Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tylko Godzina.

Przypuszczenia Tottie okazały się jednak słuszne. Od balu, nikt nie mówił o niczym innym, jak tylko o jej tańcu ze Snape'em. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że na każdym kroku, dziewczyna spotykała się z różnymi komentarzami i "dobrymi" radami. Nagle wszyscy zaczęli się dziwnie uśmiechać, gdy mijała ich na korytarzu, i szczerze mówiąc, miała tego serdecznie dość. Próbowała zaprzeczać, wyjaśniać, że to przez przypadek, że tak wyszło, ale nic to nie wnosiło. Każdy i tak wiedział swoje, a im bardziej Tottie zaprzeczała, tym bardziej potwierdzała przypuszczenia gawiedzi. Dlatego, zaprzestała jakkolwiek komentować to wydarzenie i unikała wszelkich rozmów. Szczególnie z profesor Vector, Trelawney i Sprout. Z czego wieszczka była najgorsza. Pewnego dnia, pod pretekstem pomocy na wieży astronomicznej, zaprosiła tam Tottie. Niczego nie świadoma dziewczyna, trafiła prosto w paszczę lwa, bo gdy tylko dziewczyna podała swoją dłoń w geście przywitania, Trelawney od razu ją pochwyciła i zaczęła wyczytywać przyszłość. Okazało się, że Tottie i Snape, mają przed sobą szczęśliwe chwile w swoim towarzystwie, które to na pewno zakończą się albo wielką miłością, albo spektakularną klęską, co znaczyło tyle, że oboje spotka straszliwe cierpienie i śmierć. Tottie nie za bardzo przejęła się tymi nowinkami, bo doskonale wiedziała, że profesor Trelawney jest starą oszustką i zmyśla wszystkie przepowiednie.

Do końca grudnia i cały styczeń, Panna White była tematem numer jeden rozmów wszystkich mieszkańców zamku. Oczywiście za wyjątkiem Snape'a. On nie przejmował się niczym, i jak gdyby nigdy nic, znowu był wredny i złośliwy dla wszystkich, a w szczególności dla Tottie. Dziewczyna, ku własnemu zdziwieniu, była mu za to wdzięczna. Pierwszy raz cieszyła się, że Snape jest wredny i pomimo tego, że mógł dogadywać dziewczynie za to co stało się na balu, nie wspomniał o tym, ani słowem.

Gdy styczeń dobiegł końca, na horyzoncie pojawił się zimny i deszczowy luty, a wraz z nim drugie zadanie Turnieju Trójmagicznego. Tym razem Tottie nie wiedziała na czym polegało. Doszły ją jedynie słuchy, że jest ono związane z jajkiem smoka, które w pierwszym zadaniu, każdy uczestnik zdobył.
Wieczorem, dnia poprzedzającego dzień zadania, Tottie spędzała czas w lochach, pomagając Snape'owi w sprawdzaniu wypracowań siódmego roku. Gdy przeczytała pierwsze dziesięć prac, doszła do wniosku, że jednak Nietoperz ma trochę racji określając uczniów bandą bałwanów. Większość prac była niespójna, chaotyczna i nie na temat. Uczniowie na potęgę lali przysłowiową wodę, i gdy kolejny pergamin odleciał na kupkę sprawdzonych, Tottie nie wytrzymała i musiała zrobić sobie przerwę.
Spostrzegła, że siedzący z drugiej strony biurka Snape, ma dziwnie zbolałą i zaniepokojoną minę. Nie żeby to była nowość dla Tottie, jednak tym razem wyglądał jakoś inaczej. Cały czas trzymał się za lewe przedramię i nieobecnym wzrokiem, wpatrywał się w przeciwległą ścianę.

- Profesorze? - zapytała nieśmiało. Z początku nie zareagował, więc dziewczyna postanowiła spróbować jeszcze raz. - Profesorze Snape? - dopiero teraz nietoperz zaszczycił ją swoją uwagą. - Co się stało?

- Nie twój interes. Skończyłaś? – warknął.

- Już prawie. Zostało mi kilka prac. Boli Pana ręką? Mogę zobaczyć? - zapytała podnosząc się z krzesła i podchodząc do miejsca, gdzie siedział.

- Nie! Wracaj na miejsce. - krzyknął.

Tottie pierwszy raz przestraszyła się go. Zauważyła w jego oczach mgłę szaleństwa i niespotykanej dotąd złości. Ostrożnie odsunęła się i wróciła na swoje krzesło.

- Nie chciałam... przepraszam. - powiedziała cicho, siadając na krześle, trąc nerwowo dłonie.

- Wiem White. Po prostu zbytnio przejmujesz się ludźmi. - powiedział chłodno nie patrząc na nią. Wydawał się, jakby o czymś myślał.


Gdy Tottie chciała jeszcze coś dodać, nagle drzwi do sali otworzyły się z hukiem i wszedł przez nie kuśtykający Szalonooki Moody.

- Przyszedłem po twoją pannę, Snape. Mam polecenie od Mcgonagall. - powiedział ochrypłym głosem, spoglądając na dziewczynę. Tottie odwróciła wzrok, i próbując uniknąć spotkania z tym człowiekiem. Po prostu się go bała.

- Po pierwsze: jak wchodzisz do mnie do sali, to pukasz. Po drugie: gdyby profesor Mcgonagall, chciała widzieć się z, jak ją ładnie nazwałeś - powiedział Snape, a złośliwy uśmiech ozdobił mu bladą twarz. - moją panną, sama by po nią przyszła.

- Nie może, rozmawia ze swoimi uczniami. Poprosiła mnie. Tu masz list. - Szalonooki podsunął Snape'owi kawałek pergaminu pod nos.

Severusie

Proszę Cię, abyś przysłał do mnie pannę White. Muszę z nią porozmawiać.

Minerwa Mcgonagall

Snape popatrzył krzywo na pergamin, na którym widniały litery pisane ręką nauczycielki tramsmutacji. Potem tym samym wzrokiem, zmierzył Moody'ego i w końcu przemówił

- W takim razie, muszę wyrazić zgodę. Jednak, jeśli znowu będziesz wypytywał tę dziewczynę o cokolwiek, dowiem się o tym, a tym samym dowie się dyrektor.

- No pewnie - powiedział beztrosko Moody. - jasne, że mu doniesiesz. Jesteś przecież wspaniałym donosicielem, co Snape?

Severus już kipiał ze złości, jednak w odpowiednim momencie, Tottie wtrąciła się w tą niebezpieczną rozmowę.

- Panie profesorze, myślę, że profesor Moody będzie na tyle rozsądny, aby posłuchać poprzedniego upomnienia dyrektora.

- Mam taką nadzieję. - syknął Snape. - idź White. Jutro widzę cię zaraz po turnieju.

- Oczywiście profesorze. Do zobaczenia. - uśmiechnęła się do niego i poszła za Szalonookim w stronę wyjścia.

~~~~

Następnego dnia, z samego rana, wszyscy podekscytowani zbierali się na miejscu drugiego zadania turnieju. Okazało się, że uczniowie będą zmagać się pod wodą w najbliższym jeziorze. Każdemu z nich została zabrana, poprzedniego wieczoru, jedna rzecz. Mieli tylko godzinę aby ją odzyskać.
Zadanie miało rozpocząć się już o dziewiątej rano. Każdy z uczestników chodził poddenerwowany i blady jak ściana.

Od samego rana, Severus Snape, szukał po całym zamku, Charlotty aby dać jej dzisiejszą porcję Eliksiru Wzbudzającego Euforię. Wczoraj do późnej nocy siedział w sali i go przygotowywał, bo doskonale wiedział, że dzisiaj dziewczyna musi go zażyć. Niestety, przeszukawszy cały zamek i błonia, stwierdził, że Tottie nigdzie nie ma. Wracając w stronę zamku, gdzie już zbierała się cała hałastra, zauważył leśniczego. Wiedział, że dziewczyna często spędza z nim czas, więc olbrzym powinien wiedzieć, gdzie ona się podziewa.

- Dzień dobry, psorze. – powiedział Hagrid, podchodząc bliżej.

- Dzień dobry, widziałeś gdzieś White? – odparł ponuro Snape.

- Ni widziołem jej od wczoraja. Myślałem, że to psor będzie wiedział, gdzie jest.

- Przecież nie rozpłynęła się w powietrzu.

- A może jest u dyrektora?

- Może... - powiedział Snape i poszedł dalej przed siebie.

Przez głowę przeszła mu myśl, że White może się szlajać ze swoimi wątpliwymi znajomymi z Gryffindoru, dlatego machnął na to ręką, i poszedł w stronę brzegu jeziora, gdzie za moment miał rozpocząć się turniej.

Przed wyjściem z błoni, zatrzymał go Dumbledore.

- Witaj Severusie! Gdzie zgubiłeś naszą kochaną Tottie? - zapytał pogodnie dyrektor, a Snape aż się skrzywił.

- Chyba chciałeś powiedzieć, TWOJĄ "kochaną Tottie". – mruknął z niezadowoleniem. - Nie wiem gdzie ta dziewucha chodzi. Nie widziałem jej od rana i całe szczęście. – sarknął.

- Jak zwykle jesteś niezwykle uprzejmy, drogi chłopcze. - Severus nienawidził tego zwrotu. - ja również nie widziałem Tottie od rana. Ale to pewnie dlatego, że razem z Harrym poszła nad jezioro.

- Wyjąłeś mi to z ust... - mruknął Snape.

- Idziemy na Turniej? – zapytał z uśmiechem Dumbledore, spoglądając w stronę jeziora.

Snape tylko kiwnął głową i ruszył przodem, aby nie musieć dyskutować ze starym dropsem.

Gdy Nietoperz znalazł się na trybunach i zajął swoje miejsce w loży nauczycielskiej, zaczął rozglądać się dookoła w poszukiwaniu Tottie, lecz nigdzie jej nie dojrzał. Miał złe przeczucia wiążące się z nieobecnością dziewczyny, bo od rana wisiorek z jej włosami, piekł go niemiłosiernie. Jakby ktoś, żywym ogniem wypalał mu dziurę na piersi. Miał jednak nadzieję, że to dlatego, że dziewczyna znowu miała do czynienia ze Sklątkami, które co i raz powodowały uszczerbek na jej zdrowiu. Snape miał ochotę zabronić leśniczemu pokazywania dziewczynie tak niebezpiecznych stworzeń, ale doskonale widział, że dałby tym kolejny temat do plotek.

Nagle rozległ się gwizd sędziego i zawodnicy jeden po drugim wskoczyli do jeziora. Mieli tylko godzinę na odnalezienie zabranych im rzeczy. Snape uważnie przyglądał się Potterowi, który najwidoczniej zakrztusił się powietrzem. Mistrz Eliksirów nie był głupi i doskonale wiedział dlaczego chłopak zachowuje się nienaturalnie. To musiało być Skrzeloziele. Snape zaśmiał się pod nosem, wychodziło na to, że Potter nie był taki bezmyślny na jakiego wyglądał, albo to Panna Granger mu powiedziała czego może użyć do tego zadania. I nagle, Snape zdał sobie sprawę, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy, ktoś kradł mu prywatne zapasy ingrediencji. To nie mógł być przypadek z tym skrzelozielem.

Wszyscy zawodnicy wskoczyli razem do wody i znikli pod jej taflą, zostawiając widzów, którzy czekali na ich ponowne wynurzenie.

Po pół godzinie, wypłynęła Fleur Delacour, której nie udało się ukończyć tego zadania. Dziewczyna zaczęła płakać i krzyczeć, że pod wodą została jej mała siostrzyczka, której nie zdołała uratować.

A więc to były te rzeczy, które zabrano tym dzieciakom. Sprytne. - pomyślał Snape. Teraz już wiedział na czym polegało to zadanie. Panna Delacour zbyt histerycznie podeszła do tej sprawy, bo jej siostra wróci do niej po upływie godziny. Po prostu się wynurzy i już. Nie zagrażało to jej życiu i zdrowiu, bo pod wodą ludzie spali. Ale to wiedział on, a zawodnicy prawdopodobnie nie, dlatego panna Delacour wylewała tyle łez.
Po następnych paru minutach wynurzył się Diggory ze swoją przyjaciółką, a za nim Krum z Hermioną. Na samym końcu, z tafli jeziora, wydobył się Harry Potter, z Ronem i siostrą Fleur. Snape przewrócił oczami, widząc jak dziewczyna tuli swoją siostrę i dziękuje chłopakowi z Gryffindoru. Jak zwykle Potter był w centrum uwagi.
Gdy przypatrywał się całej tej sytuacji, nagle gdzieś z oddali, dobiegł go cichy, spokojny i aksamitny śpiew:

Szukaj nas tam tylko, gdzie słyszysz nasz głos.
Nad wodą nie śpiewamy, taki już nasz los
A kiedy będziesz szukał, zaśpiewamy tak:
To my mamy to, czego tobie tak brak.
Aby to odzyskać, masz tylko godzinę, której nie przedłużymy, choćby i o krztynę. Po godzinie, nadzieję przyjdzie Ci porzucić, a to czego szukasz, nigdy już nie wróci.

Snape zamarł. Spojrzał na ciemną taflę jeziora i nagle dotarł do niego sens tej piosenki. Była ona tylko zmyłką dla uczestników, aby ich zmotywować do szukania zebranej rzeczy. Po godzinie, ich przyjaciele po prostu by wypłynęli. Ale to tyczyło się tylko uczestników... Nikt kto nie był uczestnikiem, nie miał prawa znaleźć się w tej chwili pod wodą, bo groziła mu śmierć.

Spoglądając dookoła, to na jezioro, to na Dumbledore'a, zauważył jak z przeciwnej strony, Moody uśmiecha się do niego złośliwie. I w tym momencie, zdał sobie sprawę, dlaczego usłyszał tę piosenkę. Niepokojąca myśl zagnieździła się w jego umyśle: Tottie była uwięziona na dnie jeziora, a godzina już minęła...

- Nie przedłużymy, choćby i o krztynę... - szepnął pod nosem.

Zerwał się z ławki i pobiegł do Dumbledore'a, który gratulował zawodnikom, a szczególnie Potterowi. Snape bezskutecznie próbował ukryć niepokój i panikę, malujące się na jego twarzy.

- Dyrektorze, Panna White jest uwięziona w jeziorze. - powiedział szybko, odciągając Dumbledore'a na bok.

- Co Ty mówisz, Severusie? Tottie nie brała w tym udziału. - powiedział spokojnie Dumbledore.

- Wiem! Ale ona tam jest. Nie wiem jak, ani dlaczego. Jest tam!

- Uspokój się chłopcze, Tottie na pewno zaraz przyjdzie, pewnie pomaga pani Pomfrey w rozgrzewaniu uczniów. - Dumbledore mówił dalej spokojnym głosem, próbując uspokoić, rozdygotanego Snape'a.

- Dyrektorze! White, jest pod wodą. Godzina się skończyła. Nie ma czasu!

- Dobrze, już dobrze. - powiedział dyrektor i podszedł do jakiegoś młodzieńca. Ten czym prędzej wskoczył do wody i zniknął w jej ciemnych ostępach. Sekundy dłużyły się jak godziny, a chłopak dalej nie wypływał. Zdenerwowany Snape chodził w tą i z powrotem po podeście, trąc dłonie, które aż mu sczerwieniały. W końcu Dumbledore nie wytrzymał i przemówił do niego ciepłym i spokojnym głosem:

- Severusie, idź na brzeg, może Tottie czeka tam z chłopcami Weasley. Mieli się spotkać po zawodach.

Snape zgodził się, choć niechętnie i oglądając się na jezioro, ruszył na brzeg. Gdy tylko odszedł, z wody wynurzył się młodzieniec trzymający na ramieniu nieprzytomną Tottie. Szybko podał ją Dumbledore'owi, który położył dziewczynę na podeście i próbował ocucić. Jednak nic to nie dawało. Potem wszystko potoczyło się, jakby ktoś przyspieszył film. Nagle jak spod ziemi wyłonił się Snape, który gdy tylko ujrzał leżącą bez życia dziewczynę, podszedł do niej, i wziął w ramiona. Podniósł ją prawie do pozycji siedzącej, wypowiedział jakieś zaklęcie i czekał na relację dziewczyny. Serce kołatało mu w piersi, jakby chciało mu wyskoczyć.

- Proszę Cię, ocknij się. - mówił do niej szeptem, tak aby nikt nie usłyszał. Jednak Tottie nie otworzyła oczu. Nietoperz próbował wszystkiego, nawet Dumbledore mu pomógł, ale dziewczyna ani drgnęła.

I nagle, jakby w ostatniej chwili, gdy wszyscy stracili nadzieję, zakasłała, wypluła z płuc wodę i otworzyła oczy. Pierwszym co ujrzała, była blada twarz Snape'a, która była niebezpiecznie blisko niej. Zaniepokoiła się, że jest tak blisko niego i po chwili spostrzegła, że mężczyzna kucając, trzyma ją w ramionach.

- P-profesorze? - zapytała oszołomiona.

- Żyjesz.- powiedział łagodnie, odgarniając jej mokre włosy. Potem pomógł jej wstać, okrył swoim płaszczem i dodatkowym kocem. Dziewczyna zdezorientowana i onieśmielona, patrzyła się na niego jak na wybryk natury. W końcu, usłyszała jego głos, który wydawał się być, nad wyraz łagodny:

- Pamiętasz, jak się tam znalazłaś?

Niestety pamiętała. Wspomnienie wczorajszego wieczora była bardzo wyraźne.

- Jak wyszłaaa-mm zz p-pana g-gabinetu - szczękała zębami z zimna. - i i Moody... o-on powiedział... ż-że i-idziemy do p-profesor M-Mcgonagall, a potem c-coś m-mi przył-łożył do ust i... n-nie pamiętam. - dygotała jeszcze bardziej. Była wyziębiona przez spędzenie, Merlin wie, ile czasu pod zimną wodą. Snape nie patrząc, że obok stał Dumbledore i Mcgonagall, przytulił do siebie dziewczynę, szczelniej otulając ją kocem.

- Jak się rozgrzejesz, pójdziemy do dyrektora i mu wszystko opowiesz. - powiedział chłodno, szukając wzrokiem Moody'ego, którego miał ochotę zamordować.

- P-profesorze? - zapytała wtulona w niego. Pozwoliła sobie objąć go w pasie, a swoje dłonie, schować pod połami płaszcza.

- Co? - mruknął na powrót stając się zwykłym, złośliwym Snape'em.

- Dziękuję. Uratował mi Pan życie.

- Nie ja. To ten chłopak. - wskazał na młodego Krukona.

- Niech Pan nie będzie taki skromny. - powiedziała z uśmiechem, jeszcze mocniej wtulając się w jego pierś. – Wiem, że to pan.

- Chyba jest Ci już wystarczająco ciepło, odczep się ode mnie. – mruknął, próbując ją odepchnąć. Nie lubił takiej bliskości z drugim człowiekiem.

- Jeszcze jest mi zimno. Chcę się jeszcze poprzytulać. - zachichotała. Snape prychnął z pogardą ale pozwolił się jeszcze chwilę niewolić.

~~~~

Gdy wracali do zamku, na drodze prowadzącej z jeziora, natknęli się na Szalonookiego. Tottie, gdy tylko ujrzała jego pokiereszowaną twarz, wzdrygnęła się ze strachu, i ścisnęła Snape'a za ramię. Ten widząc, o co chodziło dziewczynie, pewnym krokiem przeszedł obok Moody'ego, i gdy zrównał się z nim, rzekł zimnym i morderczym tonem:

- Ostrzegałem Cię Szalonooki, dyrektor już wie o wszystkim.

- Niby o czym? - zapytał z kpiną Moody.

- Doskonale wiem, że to Ty uwięziłeś pannę White w jeziorze. Ona wszystko pamięta.

- Nic mi nie udowodnisz, Snape. To jest jej słowo, przeciw mojemu. Ale spróbuj szczęścia. - i odszedł, a Tottie wraz ze Snape'em, udali się wprost do zamku, gdzie Pani Poppy czekała na nią z mnóstwem eliksirów leczących i gorącą kąpielą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro