Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Szalonooki Moody. / 4

Wrzesień tego roku był paskudny. Cały czas lał deszcz, tak że całe błonia zamieniły się w jedno wielkie grzęzawisko.
Tottie całe wakacje spędziła u siostry, odpoczywając po trudnym roku szkolnym. Dlatego z samego rana, pierwszego września dziewczyna była zawiedziona tym, że tak szybko minął ten czas z Maddie. Nie chciała znowu rozstawać się z siostrą na długie miesiące. Niepocieszona spakowała kufer i pomniejsze torby, i z takim naręczem bagażu przetransportowała się do Hogwartu za pomocą kominka, który został na kilka godzin połączony z siecią Fiuu. Dzięki temu mogła szybciej znaleźć się w zamku i pomóc w przygotowaniu powitalnej uczty dla uczniów i nauczycieli.

- Do zobaczenia w święta. - powiedziała do siostry wchodząc do kominka.

- Do zobaczenia. Tylko grzeczna tam bądź. - uśmiechnęła się Maddie.

- Znowu mi matkujesz.

- No tak, zapomniałam, że od tego masz profesora Snape'a.

- Maddie, skończ bo się ośmieszasz. - Tottie przewróciła oczami i nabrała w garść proszku Fiuu, następnie wypowiadając Hogwart: gabinet Albusa Dumbledore'a , zniknęła w szmaragdowo zielonych płomieniach.
Po chwili znalazła się w dobrze znanym pomieszczeniu. Wyszła z kominka, otrzepała się z popiołu i od razu jej wzrok padł na postać siedzącą przy biurku. Był to dyrektor Dumbledore.

- Witaj Albusie! - powiedziała z uśmiechem, podchodząc bliżej.

- Ah, witaj Tottie. Usiądź proszę. – odpowiedział stary czarodziej, wskazując jej krzesło naprzeciw siebie. - Opowiadaj jak Ci minęły wakacje.

- Dużo się działo. Szkoda, że już się skończyły. - powiedziała smętnie.

- Wszystko co dobre zazwyczaj szybko się kończy. Szybciej niż byśmy chcieli.

-Tak... Zwiedziłyśmy trochę Europy z Maddie. W ogóle, miałam ci napisać o pewnej nurtującej mnie sprawie, o której myślę od kilku dni.

- Słucham uważnie. - odpowiedział spokojnie dyrektor.

- Słyszałeś co się stało na mistrzostwach świata w Quidditch'a?

- Niestety tak. – odparł smętnie Dumbledore i splótł palce u rąk.

- Więc czy to oznacza, że... - zaczęła ale słowa uwięzły jej w gardle.

- Że Voldemort wrócił? - dokończył za nią dyrektor.

- No właśnie. To możliwe? Tak szybko? Przecież nie mógł...

- Voldemort jest potężnym czarnoksiężnikiem. Wiele może ale nie ma powodu do obaw. Sądzę, że to głupi wybryk. - powiedział łagodnie jakby mówił o pogodzie.

- Głupi wybryk! Czy ty siebie słyszysz?! - wzburzyła się na jego słowa i walnęła pięścią w blat biurka.- Mroczny znak pojawia się na meczu Quidditch'a i mówisz, że to nic takiego!?

- Tottie, spokojnie, nie krzycz. Nie powiedziałem, że to nic takiego, tylko, że nie ma powodu do obaw.

- A to nie to samo?

- Nie. Tottie, posłuchaj, ministerstwo jest w trakcie dochodzenia w tej sprawie. Nic nie wskazuje na to, że Voldemort wrócił. A to co się stało, nie musi tego oznaczać.

- Nie wierzysz w to... oboje wiemy, co oznacza Mroczny Znak. - powiedziała już spokojniej. - miałam sny.

- Jakie sny? - zainteresował się Dumbledore i spojrzał z uwagą na dziewczynę, która z zainteresowaniem oglądała swoje buty, nie chcąc patrzeć na dyrektora.

- Miałam Ci powiedzieć wcześniej ale sądziłam, że to nic takiego. Co noc, od wielu tygodni śni mi się to samo. Voldemort i to co się stało... widzę też rzeczy, których nie powinnam widzieć. - tu się zawahała. Nie mogła powiedzieć, że widziała tam Snape'a.

- I? - zapytał Dumbledore.

- I moją matkę. - powiedziała szybko, bo tak naprawdę ją także widziała w tych snach.

- Snów nie można ignorować, ale też nie można ich brać całkiem dosłownie. Dobrze, że mi o tym mówisz. Gdyby coś się zmieniło w tych snach, proszę natychmiast powiedz mi o tym.

- Jak sobie życzysz. Albusie nie lekceważ Czarnego Pana. Oboje wiem jak to może się zakończyć. - powiedziała kierując się w stronę drzwi.

- Jesteś tu bezpieczna, moja droga. Wszystko będzie dobrze. - uśmiechnął się dyrektor i Tottie wyszła z gabinetu.

Do kolacji zostało kilka godzin. Dlatego od razu po spotkaniu z dyrektorem, dziewczyna szybko udała się do swojego pokoju, aby rozpakować swoje rzeczy. Zdjęła swoje mugolskie ubrania i przebrała się w hogwarcką szatę. Była to długa granatowa suknia z drobnymi wyszywaniami tu i ówdzie. Potem nadęła policzki i jej włosy zrobiły się krótkie i niebieskie. Uwielbiała swoje zdolności metamorfomagiczne, bo nie musiała chodzić do fryzjera żeby zmieniać fryzury.

- Tak lepiej. - powiedziała do swojego odbicia w lustrze i wyszła z pokoju. Zeszła po schodach na parter do Wielkiej Sali, gdzie było bardzo tłoczno. Skrzaty spieszyły się, aby przygotować stoły i całą kolację na przybycie uczniów. Na parterze aż wrzało od pracy.

- Witaj, czy mogę wam w czymś pomóc? - zapytała przyjaźnie skrzata, który przechodził obok niej. Spojrzał na nią swoimi wielkimi oczami i przerażony powiedział:

- Panienka, chce... pomóc?

- Dokładnie tak. Zawsze to robię. - uśmiechnęła się. - A my to się nie znamy, nie widziałam Cię tu wcześniej.

- Ah tak, panienka wybaczy, jestem Zgredek. Dyrektor Dumbledore był tak miły, że pozwolił Zgredkowi pracować w Hogwarcie, po tym jak Zgredek dostał skarpetę. I nawet płaci Zgredkowi. - mówił skrzat trochę spokojniejszy. Dziewczyna zauważyła, że nawet się do niej uśmiechnął.

- Bardzo mi miło Cię powitać. Ja jestem Tottie. To w czym mogę pomóc? – powiedziała potrząsając jego małą łapkę.

- Zaproszę panienkę do stołu, gdzie trzeba rozstawić sztućce.

Już po chwili polerowała zastawę i kilkoma machnięciami różdżki, ustawiała ją na stole. Gobeliny były pięknie wyczyszczone, podłoga aż lśniła i wszystko było bardzo porządnie przygotowane. Pomieszczenie oświetlał przyjemny blask latających świec. Jedynie zaczarowane sklepienie grzmiało i było pochmurne.
Na tacach, na stołach przygotowano owoce, one też musiały lśnić.
W pewnej chwili, gdzieś kątem oka, Tottie zauważyła czarną postać przemykającą przez korytarz. Nie myśląc wiele, wzięła w rękę mocno dojrzałą brzoskwinię i wyszła na zewnątrz sprawdzić, czy jej przypuszczenia są słuszne.
Po korytarzu przemykał Snape, w swoich czarnych i nieśmiertelnych szatach. Za nim powiewał jego czarny płaszcz, przypominający skrzydła nietoperza. W jednej chwili na twarzy dziewczyny pojawił się radosny i szatański uśmiech. W tym samym momencie, Snape odwrócił się w jej stronę, a ona krzyknęła:

- Brzoskwinia na dwunastej! - i rzuciła z całej siły trzymanym w ręce owocem. Widziała zaskoczenie na twarzy Snap'ae, która w jednej sekundzie pokryta była sokiem i resztkami brzoskwini. Tottie zwijała się ze śmiechu.

- Pięćdziesiąt punktów od ... – ryknął, ale Tottie zanosząc się śmiechem odpowiedziała:

- No od kogo, profesorze?

- Szlaban White! - krzyknął, podchodząc do niej.

- Też pudło. – zaśmiewała się. W jednej sekundzie stał już przed nią, a jego twarz wciąż pokryta była brzoskwinią, a dodatkowo pojawił mu się na twarzy wspaniały rumieniec wściekłości.

- Szlaban, dzisiaj w moim gabinecie, - syknął. - mam dla Ciebie przygotowane mnóstwo pracy. - uśmiechnął się złośliwie.

- No trudno. Niczego nie żałuję. - powiedziała wyciągając różdżkę i jednym machnięciem oczyściła mu twarz.

- Ty skończona kretynko...!

- No no - powiedziała szybko żeby mu przerwać tyradę. - niech się Pan nie nadyma. Poza tym, do twarzy Panu z brzoskwinią. – zachichotała.

- White... – syknął.

- Już dobrze, przepraszam. Stęskniłam się za panem. - powiedziała dalej lekko rozbawiona.

- Naprawdę? - jego głos nagle stał się spokojny i łagodny. Przynajmniej na tyle na ile Snape potrafił być łagodny.

- Nie. Taki żart dla rozluźnienia atmosfery. - popatrzyła na niego już się nie śmiejąc. Czyżby sprawiła mu zawód? Czyżby on myślał, że...?

- Masz przyjść wieczorem. - powiedział chłodno i ruszył przed siebie, schodząc w ciemne ostępy lochów.

- Profesorze, - powiedziała zanim zniknął jej z oczu. - cieszę się, że Pana widzę. - uśmiechnęła się łagodnie, a Snape nic nie odpowiedział tylko poszedł dalej.

~~~~~

Tego samego wieczoru, gdy już wszyscy uczniowie przybyli do Hogwartu, zaczęła się uczta powitalna. Nowi uczniowie zostali przydzieleni do swoich domów i wreszcie wstał Dumbledore aby przywitać wszystkich.

- Moi mili! - rzekł, uśmiechając się promiennie. - skoro wszyscy już się najedli i napili, muszę jeszcze raz poprosić was o uwagę. Pragnę wam przekazać parę informacji: Pan Filch, nasz woźny, prosił mnie, abym wam powiedział, że lista przedmiotów zakazanych w obrębie szkoły została w tym roku poszerzona o wrzeszczące jo-jo, zębate frysbi i niechybiające bumerangi. Pełna lista zawiera chyba czterysta trzydzieści siedem przedmiotów i jest do wglądu w biurze Pana Filcha. - kąciki ust lekko mu zadrgały. - Jak zawsze, pragnę wam przypomnieć, że żaden uczeń nie ma prawa wstępu do Zakazanego Lasu, a uczniowie pierwszej i drugiej klasy nie mogą odwiedzać Hogsmeade. Z najwyższą przykrością muszę was też poinformować, że w tym roku nie będzie międzydomowych rozgrywek o Puchar Quidditch'a.*

Po sali rozszedł się szum. Wszyscy byli tym oburzeni i szeptali do siebie, lecz nagle dyrektor znowu przemówił uciszając tłum:

- A nie będzie ich z powodu pewnego ważnego wydarzenia, które będzie trwało od października przez cały rok szkolny, pochłaniając większość czasu i energii nauczycieli. Jestem jednak pewny, że nie będziecie żałować. Mam wielką przyjemność oznajmić wam, że w tym roku w Hogwarcie... *

Ale w tym momencie gruchnął grzmot, a drzwi Wielkiej Sali rozwarły się z hukiem. W drzwiach stał jakiś mężczyzna spowity w czarny płaszcz podróżny, wspierając się na długiej lasce. Wszystkie głowy zwróciły się w stronę przybysza, nagle oświetlonego blaskiem błyskawicy.*
Mężczyzna pokuśtykał wprost do stołu nauczycielskiego i gdy kolejna błyskawica przecięła sklepienie, Tottie zauważyła każdy rys twarzy przybysza. A była to twarz niepodobna do niczego. Wyglądała, jakby została wyrzeźbiona ze zbielałego od wiatru i deszczu drewna, i to przez kogoś, kto nie bardzo wiedział jak powinna wyglądać twarz ludzka. Twarz ta posiekana była licznymi bliznami, a sporej części nosa po prostu brakowało. Ale to co najbardziej przerażało były oczy przybysza. Jedno z nich małe, czarne i paciorkowate. Drugie wielkie, okrągłe jak moneta i jasnoniebieskie. To oko poruszało się nieustannie, na górę, w dół, na boki. Bez mrugnięcia.*
Nagle przybysz wzniósł swoją różdżkę ku zaczarowanemu sklepieniu i uciszył błyskawicę. Tottie zadrżała. Ten człowiek był jakiś podejrzany i nie wzbudzał dobrych odczuć w dziewczynie.

- To ten Moody, tak? - zapytała stojącego obok siebie Snape'a. Ten popatrzył na nią i z chłodnym wyrazem twarzy rzekł:

- Tak.

- Podobno połowa więźniów w Azkabanie to jego robota... - ciągnęła dalej. - wyłapał prawie wszystkich Śmierciożerców.

- Nie musisz mi przybliżać tej historii, lepiej ją znam od ciebie. – mruknął.

W tym momencie, przybyły mężczyzna podszedł bliżej stołu nauczycielskiego i stanął kilka kroków od nich. Tottie przestraszyła się tego człowieka, ale nie wiedziała czemu. Odruchowo złapała za ramię Snape'a i lekko schowała się za niego, wciąż dokładnie obserwując przybysza.

- Oszalałaś do końca? - dobiegł ją szyderczy głos nietoperza.

- Mógłby Pan chociaż raz wykazać się zrozumieniem. – fuknęła zza jego ramienia.

- Może Cię schować pod pelerynę? – sarknął.

- Mógłby Pan? - zapytała żywo chichocząc.

- Jak z dzieckiem... - westchnął dramatycznie Snape. Jednak na chwilę zatrzymał wzrok na dziewczynie. Faktycznie, wyglądała jakby się czymś przeraziła. Pierwszy raz widział, że jakiś nauczyciel ją przestraszył. Już chciał coś powiedzieć kąśliwego w jej stronę ale nagle, poczuł ciepło gdzieś w okolicach klatki piersiowej. Przypomniał sobie co tam jest. To wisiorek w kształcie kwiatu lilii. Tylko dlaczego był ciepły? Dlaczego dawał o sobie znać? Przecież Snape doskonale widział obok siebie White i był w stu procentach pewien, że nic jej nie grozi. Na chwilę zatopił się w swoich myślach, nie słysząc wielkiego poruszenia, jakie powstało na sali, z powodu informacji o Turnieju Trójmagicznym.
Wisiorek działał... udało mu się wypowiedzieć zaklęcie, którym wielu sprawiało trudności, i to zaklęcie zadziałało...

- Profesorze? - usłyszał głos dziewczyny.

- Jak się do Ciebie nie odzywam to widocznie nie chcę, - syknął - odczep się od mojego ramienia i siadaj do stołu, a Snape usiadł tuż obok niej.

Tottie zachichotała widząc jego zniesmaczenie i zajęła swoje miejsce. Zaczął się kolejny, ciekawy rok szkolny, w towarzystwie najbardziej ponurego, wrednego i złośliwego człowieka, jakiego kiedykolwiek nosiła ziemia. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro