Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

...

Na dworze robiło się coraz ciemniej i zimniej, dlatego nastolatkowie postanowili wrócić do środka, gdzie czekała na nich niemiła niespodzianka. Okazało się, że dziś transmisja ulubionego serialu pani Bogarcz została odwołana i zrobiła drugi obchód o wiele wcześniej, przez co natknęli się na nią na korytarzu.

– Możecie mi wytłumaczyć, gdzie to się chodzi po nocy!? – zapytała ponuro unosząc krzaczastą brew, na co cała czwórka podskoczyła ze strachu. No tak, teraz mogą pożegnać się z wychodzeniem w nocy do ogrodu przez kolejny miesiąc, szlaban na wychodzenie poza teren i przygotować na kolejną dodatkową pracę pisemną.

– My tylko, nie mogliśmy zasnąć i Roza, znaczy Rozalia była bardzo smutna. Chcieliśmy ją jakoś pocieszyć i napić się szklanki ciepłego kakao. Bardzo przepraszamy, to się więcej nie powtórzy – tłumaczył za wszystkich blondyn z nadzieją na mniejszy wymiar kary i odwrócenie uwagi od zapachu wiatru i brudnego koca, który chował za plecami. Wychowawczyni zmierzyła wzrokiem dziewczynę, która podobno miała być dzisiaj chora.

– Mam nadzieję – rzuciła chłodno. – Jutro po zajęciach macie posprzątać po obiedzie, a na czwartek chcę widzieć gotowy esej – rozkazała stanowczym tonem.

– A ty dziecko choć ze mną, zrobię ci herbatę – dodała po chwili skierowując swoje słowa do patrzącej w podłogę Rozalii, która naprawdę zbladła teraz ze strachu.

Pani Borgacz mimo twardego i złośliwego charakteru potrafiła okazać trochę serca, ale tylko czasami, dlatego każdy jej dobry gest wywoływał niesamowite zaskoczenie na twarzach podopiecznych. Trójka ocalałych odetchnęła z ulgą, ale wciąż martwili się o przyjaciółkę, która z przerażeniem w oczach podążała za wychowawczynią.

– Było blisko – powiedziała Teresa – myślałam, że będzie gorzej, ale teraz Kocira będzie nas bacznie obserwować – dodała po chwili i wszyscy udali się do swoich pokoi. – No i biedna Rozalia... ciekawe czego od niej chce.

– Miejmy nadzieję, że da jej tylko jakieś tabletki lub witaminy i wypuści. No i Albert musi się liczyć z tym, że Roza raczej nie będzie zadowolona, kiedy wróci – Anastazja zgromiła chłopaka wzrokiem.

– Spanikowałem! Powiedziałem cokolwiek, żeby tylko się nam wszystkim upiekło. Nie pomyślałbym nawet, że ją zabierze! – bronił się.

– Damy znać, kiedy wróci – oznajmiła Teresa i razem ruszyli do swoich pokoi.

Anastazja, Teresa i Rozalia, jako najstarsze z dziewcząt mieszkały w jednym pokoju. To był jedyny plus ciasnych pomieszczeń sierocińca. Pokój Alberta znajdował się po drugiej stronie i był dzielony z dwójką młodszych o rok nastolatków. Gdy dotarli pod drzwi, pożegnali się krótkim przytuleniem. Uścisk z Anastazją trwał oczywiście kilka sekund dłużej niż z Teresą, co dziewczyna szybko zauważyła i gdy tylko weszły do swojej sypialni, zaczęła zadawać pytania.

– Jak długo zamierzacie udawać, że to tylko przyjaźń? – zapytała unosząc lewą brew.

– Tak jest, nie ma między nami niczego więcej – próbowała kłamać Anastazja.

– Widać jak na siebie patrzycie, a kiedy się przytulacie mam wrażenie, że nigdy się nie wypuścicie! – wymieniała rozmarzona dziewczyna, przyciskając dłonie do twarzy z zachwytu.

– Daj spokój, nie mogłabym zniszczyć naszej przyjaźni – wygadała się po chwili. – Na razie nic się między nami nie zmieni. Na pewno nie tutaj i nie teraz. Chciałabym iść już spać, strasznie boli mnie głowa – dodała trzymając rękę na czole.

– Dobrze, mnie zresztą też. Może coś złapałyśmy?

– Mam nadzieję, że nie. Mamy do napisania spory esej i bardzo mało czasu, ale najbardziej szkoda mi Rozalii... musi tam teraz siedzieć... z tą babą – dodała kładąc się do łóżka i naciągając kołdrę na ramiona.

Rozalia w tym samym czasie siedziała z opuszczoną głową na krzesełku przy starym, drewnianym stoliku i czekała, aż pani Eleonora zaparzy herbatę. Wpatrywała się w zmechacony obrus i rozmyślała nad zemstą na Albercie, za to, że wpakował ją w tę sytuację. Podczas gotowania wody wychowawczyni usiadła naprzeciwko Rozalii i zaczęła wpatrywać się w nią przenikliwym wzrokiem, jakby chciała wyczytać coś z jej twarzy.

– Coś cię trapi moje dziecko? Ostatnio trochę pogorszyły ci się wyniki w nauce... może czujesz się chora? – pytała z niespotykaną troską w oczach.

Te słowa bardzo wzruszyły Rozalię, nie spodziewała się pomocy od nikogo spoza paczki przyjaciół, a już na pewno nie od sławnej Kociry.

– Nie, wszystko jest w porządku, po prostu ostatnio sporo myślę o tym jak wyglądałoby moje życie, gdybym w ogóle tu nie trafiła. No wie pani... gdybym miała rodziców, którzy mnie chcą i kochający dom – otworzyła się dziewczyna. Zawsze bała się rozmawiać o tym z przyjaciółmi, nie chciała, żeby widzieli, że jest słaba. Wolała tłumić w sobie negatywne emocje. Zatroskany wzrok wychowawczyni przypomniał jej jednak, że najbardziej brakuje jej właśnie rodzicielskiej troski i zainteresowania, dlatego postanowiła wyznać jej prawdę, odkrywając swoje uczucia.

– Wiesz drogie dziecko, życie nie zawsze układa się tak jak chcemy, co już pewnie wiesz. Czasem najmądrzejsi ludzie, posiadający ogromną empatię na ludzką krzywdę, dostają od losu tylko kłody pod nogi. Z pozoru idealna rodzina może być bardzo nieszczęśliwa, a te która wydaje się nieidealna może kryć wiele miłości. Tak naprawdę nikt nie wie, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami.

– Co chce pani przez to powiedzieć? – zapytała ocierając wypływającą łzę.

– Możesz wierzyć lub nie, ale też kiedyś miałam taką rodzinę... mieliśmy wszystko o czym mogło nam się zamarzyć – zapatrzyła się w pustą przestrzeń kobieta.

– Pani?! Ale, co się stało? Przepraszam... to przecież nie moja sprawa.

– Miałam kiedyś męża i malutką córeczkę. Wszystko było dobrze przez pewien czas, ale los postanowił odebrać nam nasz skarb – kobieta odwróciła się do okna, by nie pokazywać łzy, mimowolnie spływającej po policzku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro