21
Hannah
Tydzień później, tuż po tym jak Nicholas wrócił z Dubaju, w nagłym przypływie odwagi zadzwoniłam do niego by zaproponować mu spotkanie z synem. Już sekundę po tym jak się rozłączyłam zaczęłam się zastanawiać dlaczego to zrobiłam. Impuls sprawił, że wszystkie moje rozważania, które przecież wypełniały moją głowę od tygodni, przepadły i w jednej chwili uznałam, że chcę by Nick był ojcem dla Noah. Chciałam się wycofać, ale było już na to zdecydowanie za późno. Próbowałam nawet wysłać do niego wiadomość wyjaśniającą, że wypadło mi coś ważnego w pracy, jednak otrzymałam tylko odpowiedź o treści: Nie wywiniesz się.
W ten właśnie sposób siedziałam przy stoliku dokładnie tej samej kawiarni co poprzednim razem obserwując jak mój syn z uśmiechem kolorował podaną przez kelnerkę kolorowanką i ożywczo opowiadał o wszystkim co działo się w przedszkolu. Zacisnęłam dłonie na filiżance starając się ukryć ich drżenie nawet nie zauważając kiedy mężczyzna wszedł do lokalu.
- Mamo, mamo! – Noah aż podskoczył na krześle lekko uderzając mnie w ramię – Patrz kto przyszedł!
Podniosłam wzrok z powierzchni stołu przenosząc go na uśmiechniętego mężczyznę, który usiadł naprzeciwko mnie przybijając piątkę z Noah. Wiedziałam, że to musiało kiedyś się wydarzyć, ale nigdy nie sądziłam, że dojdzie do tego tak szybko. Mały ożywczo zaczął pokazywać Nicholasowie szczegóły swojej kolorowanki, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że przedstawiała kontur samolotu. Ironia losu.
Uniosłam z niedowierzaniem brwi kiedy Noah podniósł się z krzesła obok mnie i obszedł stół dookoła by usiąść obok Nicka. Z jednej strony cieszyłam się, że go polubił skoro miał się wkrótce dowiedzieć, że Nick był jego ojcem, jednak z drugiej poczułam ukłucie zazdrości, za które od razu się zganiłam. Nie miałam prawa być zazdrosna o swoje własne dziecko.
Obserwowałam jak ze sobą rozmawiali analizując fragmenty kolorowanki, a mój syn wyglądał jakby znajdował się w siódmym niebie. Co chwilę się szczerzył lub podskakiwał z radości. Dopiero kiedy siedzieli tak blisko siebie dotarło do mnie, że naprawdę byli praktycznie identyczni. Byłam pewna, że Noah za kilkanaście lat będzie żywym klonem Nicholasa co na pewno nie będzie mu przeszkadzało.
- Dziękuję - potrząsnęłam głową nagle wyrwana z transu obserwacji i spojrzałam na bruneta, który nie spuszczał ze mnie wzroku – Naprawdę.
- To musiało kiedyś się stać – odparłam z westchnieniem – Chcesz coś do picia? Pójdę zamówić.
- Nie, nie wstawaj. Sam pójdę – oznajmił po czym poczochrał małego po głowie i wstał kierując się w stronę lady, bo zakręcona kelnerka prawdopodobnie nawet nie zauważyła, że do nas dołączył
- Maaamo – przeciągnął lekko Noah nie przerywając kolorować – Lubię Nicka.
- Cieszę się – odpowiedziałam siląc się na lekki uśmiech
- Jest taki fajny – mały dalej kontynuował swoją przemową – Czy mój tata też jest taki fajny?
Przełknęłam ślinę powstrzymując się od wyznania mu całej prawdy. Rzeczą oczywistą było, że prędzej czy później będę musiała to zrobić, lecz nie był jeszcze na to gotowy. Albo ja nie byłam.
Mężczyzna wrócił po chwili ponownie zajmując swoje miejsce.
- Mamo, to Nowy Jork? – chłopiec uniósł kolorowankę, a ja zauważyłam, że kończył już następną
- Tak, pewnie tak – uznałam przyglądając się rysunkowi, który za pewnie nie miał nic wspólnego z Nowym Jorkiem, jednak przedstawiał wysokie wieżowce jakiegoś miasta co małemu od razu się skojarzyło
- Ale Nowy Jork jest fajny.
Fajny w ostatnim czasie zdecydowanie stało się ulubionym słowem mojego dziecka. Nick przybrał zastanawiający wyraz twarzy po czym na mnie spojrzał. Przez chwilę na niego patrzyłam próbując domyślić się co miał na myśli, jednak kiedy się zorientowałam gwałtownie pokręciłam głową chcąc wyrzucić mu z głowy ten plan.
- Nie. – powiedziałam bezgłośnie jedynie poruszając ustami
- Noah? – zaczął brunet kompletnie mnie ignorując i przeniósł wzrok na dziecko – Chciałbyś polecieć do Nowego Jorku?
Przymknęłam z niedowierzaniem powieki nie wierząc, że zaproponował naszemu wspólnemu dziecku taki wyjazd kompletnie ignorując moje zdanie na ten temat. Mały spojrzał na swojego ojca oczami wielkimi jak spodki.
- Tak! – krzyknął radośnie zwracając uwagę pozostałych klientów kawiarni po czym wręcz wskoczył na Nicka na co ten się zaśmiał odwzajemniając jego uścisk
Jezu.
- I polecimy samolotem? – mały po chwili ponownie zabrał głos z lekką pomocą usadawiając się na kolanach Nicka – Takim prawdziwym?
- Oczywiście – odparł zdecydowanie Nicholas – Musisz tylko przekonać mamę.
- Maaamo, proszę! – chłopiec złożył rączki jak do modlitwy patrząc na mnie wielkimi oczami – Będę grzeczny.
- Powinniśmy się zbierać – uznałam spoglądając na zegarek po czym wstałam by założyć płaszcz
- Nie zgodzi się – powiedział Noah do Nicka spuszczając głowę – Mama nie lubi latać samolotem.
- Przekonamy ją – zapewnił małego jego ojciec kierując na mnie wzrok na co spojrzałam na niego wrogo – Wstawaj, młody.
Kilka minut później opuściliśmy lokal. Byliśmy zaledwie kilometr od naszego mieszkania, więc Nicholas uznał, że nas odprowadzi. W zasadzie to po dwustu metrach niósł Noah na rękach, bo dziecko albo naprawdę rozbolały nogi albo po prostu mu się nie chciało. Obstawiałam opcję numer dwa.
Po wejściu do budynku, w którym mieszkaliśmy minęliśmy parę sąsiadów, którzy zmierzyli Nicka zaciekawionym spojrzeniem. Wszyscy mieszkańcy znali mnie jako samotną matkę z dzieckiem, więc nic dziwnego, że się przyglądali. Szczególnie jeśli pojawił się ktoś tak przystojny jak Nick trzymając na rękach mojego syna, który śmiał się wniebogłosy.
Nie musiałam nawet szukać klucza, bo Lily najwyraźniej skończyła wcześniej pracę. Wyskoczyła do przedpokoju ubrana w pidżamę i szczęka dosłownie jej opadła na widok stojącego za mną mężczyzny.
- Noah, idź do cioci – powiedziałam odwracając się by spojrzeć na chłopca
- Nie chcę – burknął pokazując Lily język na co uniosłam ze zdziwieniem brwi, a Lily od razu odpowiedziała mu tym samym
- Chodź, tu małolacie, bez dyskusji! – tupnęła nogą na co mały tylko się zaśmiał
Z niedowierzaniem obserwowałam jak Nick szepnął mu coś na ucho, a ten od razu skinął głową, mocno go przytulił po czym zaraz po stanięciu na podłodze podążył w głąb mieszkania. Zamknęłam za nim drzwi.
- Zwariowałeś? – spojrzałam gniewnie na mężczyznę, który włożył ręce do kieszeni – To nie tylko twoje dziecko, nie masz prawa podejmować decyzji za nas oboje, Nicholas! Nie możesz podejmować takich decyzji bez konsultacji ze mną!
- Naprawdę ty to mówisz? – zaśmiał się z kpiną kierując na mnie błagalne spojrzenie – Ciebie też chyba dotyczy brak prawa do podejmowania decyzji za nas oboje, prawda?
Westchnęłam do nosem krzyżując ramiona na piersi.
- Nie możemy lecieć do Nowego Jorku.
- Bo?
- Bo nie.
- Świetna odpowiedź – uznał
- Nakręciłeś go, teraz będzie ciągle o tym gadał.
- O to chodziło – wzruszył ramionami – Dobrze wiesz, że w życiu byś się nie zgodziła, a tak nie masz wyjścia.
- Żartujesz, prawda?
- To nasze dziecko, twoje i moje, więc jeżeli będę chciał zabiorę go do Nowego Jorku nawet jutro i nie będę pytał cię o zdanie.
Nie mówić nic więcej zniknął na schodach zostawiając mnie osłupiałą na samym środku klatki schodowej. Po kilku minutach otarłam kilka łez z policzków i wróciłam do mieszkania zdejmując płaszcz.
- Kobieto – Lily weszła do przedpokoju patrząc na mnie wielkimi oczami – Coś ty zrobiła?
- Nie wiem – pokręciłam głową powstrzymując się przed falą płaczu
- Noah zasnął – oznajmiła wskazując ruchem głowy kanapę w salonie – Możemy gadać, chodź.
Weszłyśmy do mojego pokoju usadawiając się wygodnie na łóżku. Przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej opierając na nich brodę i przyglądając się przyjaciółce.
- Napisałam do niego kilka dni temu czy nie chce spotkać się z Noah – zaczęłam z trudem – Nie wiem co mi odwaliło.
Lily patrzyła na mnie osłupiała zapewne wcale nie zdziwiona moim czynem tylko faktem, że o niczym jej nie powiedziałam.
- Nie chciałam zapeszać – wyjaśniłam – Próbowałam się wykręcić, ale nie miałam już wyjścia.
- Młody odkąd wszedł nawijał jak najęty – odpowiedziała dziewczyna – On go uwielbia, Hannah.
- Ze wzajemnością.
- Więc w czym problem? Nick uwielbia Noah, Noah uwielbia Nicka. Możecie mu powiedzieć, że Nick jest jego ojcem. Będzie przeszczęśliwy.
- Nie potrafię mu tego powiedzieć – pokręciłam głową – Jeszcze nie teraz.
- A Nowy Jork?
- Już ci powiedział? – jęknęłam zrezygnowana
- Oczywiście, od razu – wzruszyła ramionami – Nakręcił się jak nie wiem.
- Nie chcę nigdzie z nim jechać – burknęłam niczym małe dziecko – A tym bardziej lecieć. Wiesz, że od mojego ostatniego rzygania przez cały lot unikam samolotów.
- Muszę ci przyznać, że jestem stewardessą, ale takiego rzygania jak ty wtedy jeszcze nie widziałam – zaśmiałam się co po chwili oburzenia również uczyniła – Myślę, że powinniście lecieć.
- Noah i tak poleci – wzruszyłam ramionami – Nickowi o to chodziło, żeby go nakręcić. Zabierze go czy się zgodzę czy nie.
- Tym bardziej musisz lecieć. Zresztą co ci szkodzi. Darmowa wycieczka do Nowego Jorku.
Spojrzałam błagalnie na przyjaciółkę.
- No co? – wzruszyła ramionami – On was zaprosił, więc on płaci. Zresztą, piloci mają darmowe bilety do końca życia.
- Serio myślisz, że powinnam się zgodzić?
- Yyyy no jasne – wywróciła oczami na co się zaśmiałam – Sama mówiłaś, że i tak zbierze Noah do czego ma prawo, więc o porwanie go nie oskarżysz, a chyba wolisz mieć kontrolę nad własnym dzieckiem, czyż nie?
- No tak. – westchnęłam zrezygnowana
- Kto by pomyślał, że do tego dojdzie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro