Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

...

Teresa wciąż utrzymywała kartki w powietrzu, a Anastazja postanowiła podejść bardzo blisko Alberta i podnieść jego opuszczony podbródek.

– Nie możesz się poddać. Pamiętasz, że ja za pierwszym razem zemdlałam, kiedy użyłam mocy? – zapytała cicho i uśmiechnęła się.

– Właśnie dlatego się boję – opowiedział jej chłopak, ponownie opuszczając głowę.

– Hej, nie rób tak – położyła mu rękę na policzku i ponownie patrzyła w jego niebieskie, chociaż smutne oczy. – Przecież to nie była twoja wina, żadne z nas nie miało bladego pojęcia o posługiwaniu się tymi mocami.

– Ale przez moją nieostrożność i głupotę coś mogło ci się stać. Do tego, ta cała sytuacja z Rozalią, jak pomyślę, że nie było mnie z wami to dostaję szału – po jego policzku popłynęła przeźroczysta łza, którą Anastazja natychmiast wytarła.

– Nie masz sobie nic do zarzucenia – przybliżyła się jeszcze bardziej do jego twarzy, opierając dłonie na jego klatce piersiowej. – Przecież to ty ocaliłeś mnie w parku.

– Nie chcę zrobić wam krzywdy – dodał i przytulił dziewczynę do siebie.

– I nie zrobisz – przekonywała. – Jeśli spróbujesz, obleję cię wodą – zaśmiała się i słyszała jak klatka piersiowa chłopaka drży, na znak, że właśnie się śmieje.

Anastazja odsunęła się na kilkanaście centymetrów i pocałowała Alberta w policzek.

– Zobaczymy na co cię stać – szepnęła mu szybko do ucha, odwróciła się i wróciła na swoje poprzednie miejsce.

Chłopak podążał za nią chwilę wzrokiem, uśmiechnął się i pokręcił głową. Po chwili wziął głęboki oddech i spojrzał na kartkę, która wciąż wisiała w powietrzu, skupiając na niej całą swoją uwagę. Zdeterminowany kiwnął głową, zamknął oczy i otworzył dłonie, z których zaczął wydobywać się pomarańczowy płomień. Po chwili ogień dotarł do kartki, która zajęła się ogniem i została przez niego w kilka sekund strawiona. Albert widząc smugę ognia, którą stworzył postanowił nie kończyć swoich ćwiczeń. Wytworzył smugę ognia, która wirowała wokół niego. Płomienna obręcz poruszała się z coraz to większą prędkością, a jej blask odbijał się w tafli spokojnego jeziora. Pomarańczowy ogień poszerzał się, aż urósł ponad głowę chłopaka i kręcił się z zawrotną prędkością, tworząc niebezpieczną ścianę, przez którą nikt nie byłby w stanie się przedostać.

– Albercie, woda robi się cieplejsza – ostrzegła Teresa, stojąca najbliżej niego.

– Już wystarczy Albercie – rozkazała pani Eleonora.

– Kiedy ja nie jestem w stanie tego zatrzymać – wykrzyczał, będąc otoczonym wirującymi płomieniami.

– Ogień nie dotyka wody, a mimo to robi się coraz goręcej – krzyknęła Anastazja i spojrzała pytająco na wychowawczynię, stojącą na brzegu.

Pani Eleonora odwzajemniła spojrzenie wychowanki i pokiwała głową. Dziewczyna użyła swojego daru i uniosła ogromną kulę wody ponad głowę Alberta. Rozpłaszczyła ją tak, aby szerokością odpowiadała płomiennej obręczy. Opuściła uniesione dłonie i po chwili woda z jeziora opadła na chłopaka, gasząc wszystkie otaczające go płomienie. Albert wylądował w wodzie, a gdy się podniósł wszyscy zobaczyli jego przemoczone i po części spalone ubrania. Wokół chłopaka rozpływała się wielka chmura gorącej pary.

– Co się stało? – zapytał zdezorientowany.

– Ostudziłam twój gorący temperament – odpowiedziała Anastazja, puszczając oczko do chłopaka i podeszła do niego, aby sprawdzić, czy pod przedartym ubraniem nie kryją się żadne rany.

– Przepraszam, straciłem kontrolę – powiedział skruszony, wbijając wzrok w wodę.

– Jesteś okropnie rozpalony – stwierdziła Anastazja, gdy tylko dotknęła jego ciała, przez podartą koszulkę.

– Faktycznie trochę mi ciepło – odpowiedział i zaczął dotykać swoją rękę, próbując samodzielnie poczuć swoją temperaturę.

Ubranie zaczęło na nim widocznie wysychać robiąc się coraz bledsze, a nad nim wciąż unosiła się gęsta para.

– Albercie, wygląda to tak, jakby twoja temperatura wciąż rosła – stwierdziła Anastazja, kiedy zobaczyła, że woda przepływająca wokół nóg chłopaka zaczyna bulgotać.

Dziewczyna odsunęła się i syknęła z bólu, gdyż rozgrzana ciecz oparzyła jej nogę.

– Co się ze mną dzieje? – skierował pytanie do pani Eleonory, która podeszła, by zbadać stan chłopaka, ale podobnie jak Anastazja, musiała odsunąć się z powodu zbyt wysokiej temperatury wody.

– Nie mam pojęcia, nigdy nie widziałam czegoś takiego – odpowiedziała, a w jej głosie usłyszeć można było zdenerwowanie spowodowane bezradnością.

– Jak możemy mu pomóc? – zapytała zmartwiona Teresa, widząc, że chłopak zaczyna panikować.

– Woda robi się coraz gorętsza, musimy stąd wyjść – rozkazała wychowawczyni.

Anastazja nie zamierzała jednak posłuchać wychowawczyni i opuścić przyjaciela. Zamiast tego, rozstąpiła wodę tak, aby umożliwić Teresie i pani Borgacz swobodne przejście na brzeg, a sama została na miejscu. Kiedy spojrzała, jak jej przyjaciel dostaje rumieńców na całym ciele i kręci się w miejscu, próbując zrozumieć, co się z nim dzieje łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Wokół Alberta widać było mnóstwo unoszącej się pary. Pani Eleonora chodziła w kółko przy brzegu i próbowała wymyślić, jak pomóc wychowankowi, a Teresa usiadła na brzegu, skuliła się i zaczęła płakać, nie wiedząc, jak może przynieść ulgę przyjacielowi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro