednak złapał mnie za przedramię zatrzymując w miejscu. Spojrzałam na niego zdziwiona na co lekko mnie pociągnął sprawiając, że stanęliśmy twarzą w twarz. No dobra, dopiero jak odchyliłam głowę stanęliśmy prawie twarzą w twarz.

- Coś jeszcze? – odezwałam się w końcu chcąc uniknąć krępującej ciszy, która zapanowała

- Hannah, naprawdę ci dziękuję, wiem jakie to dla ciebie trudne.

Uśmiechnęłam się lekko. Po chwili mnie puścił dzięki czemu mogłam opuścić pokój i wrócić do siebie. Zapaliłam stojącą na szafce nocnej lampkę i upewniłam się, że z moim synem wszystko w porządku po czym się wykąpałam i zatopiłam pod kołdrę tuż obok niego. Oczywiście jak zawsze nie pozostało mi zbyt dużo miejsca, bo mój syn mimo, iż rozmiarami był niewielki potrafił zająć ogromną powierzchnię.

Poranek zaczął się bardzo typowo. Zdecydowanie za wcześnie poczułam szarpanie za włosy i coraz głośniejsze podchody Noah do obudzenia mnie. Kiedy w końcu byłam w stanie się odezwać wymamrotałam, że jeszcze kilka minut mały zwlókł się z łóżka i nie zamykając za sobą drzwi opuścił pokój nawet nie wiem jakim cudem dosięgając klamki. Poszedł do Nicka i to do niego zaczął się dobijać. W przeciwieństwie do mnie od razu wstał, żeby mu otworzyć i z przyjemnością dotrzymał towarzystwa dopóki nie wstałam. Mogłabym się do tego przyzwyczaić.

Siedząc przy śniadaniu wręcz zwijałam się ze śmiechu podobnie jak Nicholas oraz Noah. Wszyscy śmialiśmy się do rozpuku przywołując ciekawskie spojrzenia innych gości hotelu oraz kelnerów, którzy kilka razy upewniali się, że niczego nam nie brakuje. Dopiero kiedy zdołaliśmy zająć się jedzeniem zdałam sobie sprawę, że tak mogłoby być zawsze.

- Kogo ja widzę? – przełknęłam szybko kawałek naleśnika kierując zdezorientowane spojrzenie na ubranego w mundur pilota, bo jakżeby inaczej, blondyna

- Wszędzie za mną trafisz – Nicholas ze zrezygnowaniem i rozbawieniem jednocześnie podniósł się z miejsca – Co tu robisz?

- Zastępstwo – odparł blondyn – Standard.

Nick odsunął się na bok zupełnie jakby chciał mnie odsłonić.

- Hannah, to Caleb, mój kolega, Caleb to Hannah – wyrecytował szybko zdecydowanie czując zakłopotane

- Caleb jestem – pilot wyciągnął dłoń w moją stronę na co szybko ją uścisnęłam wcześniej pospiesznie wstając z krzesła

- Hannah – uśmiechnęłam się lekko

- A to Noah – dodał Nick wskazując na zajętego naleśnikiem chłopca

Caleb zmarszczył brwi i przekrzywił lekko głowę przyglądając się swojemu koledze z wyraźnym zaciekawieniem.

- Za tydzień mamy wspólny lot do Tokio – odezwał się po chwili – Pogadamy sobie, kapitanie.

- Nie spieszysz się czasem? – zaśmiał się Nick – Chętnie odprowadzę cię do wind.

- Z przyjemnością.

Obserwowałam jak odchodzą ożywczo rozmawiając. Wróciłam na miejsce podając Noah widelec i nakazując jedzenia rękami. Mały jednak miał mnie gdzieś, ewidentnie miał mnie gdzieś.

Nick wrócił po kilku minutach ponownie zajmując miejsce obok Noah i również podjął próbę wręczenia mu widelca. Mały ostatecznie się ugiął i zaczął jeść widelcem na co odetchnęłam.

- Mam nadzieję, że nikogo więcej nie spotkamy – odezwał się Nicholas po chwili

- Jakie plany na dzisiaj? – zmieniłam szybko temat układając dłonie na powierzchni stołu

- Jestem otwarty na wasze propozycje – mężczyzna rozłożył z rozbawieniem ręce

***

Czas wyjazdu upłynął jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Ledwo się obejrzałam, a siedzieliśmy już na lotnisku w jednej z restauracji. Upiłam łyk gorącej kawy po czym przeniosłam wzrok na stojącego przy kasie mężczyznę oraz dziecko, które trzymał na rękach. Powoli zaczęłam układać sobie w głowie swoje przemówienie zastanawiając się w jaki sposób przekazać synowi, że ma ojca. Nim się obejrzałam Noah siedział już obok i machał zwisającymi z krzesła nogami. Nick zajął miejsce naprzeciwko mnie stawiając papierowy kubek kawy na stoliku. Wymieniliśmy spojrzenia, a po moim ciele przeszedł dreszcz przerażenia połączonego z pewnego rodzaju ekscytacją.

- Noah? – zaczęłam niepewnie przykuwając uwagę chłopca, który jak na złość nie odezwał się ani słowem - Pamiętasz jak pytałeś o swojego tatę? – przełknęłam ślinę obserwując zainteresowaną twarz dziecka – Nick jest twoim tatą.

Mały patrzył raz na mnie raz na Nicholasa kompletnie zdezorientowany w sytuacji.

- Ale takim prawdziwym tatą? – spytał po chwili na co kącik moich ust lekko drgnął

- Tak, takim prawdziwym – potwierdził mężczyzna skinieniem głowy

Jak zaczarowani patrzyliśmy na zdezorientowanego chłopca, który wpatrywał się w swojego ojca. W końcu jednak zerwał się z miejsca szybko obchodząc stół dookoła i wdrapując się na jego kolana po czym mocno się w niego wtulił. Odetchnęłam z ulgą czując jak całe napięcie opuszcza moje ciało. Tak bardzo bałam się tej chwili przez te wszystkie lata. Mały kompletnie zaskoczył mnie swoją szybką i niepretensjonalną reakcją. Oczywiście pozytywnie mnie zaskoczył.

- Pasażerowie lotu 344 do Chicago... - głos z głośników wypełnił halę odlotów na co podniosłam się z krzesła

- Powinniśmy iść - oznajmiłam

- Czyżbyś nie mogła doczekać się lotu samolotem? - Nick spojrzał na mnie rozbawiony na co prychnęłam zakładając ramiona na piersi - Dobra, już idziemy.

- No ja myślę.

Nie miałam najmniejszej ochoty wchodzić na pokład samolotu. Może nie przeżywałam tego tak jak poprzednim razem kiedy Nick szedł tuż za mną i trzymając dłoń na moich plecach lekko mnie popychał za każdym razem gdy zwalniałam kroku i miałam ochotę zawrócić i uciec. W końcu wylądowałam w fotelu, tym razem od strony przejście, ponieważ Noah uparł się na siedzenie obok Nicka. Zadziwiająco mnie to ucieszyło.

- Zdołasz to przeżyć? - mężczyzna spojrzał w moją stronę kiedy Noah z zafascynowaniem wyglądał przez okno

- Bardzo śmieszne - wywróciłam oczami na co tylko się zaśmiał

Mimo koszmaru bycia w powietrzu, który przeżywałam lot minął całkiem szybko. Noah przespał ponad połowę przytłoczony nadmiarem emocji, po nim zasnął Nick, a następnie ja. W zasadzie to obudziliśmy się dopiero przy podchodzeniu do lądowania.

- Myślałam, że nie śpisz w samolocie? - spojrzałam na mężczyznę kiedy przecierał zaspaną twarz dłońmi - Kto by nas ratował jakbyśmy spadali?

- Caleb pilotuje - wzruszył obojętnie ramionami jakby to było oczywiste - Potrafi latać.

- A lądować? - posłał mi rozbawione spojrzenie - No co?

- Lądować też potrafi - zapewnił z przekonaniem idealnie kiedy samolot delikatnie dotknął ziemi - Widzisz?

- Nareszcie ziemia - odetchnęłam pod nosem z ulgą podczas gdy Nick odwrócił się w stronę Noah by go obudzić

Tak, mój syn naprawdę przespał lądowanie.

Na lotnisku poszło zaskakująco szybko co w sumie było oczywiste. Byliśmy na lotnisku w Chicago, a tutaj Nicholasa znali absolutnie wszyscy, więc nasze bagaże jako pierwsze pojawiły się na taśmie. Zaledwie godzinę po lądowaniu wchodziliśmy po schodach budynku mieszkalnego.

- No nareszcie! - Lily pojawiła się w drzwiach z rozłożonymi ramionami - Tęskniłam, potworze!

Noah ze śmiechem się na nią rzucił i oboje zniknęli w mieszkaniu głośno się śmiejąc.

- Chyba nie było tak źle - stwierdził Nicholas wzruszając ramionami - Prawda?

Nie wiedziałam dlaczego to zrobiłam. W zasadzie to nie wiedziałam nawet kiedy to zrobiłam, ale kiedy moje usta spotkały się z jego było już za późno, żeby się wycofać. Złapałam się jego płaszcza by zachować równowagę, a moja głowa była w stanie przetwarzać tylko myśl o tym jak bardzo po tym wyjeździe chciałam, żeby było jak dawniej. Tak bardzo marzyłam żebyśmy powrócili do tego co było kiedyś, do czasu kiedy byliśmy razem szczęśliwi. On chyba myślał o tym samym, bo kiedy tylko się odsunęłam, żeby zaczerpnąć powietrza oparł swoje czoło o moje i szepnął:

- Spróbujmy jeszcze raz.

Bez zastanowienia skinęłam głową.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro