Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

...

Anastazja pokiwała głową i wstała z łóżka i kierując się ku wyjściu z pokoju, ocierała mokre od łez policzki. Zbiegła ostrożnie po schodach, tak by nikt jej nie usłyszał i zatrzymała się przed drzwiami do pokoju Alberta. Poprawiła opadającą na twarz grzywkę, złapała głęboki oddech i pomimo krótkiego zawahania, zapukała delikatnie w drewniane drzwi.

– Proszę – wybrzmiał dźwięk ze środka. Anastazja pociągnęła za klamkę i lekko uchyliła drzwi, by w otworze zmieściła się jej głowa. Albert, który leżał już na łóżku w swojej piżamie, podskoczył jak poparzony i wstał niemal na baczność, jakby widok dziewczyny wywołał porażenie piorunem.

– Mogę? – zapytała nieśmiało Anastazja.

– Hej! Anastazja! Nie spodziewałem się tutaj ciebie... zwłaszcza o tej godzinie – tłumaczył zakłopotany, a na ustach Anastazji od razu wymalował się nieśmiały uśmiech.

– Może ja... przyjdę po prostu jutro. Tak! Tak właśnie zrobię! – krzyknęła, zaśmiała się i uderzyła w drzwi głową, próbując się odwrócić. Albert niemal natychmiast znalazł się przy niej.

– Nic sobie nie zrobiłaś? – zapytał opiekuńczo, odchylając jej włosy z czoła. Anastazja bardzo się speszyła, a jej oddech zaczął znacznie przyspieszać, kiedy chłopak pojawił się obok. Mogła teraz dosłownie poczuć zapach jego perfum i dostrzec każdy element skóry.

– Jak to jest, że nie potrafię się skupić, kiedy jestem z tobą? – zapytała, ale dopiero po chwili zorientowała się o co. Popatrzyła zaskoczonemu chłopakowi w oczy i chciała już odwrócić się i uciec, ale ten złapał ją za rękę i przyciągnął mocno do siebie.

– Ja przy tobie mam dokładnie to samo – wyznał szepcząc, gdyż znajdował się kilka centymetrów od jej twarzy.

– Albercie ja... jestem taka zła na siebie! – odsunęła się. – Ale ja na razie potrzebuje tylko przyjaciela. Tylko tego teraz oboje potrzebujemy, przynajmniej do czasu, aż wszystko się nie wyjaśni – powiedziała stanowczo, budząc się z transu i odsuwając od chłopaka na metr.

– Anastazjo, ale co ma się wyjaśnić?! – zapytał wyraźnie zdezorientowany i zdenerwowany

– Ja... nie mogę ci powiedzieć – opuściła głowę, a chłopak zatoczył kółko po pokoju. – Tylko proszę, nie mów nic głośniej, bo ktoś nas usłyszy i wszystko się wyda.

– Ja już tak nie mogę An! Unikasz mnie od kilku tygodni, a teraz przychodzisz tutaj i dajesz mi nadzieję, po czym burzysz chwilę, którą razem zbudowaliśmy i mówisz, że nic nie możesz mi powiedzieć i że jesteśmy tylko przyjaciółmi? – chłopak był wyraźnie rozstrojony emocjonalnie, przez co nie panował nad głośnym szeptem tak, jakby tego chciał. – Anastazjo boje się, że to się nie uda, jeżeli nie będziemy sobie wzajemnie ufać – powiedział już spokojnie, podchodząc do dziewczyny i łapiąc jej obie dłonie w swoje. – Ja nie potrafię już udawać, że niczego do ciebie nie czuję... – wyznał, wpatrując się prosto w niebieskie oczy dziewczyny.

– Daj mi czas do piątku. Wtedy wszystko ci wyjaśnię. Proszę nie bądź na mnie zły – Anastazja odwzajemniła jego spojrzenie, ale po chwili opuściła wzrok na podłogę i pociągnęła swoje nadgarstki, uwalniając je z dłoni chłopaka. Unikała kontaktu wzrokowego, spoglądając nerwowo na każdy mebel w pokoju.

– An... ciężko mi cokolwiek powiedzieć. Myślę, że lepiej będzie, jeśli damy sobie całkowitą przestrzeń od siebie do czasu, aż znajdziemy Rozalię – na te słowa Anastazja odsunęła się jeszcze bardziej, uderzając plecami w drzwi. W jej oczach nagromadziło się teraz mnóstwo łez, które ciurkiem zaczęły wypływać. Anastazja błąkała się wzrokiem po pokoju, nie mogąc zatrzymać go na żadnym przedmiocie. W końcu jej oczom ukazał się napis na ścianie, który brzmiał „dumnie stawiaj kolejne kroki zmierzając do swojego szczęścia". Anastazja złapała haust powietrza do płuc, a z jej oczy przestały wypływać łzy. Przeniosła wzrok na chłopaka, dłonią nerwowo wyszukując klamki.

– Dobrze. W końcu w przyjaźni chodzi o to, by dawać sobie przestrzeń w momencie, kiedy druga osoba najbardziej cię potrzebuje – wypowiedziała twardo i stanowczo, po czym złapała za odnalezioną klamkę i opuściła pomieszczenie, trzaskając drzwiami.

Albert stał chwilę nieruchomo, po czym ruszył za Anastazją i wołał ją głośno po imieniu, jednak dziewczyna nawet nie zamierzała się zatrzymać. Krzyknęła tylko, że ma ją zostawić i zamknęła na klucz drzwi do pokoju z Teresą, której chwilę później opowiedziała całą, zaistniałą sytuację. Dziewczyna była bardzo zaskoczona zachowaniem przyjaciela, ale mimo to starała się wytłumaczyć Anastazji jego spojrzenie. Po długiej i jak się okazało, bardzo potrzebnej rozmowie, przyjaciółki znów poczuły więź, która osłabła przez ostatnie tygodnie. Anastazja prawie zapomniała o kłótni z Albertem, ale przypominała sobie o niej w nocy, za każdym razem, kiedy starała się zasnąć.

Dziewczęta wstały o poranku, zmęczone po nocnej rozmowie. Mimo to, ubrały się i powędrowały na arenę. Teresa potrafiła już zapanować nad swoimi mocami, jednak poprosiła Anastazje, aby ta poobserwowała ją dziś i udzieliła jakieś rady od siebie. Tak więc, kiedy spotkali się na arenie z Jeremim i Klausem, Teresa mogła dać popis swoich umiejętności. Wiedziała już, że może bez obaw dzielić się swoim szczęściem z przyjaciółką, a ta będzie cieszyć się z jej sukcesów. Teresa stanęła na swoim miejscu treningowym i bez problemu uniosła w górę wszystkie kamienienie, z którymi mogła zrobić to, co tylko udało jej się wyobrazić. Pokazała nawet, że nauczyła się tworzyć małe tornado, które nie wywołuje zbyt wielu zniszczeń, ale potrafi przemienić je w duże, silne i porywiste. Anastazja z szerokim uśmiechem na ustach i zachwytem widocznym w oczach, podziwiała wszystkie umiejętności przyjaciółki. Była w tym jednak mała doza zazdrości, nie o umiejętności, a możliwość ich zaprezentowania. Jednak Anastazja obiecała sobie, że dopiero kiedy poczuje, że jest wystarczająco gotowa, zdemaskuje wszystkie kłamstwa.

Podczas kiedy trening Teresy trwał w najlepsze, na arenie zjawił się Albert. Był bardzo zaskoczony widokiem przyjaciółek, gdyż zawsze na trening wychodzili razem lub ostatnimi czasy, to on wychodził z Teresą. Nigdy nie stronili od swojej obecności. Unikali siebie tylko w ostateczności. Albert rozejrzał się jeszcze po arenie i niepewnie zaczął stawiać kroki ku miejscu treningowemu Teresy, jednak dziewczyna pokręciła tylko ostrzegawczo głową w jego stronę na znak, że Anastazja nie jest jeszcze gotowa na rozmowę. Dzisiejszy trening zatem Albert musiał wykonać tylko w towarzystwie Zoji, która nie szczędziła sobie mówienia złośliwości na temat Anastazji.

– Nie przejmuj się. Po prostu nie może znieść tego, że straciła swoje moce i się na tobie wyżywa – rzuciła złośliwie, próbując nastawić chłopaka przeciw Anastazji. Ten jednak zastanowił się przez chwilę, aż stracił koncentrację nad wykonywanym ćwiczeniem i podpalił kawałek drewna na arenie, po czym spadł z belki.

– Zoja dość już! Anastazja taka nie jest i nie wiem, dlaczego tak jej się uczepiłaś! – powiedział wstając i otrzepując z siebie resztki ziemi i popiołu.

– Ja... nie chciałam... po prostu chciałam, żebyś nie myślał o niej już tak intensywnie. Cały czas się na nią gapisz i nie jesteś się w stanie skupić na najprostszych rzeczach. Zobacz! Zaraz spalisz nam arenę! – krzyknęła, pokazała na płonące belki i szybko zadusiła ogień.

– Ehh przepraszam – westchnął ciężko i usiadł na jednej z belek. – Pokłóciliśmy się wczoraj i wiem, że przesadziłem – wyznał, choć nie był pewien, czy do końca może ufać dziewczynie. Było w niej jednak coś pod tą wredną powłoką, co budziło to zaufanie. W końcu oprócz niewyparzonego języka ma także ogromny talent i niesamowite zdolności koncentracji. Albert pamiętał, że to ona pokazała mu, jak choć po części kontrolować swoje moce, ale dziś kompletnie o wszystkim zapominał. Głowę zaprzątały mu tylko myśli o wczorajszej kłótni z Anastazją.

– No powiedz co się dzieje, bo cię to udusi od środka. Z dzisiejszego treningu i tak nic już dobrego nie wyniknie.

– Bo ja nie potrafię się na niczym skupić, kiedy wiem, że między mną, a Anastazją jest coś nie tak. Ona jakby daje mi siłę do tego, by piąć się w górę. Bez niej tracę tę siłę – wyznał zmęczonym głosem.

– Zakochałeś się bez reszty – Zoja na te stwierdzenie uśmiechnęła się. – Też kiedyś kogoś tak kochałam.

– Chcesz o tym opowiedzieć? Chętnie się zainspiruje – na twarzy chłopaka wymalował się lekki uśmiech.

– Nie, to długa historia na inny dzień. Dziś musimy spróbować zapanować nad tym, jak wasze kłótnie wpływają na twoją moc – stwierdziła. – Słuchaj, ja wiem, że to jest trudne, ale musisz uciszyć te wszystkie emocje, by nie zrobić nikomu krzywdy. Musisz panować nad mocą choćby nie wiem co, bo nasz dar jest niesamowicie niebezpieczny. W ciągu kilku chwil jesteśmy w stanie strawić płomieniem całą wioskę. Musisz na to uważać zwłaszcza tam, gdzie chcesz mieszkać.

– Masz rację, ale nie wiem, jak to zrobić... najchętniej to... pobiegłbym do niej, złapał i nie wypuszczał z rąk, dopóki mi wybaczy.

– Może to dobrze, że się pokłóciliście – puściła mu oko. – To szansa dla ciebie, żeby opanować swoje umiejętności w trudnych warunkach emocjonalnych – Zoja pokręciła palcem w powietrzu, jakby tłumaczyła jakieś naukowe pojęcie.

– Może i tak. Ale jak mam to zrobić, kiedy jestem tak zły i jednocześnie tak bezsilny?

– Wykorzystaj każdą emocję, by przemienić ją w energię, która z ciebie wypływa! Możesz nawet zamienić te miłość na obojętność lub nienawiść, jeśli to da radę pomóc – doradziła po chwili namysłu, choć niezbyt korzystnie. – Spróbuj chociaż! – zachęcała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro