Zaklęcie Bezwarunkowe.
Od dwóch dni, Tottie prawie w ogóle się nie odzywała. Sporadycznie tylko zadawała jakieś pytanie dotyczące wykonywanego eliksiru. Snape, pomimo tego, że odkąd przyszło mu uczyć młodą White, marzył aby ta przestała się szczerzyć i wygadywać swoje mądrości, teraz zrobił by wszystko aby powiedziała coś innego niż Panie profesorze, skończyłam. Panie profesorze, co teraz? Cała ta sytuacja była dość niewygodna. Złościł się na nią, że tak się tym wszystkim przejmuje. Jakby to ona jedyna rozumiała mowę węży. Złościł się i tłumił to w sobie, szukając odpowiedniego zaklęcia ochronnego. Przekartkował i przeczytał już całą księgę, którą dostał od Dumbledore'a, jednak wszystkie te zaklęcia nie miały racji bytu. Większość z nich opierała się na wiedzy o zaklęciu, którą posiadała osoba chroniona, a przecież Snape obiecał Dumbledore'owi, że Tottie nie dowie się, że będzie, bądź co bądź, śledzona i kontrolowana.
Siedząc pewnego wieczoru w swoim gabinecie, czytając tę samą księgę już tysięczny raz, Snape natrafił na dość ciekawą rzecz. W księdze bowiem, było napisane tak:
Najskuteczniejszym i równocześnie niewidocznym zaklęciem dla innych, a co najważniejsze dla ochranianego, jest zaklęcie Bezwarunkowe. W skład zaklęcia wchodzą dwa składniki. Jako iż pierwszy jest szeroko dostępny, tak drugi jest bardziej skomplikowany i wymagający.
Jest to stare zaklęcie, używane najczęściej na kobietach - czarownicach ale znane są również przypadki stosowania na kobietach mugolskich.
Działanie zaklęcia:
- Ochraniany nie ma wiedzy, że nosi na sobie ochronę
- Ten, który ochrania, posiada wszelką wiedzę o niebezpieczeństwach czyhających na ochranianego
- W końcu jakiś konkret - powiedział przewracając kolejną kartkę.
Na następnej stronie znajdował się tekst zaklęcia.
"Dobrowolnie oddane działają
Przymusu nigdy się nie słuchają.
Serca otworzyć nie zdoła nieszczery
lecz ten co zachwyt chowa mizerny.
Sama śmierć tu nie ma władzy,
bo oddali im wszystko, Ci co zostali nadzy.
Zaklęć tu nie trzeba zbyt wiele,
dostrzec wystarczy co w duszy, nie w ciele.
Kim są, gdzie znaleźć je możesz?
Serca słuchaj, nie tego co każesz."
- "Serca słuchaj..." co za brednie. - mruknął. Znał to zaklęcie. Doskonale je znał. Kiedyś, dawno temu, matka mu o nim opowiadała. Było ono potężne i silne. Nie mogło być rozerwane przez nikogo, chyba, że przez tego kto rzucił to zaklęcie... niestety, nie było ono proste. Severus doskonale znał te dwa składniki i o ile, pierwszy nie był trudny do zdobycia, bo były to włosy Charlotty, a dokładniej trzy pukle, o które by po prostu poprosił. O tyle drugi składnik, był już kłopotliwy. Aby zaklęcie zadziałało potrzebna była czysta, niezawiniona i bezinteresowna miłość do osoby ochranianej, a Snape ani zamierzał kochać Charlotty. On jej nawet nie lubił. Już samo tolerowanie tej bezczelnej i aroganckiej dziewczyny, było dla niego dużym wyzwaniem.
- A gdybym tak użył amortencji? - myślał chodząc od jednej szafki do drugiej, czegoś szukając. Wzdrygnął się na myśl o tym, że mógłby się zakochać w kimś innym niż Lily. Co prawda, Charlotta miała oczy podobne do niej, gdyby ją poprosił, mogłaby się zmienić w jego dawną miłość...
Dobrze wiesz, że to nie zadziała...- mówił głos jego podświadomości.
Cholerny Dumbledore znowu dał mu zadanie nie do wykonania. Dlaczego na niego padło bycie niańką? Już miał tego przeklętego Pottera, a teraz jeszcze White.
Zawsze mógł wysłać skrzata żeby ją pilnował. Skrzaty potrafią być dyskretne. I to chyba byłoby najlepsze rozwiązanie...
Nagle z rozmyślań wybił go odgłos pukania w drzwi. Było już dość późno, więc nie miał pojęcia kto o tej porze śmiał zakłócić jego spokój.
- Wejść. - powiedział chłodno. Od razu drzwi się uchyliły i stanęła w nich Tottie. Bardziej uśmiechnięta niż przez ostatnie dni ale jednocześnie zmęczona. Snape zauważył, że włosy znowu miała koloru popiołu, oczy wyblakłe, a wokół nich ciemne obwódki.
- W końcu nauczyłaś się pukać. - sarknął - Co Cię sprowadza, o tej porze, White? - zapytał gdy dziewczyna zamknęła za sobą drzwi i podeszła bliżej.
- Przeczytałam pewną ciekawą rzecz, w tej książce od Pana. - powiedziała siadając na wskazanym przez Snape'a fotelu - otóż, w jednym rozdziale było napisane, że odmiana trzecia Obskurusa, działa podobnie jak... jak bycie wilkołakiem. - spojrzała na Snape'a, który siedział naprzeciwko i bacznie się jej przyglądał. - Działa to na zasadzia bodźca. Jak u wilkołaków, bodźcem tym, jest pełnia księżyca, tak u Obskurusa są uczucia, wspomnienia lub słowa. Co prawda, u mnie są to tylko uczucia, a w zasadzie to jedno... złość. Myślę, jednak, że jest to dobry punkt zaczepienia. - W tym momencie, Snape jej przerwał.
- Wydaje mi się, że to będzie długa rozmowa. Chcesz herbaty?
- Słucham? - zapytała zdziwiona, bo powiedział to dość łagodnym tonem.
- Naprawdę, muszę się powtarzać? – syknął.
- Nie... Tak, poproszę herbaty. - odpowiedziała. Snape w tym momencie, wezwał skrzata, wydał mu polecenie i po chwili pojawiła się przed nimi taca z ciepłym napojem i mnóstwem ciasteczek.
- Opowiadaj dalej. - rzekł lekko zniecierpliwiony, kiedy dziewczyna za długo milczała. W tym momencie nawet się cieszył, że znowu mówi.
- Przeczytałam, że można w odpowiedni sposób, zmodyfikować Wywar Tojadowy, tak aby zatrzymał rozwój Obskurusa. - zakończyła patrząc uważnie na Mistrza Eliksirów.
Snape chwilę również wpatrywał się w nią, po czym rzekł:
- Jak zmodyfikować?
- Tego właśnie nie wiem. Liczyłam, że Pan coś będzie wiedział... W końcu jest Pan Mistrzem Eliksirów - uśmiechnęła się szeroko.
- Ja tego też nie wiem ale mam pewne podejrzenie. - powiedział tajemniczo. - sprawdzę to w najbliższym czasie.
- Więc uważa Pan to za dobry pomysł? – zapytała żywo, popijając herbatę.
- Tego nie powiedziałem. Uczeń nie może mieć dobrych pomysłów. - powiedział złośliwie - Ale wezmę pod uwagę to co znalazłaś.
Tottie udawała urażoną, jednak uśmiechnęła się radośnie. Po chwili ciszy, która była bardzo przyjemna jak na towarzystwo Nietoperza z Lochów, w końcu przerwał ją Snape:
- Czy profesor Lockhart, ma wobec Pani jakieś poważniejsze zamiary? - Tottie zamurowało. Myślała, że się przesłyszała. Jak to? Lockhart miałby mieć plany wobec niej? Przecież on widzi tylko siebie i swoje dokonania.
- Nie sądzę... A czemu Pan pyta? – odparła.
- Chcę się Ciebie pozbyć, White. – sarknął.
- Uroczy Pan jest. - na twarz znowu wrócił jej szeroki uśmiech, który tak denerwował Snape'a, ale w tym momencie ucieszył go niezmiernie. Dziewczyna wróciła do dawnej siebie.
- White! – syknął.
- No jest Pan uroczy, profesorze. A byłby Pan całkiem miły, gdyby się Pan czasem uśmiechał. Ale tak normalnie. - dodała szybko.
- Co znaczy, "normalnie" ? - zapytał kąśliwie.
- To znaczy, nie mniej, nie więcej, jak naturalnie, nie złośliwie.
- Ależ, ja często się tak uśmiecham.
- Gdybym nie spędzała z panem tyle czasu, to może bym uwierzyła. - popatrzyła na niego pobłażliwie.
- Za to ty szczerzysz się nieustannie. - powiedział złośliwie.
- Jeden uśmiech naprawdę by Pana nie zabił.
- Wolę nie ryzykować. – sarknął. – Mam przed sobą jeszcze kilka ładnych lat życia.
Tottie zachichotała po jego słowach, tak że prawie oblała się herbatą. Przez chwilę znowu siedzieli w milczeniu. Tottie zauważyła, że całkiem przyjemnie jest spędzić ze Snape'em trochę czasu, tak po całym dniu wspólnej pracy. Był zupełnie inny. Więcej jej słuchał, mniej przerywał, no i odpowiadał na pytania.
- Mogę się założyć, że w końcu się Pan uśmiechnie. - powiedziała w końcu, odstawiając kubek na biurku.
- Prędzej Merlin powstał by z martwych. – sarknął.
- Niech się Pan ze mną założy. - powiedziała wyzywająco i wyciągnęła dłoń.
- Nie będę się z Tobą zakładał, podlotku. Nie uznaje hazardu.
- Nic Pan nie ryzykuje. - mówiła dalej.
Snape patrzył się na nią z ciekawością w oczach. W sumie to czemu by się z nią nie założyć. W końcu trochę rozrywki go nie zabije. A jak wygra to pokaże tej smarkuli, że z nim się nie warto o nic zakładać.
- Niech będzie. Co proponujesz, jako nagrodę? – powiedział.
- Jeśli się Pan uśmiechnie, co będzie znaczyło, że wygrałam, to spełni Pan jedno moje życzenie...
- Jakie? - przerwał jej.
- Ożeni się pan ze mną. - uśmiechnęła się niewinnie.
- Niedoczekanie twoje! – ryknął, a Tottie zaczęła histerycznie się śmiać. Udało jej się go sprowokować.
- Dobrze no. – otarła oczy, bo płakała ze śmiechu. – Spełni pan jedno moje życzenie.
- A jeśli ja wygram?
- Jeśli Pan wygra, czyli się nie uśmiechnie, to... - zamilkła na chwilę, zastanawiając się mocno nad nagrodą, ale Snape jej przerwał.
- To Ty spełnisz moje jedno życzenie. - dopowiedział patrząc przed siebie, gdzieś ponad głowę Tottie, z zamyślonym wyrazem twarzy.
- Niech będzie! W takim razie ma Pan czas do końca roku szkolnego.
- Którego, roku szkolnego? - zapytał ze złośliwym uśmiechem.
- Obojętnie. – odpowiedziała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro