19
Hannah
Stojąc na lotnisku w hali przylotów zastanawiałam się dlaczego Lily jeszcze nie było. Od ponad godziny biegałam w to i z powrotem za Noah, który był niezmiernie zainteresowany budynkiem lotniska i wszystkim co się w nim znajdowało. Nie wspominając już nawet o widocznych zza szyby samolotach. Obawiałam się, że mój syn w genach odziedziczył tą miłość. Naprawdę się tego obawiałam. Odetchnęłam z ulgą kiedy pasażerowie lotu z Detroit zaczęli zwartą grupą wychodzić ze strefy odbioru bagażu i kierować się do wyjścia z lotniska. Złapałam Noah za rękę nie pozwalając mu nigdzie więcej się ulotnić.
Lily wyłoniła się jako pierwsza z całej załogi ciągnąc za sobą niewielką walizkę i rozglądając się dookoła. Wyglądała tak profesjonalnie, że przez moment miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Kobieta uśmiechnęła się szeroko kiedy tylko nas zauważyła.
- Przepraszam! – krzyknęła jeszcze z daleka szybkim krokiem kierując się w naszą stronę – Było opóźnienie.
Mocno mnie przytuliła następnie kucając przed Noah, żeby się z nim przywitać.
- Powinniśmy się zmywać – zakomunikowała w pośpiechu się prostując
- Dlaczego? – spojrzałam na nią rozbawiona na co lekko się skrzywiła
Już wiedziałam dlaczego. Nicholas wyszedł tuż za sporą grupą stewardess wlepiając wzrok w ekran telefonu. Czy naprawdę musiał tak niesamowicie wyglądać w tym mundurze?
- Czyli... - zaczęłam
- Czyli cię nie okłamał – dokończyła za mnie – Naprawdę leciałam z nim jednym samolotem.
- I jak było?
- Pierwszy lot był spoko – odparła kładąc walizkę na posadzce i szybko ją otwierając, żeby wyjąć sportowe buty i zając ich miejsce czółenkami, które zdjęła ze stóp na co się zaśmiałam – Drugi był opóźniony o godzinę, bo nie było zgody na start. Zniecierpliwieni pasażerowie są tak bardzo nieznośni. Jakaś laska w ogóle zaczęła rzygać, przed startem. Szefowa pokładu wezwała aż szanownego Pana kapitana, na którego czekaliśmy dziesięć minut. Dziesięć minut! Potem laska zemdlała, więc wyniósł ją na rękach z samolotu. Podejrzewam, że jest w ciąży. Pamiętam jak ty rzygałaś na początku.
- Ale śmieszne – burknęłam na co parsknęła śmiechem
- Mamo, patrz to ten pan! – Noah zerwał się nagle wskazując rączką przed siebie
Przeniosłam wzrok z twarzy przyjaciółki na mężczyznę, który jak na złość zamiast opuścić halę prowadził dialog z jakiś innym pilotem, który prawdopodobnie szedł w przeciwnym kierunku.
- Ulotnijmy się – zaproponowała szybko Lily – Prędko.
Pewnie zastanawiacie się jak miałam zamiar przyjechać po Lily na lotnisko i nie spotkać Nicholasa. Moja przyjaciółka godzinę mnie do tego namawiała zapewniając, że wyjdzie na tyle szybko, że mężczyzna nie zdąży jeszcze opuścić pokładu samolotu. Rzeczywiście wyszła pierwsza, jednak pilot najwyraźniej także nie miał zamiaru przedłużać czasu swojej pracy.
- Tylko nie łap z nim kontaktu wzrokowego – powiedziała moja przyjaciółka stojąc tyłem do mężczyzny
- Za późno – odparłam nie potrafiąc oderwać wzroku od ciemnych tęczówek mężczyzny
- O nie.
- Maaamo – przeciągnął Noah ciągnąc mnie za rękę – Czy to ten pan? Mamo!
- Jesteś głodny, potworze? – Lily spojrzała na dziecko szybko łapiąc go za drugą rączkę – Chodź, idziemy coś zjeść.
- Nie jestem! – zaprzeczył szybko, jednak nie za bardzo miał wybór
Podążył wręcz za dziewczyną z naburmuszoną jak nigdy miną. Skrzyżowałam ręce na piersiach kiedy mężczyzna skierował się w moją stronę jednocześnie zdejmując pilotową czapkę z głowy, o ile można tak to nazwać.
- Teraz będziemy się unikać? – odezwał się jako pierwszy mierząc mnie bacznym spojrzeniem
- Nawet nie mieliśmy okazji się spotkać – odparłam zgodnie z prawdą jednocześnie wzruszając ramionami
- Hannah, jesteśmy dorosłymi ludźmi, to nie przestępstwo.
- Masz dziewczynę, a ja się z tobą przespałam. Nie czuję się najlepiej z tego powodu.
- Naprawdę chodzi ci o Olivię? – zaśmiał się
- To nie powinno się wydarzyć – pokręciłam głową – Zapomnijmy o tym. Żyj sobie dalej ze swoją dziewczyną czy kim tam ona dla ciebie jest i daj mi święty spokój.
- Danie ci spokoju w gruncie rzeczy jest niemożliwe skoro mamy razem dziecko – uznał – Jeżeli traktujesz to co się stało w piątek jako błąd, jakoś to przeżyję, ale nie zapomnę o dziecku.
- Skąd u ciebie taki ojcowski zapał? – spojrzałam na niego przyjmując kamienny wyraz twarzy
- Ta rozmowa nie ma sensu – stwierdził szybko – Daj znać jak emocje opadną.
Odszedł ode mnie na co przymknęłam lekko powieki wypuszczając powietrze pod nosem. Założyłam ręce na piersi chwilę później rozglądając się dookoła w poszukiwaniu Lily. Szybko zauważyłam mojego syna, który pędził przez salę przylotów z jednego ze sklepów podczas gdy moja przyjaciółka stała przy kasie. Dogonił zmierzającego w stronę drzwi Nicholasa i złapał go za nogawkę spodni. Pilot odwrócił się zdezorientowany, jednak na jego twarz szybko wpłynął szeroki uśmiech. Przykucnął przy chłopcu wyciągając do niego rękę na co Noah ze śmiechem przybił mu piątkę nawijając jak opętany. Westchnęłam zdając sobie sprawę, że stało się to czego chciałam uniknąć. Noah w jakimś stopniu przywiązał się do niego nim tak naprawdę zdążył go poznać.
- Jejku – powiedziała Lily nagle pojawiając się obok mnie z kupioną czekoladą w dłoni – Nawet nie wiem kiedy do niego pobiegł. Ale są do siebie podobni, jak klony.
Nicholas szybko wyciągnął z kieszeni telefon prawdopodobnie odrzucając połączenie i chowając urządzenie z powrotem. Wskazał ręką w naszą stronę na co mały skinął głową z szerokim uśmiechem mu machając po czym biegiem ruszył w naszą stronę. Spojrzałam na pilota, która wstał od razu łapiąc ze mną kontakt wzrokowy. Czułam, że nie zdołam trzymać go z daleka od Noah. Zresztą czy ja właśnie tego chciałam? Zaczynałam mieć co do tego duże wątpliwości.
- Nie wolno uciekać – odezwała się Lily kierując na chłopca gardzące spojrzenie
Mały nie wyglądał jednak na specjalnie przejętego. Patrzył jak Nick wyszedł automatycznymi drzwiami kiwając głową w stronę jakiegoś innego pilota, który szedł z drugiej strony.
- Idziemy – oznajmiłam łapiąc syna za rękę
- Ale tu jest fajnie, ciociu – powiedział Noah kiedy zaczęliśmy zmierzać w stronę drzwi – Te duże samoloty!
- Oho – burknęła pod nosem dziewczyna kierując na mnie spojrzenie – Chyba już wiem kim nasz gówniarz będzie z zawodu. Jednak genów nie oszukasz.
Opuściliśmy budynek lotniska, w którym nagle zaczęło robić się tłoczno, bo pasażerowie innego lotu opuścili strefę odbioru bagażu. Noah podskoczył wskazując rączką w stronę wznoszącego się w powietrze samolotu, zaś Lily pokręciła z rozbawieniem głową zapewniając, że kiedyś zabierze go na pokład i wszystko mu pokaże.
- Jutro też lecę do Detroit – odezwała się moja przyjaciółka kiedy Noah wyprzedził nas o kilka kroków – Z jednej strony mam nadzieję, że to był jednorazowy przypadek, ale z drugiej liczę, że on będzie pilotem.
Spojrzałam na nią z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy.
- Dziewczyno, nie mam nawet zatkanych uszu! – zaśmiała się co po chwili również uczyniłam – Lądowanie było tak lekkie, że nawet nie zaczaiłam kiedy wylądowaliśmy. Normalnie tak tlepie, że boję się o własne życie. Chociaż słyszałam, że piloci długodystansówek duże lepiej startują i lądują. Nie mam pojęcia od czego to zależy. Może więcej zarabiają?
- Na pewno – ponownie się zaśmiałam – Myślisz, że Noah go lubi?
- Wiesz co chciałabym odpowiedzieć, ale obawiam się, że tak. I to bardzo, a widział go trzeci raz w życiu.
- Przerażające – uznałam kiwając głową na potwierdzenie swoich słów
- I to jak – westchnęła – Ale myślę, że to nawet lepiej. Nie będzie miał problemu, że Nicholas pojawił się w jego życiu. O czym z nim gadałaś?
- Stwierdził, że go unikam – odparłam zakładając ramiona na piersi – I że nie zapomni o dziecku i, że to co zrobiliśmy to nie przestępstwo.
- No bo w gruncie rzeczy to nie przestępstwo – dziewczyna wzruszyła ramionami – Może i ma dziewczynę, ale to jego problem, a nie twój.
- Wiedziałam o tym.
- Nie miałaś nawet pewności czy to jego dziewczyna. On sam chyba nie wie. Zresztą, co cię obchodzi jego dziewczyna? Skoro się z tobą przespał chyba nie jest mu zbyt bliska.
- To nie w porządku – uznałam – Wobec niej.
- On tu jest dupkiem – dziewczyna wzruszyła obojętnie ramionami – A ty nie powinnaś się tym przejmować. Po prostu o tym zapomnij, przecież nic się nie stało. Jesteście kochankami sprzed lat, poniosły was emocje, zdarza się. Z tego mógłby powstać niezły melodramat.
- Weź – zaśmiałam się szturchając ją lekko w ramię
- Ale wygląda w tym mundurze tak zajebiście seksownie, że... - zaczęła po chwili kręcąc z niedowierzaniem głową – Prawda?
- Niestety – westchnęłam – Opowiedz mi o tym locie.
- Co? – spojrzała na mnie rozbawiona – Chcesz o nim gadać? Zaczyna się.
- Nie, ja tylko... – zakłopotałam się lekko
- Dziewczyno, ja z przyjemnością ci wszystko opowiem! – złapała mnie pod ramię z szerokim uśmiechem – Stewardessy go uwielbiają, pierwsi oficerowie są podzieleni. Ci, których lubi biją się o loty z nim, bo pozwala im przejmować stery i im pomaga, a ci, których nie lubi są gotowi kogoś przekupić, żeby z nim nie lecieć, bo jest strasznym chamem. No, ale stewardessy wszystkie go ubóstwiają, zresztą jak większość przystojniaków, wiesz jak jest. Latały do kokpitu co kilka minut, poważnie. A gdybyś ty widziała minę pasażerek jak wyszedł do tej rzygającej laski! Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem! Gapiły się jak na jakiś okaz w muzeum. W ogóle ta laska prawie mnie obrzygała. Obrzydlistwo. Potem jako poważny, szanowany kapitan podjął odpowiedzialną decyzję o tym, że laska nie leci i chciałyśmy ją wyprowadzić, ale zemdlała. Wziął ją na łapy i wyniósł tak, że przejęli ją ludzie z lotniska. No i potem wrócił do kokpitu i w zasadzie już się nie zjawił. Skubany, nawet nie chciało mu się wychodzić, żeby pożegnać pasażerów, a pasażerki cały czas zaglądały mi przez ramię, żeby zajrzeć do kokpitu, bo pierwszy oficer otworzył drzwi. Ubaw po pachy, mówię ci.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro