Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12

Hannah

W poniedziałkowe popołudnie krzątałam się po kuchni nie za bardzo wiedząc co chciałabym ugotować. Nigdy nie byłam mistrzowskim szefem kuchni, jednak po wyprowadzeniu się od rodziców musiałam zagłębić się w kilka książek kucharskich by być w stanie zrobić synowi coś poza tostami z serem. Nie potrafiłam jednak na niczym się skupić, wszystko leciało mi z rąk. Rozbiłam już dwa talerze i szklankę, a no i salaterkę, która właśnie upadła na podłogę rozbijając się o białe płytki. Odchyliłam głowę do tyłu wypuszczając powietrze. Byłam nerwowa i rozdrażniona mimo, że od mojego spotkania z Nicholasem minęło już dobre kilka dni. W zasadzie to od naszego ostatniego spotkania w kawiarni się nie odzywał. Prawdopodobnie jego dni wolne się skończyły, a on gdzieś poleciał znikając na kilka dni i nocy.

Przez dobre pięć minut stałam w miejscu próbując doprowadzić się do porządku. W końcu klęknęłam zbierając kawałki szkła z podłogi i syknęłam pod nosem kiedy jeden z nich pokaleczył moją dłoń. Włożyłam rękę pod wodę, żeby obmyć krew. Jak zawsze dużo krwi z małej rany. Pozbierałam resztę pozostałości po salaterce ostatecznie rezygnując z kulinarnego pokazu. Sięgnęłam po leżący na stole telefon, żeby zamówić coś na wynos, bo z pewnością Lily po powrocie będzie głodna. Była już siedemnasta, a ona od rana nie dawała znaku życia. Poleciała rano na swój pierwszy lot do Detroit i z powrotem, a następnie chyba jeszcze do Milwaukee. Zajrzałam do salonu, gdzie Noah spokojnie leżał na kanapie oglądając lecącą w telewizji bajkę. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek jakiś dzień w przedszkolu zmęczył go tak jak dzisiejszy. Odkąd wrócił tylko leżał i nie miał zamiaru robić nic innego. Nawet nie wiecie jak mnie to cieszyło.

Idealnie w momencie, w którym skończyłam składać zamówienie drzwi mieszkania się otworzyły, a głośny jęk Lily dobiegł do moich uszu. Weszłam do przedpokoju krzyżując ręce na piersiach i przyglądając się dziewczynie z zaciekawieniem.

- Jak było? – spytałam podczas gdy brunetka zrzuciła czarne czółenka na niewielkim obcasie i zdjęła z szyi smycz z identyfikatorem

- Lot trwał pięćdziesiąt minut, a były takie turbulencje, że do tej pory wszystko mi wiruje – powiedziała ze zrezygnowaniem opadając na ławkę – Co mnie podkusiło?

- To dopiero twój pierwszy dzień – oznajmiłam siadając obok niej – Będzie lepiej.

- Wylałam kawę na pasażera – spojrzała na mnie na co lekko parsknęłam śmiechem – Nie było śmiesznie. Kapitan tak mnie opierniczył, że szefowa pokładu musiała się za mnie tłumaczyć. Swoją drogą, był strasznym bucem. Stary, nadęty dziad. Już rozumiem dlaczego Martha zachęcała nas do długich lotów.

Martha to ta starsza stewardessa co je szkoliła, tak? Sama już się pogubiłam.

- Teraz przez przynajmniej kilka miesięcy będziemy stewardessami rezerwowymi, więc dostaniemy te loty co zostaną. Ciekawe czy po dzisiejszej wpadce kiedykolwiek wyjdę z rezerwy.

- Pokażesz im jeszcze co potrafisz – pogładziłam ją pocieszająco po plecach – Zawsze pierwszy dzień jest trudny. Ale nie poparzyłaś tego pasażera?

- Nie, ta kawa nie była gorąca. W klasie ekonomicznej nawet wody nie podgrzewają – zaśmiała się lekko – Ale oblałam mu całe spodnie i tak się zaczął wydzierać, że kapitana wezwali. Mam nadzieję, że buc nie złoży na mnie skargi. Umieram z głodu.

- Zamówiłam już – oznajmiłam wywołując uśmiech na jej twarzy – Próbowałam gotować, ale stłukłam nam połowę naczyń.

- Mówiłam, że tak będzie – ponownie wydała z siebie dźwięk rozbawienia jednocześnie wyciągając wsuwki z koka – Odzywał się?

- Nie – pokręciłam przecząco głową – Mam nadzieję, że się nie odezwie.

- Musi to przetrawić, to dla niego szok – uznała – Widziałam go dzisiaj w terminalu. Poleciał do Tokio, więc przez kilka dni możesz być spokojna. Swoją drogą, ciekawe czy on też tak się drze na biedne początkujące stewardessy. Przecież nie oblałam tego gościa celowo!

- Ostatnio pacjent złożył na mnie skargę, że źle mu wkułam wenflon i specjalnie sprawiłam mu ból – oznajmiłam

- Dupek – fuknęła – Tak samo jak ten pasażer. Jego żona zwijała się ze śmiechu, a on był sztywny jakby miał kija w dupie. Aż się boję co będzie jutro.

- Dzień jak co dzień – wzruszyłam ramionami, a kiedy rozbrzmiał dźwięk domofonu obie uśmiechnęłyśmy się szeroko – Pójdę.

Wyszłam z mieszkania szybko zbiegając po schodach i rozliczając się z młodym mężczyzną. Przekazał mi dwie papierowe torby po czym nacisnął inny guzik na domofonie prawdopodobnie mając jeszcze obiad dla innych lokatorów. Wróciłam na górę postanawiając odpuścić Noah wstawanie i siadanie przy stole. Rozsiedliśmy się na kanapie dzieląc się jedzeniem i spożywając je w ciszy.

Nicholas

Wklepując skomplikowany kod przy drzwiach opuściłem klaustrofobiczne pomieszczenie, w którym znajdowało się coś na kształt schodów prowadzących do sypialni w górnej części samolotu. Zatrzaskując za sobą drzwi, przeszedłem niecały metr by wejść do toalety i przetrzeć zaspaną twarz dłońmi. Pochyliłem się nad umywalką odkręcając kurek z zimną wodą. Przemyłem twarz podnosząc wzrok na swoje lustrzane odbicie po czym spojrzałem na swój zegarek zauważając, że była już dwudziesta druga. Oczywiście w Chicago, a że nie miałem zielonego pojęcia na terenie jakiego kraju właśnie przebywałem olałem godzinę wracając do kabiny pasażerskiej. Pociągnąłem jedną z szuflad wyciągając z niej butelkę z wodą po czym szybko ją opróżniłem następnie zgniatając plastik i wrzucając go do worka na śmieci.

- Widzę, braciszku, że kokpitowa drzemka ci służy.

Odwróciłem głowę kierując spojrzenie na uśmiechniętą kobietę. Moja mina musiała być komiczna, bo parsknęła śmiechem szybko do mnie podchodząc i mocno się do mnie przytulając. Objąłem ją chwilę później łapiąc ją za ramiona i odsuwając od siebie.

- Wystarczy czułości – uznałem

- No tak – przechyliła z uśmiechem głowę – Nie spodziewałeś się mnie tutaj, co?

- Po co lecisz do Tokio?

- Wysłali mnie z pracy na jakąś konferencję – odparła moja siostra przeczesując palcami opadające na ramiona loki – Spodziewałam się, że nie raczysz przywitać na pokładzie każdego pasażera z kolei, więc udało mi się przed tobą ukryć. Stewardessy trochę mi pomogły. Nie wyglądasz na szczęśliwego. Nie widzieliśmy się dwa miesiące, młody!

- Spierdalaj – burknąłem pod nosem zaraz po tym zaczynając się śmiać

- To nie przypadek, że wyciągnęli mnie dwie minuty przed tobą – uznała z przekonaniem – Wiedzieli co robią.

- Jeszcze jedno słowo, a przypomnę ci, że życie twoja i kilkuset pozostałych pasażerów jest w moich rękach, dosłownie – spojrzałem na nią z uniesionymi brwiami

- Spadniemy?

- Tak – skinąłem głową – Wpadniemy do oceanu.

- Ocean dawno za nami, Sherlocku – oznajmiła z triumfującym uśmiechem – Twoja drzemka chyba trwała dłużej niż zamierzałeś. Co tam u ciebie tak w ogóle? Wcale się do mnie nie odzywasz.

No tak jakby spotkałem swoją byłą, w której widziałaś moją życiową partnerkę i dowiedziałem się, że od trzech lat jesteś ciotką.

- Długo by opowiadać – streściłem to wszystko w trzech słowach

- Do kiedy zostajesz w Japonii?

- Do trzeciego – odparłem

- Co tak słabo? Przez cztery dni to nawet wiśnie nie zdążą zakwitnąć! – posłałem jej błagalne spojrzenie – Będę miała trochę czasu wolnego. Skoro nie masz dla mnie czasu w rodzinnym mieście, spotkamy się na drugim końcu świata. Nie uwolnisz się ode mnie, bracie.

- Przefarbowałaś włosy? – zmieniłem nagle temat bacznie przyglądając się jej i jej czarnym włosom

- Zaczęłam siwieć, mój drogi – powiedziała z westchnieniem – Musiałam pożegnać się z naszym pięknym, wspólnym brązem, ale w sumie aż tak bardzo nie widać różnicy. Dziwne, skoro jesteś ode mnie dwie minuty młodszy powinieneś zacząć siwieć dwie minuty po mnie.

- Chyba już za długo przebywasz w powietrzu – uznałem – Wybacz, ale muszę wrócić i zmienić szanownego kolegę, bo rzeczywiście spałem dłużej niż planowałem.

- No cóż, z przyjemnością powrócę na swoje miejsce w pierwszej klasie i poproszę o kolejną lampkę szampana – wyszczerzyła się – Miłego pilotowania, braciszku.

Wywróciłem oczami obserwując znikającą kobietę po czym odwróciłem się na pięcie zmierzając w stronę kokpitu. Wpisałem kod przy drzwiach wchodząc do środka i je za sobą zamykając. Zająłem miejsce na fotelu tuż za pierwszym oficerem jeszcze raz przecierając twarz dłońmi, żeby wyrwać się ze stanu półświadomości.

- Wyspał się Pan, kapitanie Hawkins? – mężczyzna przed pięćdziesiątką rzucił na mnie okiem podnosząc się z fotela po lewej stronie kokpitu – Dzwoniliśmy po Pana trzy razy.

- Jestem młody, potrzebuję więcej snu – odparłem nie siląc się na zbędne przeprosiny – Może Pan udać się na spoczynek i nie wracać do końca lotu.

- Z przyjemnością – odparł dziadek, a chwilę później już go nie było

Westchnąłem wstając by zająć jego miejsce. Pierwszy oficer spojrzał na mnie kątem oka sięgając po papierowy kubek ze swoją kawą, zaś ja przeniosłem wzrok na deskę rozdzielczą. Sięgnąłem po swojego Ipada, żeby zorientować się na jakim etapie lotu byliśmy. Zauważyłem też, że spałem prawie pięć godzin. Wciąż jednak było przed nami dobre kilka godzin podczas których szanowny Pan drugi kapitan będzie musiał tutaj wrócić, żeby zmienić siedzącego obok mnie mężczyznę, a wtedy wyląduję z nim sam na sam. Ostatnio zdecydowanie nie miałem szczęścia co do pilotów towarzyszących.

- Mają może Panowie ochotę coś przekąsić? – uśmiechnięta od ucha do ucha stewardessa zajrzała do kokpitu

Nie dość, że dopiero wstałem to jeszcze się najem. Żyć nie umierać po prostu. Poprosiłem szybko o steka, natomiast mój towarzysz przez dziesięć minut przeglądał kartę poszukując jakiejś innej możliwości, bo nie mógł zamówić tego samego co ja z oczywistych względów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro