Wyczekiwane spotkanie.
Pewnego dnia, w końcu lipca, zawitała radosna nowina. Harry Potter miał przylecieć na Grimmauld Place i spędzić tam resztę swoich wakacji. Dumbledore wysłał Moody'ego, Tonks i kilku innych aurorów, aby bezpiecznie dotarli z Harrym do celu. Przygotowania zaczęto już tydzień wcześniej ale dopiero teraz, wszyscy byli tym faktem przejęci. Wszyscy oprócz Tottie. Całe dnie siedziała w swoim pokoju albo pomagała Molly przy sprzątaniu i innych pracach domowych. Wszyscy zastanawiali się co się działo z wiecznie uśmiechniętą i radosną dziewczyną. Nagle przestała być wszechobecnym tornadem, nagle gdzieś zniknęła. Od czasu do czasu widzieli jej przechadzała się po pomieszczeniach. Włosy miała w kolorze bladego popiołu, oczy podkrążone, tak jakby w ogóle nie sypiała i cała była blada, prawie przezroczysta. Wszyscy domownicy, zastanawiali się, czy aby nie jest chora ale kiedy Molly rzuciła na nią zaklęcie diagnozujące, wszystko było w jak najlepszym porządku. Wszyscy starali się dowiedzieć, co się stało z dawną Tottie. Jeszcze miesiąc temu tryskała energią i radością, a teraz prawie w ogóle się nie odzywała i zdawała się być nieobecna.
Powód zachowania dziewczyny, dostrzegł jedynie Dumbledore i Lupin, i prawdopodobnie Syriusz ale on zignorował ten fakt. Oni dwaj domyślili się pewnej rzeczy, gdy pewnego dnia na spotkanie Zakonu, zawitał Snape.
Tamtego dnia, jak zwykle Molly walczyła z brudem i kurzem, inni próbowali nie wchodzić jej w drogę, portret matki Syriusza non stop krzyczał, bo cały czas ktoś wchodził albo wychodził z domu i ją budził, a Stworek, skrzat domowy należący do rodziny Blacków, pałętał się po całym mieszkaniu i złorzeczył. Wówczas drzwi, znowu się otworzyły i stanął w nich Severus Snape we własnej osobie. Za nim szedł Dumbledore. Weszli czym prędzej do jadalni, gdzie zazwyczaj odbywały się narady i już po chwili rozpoczęli dyskusję. Molly znowu była zła, że jej przeszkadzają sprzątać ale koniec końców, usiadła razem z nimi. Tottie była w tym czasie na zakupach, w pobliskim markecie i próbowała znaleźć wszystkie potrzebne produkty. Od jakiegoś czasu pani Weasley wynajdywała jej nowe zadania, byle tylko nie leżała w łóżku i czymś się zajęła.
Wróciła do mieszkania akurat w momencie, gdy zebranie się skończyło i członkowie zaczęli wychodzić. Gdy weszła na korytarz wejściowy, stanęła jak wryta. Jej wzrok spoczął na Snape'ie, który również wpatrywał się w dziewczynę z dziwnym wyrazem twarzy.
- Dzień dobry - powiedziała nie ruszając się z miejsca. Kątem oka zauważyła, że z jadalni wystawili głowy Dumbledore, Lupin i Molly. Z tym, że Lupin był widocznie rozbawiony tą sytuacją.
- Dzień dobry. Co Ci się stało, White? - zapytał chłodno, lustrując ją wzrokiem. Nie widział dziewczyny dwa miesiące i wydawało się mu, że schudła i wygląda co najmniej jak chora. Zastanawiał się, czy znowu miała ataki, które były coraz silniejsze ostatnimi czasy, i trochę go zaniepokoił wygląd dziewczyny. Dumbledore kazał mu obserwować jej przemiany, bo ostatnim razem, zmieniła się w tą czarną materię bez momentu pośredniego.
- Nic, a czemu Pan pyta? - zapytała zaskoczona.
- Wyglądasz okropnie.
- Bardzo Pan miły – sarknęła. - nie widział mnie Pan tyle czasu, i jedyne co chce mi Pan powiedzieć to "okropnie wyglądasz?
- Na nic więcej nie licz, smarkulo.
Snape skupił swój wzrok w oczach dziewczyny i próbował nawiązać kontakt. Nie chciał aby inni słyszeli o czym będą rozmawiać, a musiał się jej zapytać o to, czy nie miała ataku.
- Znowu się przemieniałaś? - Tottie usłyszała jego głos w swoich myślach.
- Nie. Od tamtego razu był spokój
- To co ci się stało? Chorujesz? - dopytywał. W tym samym momencie, obserwatorzy, którzy byli tak ciekawi, że powystawiali głowy aby usłyszeć o czym rozmawiają, zawiedli się bo nic się nie dowiedzieli. Dumbledore poprosił aby wrócili do jadalni i dali Snape'owi i Tottie porozmawiać w spokoju.
- Normalnie wyglądam. Co się Pan czepia?
- Nie wyglądasz normalnie. – podszedł bliżej, cały czas uważnie ją obserwując. – Muszę już iść, gdyby coś się działo, wyślij sowę.
- I nie odpisze pan. – mruknęła. Stali teraz tak blisko siebie, że czuła jego ciepło, mimo że temperatura wokół przekraczała trzydzieści stopni.
- Nie miałem czasu na więcej listów, ale obiecuję, że na każdy twój list odpiszę. – odparł i podszedł do drzwi, mijając dziewczynę.
- Nie mógłby pan zostać chwilę? – zapytała odwracając się w jego stronę i opuszczając wzrok.
Snape trzymając klamkę w dłoni, ścisnął szczękę i przymknął oczy.
Czy mógłby? Nie. Dumbledore kazał mu wykonać zadanie, więc nie mógł tracić ani chwili. Ale gdyby Tottie zadała inaczej to pytanie, gdyby zapytała, czy chciałby zostać, bez wahania odparłby, że tak. Chciał z nią zostać, bo tutaj było bezpiecznie.
- Nie. – odparł cicho i już miał wyjść przez drzwi ale coś kazało mu jeszcze chwilę zostać. Odszedł od drzwi i zbliżył się do dziewczyny. Nachylił się nad nią patrząc jej prosto w oczy, i lekko dotknął jej policzka. W tym czasie korytarzem przeszedł Lupin, który kierował się na piętro. Widział wszystko.
- Wierz mi, że chciałbym zostać ale nie mogę, White. – powiedział cicho. – Napisz list, jeśli potrzebujesz pomocy.
Po czym wyszedł.
Tottie jeszcze chwilę stała w tym samym miejscu, po czym szybko podniosła z podłogi torby z zakupami i zaniosła do kuchni.
Postawiła zakupy na blacie i zaczęła je rozpakowywać. Zastanawiała się nad tym co przed chwilą się wydarzyło, kiedy straciła nad tym wszystkim kontrolę? Kiedy to się stało, że ten wredny człowiek, stał jej się tak bardzo bliski do tego stopnia, że zaczęła za nim tęsknić. To było nie do pomyślenia. Przecież to był jej nauczyciel, profesor, człowiek, którego wszyscy się bali. Ale oczywiście, ona musiała być oryginalna i go polubiła. Musiała robić na odwrót niż normalni ludzie...
- Stoi tu, w domu mojej Pani i bezczelnie się rozpycha. - dobiegł ją nagle skrzekliwy głos skrzata. Spojrzała w dół i przy jednej z szafek, stał Stworek.
- Dzień dobry, Stworku, mi też miło Cię widzieć. - powiedziała śmiejąc się. Ten skrzat był dziwny. Gadał sam do siebie i był strasznie wredny. Jak nie skrzat. Tottie w ogóle się tym nie przejmowała i traktowała go jak inne skrzaty.
- Odzywa się do Stworka, ta brudna mugolica... - mruczał skrzat.
- Ja wszystko słyszę. Idź do Syriusza, potrzebuje twojej pomocy. I nie szemraj pod nosem. - powiedziała dobitnie i rozpakowała kolejną torbę.
- Jak sobie panienka życzy...
~~~~
Poniedziałek ostatniego dnia lipca był nadzwyczaj upalny. Niby wszystkie dni tego lata takie były ale ten zdobywał tytuł najgorętszego dnia roku.
Od samego rana, w mieszkaniu trwały przygotowania do wizyty Harrego. Bliźniacy z Ronem i Hermioną, sprzątali pokoje gościnne i zastanawiali się, gdzie mógłby być pokój dla chłopaka.
Molly biegała w górę i w dół, piorąc i susząc prześcieradła i pościele. Syriusz zamknął się w swojej sypialni i nie wychodził wcale, a Tottie przygotowywała kolację, która miała być wyśmienita.
W momencie, kiedy kroiła marchew, do pomieszczenia wpadł Remus.
- Cześć Tottie. – powiedział.
- O cześć. – odparła - Syriusz jest u siebie w sypialni. - powiedziała wskazując ręką na sufit.
- Znowu tam siedzi? - zapytał z westchnieniem.
- Niestety... Idź do niego, może wylezie z tej nory.
- Zaraz pójdę. Chciałem Cię zapytać, czy wszystko w porządku? Ostatnio jesteś jakaś markotna i smutna. - próbował zacząć temat, który był dla niego nader interesujący. Chciał mieć pewność, że ta dziewczyna zakochała się w Smarkerusie, tym samym, który od lat był paskudny i miał równie paskudny charakter.
- A nic, to pewnie jakaś alergia na ten kurz co fruwa dookoła. - odpowiedziała wymijająco, krojąc marchew.
- Na pewno? Bo wiesz, martwię się o Ciebie.
- Nie musisz, daje radę.
- Czy chodzi o Snape'a? - zapytał wprost, trochę się pesząc. Dziewczyna przestała kroić i przestraszonym wzrokiem spojrzała na swojego rozmówcę.
- Dlaczego miałoby chodzić o niego? – zapytała.
- Ja mam oczy, Tottie. – powiedział siadając na krześle. – Widziałem waszą rozmowę. Widać, że... tęsknisz za nim.
- Nie prawda. – powiedziała cierpko.
- Tottie, przecież cię znam. Widziałem, że go lubisz już wtedy, gdy sam uczyłem w Hogwarcie. Poza tym, zauważyłem, że jak on przychodzi, jesteś radośniejsza, a potem znowu marniejesz... widać to po twoich włosach - zaśmiał się - metamorfomadzy nie umieją ukrywać uczuć.
- Ja nic nie ukrywam. Wypraszam sobie. - chwyciła nóż i z całej siły, zaczęła kroić kolejne warzywa.
- Jakbyś przyznała się przed sobą, byłoby ci łatwiej to zaakceptować. To nic złego, że lubisz Severusa.
- Masz coś jeszcze mądrego do powiedzenia? – warknęła znad blatu. – Bo jestem trochę zajęta.
- Nie musisz udawać... to nic złego – powiedział, po czym wstał i wyszedł z kuchni.
***
Wieczorem, gdy znowu w domu panował harmider, wszyscy oczekiwali przybycia Harrego. Miał się zjawić już niedługo, a potem miało się rozpocząć kolejne spotkanie Zakonu. Gdy rozbrzmiał dzwonek do drzwi, Tottie wychynęła za winkla schodów, którymi schodziła i obserwowała kto wchodzi. Okazało się, że to był Szalonooki wraz z resztą aurorów, a przed nimi szedł Harry Potter.
- Hej Harry! - powiedziała, gdy chłopak znalazł się obok niej.
- Cześć Tottie! - odpowiedział chłopak i przytulił dziewczynę.
- Jak tam? W porządku wszystko? – zapytała serdecznie.
- Tak... znaczy nie... chcą mnie wywalić ze szkoły. - chłopak widocznie posmutniał.
- Za co?
- Za to, że obroniłem siebie i Dudleya przed Dementorami.
- Za coś takiego chcą Cię wyrzucić? – zdziwiła się - Daj spokój Harry, nie masz się co bać. Nie zrobią tego. - uśmiechnęła się przyjaźnie i poczochrała mu czuprynę - A teraz leć na górę. Czekają tam na Ciebie Ron i Hermiona.
- White, Ty też idziesz na górę. - rozległ się głos Moody'ego.
- Szalonooki, z jakiej racji mi rozkazujesz? - zapytała z uśmiechem.
- Nie wymądrzaj mi się tu. Na górę i to migiem. Tutaj dorośli będą rozmawiać.
- Ja też jestem dorosła. - oburzyła się dziewczyna.
- Ale niespełna rozumu, ustaliliśmy to już. – odparł Moody i poszedł wprost do jadalni.
Tottie fuknęła pod nosem ale ostatecznie poszła za Harrym na górę.
Usiedli wszyscy razem w pokoju chłopców i opowiadali sobie nawzajem, co robili przez wakacje.
- Słuchajcie! - krzyknął Fred materializując się w pokoju. - Chcecie dowiedzieć się...
-... o czym knują Zakonowcy? - dokończył George.
- Ciekawe jak? Na pokój rzucili zaklęcie wyciszające. - powiedziała Tottie.
- A wcale, że nie. Mam ucho dalekiego zasięgu. - powiedział Fred.
- Co takiego? - zdziwiła się Hermiona.
- No takie urządzenie, przez które możemy podsłuchiwać. Chodźcie, trzeba to wypróbować.
W chwilę potem, z wychylonymi głowami przez barierkę, trzymali przy sobie beżowy sznureczek, z którego zwisało ucho. Opuścili je wprost pod drzwi jadalni i już po chwili słyszeli rozmowy członków Zakonu Feniksa.
- To Snape też jest w Zakonie? - zapytał z wyrzutem Harry, gdy dobiegł ich głos nauczyciela eliksirów.
- No tak. To Dumbledore Ci nic nie mówił? Szpieguje dla nas u Śmierciożerców. - powiedział Fred.
- Co robi?! - krzyknęła szeptem Tottie, wpatrując się z przerażeniem w bliźniaka.
- A, bo Ty nic nie wiesz... - zdumiał się Fred i lekko zawstydził.
- No nie wiem. Może mi łaskawie powiecie.
- Wiesz co, Tottie? Najlepiej będzie jak Snape sam Ci to powie. - odpowiedział szybko chłopak.
Dalszą ich kłótnie przerwał kot Hermiony, który postanowił zapolować na ucho dalekiego zasięgu.
- Uciekaj! - krzyczeli na niego ale kot miał w nosie ich uwagi i pochwycił narzędzie podsłuchujące i je pożarł.
- Nie znoszę tego futrzaka. - mruknął Ron.
Po dłuższej chwili, narada się skończyła i z jadalni zaczęli wychodzić kolejno członkowie zakonu. Pierwszy wyszedł Dumbledore, a za nim Kingsley i inni. Tottie czym prędzej zbiegła po schodach i na samym dole, spotkała jeszcze Snape'a.
- Dobry wieczór... - powiedziała niepewnie.
- Masz jakąś sprawę? - zapytał chłodno, spoglądając na nią jednym okiem, a drugim obserwował Dumbledore'a, który głupawo się uśmiechał.
- Czy mogłabym z panem porozmawiać? Na osobności?
- Obawiam się, że to nie możliwe. Porozmawiamy kiedy indziej, a teraz muszę iść. - odpowiedział ostro i skierował się w stronę wyjścia. Jednak przy samych drzwiach, zatrzymał go jeszcze głos dziewczyny:
- Profesorze? - powiedziała podchodząc do niego. Snape nie odpowiedział, tylko obrócił się w jej stronę.
- Może mógłby Pan zostać na kolacji? Dzisiaj ja robiłam. - uśmiechnęła się życzliwie.
- Cenię sobie mój układ pokarmowy, więc nie chcę się otruć. - sarknął, a dziewczyna zaśmiała się. Pierwszy raz od dłuższego czasu, na jej twarzy zagości szczery i radosny uśmiech.
- Trudno. Nawet pan nie wie co traci. - powiedziała, a Snape wyszedł.
Tottie stała jeszcze chwilę przy drzwiach, po czym zaklęła cicho pod nosem i wybiegła z mieszkania. Musiała go jeszcze na chwilę złapać i zapytać, czy to co mówili bliźniacy było prawdą.
Zdążyła dobiec zanim Snape deportował się do Hogwartu.
- Proszę zaczekać. Mam pytanie. - podbiegła do niego.
- Słucham panno White. Tylko się streszczaj. – mruknął.
- Bliźniacy mówili... że - urwała, aby spojrzeć na Snape'a. - że szpieguje pan u Śmierciożerców... dla nas pan szpieguje. To prawda?
Snape z początku nie odpowiedział. Popatrzył na dziewczynę, w której oczach czaiło się przerażenie. Po chwili, bardzo powoli i prawie szeptem, rzekł:
- Tak... wytłumaczę Cię to kiedyś.
- Ale to niebezpieczne! Dlaczego pan to robi?
- Bo takie dostałem zadanie od Dumbledore'a! Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy. – ryknął.
- Jak Pan sobie życzy. – mruknęła. - Nie będę się w nic wtrącać, bo jestem za gówniara i mało wiem o życiu. Jasne, wiem o tym. - powiedziała ostro, odwróciła się gwałtownie i już uciekała w stronę mieszkania, gdy nagle poczuła, że Snape łapie ją za dłoń.
- O niektórych rzeczach lepiej nie wiedzieć, White. Kiedyś ci to wszystko wytłumaczę ale nie dzisiaj, nie w taki sposób. – powiedział trochę łagodniej.
- A kiedy? - spojrzała w jego ciemne oczy.
- W odpowiednim czasie.
- Będę mogła wrócić do Hogwartu? - zapytała nagle ze smutkiem. Doskonale wiedziała co powiedział Dumbledore na początku wakacji ale miała nadzieję, że to nie jest ostateczna decyzja. Tam był jej dom i nie wyobrażała sobie, aby mogła już nie zobaczyć Hogwartu.
- Nie wiem White... to pytanie nie do mnie. - odpowiedział, a jego głos stał się jak bryła lodu.
- A moje egzaminy? Mam jeszcze niedokończone zajęcia z Hagridem.
- White, w obliczu wojny, egzaminy nie będą się liczyć. Ważne będzie ile potrafisz.
- No tak - powiedziała opuszczając głowę - wojna... - dokończyła cicho.
- Tutaj nic ci nie grozi, na razie.
- A potem? Co będzie potem? Przecież nie mogę wiecznie uciekać.
Snape milczał.
- Co będzie potem? – ponowiła pytanie.
- Nie wiem. – odpowiedział cicho.
- A kto ma wiedzieć, jak nie pan? – zadałaostatnie pytanie, nie oczekując odpowiedzi i z powrotem weszła do budynku, aSnape patrzył jak znika w drzwiach i w krótce po tym, sam się deportował nateren Hogwartu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro