Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

...

Nastolatkowie usłyszeli co powiedziała, ale kiedy wychodzili z ciemnego lasu, słońce oślepiało ich na tyle mocno, że nie byli w pierwszej chwili w stanie ujrzeć widoku, który dostrzegła wychowawczyni.

Kiedy odzyskali już ostrość wzroku, zobaczyli jedynie ogromne, szaro–czarne skały i trochę trawy pomiędzy niektórymi z nich. Jedne usytuowane były tak ciasno, że nie sposób było między nimi przejść, a między kolejnymi znajdowały się poł metrowe szczeliny. Całość wyglądała jak kilkumetrowy, dziurawy płot, wykonany w całości z połączonych ze sobą głazów. Niestety skały te nie tworzyły typowego, wąskiego ogrodzenia, a stały jedna obok drugiej w długości i szerokości, a ominięcie ich wymagałoby od wszystkich kilku dni wędrówki, gdyż nie było widać miejsca, w którym kończy się długość muru.

– Chyba sobie pani żartuje – zadrwiła Teresa i usiadła na ziemi, opierając się plecami o jedną ze skał. Spragniona wyjęła ze swojego plecaka wodę i wypiła prawie połowę butelki.

– Jak ja dałam radę przez to przejść kilka razy, to i wam się uda. Jesteście młodzi, zdrowi i dobrze karmieni, przez co macie czasem za dużo energii – rzekła pani Eleonora, wyjmując prowiant z plecaka, który Albert niedbale rzucił w trawę.

– Ale ja już nie mam siły – narzekała wciąż Teresa, ale wychowawczyni zignorowała te pełne bólu jęki.

Anastazja schowała się przed słońcem pod skałami, zajmując miejsce tuż obok Teresy, a Albert wykonał kilka skłonów i rozciągnięć, po czym z dużą zwinnością wdrapał się na wysokie skały. Po bardzo krótkiej chwili zeskoczył z nich jednak, jak poparzony.

– Co ci się stało? – zapytała zmartwiona Anastazja i uniosła się lekko.

– Będziemy musieli poczekać, aż słońce trochę zajdzie. Na skałach jest tak gorąco, że nie da się wystać. Jest jak w piekarniku! – tłumaczył Albert, przykładając dłonie do ziemi, aby je ochłodzić.

– Właśnie dlatego zależało mi na postoju właśnie w tym miejscu. Możecie się zdrzemnąć, jeśli chcecie. Poczekamy tu trochę, odpoczniemy i ruszymy dalej, jak tylko skały ostygną – wychowawczyni oznajmiła dalszy plan działania i podała wszystkim konserwy oraz suchary, które przygotowała Hela.

Pani Borgacz zjadła swoją porcję, odczekała kilkanaście minut i zniknęła gdzieś pomiędzy skałami, bełkocząc pod nosem coś niezrozumiałego.

– To nie jest dobre jedzenie – marudziła Teresa, biorąc kolejnego gryza suchara.

– Co ty mówisz, mnie smakuje – nie zgodził się Albert, który już dawno strzepał z siebie okruszki po jedzeniu.

– A ty co myślisz, Anastazjo? Prawie nic nie zjadłaś – rzekła Teresa, widząc, że Anastazja swoją porcję jedzenia wciąż trzyma w dłoniach.

– Co? Ale o czym? – spytała rozkojarzona dziewczyna.

– Ktoś tu chyba ma głowę w chmurach – zaśmiała się Teresa.

– A gdzie podziała się pani Borgacz? – zapytał Albert, rozglądając się na boki.

– Chyba wspominała, że musi coś sprawdzić i weszła pomiędzy skały – odpowiedziała mu Anastazja.

Anastazja siedziała ze skrzyżowanymi nogami i patrzyła w jeden punkt, trochę przerażając tym swoich przyjaciół. Była nieobecna i wyglądała jakby intensywnie nad czymś myślała. Do tego była nienaturalnie blada i apatyczna.

– Wszystko w porządku? – zmartwił się Albert, kładąc swoją dłoń na jej, zdecydowanie mniejszej. – Jesteś strasznie zimna.

– Czuje się jakoś dziwnie, boli mnie głowa i właściwie to... całe ciało. Chyba mam dreszcze – próbowała wyjaśnić swoje objawy, ale mówiła bardzo niewyraźnie.

– Pewnie się rozchorowałaś przez to spanie na ziemi. Może poszukamy pani Eleonory? – zaproponowała Teresa i rozejrzała się wokół siebie.

– Nie, nie czuję się chora – zaprzeczyła Anastazja.

– To o co chodzi? – spytał Albert, zaskoczony tym twierdzeniem.

– Nie wiem, jak mam to określić, ale czuję, że... powinnam gdzieś iść. Im bliżej tych skał byliśmy... tym bardziej to czułam – mamrotała cicho.

– Spróbujmy się zdrzemnąć, może zrobi ci się lepiej – zaproponował Albert i wyciągnął koc z plecaka.

– Możemy spróbować – zgodziła się i delikatnie uśmiechnęła, a Albert nakrył ją kocem od stóp, po samą szyję.

Anastazja i Teresa zasnęły w cieniu skał, a Albert zmartwiony stanem przyjaciółki, starał się ją cały czas obserwować. Nastolatkowie nie wiedzieli, gdzie jest ich wychowawczyni, ale byli pewni, że ich nie zostawiła i za chwilę wróci. Oczywiście mieli rację. Pani Eleonora stanęła nad nimi i obudziła dziewczęta, uderzając łyżką o metalowy kubek. Nawet Albert nie zauważył, że wróciła, gdyż na chwilę udało mu się zdrzemnąć.

– Słońce się przekręciło, wstawać, bo dostaniecie udaru! – rozkazała, a nastolatkowie zaczęli przecierać oczy.

– Gdzie pani była? – zapytał zaciekawiony Albert, zasłaniając oczy przed słońcem.

– Chciałam coś sprawdzić – odrzekła stanowczo.

– Anastazja źle się czuje – oznajmiła Teresa, dotykając dłonią policzka przyjaciółki. – Jest rozpalona.

Pani Eleonora zbliżyła się i zewnętrzną częścią dłoni dotknęła czoła ledwo przytomnej dziewczyny, która coś tylko mamrotała pod nosem, ale nikt nie był w stanie zrozumieć ani jednego słowa.

– Może się rozchorowała przez tę noc w lesie – wysnuła teorię nauczycielka.

– Co zrobimy? – zapytał zmartwiony chłopak.

– Nie mam pojęcia, chyba będziemy musieli poszukać jakiejś drogi i zabrać ją do lekarza – oznajmiła i podparła brodę ręką.

– Anastazja mówiła, że czuje jakby miała gdzieś iść. Uznaliśmy, że się przeziębiła i zaproponowaliśmy drzemkę – opowiadał Albert, a pani Borgacz patrzyła na niego z przejęciem.

– Tak, mówiła jeszcze, że czuje to bardziej, im bliżej tych skał jesteśmy – dodała od siebie Teresa, przypominając sobie słowa przyjaciółki.

– To bardzo interesujące, co mówicie, ale w takim razie musimy ją stąd jak najszybciej zabrać – powiedziała pani Eleonora i zaczęła pakować ich rzeczy.

– A może właśnie nie musimy – rzekł Albert po chwili zastanowienia.

– O czym ty mówisz? Spójrz na nią, musimy ją zabrać do lekarza! – wzburzyła się Teresa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro