11
Nie ma to jak przyspieszyć akcję z wątkiem miłosnym. Nie powiem, że sama zaczęłam mieć swój wątek w realu, ale co z tego wyniknie? Może będę lepsza w sceny romantyczne 😂😂
PAMIĘTAJCIE NIE UFAJCIE PIJANYM SIOSTROM.
Mitsuri zajmowała się ogródkiem przed jej rezydencją, gdy pojawił się w bramie filar dźwięku. Była zaskoczona jego nagłym pojawieniem się.
-Mam niezłą ploteczkę.
Dziewczyna od razu porzuciła konewkę i podbiegła do mężczyzny. Jej oczy błyszczały od ekscytacji. Uwielbiała plotki.
-Nie trzymaj mnie w niepewności, mów!
-Kaneko podczas ostatniej misji napotkała demona, który usypiał ludzi. We śnie miała wyjść za mąż.
-NIE GADAJ ŻE
-Mhm, nasz ship ma teraz 90% szans na powodzenie.
Dziewczyna zaczęła skakać i piszczeć. Ale co się dziwić, używała oddechu miłości, który sama stworzyła. Wszystko co miało związek z miłością zachwycało ją.
-Trzeba będzie im pomóc, wiesz jaki jest Shinazugawa-san!
-Może być ciężko, ale zawsze warto spróbować. Poza tym powiedziałem mu, że jej się przyśnił.
-Daję im miesiąc i będą razem.
-Tydzień, jaka nagroda?
- Dwieście tysięcy jenów.
-Zgoda.
*Kaneko POV*
Jeszcze jakiś czas rozmawiałam z przyjacielem. Z sali wyprosiła mnie Aoi, która miała zmienić opatrunki. Wróciłam więc do rezydencji. Zdziwiłam się gdy usłyszałam jak ktoś trenuje w ogrodzie. Zestresowałam się. Nie wiedziałam czy chcę go teraz widzieć.
-Nie sądziłam, że tak szybko wróci.
Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Z początku miałam plan poćwiczyć, ale Shinazugawa tam jest, więc odpuściłam. W końcu poszłam do kuchni i zrobiłam ohagi. Byłam tym tak zajęta, że nie słyszałam jak ktoś wchodzi do posiadłości.
-CZYŚ TY ZGŁUPIAŁA?! ZACHCIAŁO CI SIĘ WALCZYĆ Z WYŻSZYM KSIĘŻYCEM!
Odwróciłam się w jego stronę, ale od razu napotkałam ścianę. Przytulił mnie. To coś nowego.
-NASTĘPNYM RAZEM JAK ZOBACZYSZ WYŻSZY KSIĘŻYC, UCIEKAJ. ROZUMIESZ?!
-To po co tyle ćwiczyłam? Żeby uciekać?
Spojrzałam w jego oczy. Widziałam w nich troskę. Chyba ktoś go podmienił.
-Posłuchaj mnie. Nie chcę ciebie stracić, ok? Nie mogę. Straciłem wiele bliskich. Zostałaś tylko ty i Genya. Oboje jesteście dla mnie ważni, dlatego proszę, zrezygnuj.
Wkurzyłam się. Strzeliłam mu z liścia. Będę miała przesrane, ale po prostu mnie wkurzył.
-SERIO, ZNOWU CHCESZ SIĘ ZE MNĄ O TO KŁÓCIĆ! CHCĘ ZABIJAĆ TE PASKUDNE DEMONY! NIE ZREZYGNUJĘ Z TEGO, ROZUMIESZ?! GENYA TEŻ NIE ODPUŚCI. DLACZEGO TAK BARDZO TEGO CHCESZ? DLACZEGO KAŻESZ NAM REZYGNOWAĆ Z NASZYCH CELÓW!
W trakcie jak krzyczałam zaczęły płynąć mi łzy. Łzy, które od kilku lat nie spływały po mojej twarzy. Zawsze chciałam być silna jak Shinazugawa. A teraz stałam przed nim i ryczałam jak dziecko. On patrzył na mnie i miałam wrażenie, że się powstrzymuje. Zapewne mnie uderzy.
-DLACZEGO? BO JESTEŚMY BEZNADZIEJNI?! NIE NADAJEMY SIĘ?! GENYA CIĘ PODZIWIA, JESTEŚ W KOŃCU JEGO STARSZYM BRATEM! ODKĄD CIĘ ZOBACZYŁAM, JAK ZABIŁEŚ TAMTEGO DEMONA, WIEDZIAŁAM, ŻE CHCĘ BYĆ TAKA JAK TY! CZEMU TEGO NIE ROZUMIESZ?!
-BO WAS KOCHAM! NIE CHCĘ PATRZEĆ JAK UMIERACIE! JAKI BYŁBY ZE MNIE BRAT?! KOCHAM CIĘ I NIE MÓGŁBYM SIĘ POZBIERAĆ PO STRACIE CIEBIE! ZA KAŻDYM RAZEM JAK WYRUSZASZ NA MISJĘ BEZE MNIE, MARTWIĘ SIĘ, ŻE NIE WRÓCISZ! ZADOWOLONA?!
Stałam jak słup. Przetwarzałam jego słowa. On tylko zaczął iść w stronę wyjścia do ogrodu. W końcu się ogarnęłam i zanim wyszedł na zewnątrz, przytuliłam go od tyłu.
-Ja też cię kocham. Na ostatniej misji demon wprowadził nas w sen. Pokazywał nam takie rzeczy, abyśmy nie chcieli się obudzić. To właśnie ten sen uświadomił mnie o moich uczuciach. Przez te kilka dni o tym intensywnie myślałam.
Obrócił się do mnie przodem. Złapał niepewnie moje dłonie. Spojrzałam w jego oczy, w których zobaczyłam lekkie iskierki.
-Wiem o tym śnie. Słyszałem kawałek waszej rozmowy, ale poszedłem stamtąd zanim powiedziałaś, że to byłem ja. Uzui mi powiedział.
Moja powieka lekko drgnęła. Mogłam się w sumie spodziewać.
-Przysięgam, że go uduszę.
Zaczęłam iść w kierunku wyjścia, aby porozmawiać z filarem dźwięku. Jednak powstrzymało mnie pociągnięcie za moją prawą rękę. W ciągu dwóch sekund moje usta złączyły się w pocałunku z starszym chłopakiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro