...
Anastazja pokiwała głową i wstała z łóżka i kierując się ku wyjściu z pokoju, ocierała mokre od łez policzki. Zbiegła ostrożnie po schodach, tak by nikt jej nie usłyszał i zatrzymała się przed drzwiami do pokoju Alberta. Poprawiła opadającą na twarz grzywkę, złapała głęboki oddech i pomimo krótkiego zawahania, zapukała delikatnie w drewniane drzwi.
– Proszę – wybrzmiał dźwięk ze środka. Anastazja pociągnęła za klamkę i lekko uchyliła drzwi, by w otworze zmieściła się jej głowa. Albert, który leżał już na łóżku w swojej piżamie, podskoczył jak poparzony i wstał niemal na baczność, jakby widok dziewczyny wywołał porażenie piorunem.
– Mogę? – zapytała nieśmiało Anastazja.
– Hej! Anastazja! Nie spodziewałem się tutaj ciebie... zwłaszcza o tej godzinie – tłumaczył zakłopotany, a na ustach Anastazji od razu wymalował się nieśmiały uśmiech.
– Może ja... przyjdę po prostu jutro. Tak! Tak właśnie zrobię! – krzyknęła, zaśmiała się i uderzyła w drzwi głową, próbując się odwrócić. Albert niemal natychmiast znalazł się przy niej.
– Nic sobie nie zrobiłaś? – zapytał opiekuńczo, odchylając jej włosy z czoła. Anastazja bardzo się speszyła, a jej oddech zaczął znacznie przyspieszać, kiedy chłopak pojawił się obok. Mogła teraz dosłownie poczuć zapach jego perfum i dostrzec każdy element skóry.
– Jak to jest, że nie potrafię się skupić, kiedy jestem z tobą? – zapytała, ale dopiero po chwili zorientowała się o co. Popatrzyła zaskoczonemu chłopakowi w oczy i chciała już odwrócić się i uciec, ale ten złapał ją za rękę i przyciągnął mocno do siebie.
– Ja przy tobie mam dokładnie to samo – wyznał szepcząc, gdyż znajdował się kilka centymetrów od jej twarzy.
– Albercie ja... jestem taka zła na siebie! – odsunęła się. – Ale ja na razie potrzebuje tylko przyjaciela. Tylko tego teraz oboje potrzebujemy, przynajmniej do czasu, aż wszystko się nie wyjaśni – powiedziała stanowczo, budząc się z transu i odsuwając od chłopaka na metr.
– Anastazjo, ale co ma się wyjaśnić?! – zapytał wyraźnie zdezorientowany i zdenerwowany
– Ja... nie mogę ci powiedzieć – opuściła głowę, a chłopak zatoczył kółko po pokoju. – Tylko proszę, nie mów nic głośniej, bo ktoś nas usłyszy i wszystko się wyda.
– Ja już tak nie mogę An! Unikasz mnie od kilku tygodni, a teraz przychodzisz tutaj i dajesz mi nadzieję, po czym burzysz chwilę, którą razem zbudowaliśmy i mówisz, że nic nie możesz mi powiedzieć i że jesteśmy tylko przyjaciółmi? – chłopak był wyraźnie rozstrojony emocjonalnie, przez co nie panował nad głośnym szeptem tak, jakby tego chciał. – Anastazjo boje się, że to się nie uda, jeżeli nie będziemy sobie wzajemnie ufać – powiedział już spokojnie, podchodząc do dziewczyny i łapiąc jej obie dłonie w swoje. – Ja nie potrafię już udawać, że niczego do ciebie nie czuję... – wyznał, wpatrując się prosto w niebieskie oczy dziewczyny.
– Daj mi czas do piątku. Wtedy wszystko ci wyjaśnię. Proszę nie bądź na mnie zły – Anastazja odwzajemniła jego spojrzenie, ale po chwili opuściła wzrok na podłogę i pociągnęła swoje nadgarstki, uwalniając je z dłoni chłopaka. Unikała kontaktu wzrokowego, spoglądając nerwowo na każdy mebel w pokoju.
– An... ciężko mi cokolwiek powiedzieć. Myślę, że lepiej będzie, jeśli damy sobie całkowitą przestrzeń od siebie do czasu, aż znajdziemy Rozalię – na te słowa Anastazja odsunęła się jeszcze bardziej, uderzając plecami w drzwi. W jej oczach nagromadziło się teraz mnóstwo łez, które ciurkiem zaczęły wypływać. Anastazja błąkała się wzrokiem po pokoju, nie mogąc zatrzymać go na żadnym przedmiocie. W końcu jej oczom ukazał się napis na ścianie, który brzmiał „dumnie stawiaj kolejne kroki zmierzając do swojego szczęścia". Anastazja złapała haust powietrza do płuc, a z jej oczy przestały wypływać łzy. Przeniosła wzrok na chłopaka, dłonią nerwowo wyszukując klamki.
– Dobrze. W końcu w przyjaźni chodzi o to, by dawać sobie przestrzeń w momencie, kiedy druga osoba najbardziej cię potrzebuje – wypowiedziała twardo i stanowczo, po czym złapała za odnalezioną klamkę i opuściła pomieszczenie, trzaskając drzwiami.
Albert stał chwilę nieruchomo, po czym ruszył za Anastazją i wołał ją głośno po imieniu, jednak dziewczyna nawet nie zamierzała się zatrzymać. Krzyknęła tylko, że ma ją zostawić i zamknęła na klucz drzwi do pokoju z Teresą, której chwilę później opowiedziała całą, zaistniałą sytuację. Dziewczyna była bardzo zaskoczona zachowaniem przyjaciela, ale mimo to starała się wytłumaczyć Anastazji jego spojrzenie. Po długiej i jak się okazało, bardzo potrzebnej rozmowie, przyjaciółki znów poczuły więź, która osłabła przez ostatnie tygodnie. Anastazja prawie zapomniała o kłótni z Albertem, ale przypominała sobie o niej w nocy, za każdym razem, kiedy starała się zasnąć.
Dziewczęta wstały o poranku, zmęczone po nocnej rozmowie. Mimo to, ubrały się i powędrowały na arenę. Teresa potrafiła już zapanować nad swoimi mocami, jednak poprosiła Anastazje, aby ta poobserwowała ją dziś i udzieliła jakieś rady od siebie. Tak więc, kiedy spotkali się na arenie z Jeremim i Klausem, Teresa mogła dać popis swoich umiejętności. Wiedziała już, że może bez obaw dzielić się swoim szczęściem z przyjaciółką, a ta będzie cieszyć się z jej sukcesów. Teresa stanęła na swoim miejscu treningowym i bez problemu uniosła w górę wszystkie kamienienie, z którymi mogła zrobić to, co tylko udało jej się wyobrazić. Pokazała nawet, że nauczyła się tworzyć małe tornado, które nie wywołuje zbyt wielu zniszczeń, ale potrafi przemienić je w duże, silne i porywiste. Anastazja z szerokim uśmiechem na ustach i zachwytem widocznym w oczach, podziwiała wszystkie umiejętności przyjaciółki. Była w tym jednak mała doza zazdrości, nie o umiejętności, a możliwość ich zaprezentowania. Jednak Anastazja obiecała sobie, że dopiero kiedy poczuje, że jest wystarczająco gotowa, zdemaskuje wszystkie kłamstwa.
Podczas kiedy trening Teresy trwał w najlepsze, na arenie zjawił się Albert. Był bardzo zaskoczony widokiem przyjaciółek, gdyż zawsze na trening wychodzili razem lub ostatnimi czasy, to on wychodził z Teresą. Nigdy nie stronili od swojej obecności. Unikali siebie tylko w ostateczności. Albert rozejrzał się jeszcze po arenie i niepewnie zaczął stawiać kroki ku miejscu treningowemu Teresy, jednak dziewczyna pokręciła tylko ostrzegawczo głową w jego stronę na znak, że Anastazja nie jest jeszcze gotowa na rozmowę. Dzisiejszy trening zatem Albert musiał wykonać tylko w towarzystwie Zoji, która nie szczędziła sobie mówienia złośliwości na temat Anastazji.
– Nie przejmuj się. Po prostu nie może znieść tego, że straciła swoje moce i się na tobie wyżywa – rzuciła złośliwie, próbując nastawić chłopaka przeciw Anastazji. Ten jednak zastanowił się przez chwilę, aż stracił koncentrację nad wykonywanym ćwiczeniem i podpalił kawałek drewna na arenie, po czym spadł z belki.
– Zoja dość już! Anastazja taka nie jest i nie wiem, dlaczego tak jej się uczepiłaś! – powiedział wstając i otrzepując z siebie resztki ziemi i popiołu.
– Ja... nie chciałam... po prostu chciałam, żebyś nie myślał o niej już tak intensywnie. Cały czas się na nią gapisz i nie jesteś się w stanie skupić na najprostszych rzeczach. Zobacz! Zaraz spalisz nam arenę! – krzyknęła, pokazała na płonące belki i szybko zadusiła ogień.
– Ehh przepraszam – westchnął ciężko i usiadł na jednej z belek. – Pokłóciliśmy się wczoraj i wiem, że przesadziłem – wyznał, choć nie był pewien, czy do końca może ufać dziewczynie. Było w niej jednak coś pod tą wredną powłoką, co budziło to zaufanie. W końcu oprócz niewyparzonego języka ma także ogromny talent i niesamowite zdolności koncentracji. Albert pamiętał, że to ona pokazała mu, jak choć po części kontrolować swoje moce, ale dziś kompletnie o wszystkim zapominał. Głowę zaprzątały mu tylko myśli o wczorajszej kłótni z Anastazją.
– No powiedz co się dzieje, bo cię to udusi od środka. Z dzisiejszego treningu i tak nic już dobrego nie wyniknie.
– Bo ja nie potrafię się na niczym skupić, kiedy wiem, że między mną, a Anastazją jest coś nie tak. Ona jakby daje mi siłę do tego, by piąć się w górę. Bez niej tracę tę siłę – wyznał zmęczonym głosem.
– Zakochałeś się bez reszty – Zoja na te stwierdzenie uśmiechnęła się. – Też kiedyś kogoś tak kochałam.
– Chcesz o tym opowiedzieć? Chętnie się zainspiruje – na twarzy chłopaka wymalował się lekki uśmiech.
– Nie, to długa historia na inny dzień. Dziś musimy spróbować zapanować nad tym, jak wasze kłótnie wpływają na twoją moc – stwierdziła. – Słuchaj, ja wiem, że to jest trudne, ale musisz uciszyć te wszystkie emocje, by nie zrobić nikomu krzywdy. Musisz panować nad mocą choćby nie wiem co, bo nasz dar jest niesamowicie niebezpieczny. W ciągu kilku chwil jesteśmy w stanie strawić płomieniem całą wioskę. Musisz na to uważać zwłaszcza tam, gdzie chcesz mieszkać.
– Masz rację, ale nie wiem, jak to zrobić... najchętniej to... pobiegłbym do niej, złapał i nie wypuszczał z rąk, dopóki mi wybaczy.
– Może to dobrze, że się pokłóciliście – puściła mu oko. – To szansa dla ciebie, żeby opanować swoje umiejętności w trudnych warunkach emocjonalnych – Zoja pokręciła palcem w powietrzu, jakby tłumaczyła jakieś naukowe pojęcie.
– Może i tak. Ale jak mam to zrobić, kiedy jestem tak zły i jednocześnie tak bezsilny?
– Wykorzystaj każdą emocję, by przemienić ją w energię, która z ciebie wypływa! Możesz nawet zamienić te miłość na obojętność lub nienawiść, jeśli to da radę pomóc – doradziła po chwili namysłu, choć niezbyt korzystnie. – Spróbuj chociaż! – zachęcała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro