Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22

Hannah

~Dwa tygodnie później~

Nigdy nie widziałam, żeby Noah tak na coś się cieszył. Normalnie pewnie cieszyłabym się razem z nim, jednak przez okoliczności nie potrafiłam. Wyjazd z Nicholasem nie brzmiał dla mnie jak coś z czego powinnam się cieszyć, a wręcz przeciwnie. Byłam spięta jak cholera i miałam nadzieję, że ten czas jak najszybciej się skończy.

Noah zeskakiwał z każdego schodka po kolei mocno trzymając się poręczy co z każdym jego krokiem przyprawiało mnie o kolejny zawał. Szybko napisałam esemesa do Lily, która z samego rana musiała jechać do pracy po czym wyszliśmy z budynku czekając na Nicholasa. Cała ta sytuacja była chora, naprawdę chora. Mój syn wciąż podskakiwał, a buzia mu się nie zamykała. Nawijał jak szalony ani na chwilę nie przerywając. Trzymał za rączkę walizki, w którą upchałam zarówno moje rzeczy jak i jego ledwo do niej dosięgając podczas gdy ja musiałam męczyć się z fotelikiem, którego używali tylko moi rodzice gdy jeździli gdzieś z małym. Musiałam zabrać go od nich specjalnie na tą okazję. Nawet nie pytajcie ile pytań mnie to kosztowało.

Zaledwie kilka minut później czarny samochód zaparkował obok nas. Od razu rozpoznałam Audi Q7, o którym Nick opowiadał mi przez dobre dwa lata jako o swoim wymarzonym samochodzie. Najwyraźniej w końcu się go doczekał. Mężczyzna wysiadł z auta, a Noah od razu porzucił zadanie pilnowania walizki rzucając się w jego kierunku. Musiałam wyglądać naprawdę strasznie z miną, którą przybrałam już z samego rana mającą dać Nickowi do zrozumienia, że naprawdę nie miałam ochoty nigdzie jechać. On jednak najwyraźniej miał gdzieś moje zdanie i obchodził go tylko syn z czego w gruncie rzeczy powinnam się cieszyć.

Po chwili kiedy odstawił małego na ziemię bez słowa zabrał ode mnie fotelik i szybko zamontował go na tylnym siedzeniu auta. Następnie usadził w nim Noah zapinając wszystkie pasy, a mój syn chyba pierwszy raz odkąd zaczął mówić się nie szarpał. Kiedy skończył zatrzasnął drzwi samochodu, a twarz Noah zniknęła za czarną szybą.

- Cześć – rzucił w moją stronę

- Cześć – odparłam z niechęcią – Jeżeli oczekujesz, że będę udawać szczęśliwą...

- Nie oczekuję – pokręcił głową chwytając walizkę – Wsiadaj.

Nie wypowiadając ani słowa więcej wsiadłam do ciepłego samochodu zajmując miejsce pasażera. Nie musiałam nawet spoglądać na Noah, który śpiewał pod nosem. Nick pojawił się zaledwie sekundę później włączając się w ożywczą rozmowę z małym. Nawet nie wiedziałam na jaki temat.

Kiedy po kilku minutach moim oczom ukazał się budynek lotniska przełknęłam ślinę. Dopiero kiedy Nick spojrzał na mnie rozbawiony zdałam sobie sprawę, że musiałam zrobić to naprawdę głośno. Paniczny strach przed lotami samolotem ściskał mój żołądek od trzech dni, ale teraz dosłownie nie mogłam się wyprostować ze stresu.

Nicholas zaparkował na podziemnym parkingu lotniska, które oznaczone było jako strefa dla personelu. Wysiedliśmy z auta wyciągając walizki i od razu skierowaliśmy się w stronę hali odlotów, w której roiło się od ludzi. Była dosłownie jak w mrowisku. Trzymałam małego na rękach w obawie, że się zgubi podczas gdy Nick szedł za nami z bagażami. Lotniska były straszne. Od zawsze i na zawsze.

Babka przy odprawie przywitała pilota po imieniu szeroko się uśmiechając. Tak samo uczynili strażnicy przy kontroli bezpieczeństwa i pracownica kawiarni w terminalu. Wszyscy go znali. Nie sądziłam, że cały personel lotniska znał pilotów z imienia i nazwiska.

Siedziałam skulona na twardym krześle popijając kawę z papierowego kubka i próbując nie zapomnieć o oddychaniu podczas gdy Noah stał przy dużej szybie podziwiając samoloty, a Nick kucał obok niego pokazując mu coś palcem. Obaj byli w swoim żywiole, a ja naprawdę zaczęłam obawiać się, że mój syn w przyszłości zostanie pilotem. Nie chciałam nawet dopuścić do siebie takiej myśli.

Odpisałam Lily na kolejnego esmesa, którego wysłała zapewniając, że jeszcze żyję, chociaż sam klimat lotniska sprawiał, że było mi blisko do omdlenia. Co innego kiedy przyjeżdżałam po Lily, a co innego kiedy wiedziałam, że będę musiała wsiąść do samolotu.

Nawet nie zauważyłam kiedy Nisk zajął miejsce obok przyglądając mi się badawczo.

- Minęło tyle lat i nadal ci nie przeszło?

- Najwyraźniej – odparłam pod nosem upijając kolejny łyk kawy – Jeśli zemdleję albo się porzygam wiedz, że to twoje wina.

- Nie będzie tak źle – stwierdził na co prychnęłam w duchu – To tylko dwie godziny.

- Łatwo ci mówić, pilocie – tym razem prychnęłam nie w duchu na co lekko się zaśmiał

- Potrafię uratować spadający samolot, nie martw się.

- Pocieszające – stwierdziłam – Niesamowicie pocieszające.

- Nie panikuj – położył dłoń na moim ramieniu na co się wzdrygnęłam – Poradzimy sobie.

Ta, chyba nie widziałeś mojego ostatniego lotu samolotem, pomyślałam od razu. Po niewiele ponad trzydziestu minutach otworzyli bramki co przyjęłam z kompletnym przerażeniem. Tym razem Nick niósł Noah na rękach, bo ja zdecydowanie nie byłam w stanie. Oddaliśmy bilety do kontroli po czym przeszliśmy rękawem wchodząc na pokład. Oddychaj, oddychaj, powtarzałam sobie w myślach usiłując się nie przewrócić. Stewardessy powitały nas, a raczej Nicholasa szerokimi uśmiechami. Mężczyzna szedł za mną chyba na wypadek jakbym się przewróciła, jednak dostrzegłam, że zdążył uścisnąć dłoń z kapitanem pokładu, który właśnie wyłonił się z kokpitu.

Kiedy odnaleźliśmy właściwy rząd, Noah zarezerwował dla siebie miejsce przy oknie z czego szczerze się ucieszyłam, bo w głębi duszy obawiałam się, że będzie chciał siedzieć między nami, a mnie wepchnie pod okno. Chyba bym tego nie przeżyła. Tak więc mały siedział przy oknie, a ja na środku na razie ze spokojem obserwując wszystko co mi pokazywał. Dopóki samolot nie był w powietrzu byłam w stanie zachowywać się w miarę spokojnie.

Nicholas po kilku minutach zajął miejsce obok mnie, po przeprowadzaniu rozmowy z jakimś innym pilotem, który złapał go w przejściu. Wyjaśnił małemu do czego służy wieża kontrolna, którą pokazywał mu palcem podczas gdy ostatni pasażerowie wchodzili na pokład. Z lekkim rozbawieniem obserwowałam jak mężczyzna powstrzymywał się przed zaśnięciem podczas prezentacji zasad bezpieczeństwa. Z pewnością znał je wszystkie lepiej niż na pamięć. Zapięłam pas Noah, a następnie swój nie zważając na Nicka, który zrobił to dziesięć razy szybciej ode mnie.

- Dzień dobry Państwu, mówi kapitan... - rozszedł się nagle głos, do którego dołączyły się wypowiadane pod nosem słowa Nicholasa – Witamy na pokładzie samolotu Airbus...

Mały zaczął się śmiać co również uczyniłam. Szybko jednak powróciłam do stresu zauważając, że samolot zaczął kołować. Serce waliło mi jak szalone, czułam jakby zaraz miało wyskoczyć z klatki piersiowej. Noah na szczęście nie widział mojego stanu, bo z zafascynowaniem wpatrywał się w szybę już nawet się nie odzywając. Naprawdę miałam nadzieję, że będzie się bał bardziej ode mnie. Moje nadzieje były złudne, jak zawsze. Sekundę później ręce zaczęły mi drżeć gdy ostatnia stewardessa przeszła przez kabinę sprawdzając czy wszystkie stoliki są złożone, pasy zapięte i okna odsłonięte. Zacisnęłam powieki po raz kolejny przełykając ślinę.

Nagle duża i ciepła dłoń mężczyzny ścisnęła moją sprawiając, że ponownie przeszedł mnie dreszcz. Spojrzałam na niego na co lekko się uśmiechnął jeszcze mocniej ściskając moją rękę. O dziwo zdołałam się uspokoić, przynajmniej trochę.

- To tylko samolot – zapewnił Nick – Najbezpieczniejszy środek transportu.

Prychnęłam pod nosem na co się zaśmiał.

- I tak jeszcze nie wystartujemy.

- Co? – posłałam mu zdziwione spojrzenie – Przecież kołujemy.

- Na pas startowy – odparł – O tej godzinie jest takie zagęszczenie w korytarzach powietrznych, że nie pozwolą nam wystartować przez najbliższe pół godziny.

- Nie żartuj.

- Chciałbym żartować – ponownie się zaśmiał

- Drodzy Państwo – głos kapitana ponownie wypełnił kabinę – Niestety będziemy musieli poczekać chwilkę na zgodę na start. Mam nadzieję, że ten czas minie Państwu szybko i przyjemnie.

Dopiero kiedy Noah odwrócił się z uśmiechem i spojrzał na nasz złączone dłonie przypomniałam sobie, że wciąż nie zabrałam ręki. Czułam się jednak o wiele lepiej trzymając Nicholasa zupełnie jakby jego spokój na mnie promieniował. Po kilku minutach mały był już tak znudzony staniem w miejscu, że wziął od Nicka telefon zaczynając grać w jakąś głupią grę, którą chwilę wcześniej pobrał. Mój syn od zawsze radził sobie z takimi rzeczami. Oczywiście nauczyła go tego Lily, jak się pewnie domyślacie.

- Kapitanie Hawkins – jedna ze stewardess, której wcześniej nie widziałam nagle się zatrzymała – Co za niespodzianka.

Nick nie odpowiedział jednak ani słowem, a ja już wiedziałam, że coś go z nią łączyło. Patrzyła na mnie jakby miała ochotę połknąć mnie w całości albo rozerwać na strzępy.

- To jedna z twoich stewardessowych kochanek? – szepnęłam kiedy odeszła

- Nie odpowiem na to pytanie. – uznał z rozbawieniem

Równo czterdzieści minut czekaliśmy aż kapitan ogłosił gotowość do startu. Stewardessy ponownie przeszły przez kabinę po czym zajęły swoje miejsca na przodzie samolotu, a Noah wlepił wzrok w szybę nawet nie zwracając na nas uwagi. Był naprawdę zachwycony, a przeciwieństwie do mnie oczywiście.

Kiedy samolot powoli ruszył po pasie startowym miałam ochotę zemdleć i ocknąć się dopiero po wylądowaniu. Zaśnięcie w samolocie w moim przypadku było raczej niemożliwe, więc zemdlenie wydawało się jedyną opcją. Nick ze stoickim spokojem zamknął oczy i oparł głowę o fotel jakby był gotowy uciąć drzemkę. W trakcie startu, kiedy dochodzi do największej ilości katastrof.

- To prawda, że przy starcie dochodzi do największej ilości katastrof? – odezwałam się w zasadzie tylko po to, żeby mieć pewność, że nie zaśnie

- Przy starcie i lądowaniu ryzyko katastrofy zwiększone jest o osiemdziesiąt procent – odparł nie otwierając oczu – Po co pytasz? Ta odpowiedź raczej cię nie uspokaja.

- Ani trochę – pokręciłam głową czując jak samolot nabiera prędkości, a moje wnętrzności ściskają się coraz bardziej

- Start to tylko chwila – oznajmił – Kilka minut grozy.

- To też mnie nie uspokaja.

- Naprawdę myślałem, że po tylu latach się z tego wyleczyłaś – stwierdził ponownie łapiąc mnie za rękę i splatając swoje palce z moimi – Nie rozglądaj się dookoła, będzie łatwiej.

- Ale fajnie! – krzyknął Noah kiedy samolot zaczął się rozpędzać, a my jednocześnie go uciszyliśmy słysząc śmiech innych pasażerów – Mamo, ale jesteś biała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro