Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wisiorek, a zaklęcie.

Zima mijała i powoli ustępowała miejsca wiośnie, która zbliżała się do Hogwartu. Z początkiem maja, uczniów, szczególnie piątoklasistów, ogarnęła fala paniki, ponieważ czekały ich SUMy na koniec roku. Gdyby nie Umbridge, Tottie również przystąpiłaby do egzaminów, jednak dekret pozostawał w mocy i dziewczyna musiała się pogodzić z faktem, że nie zakończy swojej nauki tak szybko, jakby tego chciała. Dumbledore zapewniał ją, że w następnym roku, podejdzie do SUMów, a jak jej dobrze pójdzie i będzie na siłach, to od razu napisze OWUTEMY i będzie pełnoprawną czarownicą.

Pewnego dnia, Tottie została wezwana do gabinetu dyrektora. Od ostatniej kłótni minęło sporo czasu, i zdążyła wybaczyć Dumbledore'owi to jak traktuje Snape'a, chociaż dalej miała o to wielki żal.

Idąc długim korytarzem, jeszcze co jakiś czas musiała przystanąć i zaczerpnąć tchu. Czas rekonwalescencji był dłuższy niż sądziła.

- Zadyszka? – zabrzmiał złośliwy głos.

- Nie. – odparła prostując się – Po prostu lubię czasami przystanąć i podziwiać widoki.

- Na pewno. – sarknął Snape, podchodząc bliżej. – Jest jakiś konkretny cel twojej podróży?

- Zależy. Bo jeśli chodzi o cel mojej ziemskiej podróży... - zaczęła ale Snape szybko jej przerwał:

- Jak ja cię nie znoszę kiedy się tak wymądrzasz.

- No i vice versa, profesorze. – zachichotała. – Trochę się spieszę, więc pan wybaczy ale nie mam czasu na pogawędki.

- Nie będę z tobą rozmawiać. – syknął – poza tym, Wielka Inkwizytor zakazała mi się z tobą kontaktować. – dodał sarkastycznie.

- I ja mam uwierzyć, że pan posłuchał?

- Wierz w co chcesz, powiem ci więcej, że jej rozkaz to dla mnie przyjemność. – powiedział ze złośliwym uśmiechem i ruszył przed siebie. Tottie zachichotała pod nosem, po czym krzyknęła za nim:

- I tak w to nie wierzę.

Po czym ruszyła dalej do gabinetu Dumbledore'a.

Gdy stanęła przed chimerą, wypowiedziała hasło Musy-świstusy i zaraz posąg się odsunął, i dziewczyna weszła na spiralne schody.
W gabinecie Dumbledore'a jak zwykle było przyjemnie cicho. W kominku wesoło tlił się ogień, a sam dyrektor siedział w fotelu i sączył jakiś napój. Prawdopodobnie herbatę.

- Chciałeś mnie widzieć? - zapytała wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi. Obejrzała pomieszczenie dookoła i niepewnie podeszła bliżej, biurka dyrektora.

- O tak. Siadaj Tottie - powiedział czarodziej i wskazał na fotel obok niego. - Muszę powiedzieć ci coś ważnego. - powiedział po chwili.

- Za każdym razem jak to słyszę, mam ochotę wyskoczyć przez okno z rozpaczy. Co i raz dowiaduję się jakiś okrutnych rzeczy. Co tym razem mnie czeka? - zapytała sarkastycznie.

- Wiesz, że coraz bardziej przypominasz Severusa? - zachichotał dyrektor.

- W takim razie muszę zmienić fryzurę. Moment - sarknęła i nadęła policzki. Po chwili jej włosy stały się kruczoczarne i sięgające ramion. - Lepiej?
Dumbledore ponownie zachichotał, ale po chwili kontynuował swoją wypowiedź:

- Musieliśmy wprowadzić nowe środki ostrożności. Dlatego postanowiliśmy, że rodziny członków Zakonu Feniksa, ukryjemy w bezpiecznych miejscach, aby Lord Voldemort ich nie znalazł. Dobrze wiesz, że on uderza w najczulsze punkty człowieka - mówił - ukryliśmy twoją siostrę i babcię. Będą bezpieczne, a gdy wszystko się skończy, ponownie wrócą do domu.

- Ukryliście je? - zdziwiła się - A mogę wiedzieć gdzie?

- Niestety Tottie. Nie ryzykuj ich życia. - powiedział smutno Dumbledore. – Voldemort jest mistrzem legilimencji, może wniknąć do twojego umysłu. Pamiętaj, że łączą was nie tylko więzy krwi, ale i mocy.

- Czyli nie zobaczę się z Maddie? Nie mogę się z nią nawet pożegnać?

Dumbledore westchnął i złapał dziewczynę za dłoń. Uścinął ją mocno i powiedział:

- Będziesz mogła. Umówiłem się z Maddie, że spotkacie się na neutralnym gruncie. Gdzieś najlepiej w centrum Londynu. Nie możesz wiedzieć, gdzie teraz mieszkają. Napisz list i przynieś mi go. Ja go dostarczę do twojej siostry i czym prędzej się spotkacie, dobrze?

- Na -naprawdę? - uśmiechnęła się. - Dziękuję ci! Bardzo, dziękuję! - powiedziała uradowana i przytuliła starego czarodzieja.

- Nie gniewaj się Tottie. Dbam o Severusa, przysięgam. - powiedział nagle Dumbledore, a dziewczyna spojrzała na niego z powagą.

- Wiem. Przepraszam, jestem zbyt impulsywna. – powiedziała opuszczając wzrok.

- Nic dziwnego - uśmiechnął się. - powiedz, miałaś jeszcze te sny? Coś się w nich zmieniło?

- Nie. Cały czas są takie same ale... - urwała na chwilę – niepokoi mnie inna rzecz, Albusie.

- Tak? - zachęcił dziewczynę.

- Od jakiegoś czasu, męczy mnie okropny ból. Tak jakby ktoś mi wypalał wnętrzności... płuca. Nie mogę oddychać i zdarza się, że tracę przytomność...

- Często tak masz? - zapytał czarodziej, zastanawiając się.

- Ostatni raz to jakieś dwa, trzy dni temu.

- Ciekawe... - stwierdził dyrektor i wstał z fotela, kierując się w stronę ogromnej biblioteczki. Wyjął jakąś grubą księgę, przekartkował i przeczytał coś na odnalezionej stronie. Tottie siedziała oniemiała i wpatrywała się w czarodzieja. Próbowała cokolwiek wyczytać z jego miny ale na próżno. W końcu czarodziej odezwał się ponownie:

- No tak... podejrzewałem to po twoim ataku w zeszłym roku...

- Co takiego? Powiedz mi. – nalegała.

- A czy mogę Cię poobserwować przez kilka dni? Chce się upewnić i potem Ci powiem.

- No dobrze... - zgodziła się niechętnie - ale potem masz mi powiedzieć. Bez względu na wszystko.

- Powiem, oczywiście, że powiem. - uśmiechnął się.

- Trzymam Cię za słowo. A teraz wybacz ale muszę biec do Poppy. Obiecałam jej pomóc. - powiedziała i wstała z fotela. Uściskała Dumbledore'a i wyszła z jego gabinetu.
Zastanawiała się całą drogę do skrzydła szpitalnego, co też ukrywa dyrektor. Czego się domyślił i dlaczego, dostawała takich ataków bólu? To wszystko było dziwne. Tottie miała więcej pytań niż odpowiedzi i nie zapowiadało się, że znajdzie jakieś wyjaśnienia.

Na korytarzu prowadzącym do skrzydła szpitalnego, Tottie natknęła się na Dolores Umbridge. Była to najgorsza osoba do spotkania, na swojej drodze. Westchnęła po cichu, odliczyła w dół od dziesięciu i pewnie szła przed siebie. Gdy przechodziła koło ropuchy, ta nagle się odezwała:

- Dzień dobry. - Tottie aż się wzdrygnęła na ten piskliwy głosik.

- Dzień dobry. - mruknęła w odpowiedzi.

- Czy możemy porozmawiać? Źle zaczęłyśmy, chciałabym to trochę naprawić. - powiedziała Umbridge, a Tottie wytrzeszczyła oczy i nie dowierzała, w to co usłyszała.

- Słucham? - zapytała oszołomiona.

- Chciałabym na spokojnie porozmawiać. Przy herbatce. Chyba, że wolisz sok dyniowy? - ropucha uśmiechnęła się przyjaźnie.

- Myślę, że możemy porozmawiać... Chyba nie mam nic przeciwko. - Tottie postanowiła się zgodzić i jej nie drażnić, bo pamiętała, co się stało gdy próbowała się jej sprzeciwić.

- Świetnie. Zapraszam.

- A możemy wieczorem? Teraz muszę iść do pani Pomfrey. - powiedziała Tottie, wskazując skrzydło szpitalne.

- Ah, myślę, że Poppy doskonale sobie sama poradzi. Chodź szybciutko. - zakwiliła i już po chwili, prowadziła dziewczynę pod ramię do swojego gabinetu.

Po kilku chwilach, obie znalazły się w sali Obrony Przed Czarną Magią, a potem zasiadły w gabinecie Umbridge, przy stoliku kawowym. Ropucha zaparzyła herbatę i postawiła jedną filiżankę przed Tottie, a drugą przed sobą. Następnie usiadła naprzeciwko dziewczyny i, z tym swoim okropnym uśmiechem, powiedziała:

- Źle zaczęłyśmy. Przykro mi, że zmusiłam cię do przerwania nauki. Profesor Snape, mówił że jesteś wybitną młodą czarownicą.

- Tak powiedział? Profesor nie jest zbyt wylewny w pochwałach. - powiedziała powoli, oglądając uważnie różową filiżankę.

- To prawda ale gdy był na rozmowie w twojej sprawie, usilnie Cię bronił. Myślę, że w sumie miał rację. Uważam, że powinnaś kontynuować naukę - mówiła dalej i siorbnęła herbatę - pij moja droga. To najlepsza herbata w tym kraju. Tak mówił, jeden znany mi zielarz.

Tottie z grzeczności również upiła łyk swojej herbaty i musiała przyznać, że była nieziemska. Od dzisiaj będzie ulubioną jej herbatą.

- Mogę spytać, gdzie Pani kupiła tę herbatę? Faktycznie, bardzo dobra. - powiedziała z lekkim uśmiechem.

- Przy ministerstwie, gdy stoisz do niego przodem jest taka uliczka gdzie mugolski zielarz sprzedaje najlepsze wyroby herbaciane. - odpowiedziała ropucha - Opowiedz mi coś o sobie.

- Cóż... większość Pani wie.

- Skąd pochodzisz?

- W zasadzie to z Hogwartu. Tutaj się wychowałam ale mieszkałam z siostrą przez długi czas, pod Londynem.
- A rodzice? Byli czarodziejami? - dopytywała Umbridge. Tottie na chwilę się zawahała. Musiała jej powiedzieć prawdę... nagle jednak poczuła się jakoś dziwnie. Bardziej sennie niż zazwyczaj. Ciężkie powieki coraz bardziej jej opadały, a przed oczami zaczynały jej się pojawiać ciemne mroczki. Odetchnęła głęboko, z myślą, że to z przepracowania i z nerwów, i kontynuowała:

- Tak, byli czarodziejami ale umarli, gdy byłam dzieckiem.

- To straszne, moja kochana. - powiedziała niby ze współczuciem ropucha. Tottie coraz gorzej się czuła. Zaczęło jej się robić gorąco i zimno na zmianę, i coraz bardziej chciało jej się spać. W końcu odstawiła filiżankę, wstała z fotela i grzecznie powiedziała:

- Przepraszam, ale nie czuje się zbyt dobrze. Pójdę już do sie... - jednak nie zdążyła dokończyć, bo oto ciemność zasłoniła jej oczy, a bezwładne jej ciało, z głuchym hukiem, opadło na podłogę...

~~~~~

Tego dnia, Severus Snape miał nadzwyczaj mnóstwo pracy. Nie to, że miewał jej kiedykolwiek mało, ale dzisiaj to już był szczyt. Od rana cały czas, ktoś coś od niego chciał. Jak nie Dumbledore to jego uczniowie ze Slytherinu. W międzyczasie, musiał uwarzyć eliksiry leczące dla Pomfrey, bo pokończyły się jej zapasy, no i dokończyć sprawdzanie, jakże inteligentnych, prac uczniów. Miał cholernie dosyć tego grafomaństwa i ignorancji, szczególnie u Gryffonów, dlatego postanowił powstawiać im same Trolle. Nawet Granger oberwała Okropnym, chociaż musiał przyznać, że ona jedyna miała cokolwiek w głowie.

Nagle, poczuł znajome ciepło w okolicy klatki piersiowej. Z początku to zignorował, zrzucając to na ciepło bijące od kociołak, jednak z chwili na chwilę, ciepło przeobraziło się w palący żar. I dopiero wtedy, Snape zorientował się, że to wisiorek. Tylko, że coś było nie tak... coś bardzo było nie tak. Przypomniał sobie ze zgrozą, że zapomniał wypić dzisiejszą dawkę swojego eliksiru, który przez długi czas oszukiwał uczucia, jakich nie posiadał Snape.

Wisiorek działał bez eliksiru...

Dziwne uczucie uderzyło Snape'a. Sam nie był już pewien, co się działo i czy to przypadkiem nie jego wyobraźnia płata mu figle.
Po dłuższej chwili szoku, w końcu dotarła do niego prawda... czyżby naprawdę kochał White?

Jak stał, tak opuścił swoje miejsce pracy, i jak burza, wypadł z gabinetu. Miał cholernie złe przeczucie. Z każdym krokiem wisiorek ciążył i piekł go coraz bardziej, a dalej nie wiedział dokąd idzie. Nie wiedział, gdzie szukać tej przeklętej dziewczyny. Od rana z nią nie rozmawiał i nie miał pojęcia, jakie na dziś miała pomysły. Pierwsze co mu przyszło do głowy, był to gabinet dyrektora. Czym prędzej więc poszedł w stronę chimery i wypowiadając w biegu hasło, wparował z hukiem do środka.

- Co się stało Severusie? - zapytał spokojnie Dumbledore, spoglądając na niego znad okularów połówek.

- Widziałeś White? – mruknął Snape.

- Była u mnie godzinę temu, miała iść do Poppy.

- Rozumiem – odparł Nietoperz, i już wychodził z gabinetu, gdy zatrzymał go w pół drogi, dyrektor:

- A co się stało?

- Jeszcze nie wiem... Nie wiem, gdzie jest Tottie.- odpowiedział, nie zwracając uwagi, że wymówił imię tej przeklętej dziewczyny, i wyszedł z takim samym hukiem z jakim wszedł. Dyrektor przestał przeglądać gazetę...

Po kilku chwilach, Snape znalazł się w skrzydle szpitalnym i do razu wszedł do gabinetu Pomfrey. Jak zwykle siedziała za swoim biurkiem i porządkowała dokumentację medyczną. Stanął przed nią i powiedział najspokojniej jak tylko mógł:

- Była u Ciebie White?

- Miała przyjść godzinę temu. Myślałam, że znowu się nad nią znęcasz. - odpowiedziała pogodnie, z lekkim uśmiechem.

- Nigdzie jej nie ma. Zapadła się pod ziemię? - syknął - Nie sądzę.

- Może jest u dyrektora. - odpowiedziała spokojnie Pomfrey i wróciła do czytania dokumentów.

- Nie ma jej tam! Wracam stamtąd. – wybuchnął.

- Spokojnie, Severusie. Nie zginęła, może jest u siebie albo u Hagrida. Sprawdź to, a na pewno się znajdzie.

Nietoperz zazgrzytał zębami z niezadowolenia, po czym wyszedł ciągnąc za sobą długą szatę. W zasadzie to prawie wybiegł z gabinetu pielęgniarki.

Postanowił od razu iść sprawdzić pokój dziewczyny. Jeśliby jej tam nie zastał, miał iść do Hagrida. Wisiorek piekł go coraz bardziej, tak, że musiał zdjąć go z szyi i włożyć do kieszeni.
I w tym samym monecie, gdzieś na trzecim piętrze, coś kazało mu zajrzeć do gabinetu Umbridge. Miał niejasne przeświadczenie, że ta dziewczyna znowu podpadła tej babie. Jeśli tak jest, to on sam zamorduje tę przeklętą White, że wybiła go z pracy. Wściekły szarpnął za klamkę od sali Obrony Przed Czarną Magią i wszedł do środka.
Było tam cicho. Wszedł na pół piętro, gdzie znajdował się gabinet Umbridge i pociągnął za klamkę. Drzwi ani drgnęły. Snape wyciągnął więc różdżkę, nakierował ją na klamkę i rzekł:

- Alohomora - drzwi natychmiast się otworzyły i mógł wejść do środka. Nie było tam nikogo. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Gdy wszedł dalej, jego wzrok padł na leżący pod ścianą nieregularny kształt. Podszedł więc bliżej, ściągnął koc, który na tym leżał i ku swojemu przerażeniu ujrzał Tottie.

- White? - zapytał potrząsając nią. Dziewczyna nie zareagowała. - Coś Ty zrobiła? - powiedział podnosząc ją lekko. I od razu coś mocno i boleśnie złapało go za gardło. Dziewczyna była blada i zimna jak śmierć. Żadna, nawet najmniejsza żyłka w jej ciele nie dawała znaku życia. Ku uldze, Snape zauważył, że jej klatka piersiowa delikatnie się porusza. To jednak nie ucieszyło Severusa. Zbyt dobrze znał się na czarach i truciznach, i od razu wiedział, że White musiała wypić najgroźniejszą truciznę jaka w ogóle istniała... Eliksir numer 86.

- Błagam cię, nie możesz mi tego zrobić... - powiedział biorąc ją na ręce. Wyszedł z nią z sali OPCM i udał się wprost do skrzydła szpitalnego. Miał nadzieję, że zdąży ją uratować...

Najgorsze było to, że nie miał pojęcia pojęcia ile tam leżała, i jak dawno została otruta, bo co do tego nie miał wątpliwości. Była to sprawka Umbridge. Wyrzucał sobie, że nie zareagował na to co robiła z Tottie, że nie pomógł dziewczynie, a teraz mogło być za późno.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro