Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

O szóstej nad ranem w pokojach nastolatków zadzwoniły budziki. Każdy zaczął po swojemu przygotowywać się do wyczekiwanego treningu. Dziewczęta zrobiły kilka rozciągających ćwiczeń, a Albert spróbował wykonać kilka pompek opierając się na jednej, zdrowej nodze, ale zrezygnowany bardzo szybko zabrał swoje leżące na łóżku kule i wyszedł, opierając na nich ciężar ciała. Kiedy doszedł do salonu, czekały tam już dziewczęta i Elgizibiusz. Albert popatrzył dużymi na Anastazję i uśmiechnął się delikatnie, mierząc jej sportowy strój od dołu do góry. Anastazja należała bowiem raczej do osób ubierających się w klasyczne jeansy i jednobarwne koszulki, dlatego jej widok w czymś tak innym wywołał u Alberta spore zdziwienie. Już miał zebrać się w sobie i podejść do dziewczyny, by powiedzieć, jak dobrze wygląda, ale wtedy wskoczyła przed nich uśmiechnięta od ucha do ucha Teresa.

– Gotowi na trening? – zapytała retorycznie i pobiegła do drzwi, gdzie czekał na nich Elgizibiusz.

– Chyba nigdy nie widziałam, żeby Teresa garnęła się do jakiejkolwiek aktywności z taką pogodą ducha – zaśmiała się Anastazja.

– Tak, ja też – zgodził się. – Ty... Wyglądasz świetnie – wybełkotał w końcu nieśmiało, a policzki Anastazji zarumieniły się, jak na zawołanie.

– Ty też niczego sobie – puściła chłopakowi oczko.

Droga do areny nie była zawiła i skomplikowana. Wystarczyło przejść kilkaset metrów wzdłuż rzeki i skręcić w prawo dwieście metrów przed wodospadem, gdzie znajdowały się dwa wielkie głazy, a pomiędzy nimi grube i wysokie na trzy lub cztery metry metalowe drzwi. Nastolatkowie zmierzyli zaskoczonym wzrokiem niespodziewaną przeszkodę i spojrzeli pytająco na Elgizibiusza.

– To ze względów bezpieczeństwa. Mieliśmy tu już małe tornado, pożar, a nawet tsunami! Te drzwi i głazy służą jako swego rodzaju zapora przed waszymi mocami – wyjaśnił najbardziej prosto jak potrafił.

– Ekstra – podekscytowała się Teresa i podskoczyła w miejscu.

Elgizibiusz pociągnął za klamkę po prawej stronie żelaznych drzwi i używając dużej siły swoich mięśni, otworzył je na całą szerokość. Nastolatkowie z błyskiem w oczach przyglądali się ogromnej arenie, dostosowanej do rozwoju ich talentów. Nie byli tam jednak sami. Trójka uzdolnionych tak samo, jak oni była już w trakcie swojego porannego ćwiczenia. Wszyscy ubrani w takie same stroje, czyli czarne, dresowe spodnie i fioletowe, przylegające do ciała koszulki. Trzeba było przyznać, że wyglądali jak drużyna super bohaterów, co wywołało zmieszanie na twarzach nastolatków, którzy dopiero co poznawali swoje moce. Spojrzeli po sobie z lekką rezygnacją w oczach. Nawet entuzjazm Teresy bardzo szybko ostygł. Dziewczyna trzymała się zimną dłonią za łokieć i skuliła ramiona, obserwując ćwiczących, którzy właśnie w tej chwili zorientowali się, że nie są sami na arenie.

– Hej, zobaczcie kto do nas dołączył! – zawołała donośnym głosem dziewczyna, która jako pierwsza zauważyła obecność nastolatków. – Cześć Elgi – przywitała się podchodząc bliżej i stanęła naprzeciwko nastolatków, szczególną uwagę zwracając na Alberta.

Dziewczyna była zdecydowanie wyższa niż Anastazja, czy też Teresa, ale wciąż niższa niż Albert. Podchodząc odgarnęła swoje długie, czarne włosy i spięła je ostentacyjnie w wysokiego, niedbałego kucyka, po czym przywitała się ze wszystkimi.

– Jestem Zoja, żywioł ognia – oznajmiła z podniesioną głową, zarzucając związane włosy do tyłu. – Podobno mam się tobą zaopiekować – puściła oczko w stronę Alberta i uśmiechnęła się do niego zalotnie przymrużając oczy.

– Najchętniej ugasiłabym jej ten ognisty entuzjazm – wyznała szeptem Anastazja, przychylając się dyskretnie do Teresy, która próbowała powstrzymać wybuch śmiechu, spowodowany słowami zazdrosnej przyjaciółki.

– A Ty to? – zapytała widocznie poirytowana Zoja, podejrzewając Anastazję o niemiły komentarz na swój temat.

– Anastazja, żywioł wody – odpowiedziała surowo, również zarzucając opadające włosy do tyłu w ramach mało dyskretnej parodii.

Zoja wyraźnie zdenerwowało zachowani Anastazji. Zacisnęła dłoń w pięść i już miała coś odpowiedzieć, ale przerwało jej głośne chrząkniecie Teresy.

– A ja jestem Teresa – wystąpiła krok do przodu, stając naprzeciwko nowopoznanej dziewczyny. – Powietrze – rzuciła chłodno, jakoby chciała pokazać, że w każdym momencie obstanie za przyjaciółką, a wokół niej zerwał się głośno porywisty wiatr

Elgizibiusz obserwował sytuację z konsternacją. Inaczej wyobrażał sobie to spotkanie i nie za bardzo miał pojęcie, jak może przerwać te jakże miłe przywitanie. Popatrzył jeszcze przez chwilę i podrapał się po czole próbując coś wymyślić.

– Dogadają się w końcu – rzucił zrezygnowany i machnąwszy ręką, skierował się ku wyjściu, zostawiając nastolatków ze zdziwieniem na twarzach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro