Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wieża rozjarzona błyskawicami.

W końcu przyszedł czerwiec. Cieplejszy niż poprzednie miesiące i bardziej słoneczny. Uczniowie przygotowywali się do końca roku szkolnego i nie myśleli o niczym innym, jak o czekających ich wakacjach. Jednak zanim miało to nastąpić, na uczniów czekały egzaminy i zaliczenia, które nie były przyjemne.
Pewnego czerwcowego wieczoru, dyrektor Dumbledore wezwał do swojego gabinetu Tottie. Od kilku dni zachowywał się dziwnie i bardzo tajemniczo, więc gdy dziewczyna dostała od niego list, była przekonana, że w końcu dowie się czegoś konkretnego. Pomimo tych wszystkich niedopowiedzeń i tajemnic, Albus ostatecznie wszystko jej mówił. Dlatego tuż po obiedzie, wyszła z Wielkiej Sali i udała się wprost do gabinetu Dumbledore'a. Stanęła przed chimerą i wypowiedziała hasło:

- Kajmakowe eklerki. - powiedziała i po chwili ukazały się przed nią schody prowadzące do gabinetu dyrektora. Wspięła się po nich, aż do dużych drewnianych drzwi i odważnie zapukała. Z drugiej strony odezwał się przyjazny głos Dumbledore'a, zapraszający do środka.

- Witaj Albusie, czym prędzej do ciebie przyszłam. O czym chciałeś porozmawiać? - zapytała siadając naprzeciwko niego przy biurku.

- Nie będziemy rozmawiać. Chcę abyś coś zobaczyła. - powiedział podnosząc się z krzesła i podchodząc do szafy naprzeciwko. Z jej wnętrza wyjął podłużne naczynie, podobne do misy i postawił na biurku. Była to myślodsiewnia.

- Miał być przy tym Severus ale ostatecznie pozostawił mi do decyzji co zrobić. Myślę, że chciał ci dać swego rodzaju swobodę i przestrzeń do przemyślenia tego, co zaraz zobaczysz. - zwrócił się do niej, gestem zapraszając bliżej naczynia.

- Co zobaczę? Dlaczego profesor Snape nie przyszedł? - zapytała wyraźnie zdenerwowana całą tą sytuacją.

- Nachyl się proszę, a wszystkiego się dowiesz. Musisz to dobrze zrozumieć i nie wyciągnąć pochopnych wniosków, a gdy przyjdzie czas, żebyś należycie użyła tej wiedzy. To bardzo ważne kochana - uśmiechnął się delikatnie. Tottie niepewnie skinęła głową i nachyliła się nad cieczą. Nie był to ani gaz, ani woda. Coś pośredniego o nieokreślonej konsystencji. Zanurzyła w tym twarz i już po chwili znała się na szczycie jakiegoś wzgórza. *Dookoła było ciemno, a wiatr pogwizdywał w gałęziach kilku pozbawionych liści drzew. Naraz zauważyła obok siebie Snape'a. Obracał się w miejscu, dysząc ciężko i ściskając w dłoni różdżkę. Najwyraźniej czekał na coś albo na kogoś...po chwili w powietrzu świsnął poszarpany strumień oślepiającego białego światła. Tottie przez chwilę myślała, że to piorun, ale zauważyła że Snape padł na kolana, a różdżka wypadła mu z rąk.

- Nie zabijaj mnie! - powiedział ze strachem.

- Nie miałem takiego zamiaru. - odpowiedział aportujący się Dumbledore. Stał przed Snape'em, wiatr łopotał jego szatą, twarz miał oświetloną z dołu różdżką.*

- A więc, Severusie, co Lord Voldemort chce mi przekazać?

- Nie... nic... ja sam tu przyszedłem! - Snape zacierał nerwowo ręce. Wyglądał jak obłąkany z poplątanymi, czarnymi włosami rozwiewającymi się wokół jego twarzy.

- Ja... ja chciałem ostrzec... Nie, chciałem prosić...

Dumbledore machnął krótko różdżką. Choć wokół nich wiatr nadal unosił liście i targał gałęziami, w miejscu, gdzie stali, zrobiło się cicho.

- O co mógłby mnie prosić śmierciożerca?

- To proroctwo... przepowiednia... Trelawney... - mówił gorączkowo Snape.

- Ach, tak... co zdradziłeś Lordowi Voldemortowi? - zapytał spokojnie Dumbledore, a Tottie poczuła jak wzbiera w niej strach.

- Wszystko... Wszystko, co podsłuchałem! Właśnie dlatego... z tego powodu... on myśli, że chodzi o Lily Evans!

- Przepowiednia nie odnosi się do kobiety - powiedział Dumbledore. - Mówi o chłopcu narodzonym pod koniec lipca...

- Wiesz co mam na myśli! - wybuchnął Snape - on, uważa, że chodzi o jej syna, zamierza ją dopaść... pozabijać wszystkich...

- Jeśli ona tak wiele dla ciebie znaczy, to Lord Voldemort na pewno ją oszczędzi, nieprawdaż? Nie możesz poprosić o łaskę dla matki, w zamian za jej syna? - zapytał spokojnie Dumbledore i uważnie przyglądał się Snape'owi.

- Prosiłem go... błagałem... - załkał Snape. Na ten widok, Tottie zrobiło się go żal. Pierwszy raz widziała go w takim stanie. Wyglądał tak żałośnie, że budził litości i obrzydzenie zarazem.

- Budzisz we mnie odrazę - rzekł Dumbledore, a Tottie jeszcze nigdy nie słyszała takiej pogardy w jego głosie. Snape jakby skurczył się w sobie. - A więc, nie obchodzi cię, że umrą jej mąż i synek? Oni mogą umrzeć, jeśli tylko ty dostaniesz to, czego chcesz, tak?

Snape milczał przez chwilę, patrząc na niego, a potem wychrypiał:

- A więc ukryj ich gdzieś. Ukryj ją... Ich wszystkich. W jakimś... bezpiecznym miejscu. Błagam.

- A co mi dasz w zamian, Severusie? - zapytał chłodno Dumbledore, uważnie śledząc wzrokiem, Snape'a.

- W zamian? - Snape wytrzeszczył oczy na Dumbledore'a. Tottie doskonale wiedziała, co Snape teraz powie. Kochał Lily i był gotowy zrobić dla niej wiele. Tottie o tym wiedziała ale przez cały czas, wypierała to z myśli, wmawiając sobie, że byli po prostu przyjaciółmi. I gdy po chwili Snape się odezwał ponownie, dziwne ukłucie żalu i zawodu, wkradło się w serce dziewczyny:

- Wszystko...

Szczyt wzgórza zniknął, Tottie znalazła się nagle na dziedzińcu zamku. Zauważyła jak niedaleko niej szła dwójka nastolatków. Widziała wcześniej tego chłopca, o kruczoczarnych włosach i haczykowatym nosie. Obok niego szła ruda dziewczyna. Najwyraźniej się sprzeczali. Tottie zbliżyła się do nich.

- ... myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi - mówił Snape - najlepszymi przyjaciółmi...

- Jesteśmy przyjaciółmi, ale nie lubię kilku typów, koło których wciąż się kręcisz! Wybacz mi, ale nie cierpię Avery'ego i Mulcibera! Co ty w nim widzisz, Sev? Jest odrażający! Nie wiesz, co próbował zrobić Mary Macdonald?

Lili przystanęła przy filarze zamku i oparła się o niego, patrząc w jego chudą, ziemistą twarz.

- To nic takiego... taki żart, nic więcej... - powiedział speszony Snape.

- To była czarna magia i jeśli uważasz, że to śmieszne...

- A co robi ten Potter i jego kumple? - zapytał ze złością, rumieniąc się lekko.

- Co ma z tym wspólnego Potter?

- Wymykają się gdzieś w nocy. Ten Lupin jest jakiś dziwny. Jak myślisz, gdzie on wciąż znika?

- Lupin jest chory - odpowiedziała Lili - Mówią, że choruje...

- Co miesiąc w pełni księżyca?

Obraz znowu się zmienił, chociaż Tottie była ciekawa co powiedzą dalej. Nagle jednak znowu znalazła się w zamku, tylko, że na błoniach przy jednym z buków rosnących dookoła. Zauważyła tam grupkę chłopaków, którzy tam siedzieli. Widziała już ich kiedyś. Wtedy w myślodsiewni Snape'a, widziała jak się nad nim znęcają. Nagle, jeden z chłopców, James Potter, którego Tottie doskonale znała, wyciągnął różdżkę i rzucił zaklęciem w idącego obok Snape'a. Chłopak od razu poderwał się do góry, wisząc w powietrzu głową w dół. Tottie słyszała tylko śmiechy innych i zauważyła biegnącą w ich stronę Lily:

- Zostawcie go! Co on wam zrobił!? - krzyczała dziewczyna. Nagle Tottie usłyszała z oddali głos Snape'a, który wściekły i upokorzony, wrzeszczy na Lily i lży niewybaczalnym słowem "szlama".

Scena zmieniła się.

- Tak mi przykro. - mówił chłopiec w kruczoczarnych włosach.

- Nie interesuje mnie to.

- Przepraszam!

- Oszczędź sobie płuc.

Była noc. Lily stała w samym szlafroku z rękami skrzyżowanymi na piersiach przy portrecie Grubej Damy.

- Wyszłam tylko dlatego, że Mary powiedziała mi, że zamierzasz tu spać, dopóki nie wyjdę.

- Tak było. Tak bym zrobił. Nie chciałem nazwać cię szlamą, to mi się po prostu...

- Wyrwało, tak? - w głosie Lily nie było współczucia - już za późno. Tłumaczyłam się za ciebie przez kilka lat. Wszyscy się dziwią, że w ogóle z tobą rozmawiam. Ty i ci twoi przyjaciele śmierciożercy... no i co, nawet nie możesz zaprzeczyć, że wy wszyscy chcecie nimi zostać! Nie możesz się doczekać chwili, gdy staniesz się sługą Sam-Wiesz-Kogo.

- Nie... wysłuchaj mnie..., ja nie chciałem...

- ...nazwać mnie szlamą? Przecież, tak nazywasz każdego, kto urodził się w rodzinie mugoli, Severusie. Czym ja się różnię?...

Snape miał coś powiedzieć, gdy Lily spojrzała na niego z pogardą, odwróciła się i przez dziurę za portretem wróciła do pokoju wspólnego Gryffindoru...

Scena rozpłynęła się i myślodsiewnia wyrzuciła Tottie z siebie. Dziewczyna znowu była w gabinecie Dumbledore'a. Stała przy naczyniu i ciężko oddychała nie mogąc zebrać myśli.
Dumbledore dał jej chwilę żeby ochłonęła, po czym rzekł spokojnym głosem:

- Severus chciał ci to sam pokazać, ale powiedział, że nie ma odwagi. Pokazałem ci to, abyś zrozumiała powody jakimi kieruje się Severus w swoich czynach. On to robi dla niej...

- Ale poprosił cię o ochronę dla Lily, a ona i tak umarła... dlaczego? Dlaczego jej nie pomogłeś? - zapytała z wyrzutem.

- Pamiętasz historię z przed paru lat, gdy okazało się, że Syriusz Black jest niewinny śmierci Potterów? - zapytał prowadząc dziewczynę na krzesło, aby mogła usiąść. Sam zajął miejsce naprzeciwko.

- Tak, pamiętam ale do dzisiaj nie wiemy, kto ich wydał.

- Wiemy. Gdy Severus przyszedł prosić mnie o pomóc dla Lily i James'a, nałożyłem na ich dom wszelkie znane mi zaklęcia ochronne, w tym zaklęcie Fideliusa. Strażnikiem tajemnicy miał zostać Syriusz ale w ostatnim momencie poprosili o to Petera Pettigrew - mówił Dumbledore, a Tottie wstrząsnął dreszcz. Znała tego człowieka.

- Glizdogon... – szepnęła.

- Tak, takie miał przezwisko - uśmiechnął się dyrektor - To on wydał Lily i Jamesa, Voldemortowi. Był jego sługą, w zasadzie to do dzisiaj jest. Było za późno aby ich stamtąd wydostać... Nie zdążyłem zareagować, bo zbyt późno dotarła do mnie ta informacja. Pomimo tego, Severus nie złamał danego mi słowa i dalej był szpiegiem w szeregach Śmierciożerców. Przyrzekł mi posłuszeństwo, a dowód jaki mi dał, dowód swojej miłości i poświęcenia dla Lily, jest wystarczający aby mu bezgranicznie ufać. Severus zawsze dotrzymuje słowa. - pogładził jej bladą dłoń, którą położyła na biurku.

- Ale dlaczego chciał mi to pokazać? I co to za przepowiednia? - zapytała już spokojniej, odzyskując zdolność szybkiego myślenia.

- Myślę, że chciał ci to pokazać, z tego samego powodu dla którego tamtej nocy na wzgórzu, przyszedł do mnie - uśmiechnął się Dumbledore - a jeśli chodzi o przepowiednie to odnosi się do blizny Harrego.

- No tak, Harry... - uśmiechała się, jednak po chwili wróciła do tematu - Ale wybacz Albusie ale nie rozumiem tych twoich zagadek... Nie lubię takich tajemnic. Dlaczego Severus chciał mi to pokazać?

- Do czasu, gdy się pojawiłaś w jego życiu, myślę tu odkąd musiał cię niańczyć - Dumbledore zachichotał, a Tottie zmierzyła go morderczym wzrokiem - znaczy, tak mówił. W każdym razie, do tamtej chwili to Lily zajmowała najważniejsze miejsce w jego sercu. Każdego dnia robił wszystko aby jej śmierć nie poszła na marne. I przez tyle lat, nie przestał jej kochać... - mówił łagodnie, a gdy zauważył łzy w oczach Tottie, powiedział - Ale poznał ciebie. To ty sprawiłaś, że się uśmiechnął. Tak słyszałem o waszym zakładzie - zaśmiał się, a Tottie razem z nim - to ty sprawiłaś, że nauczył się o kogoś troszczyć. Że nauczył się dialogu z drugim człowiekiem, równie upartym jak on sam. Nauczył się kompromisu, skruszył mur, który wokół siebie wybudował. Co prawda tylko dla ciebie, ale to jest postęp... Lily zawsze będzie kimś ważnym dla Severusa. Wychowali się razem i przyjaźnili. Ona jest jego przeszłością i nią żył. Natomiast ty jesteś jego jasną i radosną przyszłością, której nigdy nie widział. Rozumiesz?

Tottie spojrzała na niego z oczami pełnymi łez, które spływały po jej policzkach. Próbowała ukryć to w sobie ale spadły na nią wszystkie emocje jakie tylko istniały. Chciało jej się śmiać i płakać. Krzyczeć i skakać. Chciała zamordować Snape'a, a jednocześnie chciała go przytulić i nigdy nie puścić. Co prawda, czuła jakiś żal i pustkę z powodu tego, że zawsze będzie tą drugą dla niego, ale nie oczekiwała, że Snape zapomni o Lily i pokocha ją. Nie. Szanowała go i jego uczucia. Nie chciała go do niczego zmuszać, nie chciała go zranić... pogodziła się z faktem, że jej nigdy nikt nie pokocha...

- Nie płacz Tottie - powiedział Dumbledore, podchodząc do niej i przytulając - Ciesz się, tak jak ja się cieszę, że obojgu wam udało się zaznać ciepła drugiego człowieka. Oboje nie mieliście łatwo, oboje wiele przeszliście ale to już za wami. Teraz czas zacząć żyć na nowo - mówił łagodnie - kocham Cię. Nigdy nie myśl, że nikt Cię nie kocha. Twój ojciec to głupiec, że nie umiał docenić takiej córki i pozwolić jej się normalnie wychowywać. Pamiętaj Tottie, że cokolwiek by się nie stało, ja zawsze będę przy tobie. - przytulił ją mocniej do siebie i ucałował w jej jasne czoło.

- Też Cię kocham, Albusie... jestem ci wdzięczna za wszystko. Bez ciebie nie miałabym tak wspaniałej rodziny jak Hogwart. Tak bardzo cię kocham.

~~~~~

Wieczorem, gdy kolacja dobiegła końca, Tottie chciała zamienić słowo z dyrektorem, ale nigdzie nie mogła go znaleźć. Przeszukała cały zamek i nic. Dziwny chłód wdarł się do środka, a ciężkie burzowe chmury, zawisły nad budynkiem. Coś się zbliżało do Hogwartu... Coś złego...

Przechodząc przez jeden z korytarzy, przy jednej z sal, zauważyła jak na balkonie stał odziany w nieśmiertelną czerń, Severus Snape.
Weszła po cichu, i stanęła tuż za nim obserwując jak poły jego płaszcza, delikatnie falują na wietrze. Przypomniał jej się obraz, jak sponiewierany i zrozpaczony Snape, błagał Dumbledore o pomoc dla Lily na szczycie tamtego wzgórza. Teraz był taki spokojny. Wpatrywał się w przestrzeń, gdzieś przed sobą i wydawało się jakby na coś czekał...

- Nie byłeś na kolacji. - powiedziała podchodząc bliżej. Odpowiedziała jej cisza. Czuła, że coś go dręczy... podeszła jeszcze bliżej i stanęła tuż obok niego. Stali ramię w ramię, patrząc na szykujący się do snu Hogwart.

- Co się stało, Severusie? - zapytała w końcu, przerywając tę ciężką ciszę.

- Czy rozmawiałaś z Dumbledore'em? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Tak... pokazał mi twoje wspomnienia. - odparła cicho.

- To teraz ty wiesz o mnie wszystko. Chciałabyś mi coś powiedzieć? - zapytał spokojnie, a jego głos zdawał się rozbrzmiewać niczym echo.

- Dziękuję – powiedziała – za zaufanie. To wiele dla mnie znaczy.

- Więc ufasz mi? - odwrócił się w jej stronę i spojrzał na nią wnikliwie. Dziewczyna opuściła wzrok i przez chwilę wpatrywała się w podłogę, myśląc nad czymś. Jakby biła się sama ze sobą. Po kilku chwilach, powiedziała bardzo cicho i niepewnie:

- Wiesz, tamtego zimowego wieczoru, nie zdążyłam ci wszystkiego powiedzieć. Znaczy, powiedzieć wprost... bo takie uciekanie od myśli, nie jest dobre bo one i tak Cię dogonią w pewnym momencie... - mówiła - dzisiaj, gdy rozmawiałam z Albusem, zdałam sobie sprawę, że zazdroszczę Lily... pomimo, że wyszła za mąż, a potem...

- Umarła... - dopowiedział Snape, stojąc tuż obok niej, tak że czuła bijące od niego ciepło.

- Tak... to pomimo tego, nigdy nie przestałeś jej kochać - powiedziała i spojrzała mu w oczy - i wiele zrobiłeś dla tej miłości nie oczekując jej w zamian...

Snape stał. Słuchał z uwagą tego, co dziewczyna miała mu do powiedzenia. Bał się usłyszeć od niej wielu rzeczy, a szczególnie bał się, że może ją zranić nie umiejąc jej odpowiedzieć.

- Nie jestem Lily. Nawet w połowie nie jestem taka jak ona... Lily była cudowną kobietą. Gdy jako dziecko miałam gorsze dni, przychodziłam do niej na pogaduszki - uśmiechnęła się na wspomnienie z dzieciństwa - zawsze mi pomagała, choć znałyśmy się krótko. Była bardzo ciepła i miła. Przy niej wszystko wydawało się być prostsze. Teraz, z perspektywy czasu, rozumiem dlaczego ją tak lubiłeś.

- Charlotto... - Snape przerwał jej na chwilę. Tottie z szokiem spojrzała na niego uważnie. Powiedział do niej po imieniu. Pierwszy raz odkąd się znali... chociaż było to jej oficjalne imię, to i tak ucieszyła się z tego.

- Daj mi dokończyć... - powiedziała prosząco - Czy pozwoliłbyś mi... czy... czy mogłabym przestać udawać, że cię lubię? - zapytała. Snape popatrzył na nią z zaciekawieniem i lekkim zawodem lecz ona po chwili kontynuowała - Pozwól mi cię kochać... Nie oczekuje nic w zamian. Nie oczekuję, że i ty mnie pokochasz. Mnie nikt nigdy nie kochał, nie pokazał mi tego, więc nie będę mieć żalu... Nie będę zła... mną się nigdy nikt nie przejmował, zabrakło w moim życiu tej drobnej jego części, która chyba jest tą najważniejszą... ja nie wiem jak to jest być kochaną i chcianą... Ale wiem, jak czuje się ktoś odtrącony i opuszczony... i nie chcę, abyś się tak czuł.

- Nie chcesz? - zapytał cicho. - Czy twoja naiwność ci nie pozwala?

- Miłość nie jest naiwna, Severusie. Dobrze o tym wiesz. Kiedyś sam kogoś kochałeś, dlaczego więc, nie pozwolisz, abym ja cię kochała do końca moich dni?

Gdy Tottie skończyła mówić tonem, który był tak przeraźliwie spokojny, że zaniepokoił Snape'a, Nietoperz zdobył się na odwagę i powiedział:

- Nie dawaj swego cennego i dobrego serca, komuś kto na to nie zasługuje. Pewnego dnia, zjawi się ktoś taki, kto odda ci z nawiązką, całą dobroć i miłość, jaką obdarzyłaś świat... ale nie teraz i nie mnie...

- Ale to nie zależne ode mnie. Ja naprawdę nie mam na to wpływu. Dlaczego nie chcesz, aby ktoś w końcu zamienił się tobą miejscem? Dlaczego nie pozwolisz mi być kimś takim jak ty dla Lily? Przecież każdy potrzebuje ciepła drugiego człowieka. Potrzebuje zrozumienia... - W jednej chwili tama łez, która trzymała wzbierający żal, pękła na pół i strumienie srebrzystych łez polały się po policzkach dziewczyny. Snape tym razem nie był obojętny. Przycisnął ją do siebie i mocno przytulił. Czuł jak spazmy rozpaczy targają biedną dziewczyną. Było mu wstyd i żal jednocześnie. Nie zasługiwał na jej miłość, na przyjaźń i uwagę, a ona tak po prostu mu to dała, nie oczekując nic w zamian.

- Nie płacz - odsunął ją delikatnie od siebie i spojrzał w jej oczy - Nie z mojego powodu, błagam Cię... spotkaliśmy się w nieodpowiednim momencie. Popełniłem wiele błędów w swoim życiu, i to pewnie one zawarzyły na tym co muszę robić i kim się stałem... to nie twoja wina, po prostu to ja spieprzyłem wszystko i oboje żyjemy w światach, które nie należą do nas, i to dlatego jest nam tak ciężko...

- Podobno wszystko jest w gwiazdach zapisane... – załkała.

- Nie. To nie prawda. To nie gwiazd naszych wina, tylko naszych wyborów. To one kształtują naszą przyszłość...

- Proszę... - powiedziała cicho. W tym momencie, Snape zauważył po przeciwnej stronie, że na wieży astronomicznej ktoś wylądował. Doskonale wiedział kto... i doskonale wiedział co zaraz musi nastąpić...

Popatrzył na nią jeszcze przez chwilę. Stał tak blisko, że ich nosy prawie się stykały ze sobą. Odgarnął jej włosy z twarzy, które uporczywie spadały jej na oczy i powiedział szeptem:

- Uciekaj stąd, jeszcze tej nocy. Ukryj się w jakimś bezpiecznym miejscu. Proszę cię o to.

- Dlaczego? Co się dzieje, Severusie? - zapytała zdziwiona, wpatrując się w jego czarne oczy.

- Zaufaj mi do końca. Chce wypełnić moją obietnicę, którą ci dałem przed laty. Ochronię cię... uciekaj stąd i nigdy już tu nie wracaj.

Tottie przestraszona spojrzała na niego, nie rozumiejąc ani słowa, ale ufała mu. I tym razem, postanowiła być posłuszna i uciekać jak jej kazał.
Poczuła na swoim policzku jego dłoń, która kciukiem otarła łzę spływającą z oka. Zobaczyła na jego twarzy cień uśmiechu, który widziała do tej pory dwa razy.
Snape zbliżył się bardziej do niej, czując jej nierówny oddech na swoim policzku. Obserwował jej drgające od płaczu wargi i zaróżowione policzki, i w jednej sekundzie zapragnął ją pocałować. Nachylił się nad nią i całując jej załzawiony policzek, szukał drogi do jej ust.
Tottie w jednej chwili znieruchomiała, jak rażona piorunem. Oczy rozszerzyły się jej jeszcze bardziej, a płuca odmówiły współpracy. Po chwili poczuła na swoich ustach, ledwo wyczuwalny pocałunek. Prawie tak delikatny jak skrzydła motyla, muskające skórę. Snape pocałował ją prawie w powietrzu, delikatnie stykając ich wargi. Potem odwrócił się, wcale na nią nie patrząc i ruszył do wyjścia z sali. Tottie została sama ze swoimi myślami i chaosem w głowie...

~~~~~

Gdy już ochłonęła i była w stanie się ruszyć, zeszła do Wielkiej Sali. Ku jej przerażeniu zastała tam szalejącą wojnę. Nauczyciele i uczniowie ciskali zaklęciami w postacie ubrane na czarno. W jednej chwili dziewczyna zorientowała się, że to Śmierciożercy wdarli się do zamku. Nie czekając dłużej rzuciła się na pomoc innym, rzucając zaklęcia w przeciwnika. Walka była zacięta. Każdy walczył jak mógł i wszelkimi dostępnymi środkami, wierząc, że pokonają siły Czarnego Lorda, ale jedyna Tottie wiedziała, że Hogwart jest bez szans. Dookoła widziała mnóstwo krwi i kurzu. W całym pomieszczeniu unosił się pył od rzucanych zaklęć i dymiących pochodni. Dziewczyna zauważyła po swojej prawej stronie profesor Mcgonagall, która uparcie walczyła z jednym ze Śmierciożerców:

- Pani profesor! Uwaga! - krzyknęła rzucając zaklęcie tarczę, pomiędzy Mcgonagall, a czającym się za nią człowiekiem w czerni. Profesor skinęła jej głową i dalej ruszyła do ataku.
Nagle po paru minutach walki, gdzie Tottie wyglądała jakby walczyła co najmniej z tydzień, zauważyła jak przez środek biegnie Bellatrix, za nią Draco, a na końcu za nimi Snape. Zatrzymała się na chwilę i o mały włos, zaklęcie, które rzucił Śmierciożerca trafiło by w nią, gdyby nie Ginny. Tottie ruszyła z miejsca, goniąc Snape'a, i gdy tylko zbliżyła się na odległość, aby ten mógł ją usłyszeć, krzyknęła:

- Severusie! - lecz Snape się nie odwrócił. Szedł razem z innymi Śmierciożercami przez zamek. Tottie nie rozumiała tego i zdziwiło ją zachowanie Mistrza Eliksirów.
Po chwili zauważyła jak biegnie za nimi Harry.

- Harry! Co się stało? Gdzie biegniesz? – zapytała, łapiąc chłopaka za ramiona.

- Nie mogę... Snape... muszę go dogonić.- powiedział niespójnie chłopak.

- Snape poszedł z Draco i Bellatrix. Co się tu dzieje?

- On zabił Dumbledore'a – odpowiedział szybko Harry i ruszył biegiem za Śmierciożercami.

Tottie sparaliżowało. Nie wierzyła w to co przed chwilą usłyszała. On nie mógł tego zrobić... przecież to nie możliwe... Dumbledore mu ufał... Snape szanował dyrektora. To nie mogła być prawda.

~~~~
Gdy walka dobiegła końca, Mcgonagall zebrała wszystkich i zaprowadziła do skrzydła szpitalnego. Najciężej ranny został Bill Weasley, który został pogryziony przez Greyback'a - wilkołaka. Tottie z początku nie wiedziała, że Bill jest w zamku, ale nie zastanawiała się nad tym długo. Poszła do skrzydła szpitalnego i zastała tam wszystkich przy łóżku chorego. Mcgonagall wyszła na chwilę nie mówiąc po co i w sali zaległa ciężka cisza. Nikt nie śmiał odezwać się pierwszy. Każdy zastanawiał się, jak to możliwe, że Śmierciożercy, wdarli się na teren Hogwartu. Po jakiś dziesięciu minutach do sali weszła Ginny, a obok niej szedł Harry. Wyglądał okropnie. Poszarpane ubranie, brudna twarz i włosy, zbite okulary. Prawdopodobnie też stoczył walkę ze Śmierciożercami.

- Och Harry! -powiedziała Tottie zbliżając się do chłopaka - Co się stało? Dlaczego oni weszli do zamku? Gdzie jest profesor Snape?

Harry nie zdążył odpowiedzieć na wszystkie te pytania, bo zebrani usłyszeli przedziwną muzykę płynącą nie wiadomo skąd. Był to jakby lament, i nagle Tottie dostrzegła za oknem feniksa Fawkesa, który krążył nad wieżą astronomiczną. Był to lament pełen bólu i jakiegoś tragicznego piękna.
Po chwili do środka weszła profesor Mcgonagall. *

- Molly i Artur zaraz tu będą - powiedziała i nagle prysnął czar owej przedziwnej muzyki - Harry, co się stało? Hagrid mówił, że byłeś z profesorem Dumbledore'em, kiedy... Kiedy to się stało. Mówi, że profesor Snape... *

- Snape zabił Dumbledore'a. - przerwał jej Harry. Przez chwilę wpatrywała się w niego rozszerzonymi oczami, a potem zachwiała się niebezpiecznie. Pani Pomfrey wyczarowała jej krzesło i podsunęła aby mogła usiąść.

- Snape - powtórzyła cicho Mcgonagall - wszyscy się zastanawialiśmy... ale on tak mu ufał... zawsze... Snape... Nie mogę w to uwierzyć...

- Snape znał się na oklumnecji jak nikt. - odezwał się Lupin, który siedział gdzieś w kącie. Dopiero teraz Tottie go dostrzegła. Zauważyła, że obok niego siedzi Tonks, którą poznała, gdy mieszkała na Grimmauld Place.

- Ale Dumbledore przysięgał, że on jest po naszej stronie! - wyszeptała Tonks. Do Tottie te słowa jakby nie docierały. Nie chciała zaakceptować tego, co być może się wydarzyło. To nie mogła być prawda. Snape nigdy nie zabił by Dumbledore'a...

- Wciąż napomykał, że ma niezbity dowód na to, że może ufać Snape'owi - mruknęła profesor Mcgonagall, osuszając kąciki oczu* - To znaczy... znając historię Snape'a... ludzie musieli się zastanawiać... Ale Dumbledore powiedział mi wyraźnie, że skrucha Snape'a jest absolutnie autentyczna... Nie można było przy nim powiedzieć o Snape'ie ani jednego złego słowa!

Rozmowa trwała dalej. Wszyscy dywagowali nad tym, dlaczego Snape wszystkich oszukał. Wdarła się w nich nienawiść połączona ze smutkiem po utracie dyrektora. Tottie nie słyszała co mówili. Słowa nie chciały do niej dotrzeć i przekazać sens. Była uwięziona pomiędzy swoimi uczuciami, a prawdą, która stała tuż o krok.

- Trzeba się przygotować na najgorsze - powiedziała w końcu Mcgonagall - na razie trzeba się zastanowić nad pogrzebem, a potem nad zakończeniem roku... cóż... ciężkie czasy nastały dla szkoły.

W tym samym momencie do sali wpadła Molly Weasley, a za nią Artur. Od razu stanęli przy łóżku Billa, który spał. Harry jeszcze raz opowiedział im o tym, co się stało. I ponownie w murach skrzydła szpitalnego, zaległa ciężka i mroczna cisza.

- Na wakacje, wszyscy przyjeżdżacie do nas. Nie ma mowy. - po chwili ciszy odezwała się zapłakana Molly, w stronę Harrego, Hermiony i Tottie.

- Harry musi wrócić do wujostwa. Przynajmniej dopóki nie skończy siedemnastu lat. Taka była wola Albusa. - powiedziała Mcgonagall.

- To Harry przyleci do nas zaraz po urodzinach - powiedziała Molly - a od razu po pogrzebie zabieram resztę do siebie.

- Ja nie mogę. - powiedziała nagle Tottie. Wzrok miała mętny i nieobecny, a głos jej był zimny niczym lód.

- Co? - zapytała zdziwiona Molly.

- Muszę stąd uciekać... muszę uciec od was – wytłumaczyła zapłakana.

- Mowy nie ma! Jedziesz z nami do Nory. - protestowała pani Weasley.

- Tottie, wydaje mi się, że Molly ma rację. W Norze będziecie wszyscy bezpieczni. Są tam założone zaklęcia ochronne, więc Śmierciożercy się tam nie dostaną. - odezwał się w końcu Lupin, podchodząc bliżej do dziewczyny i kładąc jej rękę na ramieniu.

- Remus, nie rozumiesz! Moja obecność przyniesie wam nieszczęście i śmierć.

- Nie czas na spory - przerwała Mcgonagall - Tottie, wakacje spędzisz u Molly, tak będzie najlepiej. A potem ukryjemy cię tam, gdzie twoją siostrę i babcię, jeśli takie masz życzenie.

- Pani profesor ale... – zaprotestowała, ale Mcgonagall uciszyła ją ruchem ręki. - no dobrze. Niech tak będzie. Lecę z wami do Nory...

- Oby sprzyjało nam szczęście... – westchnęła ponuro Mcgonagall.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro