Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wesele.

Po dziedzińcu w posiadłości Malfoy Manor, przechadzał się mężczyzna odziany w czerń, a za nim ciągnął się długi płaszcz, w tym samym kolorze. Wiatr rozwiewał jego włosy i szaty, które tworzyły swego rodzaju ciemną chmurę, która pochłaniała jego sylwetkę. Był przygarbiony, choć zazwyczaj chodził wyprostowany, twarz miał zmęczoną, pooraną zmarszczkami bólu, złości i ciemnej jak jego szaty, rozpaczy. Stracił jedyną osobę, która mogła go obronić i wyjaśnić jego czyny... i sam się do tego przyczynił. Pomimo, że plan Dumbledore'a nie miał skazy, a może właściwszym byłoby powiedzieć, że był przystosowany na wszelkie skazy, dyrektor, nie zostawił mu swojej obrony. W jednym momencie, Severus Snape został bez życzliwych mu ludzi, których ciągle obrażał, a którzy zawsze stali za nim murem. Stracił wszystkich przyjaciół... wbrew temu co mówił, co pokazywał na co dzień, Hogwart i jego nauczyciele byli mu rodziną, którą kochał i szanował. Ze wszystkich pracowników, najbardziej cenił Minerwę Mcgonagall, która pomimo jego humorów i paskudnego charakteru, potrafiła do niego dotrzeć i normalnie rozmawiać. Nigdy na nim niczego nie wymuszała jak Dumbledore i więcej słuchała, nawet jeśli Mistrz Eliksirów nie miał wiele do powiedzenia. Oczywiście, niesprawiedliwością byłoby nie wspomnieć o samym dyrektorze. Albus Dumbledore, człowiek o tak wielkim sercu i zrozumieniu dla świata, że przyjął jego prośbę i skruchę. Przyjął go niczym syna marnotrawnego z mugolskiej biblii, który zrozumiawszy swój błąd, wrócił do domu. Dumbledore mu wybaczył...I przez jego tajemniczy plan, Snape został sam, otoczony podłymi ludźmi, którzy dopuszczali się zbyt wielu morderstw i haniebnych czynów... jak niegdyś on. Brzydził się nimi i czuł, jak zatraca się w tym jak w bagnie. Jedyną rzeczą, który trzymała go przy zdrowych zmysłach, była myśl, że gdzieś tam, za horyzontem zdarzeń, jest Lily, której opowie wszystko, gdy znowu się spotkają. Powie jej, jak było naprawdę i że dla niej, chronił jej jedyne dziecko, aby jej ofiara nie poszła na marne. Opowie jej to już niebawem... Ale co z Tottie? Nie wiedział nawet, czy uciekła, czy jest bezpieczna... widział ją ostatni raz w Wielkiej Sali, gdy szedł razem z Bellatrix i Draconem. Podejrzewał, że ona już wszystko wie. Wie co zrobił i pewnie nienawidzi go z całego serca... nie dziwił się temu, ale złość i żal, ściskały mu wnętrzności z tęsknoty za nią. Biedna dziewczyna... zakochała się w nieodpowiednim człowieku, który ją skrzywdził. Severus doskonale wiedział z młodych lat, jak bardzo boli odrzucenie. Nie chciał, aby ona cierpiała jak niegdyś on... czuł jak serce mu pęka z bezsilności i beznadziei tej sytuacji. Wiele by oddał, aby móc jej to wytłumaczyć i zobaczyć ją, choć jeszcze jeden raz.
Przechodząc przez ścieżkę prowadzącą na ogród, kątem oka widział dwie osoby, stojące w oknie, jednak za nic miał obserwujące go twarze Narcyzy i Bellatrix, które uparcie wpatrywały się w niego. Nie dbał o ich opinię, zależało mu tylko na zadaniu jakie miał wykonać, a o którym nie mogli się dowiedzieć Śmierciożercy, a nawet społeczność Hogwartu.
Dumbledore za dużo nałożył na jego barki... Za dużo jak na jednego człowieka. Już nie miał sił...

~~~~~

Przygotowania do ślubu Fleur i Bill'a szły pełną parą. Od rana, pierwszego sierpnia, w Norze słychać było brzęki naczyń, hałas rozstawianych stołów i namiotów, no i oczywiście krzyk pani domu - Molly Weasley.

- Ron! RON! - krzyknęła stając przy schodach. Po chwili, z samej góry wyjrzała ruda czupryna jej najmłodszego syna - zejdź tu czym prędzej. Pomożesz ojcu i chłopakom rozstawić stoły.

- Już idę, mamo. - odpowiedział chłopak i zniknął zza barierki. Wszedł do jednego z pokoi, gdzie znajdowali się Harry i Hermiona.
Tottie w tym czasie, szorowała garnki, które z zastraszającą prędkością brudziła Molly, przygotowując kolejne potrawy. Dziewczyna stała przy zlewie w zwykłym beżowym T-shirtcie i czarnych spodniach, a całość wieńczył czerwony fartuch kuchenny.

- Ty gotujesz dla wojska, czy co? - zapytała ocierając czoło.

- No chyba musimy coś jeść. Rodzina Fleur ma swoje upodobania kulinarne, więc szczególnie dla nich trzeba było zrobić specjalne potrawy. Poza tym, co to jest trzy zupy, trzy dania główne, trzy dania pomiędzy, przystawki, tort kompoty... zaraz ile rodzajów tego kompotu?

- Trzy? Wiśniowy, truskawkowy i jabłkowy. - podpowiedziała dziewczyna, lekko chichocząc pod nosem.

- Mało. Zaraz zrobię jeszcze jeden. Może z moreli, jak sądzisz? - zapytała Molly, szukając kolejnego rondla.

- Doskonały pomysł, tylko powiedz mi, kto to wszystko zje? Przecież to mała uroczystość rodzinna.

- Lepiej zrobić więcej. Nie marudź tylko pomóż mi drylować morele.

- Jasne... - mruknęła Tottie - Nie chcę Cię martwić, ale zapomniałaś o szampanie i ciastach. - zaśmiała się widząc zszokowaną minę Pani Weasley

- Na brodę Merlina! - krzyknęła Molly i wybiegła z kuchni. Tottie zaśmiała się i dalej szorowała naczynia.

Po jakiś dwóch godzinach, wszystko było gotowe i mieszkańcy Nory rozeszli się do swoich pokoi, aby przygotować się do uroczystości. Tottie weszła na górę, gdzie dzieliła pokój z Ginny i od niedawna z Hermioną, i od razu zaczęła przeszukiwać kufer pod kątem sukni. W środku, większość stanowiły ubrania mugolskie, w tym bluzy, t-shirty, spodnie, długie, krótkie, spódnice. Po drugiej stronie leżały ubrania hogwarckie, płaszcz szkolny, zimowy, wiosenny, suknia czarna, suknia biała, beżowa, szara i kremowa, w których zazwyczaj chodziła po zamku. Na samym dnie, znalazła śliczną, długą liliową suknię. Tą samą, którą miała w dniu balu bożonarodzeniowego... przypomniała sobie, jak dzień przed balem, biegła na pokątną do Madame Malkin, aby kupić jakąkolwiek sukienkę, byle by coś mieć. Nie miała w swojej szafie odpowiedniej i oczywiście, musiała ją kupić w ostatniej chwili.

Uśmiechnęła się na to wspomnienie. Zawsze robiła wszystko w ostatnim momencie, bo gdy był czas, nigdy nie myślała, aby zrobić to co trzeba wcześniej.
Szykowała się do tego balu trzy godziny. Pomimo, że miała nie tańczyć, tylko pilnować uczniów, chciała dobrze wyglądać. I wtedy zjawił się Snape...

Zatrzasnęła wieko kufra, uprzednio upychając w nim sukienkę i postanowiła coś innego przetransmutować w inny ubiór. Na krześle leżała jej letnia mugolska sukienka w groszki. Wyciągnęła różdżkę, unisła ją nad ubraniem i już po chwili, w tym samym miejscu pojawiła się długa i zwiewna sukienka w kolorze malinowej czerwieni. Założyła ją na siebie przeglądając się w lustrze, a potem zrobiła sobie szybki makijaż i można było powiedzieć, że była gotowa.
Usiadła jeszcze na chwilę na parapecie i wyjrzała przez okno. Na zewnątrz powoli schodzili się goście, których przy bramie sprawdzali pan Weasley i Charlie. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie. W pamięci zapadło jej pierwsze spotkanie z tą liczną rodziną. Wówczas Molly od razu pochwyciła ją w ramiona i nie wypuszczała przez kilkanaście minut. Bracia bliźniacy byli wówczas słodkimi i bezpiecznymi dla otoczenia berbeciami. Ciągle chcieli ją ciągnąć za włosy i zawiązali zbyt bliską znajomość z jej różdżką. Przez nieuwagę, albo może specjalnie, złamali ją i potem Tottie musiała się tłumaczyć ciotce i Dumbledore'owi, dlaczego potrzebuje pieniędzy na nową. Poznała ich wszystkich, i mogła spokojnie stwierdzić, że byli jej rodziną. Wszystkie dzieci Artura i Molly traktowała jak rodzeństwo, bo nie było między nimi dużej różnicy wieku i doskonale się dogadywali. Jakby na to spojrzeć z perspektywy czasu, to poznała ich dzięki Snape'owi... uciekła wtedy z zamku do Hogsmead. Namierzył ją nietoperz, który robił zakupy w aptece i o zgrozo, wpadła wprost w jego sidła. Szlaban miała przez dwa miesiące, każdego wieczora, ale niczego nie żałowała.

Zaśmiała się do siebie na wspomnienie miny Snape'a i jego krzyków. Chociaż nie był jej opiekunem domu, to i tak miał dużą władzę i autorytet. Zaprowadził ją, prawie ciągnąć za jej pelerynę, wprost do gabinetu profesora Flitwicka, który, na nieszczęście Tottie, przyznał mu rację i zgodził się na szlaban.

- Tottie? Idziesz? - do pokoju zajrzała Ginny.

- Tak tak. Już idę. Nie wiesz, gdzie jest Hermiona? Miała mi pożyczyć spinkę do włosów. – powiedziała.

- Siedzi u chłopaków w pokoju.

Tottie podniosła się z parapetu i wyszła z pokoju. Sypialnia Harrego i Rona, znajdowała się piętro wyżej, więc dziewczyna musiała wspiąć się na górę.
Zapukała do nich do pokoju i od razu weszła do środka. Na jednym z łóżek siedziało Złote Trio i nad czymś dyskutowali:

- Hermiono, pożyczysz mi tę spinkę, o której rozmawiałyśmy? – zapytała.

- O tak! Już Ci ją daję. - odpowiedziała dziewczyna i wyciągnęła coś ze swojej torebki. Po chwili Tottie, trzymała śliczną, srebrną zapinkę.

- Dziękuję ci - uśmiechnęła się. - A co wy robicie? Nie idziecie na dół?

- Zaraz. - odpowiedzieli we trójkę, dziwnym tonem. Tottie od razu wyczuła, że coś jest nie tak. Zamknęła drzwi i usiadła na stojącym niedaleko krześle. Splotła ręce na piersi i powiedziała:

- No dobra, to co kombinujecie?

- My? Nic. - powiedział Ron.

- Jasne, Ty nie umiesz kłamać Ron. Mówcie co robicie. - Nie dawała za wygraną.

- Nie możemy, Tottie. Naprawdę... - powiedział smętnie Harry.

- A wspominałam wam, że potrafię posługiwać się legilimencją? - blefowała, aby wygrać ten mały spór - Więc, i tak się tego dowiem, tylko od was zależy, jak.

Dzieciaki spojrzały po sobie i w końcu, po dłuższej chwili ciszy, głos zabrał Harry:

- Pamiętasz, jak rozmawialiśmy o Horkruksach?

- Jasne.

- Widzisz, Dumbledore chciał abym je wszystkie odnalazł i zniszczył. Dlatego, będziemy musieli uciec zaraz po ślubie Billa i Fleur.

- Oszaleliście?! Gdzie będziecie uciekać? Wszędzie szaleją Śmierciożercy, a wy chcecie im się od tak wystawić!? - krzyknęła zszokowana.

- Cicho! Jak mama usłyszy to będzie koniec. - powiedział Ron, najwyraźniej zdenerwowany.

- Ja jej to powiem, bo widzę, że już do końca ogłupieliście. Harry, powinieneś być mądrzejszy, a robisz takie głupoty. - zwróciła się do chłopaka w okularach.

- Tottie... ja muszę to zrobić, bo inaczej on wygra. - powiedział Harry.

Dziewczyna westchnęła ciężko i zapadła cisza między nimi. Myślała, że te dzieci są mądrzejsze, że nie będą się wystawiać na niebezpieczeństwo. Z drugiej strony, wiedziała, że to nieuniknione... Harry musi to zrobić:

- Kiedy planujecie uciekać? - zapytała z wyrzutem.

- Jutro, najpóźniej pojutrze. Mamy już wszystko przygotowane do podróży. - odpowiedziała Hermiona.

- No cóż... wiecie, najgorsze jest to, że doskonale was rozumiem, ale nie mogę wam pozwolić, abyście pchali się w niebezpieczeństwo.

- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. - Harry poklepał dziewczynę po ramieniu.

- No, a co powiecie Molly, Arturowi? Hermiono, a twoi rodzice? - zapytała nagle, i wnet zauważyła, że dziewczyna posmutniała.

- Wymazałam im pamięć... - powiedziała w końcu.

- Wymazałaś pamięć...- powtórzyła Tottie i nagle dotarł do niej sens tych słów. Zakryła dłonią usta i cicho westchnęła. Oni naprawę się do tego przygotowali... Tottie popatrzyła na nich jeszcze raz, po czym wstała z krzesła i podeszła do drzwi.

- Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze kiedyś. W lepszych czasach. W razie jakbyśmy już nie mieli okazji porozmawiać, wiedzcie, że jestem z was dumna. - powiedziała smutno i wyszła. Na dole rozpoczynało się wesele Billa i Fleur.

~~~~

Po głównej ceremonii, Molly od razu zaserwowała pierwsze danie i wszyscy musieli zasiąść do stołu i zająć się jedzeniem. Śmiechom i toastom nie było końca. Każdy chciał wypić zdrowie państwa młodych i powiedzieć parę słów od siebie.
W końcu przyszedł czas na tańce. Jako pierwsi na parkiet ruszyli Państwo młodzi, a za nimi reszta gości, którzy utworzyli krąg dookoła Billa i Fleur. Tottie siedziała przy stole obserwując to co się działo. Uśmiechała się i klaskała razem z innymi, jednak nie chciała uczestniczyć w tańcach. Zbyt wiele bolesnych wspomnień wiązało się z tym. Przyjrzała się ludziom dookoła i ogarnął ją przemożny smutek... Wszyscy kogoś mieli. Mieli parę, drugą połówkę, z którą się śmiali i tańczyli. I nagle naszły ją uciążliwe pytania.
Czy gdyby nie stało się to, co stało się na wieży, byłaby tu dzisiaj z Severusem? Czy siedziałby obok niej i marudził, że wszystko jest za radosne, za jasne i w ogóle wszystko za? Czy znowu mruczałby pod nosem, że nie umie tańczyć i nie życzy sobie, żeby ciągnęła go na parkiet?

Chciała żeby tak było... Bardzo chciała, aby tu był z nią, nawet gdyby znowu miał marudzić. Wyobraziła sobie jego minę i to co by powiedział, gdyby pociągnęła go wprost w pląsający tłum. Zaraz by usłyszała: Zdurniałaś White? Wiesz, że jesteś paskudną i nieokrzesaną, krukońską dziewuchą?

I tak by było cały czas do końca wesela. Zaśmiała się pod nosem, a na policzkach poczuła miłe ciepło.

- Oho, a co ty się tak rumienisz? - obok niej usiadł Fred z szelmowskim uśmiechem.

- Bo widzę Ciebie, paskudo. – sarknęła.

- Tottie, no przestań. Jesteśmy jak rodzina, nie mogę ci się podobać. - kontynuował chłopak.

- Prawie robi wielką różnicę, mój drogi. - zaśmiała się, a Fred jej zawtórował.

- Zatańczysz ze mną, w takim razie? - zapytał wyciągając do niej rękę.

- Nie wiem Freddie... - powiedziała smutno, na co chłopak szybko jej przerwał.

- Tottie, wiem o co chodzi, ale dzisiaj się nie smucimy. Dzisiaj się uśmiechamy. - powiedział łagodnie.

Bliźniak chwycił ją za dłoń i poprowadził wprost na parkiet. Akurat orkiestra grała skoczną i radosną melodię, dlatego Fred był w swoim żywiole i kręcił dziewczyną dookoła. Tottie musiała przyznać, że bardzo dobrze tańczy jak na takiego smarkacza.

Nagle, w namiocie dał się słyszeć głos Kingsley'a, i Tottie zauważyła jak w namiocie wylądował lśniący ryś.

- Ministerstwo padło. Scrimgeour nie żyje. Nadchodzą.*

Po tych słowach, patronus zamilkł i zniknął, a w namiocie poszarzało i wnet dało się dojrzeć jak po niebie szybują czarne postacie, zmierzające wprost do Nory. Śmierciożercy byli o krok.
Przepychając się przez ogarnięty paniką tłum Tottie dostrzegła jak obok zjawiały się zamaskowane postacie w czarnych pelerynach, a potem zobaczyła Lupina i Tonks; oboje z uniesionymi różdżkami krzyczeli "Protego".

- Harry! Ron! ukryjcie się i znajdźcie Hermionę! - krzyknęła Tottie, w tym samym momencie rzucając w jakiegoś Śmierciożercę zaklęciem Expelliarmus. Rzuciła się do ataku, ochraniając innych i siebie. Kątem oka zauważyła jak Złote Trio aportowało się z miejsca i zniknęli wraz ze znajomym pyknięciem.
Tottie wiedziała, że uciekli szukać Horkruksów, a napad Śmierciożerców, tylko to przyspieszył. Teraz już nie mogli wrócić...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro