Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13

Odrzuciłem kolejne połączenie od Olivii nie mając najmniejszej ochoty na rozmowę z nią po czym schowałem telefon do kieszeni. Szybko jednak wyjąłem go z powrotem orientując się, że nie mam pojęcia gdzie jestem. Moja kochana siostra bliźniaczka jak zawsze musiała wybrać jakieś niesamowite miejsce na spotkanie przez co prawdopodobnie utknąłem w samym centrum Tokio nie mając zielonego pojęcia, w którą stronę się ruszyć.

- Tak, braciszku? – przesłodzony głos kobiety wydobył się z telefonu po pierwszym sygnale

- Nie wiem jak ty, kochana siostro, ale stoję na samym środku jakiejś ulicy i nie mam pojęcia gdzie jestem. Zlokalizowanie tego na Google Mapach może zająć trochę czasu, więc się spóźnię – powiedziałem szybko zatykając drugie ucho, żeby móc ją słyszeć, bo na ulicach Japonii jak zawsze panował gwar – O ile w ogóle dotrę.

- Spokojnie, mój drogi – westchnęła – Ja też próbowałam tam dotrzeć i w ogóle wyjechałam z Tokio. Jestem na jakimś zadupiu, więc czekam na jakikolwiek autobus, którym zdołam wrócić do miasta. Wybacz.

- Przyzwyczaiłem się – wywróciłem oczami

Moja siostra nie była mistrzynią w organizacji czegokolwiek.

- Może wpadnę wieczorem do ciebie do hotelu? – zaproponowała – Bo coś mi się wydaje, że wcześniej niż o dwudziestej nie dotrę do Tokio.

- Naprawdę myślisz, że nie mam nic lepszego do roboty wieczorem będąc w Tokio? – zaśmiałem się

- Oj już nie mów, że Tokio cię rusza. Jesteś tu co miesiąc – powiedziała za pewne z szerokim uśmiechem na twarzy – Chyba, że masz randkę... W takich okolicznościach będę w stanie ci wybaczyć i przełożyć nasze spotkanko, bracie.

- Proszę cię – prychnąłem

- To może idziesz na drinka ze stewardessami? Chętnie się przyłączę!

Oto właśnie była moja siostra. Od zawsze mająca riposty na każde jedno zdarzenie w swoim życiu i gotowa wepchnąć się dosłownie wszędzie.

- Coś na kształt tego – uznałem – Ale, że nie mam na to najmniejszej ochoty to możesz wbijać.

- No przecież nie odbiorę ci spotkania z pokładowymi koleżankami. Masz którąś na swoim wybrednym radarze?

- Kończę tą rozmowę – oznajmiłem mając zamiar jak najszybciej się rozłączyć

- No czekaj! – krzyknęła chcąc mnie powstrzymać – Powiedz mi tylko gdzie mieszkasz. W tym samym Marriocie co zawsze?

- Ta – potwierdziłem jej przypuszczenia

- Na którym piętrze?

- Nie mam pojęcia – wzruszyłem ramionami – Dwudziestym, czy trzydziestym.

- Oooo, ale będą widoki – podekscytowała się na co kolejny raz wywróciłem oczami – Masz dwa łóżka?

- Nie ma opcji – pokręciłem głową – Zapomnij.

- Oj tam, oj tam. Przecież nie zostawisz siostry na lodzie. Dam ci znać czy zdołałam powrócić do świata.

I się rozłączyła. Westchnąłem zastanawiając się w jaki sposób powrócić do hotelu. Najlepiej pewnie byłoby zorientować się gdzie jest lotnisko, bo stamtąd, z tego co kojarzyłem, a kojarzyłem niewiele, niedaleka droga. W ten właśnie sposób po godzinie zdołałem wrócić do słynnego Marriotta. Przeszedłem przez recepcję wchodząc do pierwszej lepszej windy i w zasadzie nawet nie wiedząc, na które piętro powinienem wjechać. Ostatecznie wysiadłem na dwudziestym piątym i trafiłem idealnie. Przyłożyłem kartę magnetyczną do drzwi wchodząc do schłodzonego pomieszczenia. Jak na warunki Tokio pokój był naprawdę duży. Zgodnie z założeniem mojej siostry były nawet dwa duże łóżka. Praktycznie zawsze trafiał mi się pokój z dwoma łóżkami. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale było jednocześnie całkowicie zbędne. Byłem święcie przekonany, że Alice postanowi dzisiaj tutaj przenocować.

- Kapitanie Hawkins! – podniosłem powieki kiedy do moich uszu dobiegło wręcz walenie do drzwi – Kapitanie Hawkins, do cholery jasnej! Proszę otworzyć drzwi! Kapitanie Hawkins!

Ja. Pierdolę.

Zaspany podniosłem się z łóżka i nawet nie myśląc o założeniu koszulki podszedłem do drzwi szybko je otwierając.

- Co do cholery? – rzuciłem w stronę elegancko ubranej kobiety, która przyglądała mi się badawczo

- Nazywam się Penelope Smith – powiedziała odrywając wzrok od mojego torsu na co wywróciłem oczami w duchu

- Słucham – westchnąłem opierając się o framugę drzwi – Mogę w czymś pomóc?

Jak ktokolwiek śmiał przerywać moją kolejną tego dnia drzemkę? Różnice czasowe były moją największą życiową zmorą.

- Pracuję w Biurze Spraw Pracowniczych oraz Rekrutacji – oznajmiła przenosząc wzrok na moją twarz – Z oddziałem w Tokio. Dostaliśmy polecenie od zarządu w Nowym Jorku, żeby przeprowadzić z Panem rozmowę kontrolną.

- Rozmowę kontrolną? – prychnąłem – Tego jeszcze nie było.

- Proszę się ubrać i zejść do sali konferencyjnej – powiedziała – Nie musi być po cywilnemu.

- Ah, dziękuję bardzo – wywróciłem oczami – Zaraz zejdę.

Kobieta skinęła głową po czym skierowała się w stronę wind. Jęknąłem pod nosem zatrzaskując drzwi pokoju po czym szybko się ogarnąłem mimo własnej woli trafiając do tej cholernej sali konferencyjnej. Godzina siedzenia przy stole i odpowiadania na debilne pytania wykończyła mnie na tyle, że po powrocie do pokoju zamówiłem butelkę Whisky nie mając zamiaru robić dzisiaj niczego więcej. Zapomniałem jednak o wizycie mojej siostrzyczki, która zaczęła walić w drzwi nim zdążyłem dobrze rozsiąść się w fotelu.

- Miałaś ostrzec – zauważyłem kiedy kobieta nieceremonialnie wyminęła mnie w drzwiach wchodząc do pomieszczenia

– Kurka blada skąd ty w Japonii taki duży pokój wziąłeś? Mój to taka klitka, że jest wielkości twojego balkonu – oznajmiła przeczesując pokój wzrokiem i odsuwając kotary by zajrzeć za okno – A nie miałam ostrzec tylko poinformować, bracie. Postanowiłam jednak zrobić ci niespodziankę.

- Najlepsza niespodzianka w moim życiu – uznałem

- Wyglądasz jakby cię z krzyża zdjęli – stwierdziła łapiąc w dłoń butelkę z alkoholem po czym wyrwała mi szklankę, którą przez cały czas trzymałem w dłoni

Nalała do niej cieczy następnie za jednym zamachem opróżniając całą jej zawartość. Spojrzałem na nią z uniesionymi brwiami gdy oblizała wargi i rozsiadła się na jednym z łóżek nawet nie trudząc się o zdjęcie butów.

- Oh, ja też za tobą tęskniłam – powiedziała z uśmiechem – Nie musisz tego mówić.

- Spierdalaj – zaśmiałem się jednocześnie siadając w fotelu przy stoliku i ponownie napełniając szklankę

- To co tam u ciebie słychać, kochaniutki? – spytała podkładając sobie poduszkę pod nogi – Jak tam ci się wiedzie z tą twoją niby dziewczyną? Jak tam jej było? Olympia?

- Olivia – poprawiłem ją ze zirytowaniem

- A no tak. Olivia – powtórzyła imię z podkreśleniem dosłownie każdej litery – W co ty się pakujesz, młody?

- Przestaniesz? – po raz kolejny spojrzałem na nią z błagalnym wyrazem twarzy na co głośno się zaśmiała

- Wiem, że ta laska u ciebie mieszka – oznajmiła na co przyłożyłem szklankę do ust wypijając cały trunek za jednym razem – To na poważnie?

- Nie mam pojęcia – wzruszyłem obojętnie ramionami – Nawet nie wiem kiedy się do mnie wprowadziła.

- Jak to nie wiesz? – dziewczyna po raz kolejny się zaśmiała przyglądając mi się badawczo – Nick, co się z tobą dzieje?

- Coś tam wspominała kiedyś – odparłem znowu napełniając szklankę – Następnego dnia jak wróciłem już chyba się zadomowiła.

- Nie obraź się, ale twoja chata nie wygląda jakby mieszkała tam kobieta. Co wy w ogóle razem robicie przez cały czas jak ty nawet Netflixa nie oglądasz? Tylko nie mów, że rozmawiacie, bo nie uwierzę.

- Domyśl się.

- Uuu – przeciągnęła zaraz po tym się krzywiąc – Nie było pytania. Pozwoliłeś swojej znajomej z bonusem się do ciebie wprowadzić? Pojebało cię, bracie?

- Ona nie jest taka jak wszystkie, uwierz mi.

- Co nie zmienia faktu, że jej nie kochasz.

- Fakt – odparłam przykładając szklankę do ust – Straciłem rachubę.

- Widzę właśnie – prychnęła kręcąc z dezaprobatą głową – Musisz z nią zerwać zanim będzie chciała mieć z tobą dzieci. Tatusiek byłby z ciebie po prostu genialny jak na ciebie patrzę.

Zakrztusiłem się trunkiem głośno odkasłując. Kobieta, wyraźnie zdziwiona moją reakcją, spojrzał na mnie zdziwiona.

- Dobrze się czujesz? – spytała kiedy zdołałem się ogarnąć – Ej... tylko nie mów, że ona już jest w ciąży, bo przysięgam, że na brata pilota cię wykastruję.

- Chyba powinienem ci o czymś powiedzieć.

Podczas mojej opowieści Alice pierwszy raz od dawien dawna siedziała w ciszy nie odzywając się ani słowem. Patrzyła na mnie jak na kosmitę chyba nie potrafiąc uwierzyć w ani jedno moje słowo i co jakiś czas kręciła przecząco głową jakby nie chciała tego do siebie dopuścić. Do mnie jeszcze to wszystko nie dotarło, dlatego reakcja siostry w najmniejszym stopniu mnie nie dziwiła.

- Żartujesz – odezwała się w końcu kiedy skończyłem swój monolog

Nie wiedząc co innego mógłbym zrobić sięgnąłem po butelkę z Whisky.

- Chciałbym – uznałem napełniając szklankę po samą górę – Dziwisz się, że mam gdzieś sprawy z Olivią?

- Nie, teraz już zdecydowanie nie – powiedziała ze przekonaniem – Od kiedy wiesz?

- Od tygodnia.

- To powalone – stwierdziła kobieta wstając by złapać w dłoń butelkę i wziąć z niej kilka dużych łyków – Zaciążyła i nic ci nie powiedziała? Przez trzy lata?!

- Nawet ponad trzy.

- Nie wierzę – po raz kolejny pokręciła głową – Po prostu nie wierzę. To brzmi jak jakaś słaba telenowela. Czyli jestem ciotką?

- Na to wygląda. A ja ojcem.

- Kurwa to jest tak absurdalne – opadła na łóżko rozkładając z rezygnacją ramiona – Jak mogła nie powiedzieć ci, że masz dziecko? Przecież to kompletnie nie ma sensu.

- Nie wiem, Alice. Nie udało mi się jeszcze z niej tego wyciągnąć.

- Gadałeś z nią?

- Gdybym jej nie zmusił nawet by mi o tym nie powiedziała – zaśmiałem się bez nuty rozbawienia – W ogóle miałem się nie dowiedzieć.

- Nie rozumiem.

- Ja też.

- Jak to się stało w ogóle?

- Chyba nie muszę ci tłumaczyć jak się robi dzieci – spojrzałem na nią błagalnie –Nie wiem dokładnie kiedy to było, ale dwa miesiące później ze mną zerwała, więc mogę się domyślać.

- Suka – burknęła pod nosem

- Nie mów tak o niej.

- Nie powiedziała ci, że masz dziecko! Masz do niego takie same prawa jak ona!

- To matka mojego dziecka, uspokój się.

- Nie wierzę do kurwy, nie wierzę. Ja wiem, że masz do niej słabość, ale na litość boską.

- Nie wiem nawet czy chcę mieszać im w życiu.

- Powtórz, bo nie dosłyszałam – wstała z łóżka – Powinieneś walczyć o to dziecko!

- Nie będę z nią walczył.

- Co? Od tak masz zamiar jej wybaczyć?

- Pewnie nigdy jej tego nie wybaczę, ale domyślam się dlaczego to zrobiła. Nie chciała psuć mi kariery.

- Kariery – prychnęła – A co to piloci nie mają dzieci?

- Alice, po co mi teraz dziecko? Ona ma swoje życie, ja swoje – wzruszyłem ramionami – Nie wiem czy chcę się w to pchać.

- Żartujesz – powtórzyła po raz kolejny tego wieczora – To twoje dziecko, Nick. Skoro już wiesz, że istnieje nie możesz od tak go zostawić.

- On ma trzy lata. Ogarnia co dzieje się dookoła, nie chcę mu mieszać.

- Ona pierwsza namieszała.

Nie mogłem się nie zgodzić.

- Mój Boże – złapała się za głowę nerwowo krążąc po pokoju – On? Czyli to chłopak?

- Noah – odparłem z westchnieniem

- Co to za imię?

- Alice – upomniałem ją po raz kolejny

- Nie ogarniam cię, bracie. Powinieneś zrobić aferę stulecia. Po czymś takim ona na pewno nie zasługuje na twój szacunek, a ty cały czas jej bronisz!

- Przestań – podniosłem się z fotela stając tuż przed siostrą – Jestem rozdarty, rozumiesz? Z dnia na dzień dowiedziałem się, że mam dziecko. W dodatku całkiem spore dziecko. Kobieta, którą kochałem i pewnie cały czas kocham nie chce mieć ze mną nic wspólnego, a ty dodatkowo dolewasz oliwy do ognia.

- Mówię tylko, że nie zdajesz sobie sprawy ile ci odebrała, a przez twoją słabość do niej odbierze ci jeszcze więcej. Jak możesz nie chcieć wychowywać własnego dziecka?

- Nie wiem czy nie chcę. Nie wiem czy nawet bym potrafił. Sama widzisz jak żyję. Nawet nie wiem kiedy laska się do mnie wprowadziła nie mówiąc o tym, że od lat nie byłem w związku.

- Nie masz szczęście do kobiet, trzeba przyznać.

- Nie pomagasz.

- Spotkaj się z Mayą, może ona też ma z tobą dzieciaczka.

- Alice, błagam.

- No dobra, spróbuję się uspokoić.

Ponownie opadła na łóżko głośno wypuszczając powietrze.

- Co to się porobiło z tym twoim życiem, bracie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro