Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15

Hannah

~Trzy dni później~

- Śmiem stwierdzić, że zaczyna być coraz lepiej – powiedziała Lily tuż po przekroczeniu progu mieszkania – Dzisiaj nikogo nie oblałam ani z nikim się nie pokłóciłam. Żaden kapitan mnie nie opierdzielił, a stewardessa nie pouczyła. Chyba robię postępy.

- Mówiłam, że pierwszy dzień jest beznadziejny – wzruszyłam ramionami z uśmiechem – Odezwał się.

Zatrzymała się w pół kroku wpatrując się we mnie jak w wyrocznię.

- Powinnaś od razu tak mówić! – krzyknęła zrzucając buty po czym rzuciła torebkę na ławkę – I co?

Wyjęłam z kieszeni telefon pokazując jej wiadomość, którą dostałam zaledwie dwie godziny temu.

Wróciłem do Chicago.

- Ta kropka nienawiści jest niepokojąca – uznała brunetka – Czy ja dobrze widzę czy ty mu nie odpisałaś?

- A co mam odpisać? Nie napisał nic konkretnego poza tym, że wrócił.

- To samo w sobie jest konkretne, dziewczyno – uznała – Odpisuj mu.

- Co niby? – spojrzałam na nią błagalnie

- Cokolwiek. Nie możesz przed nim uciekać.

- Marzę o tym.

- Ja tam bym nie narzekała na jego towarzystwo – oznajmiła na co szczerze się zaśmiałam uderzając ją lekko w ramię – Spytaj się go czy chce pogadać.

- O czym ja mam z nim gadać?

- Może o dziecku, które ukrywałaś przez cztery lata? – uniosła brwi – No dalej.

- Nie chcę się z nim spotykać – pokręciłam głową – Boję się, że zrobię coś głupiego.

- Coś głupiego to znaczy co? – zainteresowała się łapiąc mnie za ramiona – Czyżby moja przyjaciółka nareszcie odzyskała swoje zaginione libido?

- Lily! – ponownie uderzyłam dziewczynę w ramię

- No co? – zaśmiała się – Naprawdę miałam nadzieję, że jest na tej planecie jakiś jeszcze, chociaż jeden osobnik, który będzie potrafił zmiękczyć ci kolana, ale jak widać się zawiodłam. To chyba nic złego jak prześpisz się z ojcem swojego dziecka, nie?

- On ma dziewczynę, to po pierwsze – zauważyłam na co wywróciła oczami – A po drugie nie mam zamiaru nic z nim robić.

- Akurat – prychnęła – Zaraz zaoferuje ci spotkanie na chacie, na bank.

- Lily, to nie takie proste – oznajmiłam – On mi nigdy nie wybaczy tego co zrobiłam.

- To brzmi strasznie ponuro – uznała – Mam nadzieję, że nie będzie zbyt długo się dąsał, bo cały czas was shipuję.

- Weź – zaśmiałam się, a czując, że telefon w mojej dłoni zawibrował wymieniłam z dziewczyną porozumiewawcze spojrzenia

Spotkamy się?

- Ha! – krzyknęła dziewczyna czytając wiadomość równocześnie ze mną – Mówiłam! On też dalej na ciebie leci, jestem pewna. Jak to tam babcie mówię... A, stara miłość nie rdzewieje.

- Nic nas już nie łączy.

- Ta, zobaczymy co odpowiesz jak spytam cię o to jutro rano. Z całego serca mam nadzieję, że dzisiaj będę musiała usypiać tego potwora, bo nie wrócisz na noc.

- Jesteś chora – uznałam z rozbawieniem następnie kierując się do kuchni

- Odpisuj mu, nie wywiniesz się!

Chyba nie mamy wyjścia.

Nie wiem jak ty, ale nie mam siły ruszać się z domu. Może wpadniesz do mnie?

- O kurwa! – pisnęła Lily przez cały czas zaglądając mi przez ramię

Podskoczyłam przestraszona jeszcze trzy razy czytając wiadomość.

- A nie mówiłam? – zaśmiała się – Młody, zostajemy dzisiaj sami!

- Nawet jeśli do niego pójdę, to nie oznacza, że nie wrócę na noc.

- Oj, kochana – uśmiechnęła się – Doskonale wiesz co to oznacza. Ty i on, sam na sam. To nie może się skończyć inaczej. Aż chciałabym założyć ci kamerę i to obejrzeć. Polecam ci wziąć majtki na zmianę.

Zignorowałam jej uwagę szybko wystukując na ekranie telefonu odpowiedź.

Dobra.

- Co wy macie z tą kropką nienawiści? – jęknęła Lily tuż przy moim uchu – Średnio romantyczne. Zamiast tego powinno być serduszko.

- Nigdy więcej o niczym ci nie powiem – stwierdziłam wychodząc z kuchni

- Akurat – prychnęła rozbawiona, natomiast ja ponownie spojrzałam na wyświetlacz zauważając wiadomość z adresem – Jest już osiemnasta, kochana, więc jeżeli naprawdę masz zamiar wrócić to powinnaś się zbierać.

- Nie chcę tam iść – jęknęłam załamana

- Oj chcesz – zapewniła potwierdzając swoje słowa skinieniem głowy – Twoja wewnętrzna bogini na pewno chce tylko się do tego nie przyzna.

- Jesteś chora – powtórzyłam szybko wyświetlając kolejną wiadomość

Wpadaj, o której chcesz. Czekam

- Czeka – oznajmiła Lily poruszając z rozbawieniem brwiami

- Ale masz ubaw – zaśmiałam się – Wrócę jak najszybciej.

- Yhym na pewno – prychnęła lustrując mnie wzrokiem – Masz zamiar tak iść?

- No raczej – wzruszyłam ramionami spoglądając na siebie w lustrze

Miałam na sobie czarne rurki z wysokim stanem i tego samego koloru bluzkę z długim rękawem. Bardzo oryginalna i wyróżniająca się w tłumie stylizacja.

- Nie będę się przebierać – oznajmiłam nim brunetka zdążyła ponownie się odezwać

- Jak chcesz – uniosła ręce w geście kapitulacji, natomiast ja skierowałam się w stronę salonu by pocałować Noah w czoło i zapewnić, że wrócę zanim pójdzie spać

- A gdzie idziesz, mamo? – zainteresował się kiedy już miałam wyjść z pomieszczenia

- Na randkę – powiedziała udawanym szeptem Lily

- Z kim, mamo? – spojrzałam najpierw na niego, a potem na przyjaciółkę czując się jak w jakiejś klatce

- Idę się spotkać z kolegą – wyjaśniłam – Bawcie się dobrze.

- Ty także, mamuśka – Lily mrugnęła do mnie okiem – Tylko nie za dobrze.

Nicholas mieszkał w cholernym samym centrum Chicago. Na domiar złego oczywiście jak zawsze w najważniejszych momentach zapomniałam zabrać z domu torebki, więc jedyne co miałam przy sobie to telefon i kilkanaście dolarów zagubionych w kieszeni, którymi zapłaciłam taksówkarzowi. Nie miałam zielonego pojęcia jak wrócę. Budynek był kilku piętrowy i nowoczesny. Nie musiałam nawet dzwonić domofonem, bo jakiś mężczyzna akurat wychodził z psem przepuszczając mnie w drzwiach. W lobby siedział postawny ochroniarz nawet na chwilę nie odrywając wzroku od ekranu komputera, na którym wyświetlały się nagrania z monitoringu. Ominęłam trzy windy postanawiając pójść schodami w nadziei, iż zdoła to zmniejszyć mój stres. Podczas drogi na siódme piętro miałam, jednak tyle czasu na myślenie, że stresowałam się jeszcze bardziej. Na piętrze znajdowało się kilka mieszkań o identycznych drzwiach, a na końcu korytarza dojrzałam duże okno z widokiem na jedną z głównych ulic miasta. Wzięłam głęboki wdech dziesięć razy sprawdzając czy na pewno stałam pod odpowiednimi drzwiami. Ostatecznie nacisnęłam przycisk dzwonka zaciskając pięści. Stresowałam się jak jakaś nastolatka przed pierwszym spotkaniem z chłopakiem co musiało być naprawdę żenujące.

- Dzięki, że przyjechałaś, miałem ciężki lot, nie mam siły nigdzie się ruszać.

Mężczyzna otworzył drzwi od razu przepuszczając mnie w drzwiach. Nawet mimo wyraźnego zmęczenie wyglądał zabójczo dobrze ubrany w jeansy i czarną koszulkę.

Znalazłam się w dużym wykończonym na biało przedpokoju, w którym znajdowało się dużo lutro oraz szafa. Przede mną natomiast prawdopodobnie był salon. Najbardziej uwagę zwracała ściana naprzeciw mnie, która cała składała się z okien ciągnących się od sufitu do podłogi. Duża kanapa stała na samym środku, naprzeciwko największego telewizora jaki w życiu widziałam, na którego ekranie była odpalona jakaś gra. No tak, z tego nigdy nie wyrośnie. Mieszkanie na pierwszy rzut oka było ogromne i nowocześnie wykończone, jednak czegoś mu brakowało. Jeżeli tak często go tu nie było zapewne się nie przywiązywał i było to widać, jednak skoro mieszkała tu kobieta raczej lokum powinno mieć jakiś bardziej osobisty charakter, prawda?

- Napijesz się czegoś? – spytał zaraz po schowaniu mojego płaszcza do szafy

- Nie, dzięki – odparłam szybko rozglądając się dookoła – Ładnie tu.

- Mieszkanie jak mieszkanie – wzruszył obojętnie ramionami

- Jest wielkie – zauważyłam

- Nie lubię się kisić – zaśmiał się co również uczyniłam

- Gdzie twoja dziewczyna?

Hannah, na litość boską, dlaczego to powiedziałaś?

- Poszła gdzieś ze znajomymi – odparł prawdopodobnie widząc moje zakłopotanie – Prędko nie wróci.

- Nie chciałeś iść z nią?

- Jestem na to za stary.

Rozsiadł się na kanapie, natomiast ja niepewnie usiadłam jakiś metr od niego.

- Nie za bardzo wiem od czego zacząć – oznajmił opierając łokcie na kolanach – Mam do ciebie całkiem sporo pytań.

- Zerwałam z tobą przez esemesa, bo po pierwsze, stchórzyłam i nie miałam odwagi spojrzeć ci w oczy, a po drugie gdybyśmy się spotkali wiedziałbyś, że kłamię. Zresztą chciałam zakończyć to jak najszybciej.

- Hannah, dlaczego po prostu mi nie powiedziałaś? Przecież nie zostawiłbym cię, wymyślilibyśmy coś.

Podniosłam wzrok ze swoich dłoni by niepewnie na niego spojrzeć. Ku mojemu zdziwieniu nie był wkurzony, a jego twarz przepełniała czysta troska.

- Marzyłeś o wyjeździe za granicę.

- Nieprawda – pokręcił głową – Chciałem podróżować, wizja mieszkania w Azji była kusząca, ale z niej zrezygnowałem.

- Dlaczego?

- Bo to nie moja bajka – wzruszył ramionami – Stany to mój dom. Zresztą, że wcale nie muszę mieszkać za granicą, żeby podróżować. Sama widzisz, jak gdzieś polecę to spędzam tam dwa razy więcej czasu niż w domu jak wrócę. To dla mnie idealne rozwiązanie. Łączą jedno z drugim.

- I gdzie w tym miałbyś czas na dziecko?

- Kwestia organizacji, uwierz mi. Równie dobrze mogę wszystko poodwracać.

- Nie spytam jak bardzo jesteś na mnie zły – odezwałam się po chwili niezręcznej ciszy, która nastała między nami

- Nie jestem zły – odparł kompletnie mnie tym zaskakując – Raczej zaskoczony, zdezorientowany i rozżalony. I w sumie też mi przykro, że mi nie zaufałaś, przecież znalazłbym rozwiązanie. Dziecko to nie koniec świata.

- Wiem, ale to nie była kwestia zaufania – westchnęłam – Chciałam najlepiej dla wszystkich. Nie chciałam psuć ci kariery, byłam przekonana, że wyjedziesz. Zresztą, Lily naczytała mi statystyk, że siedemdziesiąt procent pilotów przed czterdziestym rokiem życia nie ma dzieci, bo nie mają dla nich czasu.

Parsknął śmiechem co po chwili również uczyniłam. Nie zdawałam sobie sprawy jak tęskniłam za jego śmiechem dopóki go nie usłyszałam.

- Kto wymyśla takie rzeczy? – z rozbawieniem przetarł twarz dłonią – To zawód jak każdy inny. Ty bawisz się igłami, ja latam samolotem. Czego jeszcze się nasłuchałaś? Nie mam laski, w każdym mieście i aktualnie nie mam kochanki wśród stewardess.

- Aktualnie? – prychnęłam

- Było minęło – odparł – Ale znam wielu, którzy są przykładem męża i ojca idealnego mimo, że latam w długich lotach, gdzie przewijają się w większości single. Zawód nie nadaje ludziom cech.

- Co robiłeś przez cały ten czas? – zmieniłam temat również opierając łokcie na kolanach

- Jak mnie rzuciłaś przeprowadziłem się do Charlotte – oznajmił z uśmiechem wypowiadając pierwsze słowa na co odetchnęłam w duchu – A potem dostałem niezłą pod względem finansowym propozycję, więc wróciłem do Chicago. Nic ciekawego poza tym się nie działo. A ty?

- Urodziłam dziecko – zaczęłam od najważniejszego – Wyprowadziłam się od rodziców i w sumie to tyle.

- Nie mieszkasz z rodzicami?

- Mieszkam z Lily.

- Jezu – zaśmiałam się na jego reakcję – Za tydzień zastępują kolegę na lotach do Detroit, mam nadzieję, że na nią nie trafię.

Chciałbyś.

- Jakby ci to powiedzieć... - zawahałam się obserwując błaganie wstępujące na jego twarz – Lily na okrągło lata loty do Detroit.

- Dzięki za ostrzeżenie, może uda się jeszcze zmienić grafik.

- Spokojnie, nie zje cię – po raz kolejny się zaśmiałam

W tamtym momencie zdałam sobie sprawę, że czułam się jak kilka lat temu, zupełnie jakby nic się nie wydarzyło, jakbyśmy nigdy się nie rozstali. Przestałam się stresować i czułam, że mogłam powiedzieć mu naprawdę o wszystkim.

- Czy ona została z małym? – zainteresował się po chwili

- Owszem – skinęłam rozbawiona głową – Powiedzmy, że trochę demoralizacji nikomu nie zaszkodzi.

- Yhym – mruknął po chwili zmieniając temat– Zastanawiałem się nad tym czy chcę to wszystko rozdrapywać, ale muszę poznać swojego syna. Nawet jeśli więcej mam go nie zobaczyć, daj mi spędzić z nim trochę czasu.

- Nick, wiem ile ci odebrałam – zapewniłam – I mogę cię za to przepraszać, ale nie chcę mieszać dziecku w głowie.

Chyba nie takiej odpowiedzi się spodziewał.

- Bez urazy, ale to ty mu namieszałaś jeszcze przed jego urodzeniem – rzucił szybko – Nie chcę z tobą walczyć, ale nie będę cię prosił o spotkanie z własnym dzieckiem.

- Ja wiem, że to twój syn, ale on ma już swój świat, w którym od początku nikogo nie było. Nie wiem jak na to zareaguje.

- Przekonajmy się – wzruszył ramionami – Im wcześniej, tym lepiej. Doskonale o tym wiesz.

- Dlaczego pojawiłeś się akurat jak wszystko się ułożyło? – powiedziałam praktycznie sama do siebie

- Aż tak bardzo pasuje ci życie samotnej matki? – spojrzał na mnie błagalnie – Hannah, zataiłaś przede mną, że mam dziecko, a teraz chcesz mi wmówić, że to moja wina?

- Chciałam dla ciebie dobrze!

- Wcale o to nie prosiłem! Nie dałaś mi prawa wyboru, podjęłaś decyzję za mnie! Sam powinienem zdecydować czy chcę wychowywać to dziecko jeszcze przed jego narodzeniem, a nie kurwa trzy lata po nim! Nie miałaś prawa, dalej go nie masz, więc jeśli będzie trzeba spotkamy się w sądzie i mówię całkowicie poważnie.

Spojrzałam w jego oczy, w których nie było już śladu po trosce. Mierzył mnie zimnym spojrzeniem wyraźnie nabuzowany emocjami jakby prawdziwy wybuch miał dopiero nadejść.

- Po prostu martwię się o moje dziecko – powiedziałam przyciszonym głosem – Narobisz mu mętliku w głowie.

- Po pierwsze, nasze dziecko, a po drugie, powtórzę po raz kolejny – Jego ton zdecydowanie nie należał do przyjemnych. – Ty narobiłaś mu mętliku w głowie. Może chciałaś mieć go tylko dla siebie, co?

- Zaczynasz gadać głupoty – uznałam kręcąc przecząco głową po czym zaraz po nim podniosłam się z kanapy– Naprawdę myślisz, że moim marzeniem było zostać samotną laską z dzieckiem? Nie! Przez pół ciąży ryczałam przez to co zrobiłam, ale było już za późno, żeby to naprawić. Przez drugą jej połowę leżałam w szpitalu, bo przez mój stres dziecko było zagrożone! Myślisz, że dla mnie to było proste?! Okej, okłamałam cię, ale nie cierpiałeś tak bardzo jak ja! Nie masz zielonego pojęcia co czułam! Zerwałam z tobą mimo, że cię kochałam tylko dlatego, że rozwijałeś swoją karierę, a ja spanikowałam, że dla niej mnie zostawisz!

Byłam totalnie rozżalona. Stałam na środku salonu zalewając się łzami i krzycząc w niebogłosy, a całe moje ciało trzęsło się jak galareta. Mężczyzna w tym czasie nalał wody do szklanki zaraz po tym mi ją podając.

- Napij się – powiedział już zdecydowanie spokojniejszym głosem – Nie wątpię, że było ci ciężko. Próbuję ci tylko uświadomić, że to, że Noah będzie miał ojca nie jest niczym złym.

- Ja się po prostu boję.

Zabrał szklankę, którą w ekspresowym tempie zdążyłam opróżnić. Przetarłam zapłakaną twarz dłońmi próbując doprowadzić się do porządku. Mężczyzna niespodziewanie znalazł się na tyle blisko mnie, że serce zaczęło walić mi w piersi.

- Powtórzę jeszcze raz – powiedział cicho łapiąc mnie za nadgarstki – Nie chcę źle dla ciebie, a tym bardziej dla niego. Ma prawo mieć ojca, a ja mam prawo mieć syna. Tak to działa.

- Wiem, ale to wszystko... - zamknęłam oczy próbując zebrać myśli – To wszystko mnie przerasta. Ty pojawiasz się znikąd przez co od naszego pierwszego spotkania żyję w stresie, potem zaczynasz dociekać, dowiadujesz się prawdy, którą przez tyle lat chciałam ukryć, a Noah nagle zaczyna wypytywać o ojca. Wszystko stało się nar...

Nie zdążyłam skończyć zdania, bo jego usta skutecznie mnie uciszyły. Przez chwilę stałam jak osłupiała nie do końca orientując się w sytuacji, jednak odwzajemniłam pocałunek kompletnie zapominając o wszystkim innym co mnie otaczało. Przestałam się zastanawiać, analizować wszystko co działo się w moim życiu. Myślałam tylko o jego dłoniach na mojej talii i niesamowitym zapachu wody kolońskiej. Świat się zatrzymał. Moje serce po raz kolejny tego dnia waliło jak oszalałe, ale wcale nie ze stresu. Całe moje ciało ogarnęło uczucie, którego nie czułam od bardzo dawna, bardzo bardzo dawna.

Wszystko działo się tak szybko. Nawet nie pamiętam kiedy wylądowałam na stole stojącym niedaleko kanapy przeżywając kilka orgazmów pod rząd, których z pewnością szybko pożałuję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro