Spinner's End.
Gdy nastał wieczór, Tottie pożegnała się z siostrą i wsiadła w pociąg powrotny do Hogwartu. Nie mogła zwlekać, gdyż obiecała Albusowi szybko wrócić, aby nie narażać się na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Gdy weszła na stację Kings Cross, na peronie było mnóstwo osób wracających z pracy i spieszących do domu. Tutaj wszystko było normalne, nikt z nich nie podejrzewał, że tuż obok nich toczy się wojna, która pochłania coraz więcej ofiar. Tottie szła przez cały peron, aby dotrzeć do miejsca, gdzie kończył się dziewiąty, a zaczynał dziesiąty. Tam była ściana, w którą należało wejść, aby znaleźć się na peronie dziewięć i trzy czwarte, na którym czekał już prawdopodobnie pociąg Ekspress-Hogwart.
Obserwując dookoła ludzi, którzy biegali, gubili torby i spieszyli się, Tottie myślała o tych wszystkich, którzy w niewyjaśnionych okolicznościach, przynajmniej jak dla nich, stracili kogoś bliskiego. Było jej żal, że większość z tych ludzi, nigdy nie dowie się, co tak naprawdę się stało. Nagle jej myśli, powędrowały w stronę Harrego, który niedawno stracił swojego ojca chrzestnego, Syriusza. Tottie polubiła właściciela kamienicy przy Grimmauld Place dwanaście. Przez ten czas, który tam mieszkała doskonale się dogadywali. Nie mogła uwierzyć, że Syriusz tak po prostu, w jednej minucie odszedł.
Gdy pociąg wyjechał z Londynu, było już ciemno i pierwsze gwiazdy pojawiły się na niebie. Tottie siedziała sama w przedziale. Generalnie cały pociąg był prawie pusty, tylko kilku nauczycieli i mieszkańców Hogsmead siedziało w kilku przedziałach. W wakacje pociąg nie kursował, jednak dzisiejszego dnia, konduktor zrobił wyjątek na prośbę samego Dumbledore'a.
Za oknem krajobraz był cały czas taki sam, dlatego z nudów, postanowiła dokończyć książkę, którą nie tak dawno czytał jej Snape. Na samo to wspomnienie, mimowolnie się uśmiechnęła i pozwoliła myślom, dalej wędrować w głąb siebie. Wspominała pierwszy swój dzień po powrocie, gdy zaaferowana biegła przez korytarz i przez nieuwagę na niego wpadła. Gdyby wtedy ktoś jej powiedział, że to wszystko potoczy się w taki sposób, wyśmiałaby tego człowieka. Snape był zawsze dla niej nauczycielem, kimś kto ze względu na swoją pozycję w szkole, był nieosiągalny, nie licząc lekcji eliksirów. Patrząc z perspektywy czasu, było to wszystko dość niewiarygodne. Lubiła go, to prawda, jednak ich kontakt ograniczony był tylko do lekcji w lochach. Bardziej by się spodziewała, że jej opiekunem i przyjacielem zostanie profesor Mcgonagall, która robiła jej za matkę, gdy Tottie dostała się pod opiekę Albusa. Snape był nie lada zaskoczeniem i wyzwaniem. Bardziej skomplikowanego człowieka, ze świecą trzeba by było szukać. Nigdy nie wyrażał i nie pokazywał żadnych emocji, a jego twarz, a raczej jej wyraz, cały czas była zimnym kamieniem. Tak samo jak głos. Zawsze złośliwy, o temperaturze zera absolutnego, powodował zanik chęci do czegokolwiek, włącznie z życiem.
A jednak. Pewna rzecz, nie dawała Tottie spokoju. Gdy kilka tygodni temu, tamtego dnia gdy się obudziła, przedtem w głębi siebie i swoich myśli, usłyszała jego głos. Był pełen bólu i rozpaczy. Tottie czuła, że musi go posłuchać i wrócić, tak jak ją o to prosił Wróć do mnie...
Z początku myślała, że to był zwykły sen. Sen człowieka powracającego do normalnego życia, ale gdy Poppy opowiedziała jej, co robił Snape i jak o nią walczył, zrozumiała, że wtedy to jego słyszała...
Było już sporo po północy, gdy pociąg zatrzymał się na stacji Hogsmead i wszyscy wyszli na opustoszały peron. Tottie wzięła swoją torbę i poszła przed siebie, wprost do zejścia na drogę prowadzącą do zamku.
Przy drodze, gdzie świeciły się latarnie, jedyne źródło światła w ciemnej nocy, Tottie zauważyła postać stojącą obok ławek. Zbliżyła się więc i gdy była na wyciągnięcie ręki, powiedziała z uśmiechem:
- Zabrakło świeżej krwi w zamku, że musi Pan szukać ofiar na mieście?
- Twoje poczucie humoru, dalej jest na żenującym poziomie. - odparł złośliwie Snape.
- Uważa Pan tak tylko dlatego, że jestem lepsza. - uśmiechnęła się złośliwie.
- Chyba w innej rzeczywistości jesteś lepsza. Jak podróż?
- Może być. Można wiedzieć, co Pan tu robi o tak późnej porze?
- Zwiedzam. - odparł złośliwie.
- Jasne... A tak poważnie? - odparła z pobłażliwym spojrzeniem.
- Jestem poważny - zaperzył się - Dyrektor kazał mi po Ciebie wyjść. Wolałbym spać o tej porze .
- Ale poświęcenie, profesorze. Jestem z Pana dumna. – sarknęła, składając w jego stronę ukłon.
- Nie miel ozorem, tylko ruszaj się. - powiedział zniecierpliwiony i poszedł przodem. Tottie poszła zaraz za nim i gdy go dogoniła, co nie było takie proste, zważając na fakt, że Snape poruszał się z prędkością niedorzeczną, kontynuowała rozmowę.
- Będziemy szli piechotą? – zapytała.
- Tak. - odpowiedział zdawkowo.
- To dobrze.
Dalej oboje szli w milczeniu, aż znaleźli się tuż przed bramą Hogwartu. Snape zatrzymał się nagle, więc Tottie również to uczyniła. Stała obok niego i czekała co powie lub co zrobi. Snape natomiast stał i patrzył tępo przed siebie, tak jakby się mocno nad czymś zastanawiał. W końcu po kilku minutach, rzekł:
- Mam prośbę.
- Słucham - odpowiedziała pewnie, z lekką obawą, bo Snape nigdy nie prosił, on wymagał.
- Czy zechcesz mi towarzyszyć jutro w podróży? - zapytał chłodno ale nadzwyczaj uprzejmie.
- W-w podróży? - zapytała zaskoczona, jednak po chwili dodała - Tak, z przyjemnością.
- W takim razie, bądź gotowa z samego rana. Zaraz po śniadaniu ruszamy. - powiedział otwierając bramę. Przepuścił Tottie przodem, która w wielkim szoku przestąpiła próg i dalej szli przez błonie w milczeniu. Żadne nie miało już nic więcej do powiedzenia.
Gdy znaleźli się w zamku, w Sali Wejściowej, Tottie zdjęła swój płaszcz i stała przez chwilę naprzeciwko Snape'a. W końcu zebrała się na odwagę i powiedziała cicho:
- Ja... przepraszam za to rano. Jeśli było to według Pana nietaktem, to bardzo przepraszam...
- Nie było. - powiedział chłodno. - Jak się na to mówi? - zapytał trochę przekornie, widząc że dziewczyna zaczyna się rumienić. Tottie szybko podłapała zagrywkę i odparła ze złośliwym uśmieszkiem:
- Uczucie. - Snape chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi, bo jego oczy momentalnie poszerzyły się do rozmiaru galeona. Ale Snape nie był głupi, szybko na powrót przybrał obojętny wyraz twarzy i zbliżywszy się do dziewczyny, szepnął jadowicie słodkim tonem:
- Okropne, ale możesz robić tak częściej. - i obróciwszy się z łopotem swojej czarnej szaty, zszedł na dół do lochów, zostawiając czerwoną na twarzy i oniemiałą Tottie, która nie wiedziała co się tak właściwie stało .
~~~~~
Nazajutrz rano, gdy tylko pierwsze promienie słoneczne, wpadły do pokoju Tottie przez uchylone zasłony, dziewczyna podniosła się z łóżka i przygotowała do podróży. Nie wiedziała dokąd jadą, więc zdała sobie sprawę, że w zasadzie nie jest pewna co ma zapakować. Ostatecznie zabrała najpotrzebniejsze rzeczy, takie jak podręcznik pierwszej mugolskiej i magicznej pomocy, proszek ciemności, który przysłali jej Fred i Georg z ich sklepu, oraz kilka różnych fiolek z eliksirami i zeszła na śniadanie.
W Wielkiej Sali, przy stole nauczycielskim, siedział tylko Snape. Tottie z uśmiechem ruszyła prosto do niego i już po chwili siedziała obok, nakładając sobie tosty.
- Wyspał się Pan? – zagadnęła.
- Nie. - odparł złośliwie. - Nie zadawaj głupich pytań tylko jedz. - powiedział, gdy dziewczyna chciała coś jeszcze dodać.
- Nie wiedziałam co mam zabrać ze sobą, co może się przydać, dlatego wzięłam kilka fiolek z eliksirami i kilka podręczników, chociaż jak mniemam, Pan jest chodzącą encyklopedią. - sarknęła ale w mig tego pożałowała, bo teraz Snape mierzył ją morderczy wzrokiem, po czym powiedział:
- Zbieraj się - wstał i skierował się ku wyjściu z Wielkiej Sali. Tottie dokończyła tosta i wybiegła zaraz za nim. Przywołała swoją torbę i stanęła w drzwiach, gdzie już czekał na nią Nietoperz. Zamknąwszy za sobą wrota zamku, przeszli błoniami aż do bramy. Gdy znaleźli się poza obrębem Hogwartu, Tottie znowu się odezwała:
- Gdzie się przenosimy?
Snape popatrzył na nią i rzekł enigmatycznie:
- Do mojego domu. - złapał ją za ramię i nagle Tottie poczuła dziwne szarpnięcie w okolicach pępka i zauważyła, że oboje się przeteleportowali.
Po kilku chwilach, znaleźli się na jakiejś ponurej ulicy. Z nieba lał deszcz, a po asfalcie, wąską strugą płynęła woda opadowa. Stali przed jakąś starą i obskurną kamienicą. Snape postąpił kilka kroków i wszedł na schody prowadzące do jednego z mieszkań.
- Gdzie my jesteśmy? Nie znam tej okolicy. - powiedziała Tottie podchodząc do niego bliżej.
- To Spinner's End - odpowiedział ponuro. - tutaj się wychowałem.
Tottie poszła za nim i nagle, przed nimi wyrósł jakiś krępy człowieczek o szczurzej twarzy, który wyszedł z mieszkania przy którym stali.
- Glizdogonie, poznaj moją towarzyszkę, pannę White. - powiedział Snape do tego człowieczka i spojrzał na Tottie. Dziewczyna lekko zakłopotana i niepewna odpowiedziała:
- Dzień dobry, Charlotta White. - podała mężczyźnie dłoń, którą potrząsnął. Glizdogon przepuścił ich w drzwiach i we troje weszli do środka. Było tam przyjemnie ciepło ale dość ponuro. Znajdowali się w wąskim korytarzu, na ścianach którego wisiały odrapane tapety, a na podłodze leżał stary dywan. Mieszkanie wyglądało bardzo biednie i było zaniedbane.
Potem weszli wprost do małego saloniku, który przywodził na myśl ciemny, obity gąbką pokój w szpitalu psychiatrycznym. Ściany całkowicie pokrywały książki, z których większość oprawiona była w starą, czarną lub brązową skórę; wyświechtana kanapa, stary fotel i kulawy stolik stały ściśnięte razem w kręgu mdłego światła świec, tkwiących w wiszącym z sufitu żyrandolu. Pokój sprawiał wrażenie zaniedbanego, jakby w nim nikt od dawna nie mieszkał.*
- Przynieś mi i pannie White coś do picia. - rzekł Snape do Glizdogona. Mężczyzna z lekką niechęcią wyszedł z salonu i poszedł prawdopodobnie do kuchni. Tottie zauważyła, że Snape traktuje go jak służącego.
- Obiecaj, że cokolwiek tutaj usłyszysz, zostanie to między nami. - po chwili zwrócił się do stojącej na środku pomieszczenia, Tottie.
- Obiecuję. Mogę wiedzieć, co tutaj robimy? - zapytała siadając na jednym ze starych foteli.
- Czekamy na Narcyzę Malfoy. - odpowiedział chłodno. Tottie znała to nazwisko. Tak samo nazywał się Dracon, który był Ślizgonem, i uczniem Snape'a. Dziewczyna domyśliła się, że to prawdopodobnie matka chłopaka, miała tu zawitać. Jednak nie przychodziło jej nic do głowy, co miałaby chcieć od Mistrza Eliksirów.
- A teraz, zmień swój wygląd. Być może przyjdzie razem z siostrą, nie chcę ryzykować, że Cię rozpoznają. - powiedział Snape siadając w fotelu i przeglądając gazetę. Tottie tylko kiwnęła głową, nadęła policzki i zmieniła się w mugolkę, która pracowała w kawiarni, gdzie wczoraj była. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi i Glizdogon poszedł je otworzyć. Tottie ani drgnęła i obserwowała Snape'a, który wydawał się być całkowicie spokojny. Nagle, przez drzwi do salonu weszły dwie kobiety. Jedna, dystyngowana, wysoka i szczupła czarownica o długich blond włosach, błękitnych oczach i delikatnych dłoniach. Była bardzo blada. Druga zaś była jej przeciwieństwem i Tottie doskonale ją znała. Była to najzatwardzialsza zwolenniczka jej ojca i ślepo w niego zapatrzona. Tottie nazywała ją "kochaną Bellatrix". Była to czarownica o lśniących, grubych, czarnych włosach i nieprzeniknionych, błyszczących oczach w tym samym kolorze, które przysłaniały ciężkie powieki i wachlarz długich rzęs. Miała wąskie usta, dosyć silną szczękę i mocno odznaczające się kości policzkowe.
- Severusie. - odezwała się Narcyza i Snape zamknął gazetę, po czym wstał. Zauważył, że Glizdogon z ciekawością im się przygląda, dlatego zwrócił się do niego podłym tonem:
- Wyjdź! - i różdżką zamknął mu drzwi przed nosem. Narcyza zajęła miejsca, a jej siostra zaczęła nerwowo chodzić po salonie oglądając wszystko dookoła, a w szczególności Tottie. W końcu powiedziała złośliwe do Snape'a:
- Ożeniłeś się w końcu? Coś niewyględna ta twoja żonka.
- Jak zwykle jesteś bardzo taktowna Bello. Nie, to nie jest moja żona. A jak się miewa twój głupiec mąż? - odparł najspokojniej na świecie. Bellatrix zmarszczyła brwi i nic więcej nie powiedziała.
- Co Cię do mnie sprowadza? - zwrócił się do Pani Malfoy.
- Wolałabym żebyśmy byli sami. - odparła patrząc na Tottie. Snape natomiast ze stoickim wręcz spokojem, odpowiedział, w ogóle nie zwracając uwagi na stojącą obok dziewczynę, która z ciekawością i niepewnością obserwowała całą sytuację.
- Robactwa w postaci Glizdogona nie liczę, więc jesteśmy sami. - i wycelował różdżką w pełną książek ścianę poza sobą, w której z hukiem otworzyły się drzwi, ukazując wąskie schody. Stał na nich nieruchomo mały człowieczek.*
- Jak już się wyraźnie zorientowałeś, Glizdogonie, mamy gości - rzekł przeciągając sylaby. Człowieczek zwlókł się ze schodów i stanął w pokoju po czym zaskrzeczał.*
- Narcyza! I Bellatrix! Jak cudownie.
- Glizdogon przyniesie nam coś do picia, jeśli tylko macie ochotę - rzekł Snape - A potem wróci do swojej sypialni.*
Człowieczek skrzywił się, jakby Snape w niego czymś cisnął:
- Nie jestem twoim sługą. – zapiszczał.
- Czyżby? A wydawało mi się, że Czarny Pan umieścił Cię tutaj, żebyś mi pomagał.
- Pomagał ale nie przynosił Ci drinków i sprzątał!
- Nie wiedziałem, że tęsknisz za bardziej niebezpiecznymi zajęciami - powiedział Snape łagodnym ale jadowitym tonem - To się da załatwić, pomówię o tym z Czarnym Panem.*
Ostatecznie człowieczek przyniósł im wino i odszedł mrucząc coś pod nosem. Tottie była w takim szoku, że nie słyszała co się działo obok niej. Widziała tylko Bellatrix i jej okrutne spojrzenie, które tyle razy miała nieprzyjemność oglądać w dzieciństwie. Nie wiedziała ile tam siedziała i ile minęło czasu, nagle jednak, z letargu wybudził ją głos Belli i niepokojące stwierdzenie:
- Czy Ty nie masz uszu, Narcyzo? Och, on SPRÓBUJE , na pewno! To tylko puste słowa, uniknie działania, jak zwykle... Niech złoży Wieczystą Przysięgę - syknęła Bellatrix. Snape nawet na nią nie spojrzał. Utkwił wzrok w błękitnych oczach Narcyzy, która wciąż ściskała jego dłoń.* Po czym rzekł do Belli:
- Gdzie masz różdżkę? - następnie złapał prawą ręką, prawą rękę Narcyzy. Bellatrix wyciągnęła różdżkę i dotknęła jej końcem, ich rąk.
- Czy Ty, Severusie Snape, przysięgasz strzec mojego syna, Dracona Malfoya, kiedy będzie próbował spełnić wolę Czarnego Pana?* - zapytała Narcyza.
- Przysięgam. - powiedział Snape, spokojnym głosem. Z różdżki wydobył się cienki języczek jasnego płomienia.
- I czy przysięgasz, że będziesz go chronił od wszelkiego nieszczęścia, ze wszystkich swoich sił i wykorzystując wszystkie swoje uzdolnienia?
- Przysięgam. - i drugi płomień oplótł ich dłonie.
- I jeśli okaże się to konieczne... czy przysięgasz, że dokończysz dzieła, które Draconowi zlecił Czarny Pan?*
Przez chwilę zapanowało milczenie. Bellatrix i Tottie wpatrywały się w Snape'a, który ani drgnął. Dziewczyna, chciała aby nie przysiągł tego ostatniego, żeby zerwał to, bo w momencie gdyby nie wykonał powierzonego Narcyzie słowa, czekałaby go śmierć. Po chwili Snape odpowiedział:
- Przysięgam. - i trzeci język płomienia, złączył ich dłonie.
Obie kobiety, zadowolone z przebiegu tego spotkania, opuściły wkrótce dom Snape'a. Tottie nie mogąc dłużej wytrzymać, musiała wyjść na zewnątrz. Padał silny deszcz ale wcale jej to nie przeszkadzało. Z każdą sekundą mokła coraz bardziej i bardziej. Potrzebowała tego jak nigdy dotąd. Nie mogła uwierzyć, że Snape stawia swoje życie, aby uratować jakiegoś chłopaka, bo jego mamusia, poplecznica Voldemorta, boi się o niego. Tottie była zła. Przecież ta cała Narcyza była świadoma, że służąc Czarnemu Panu, oddaje mu również swoją rodzinę. I co? I nagle zmienia zdanie, nagle boi się o synalka? A życie kogoś innego ją nie obchodziło? Ważne, żeby jej jedynak był bezpieczny. Nawet za cenę życia Snape'a. Chciało jej się wyć i krzyczeć ze złości ale żaden dźwięk nie wydobył się z jej gardła.
Gdy trochę ochłonęła, wróciła do środka. Weszła cała mokra do salonu, gdzie przy oknie stał Snape i wpatrywał się w dal. Podeszła do niego i nie zważając na nic, przytuliła się do jego pleców, obejmując go. Ku jej zdziwieniu, na swoich dłoniach poczuła ciepło jego dłoni. Nie odezwali się do siebie słowem, bo tego nie potrzebowali. Ten drobny gest mówił wszystko. Tottie wiedziała, że nie zmieni jego zdania, że i tak zrobi to co uważa za słuszne, a Snape wiedział, że ona to zrozumie. Po prostu to wiedział.
~~~~
Wieczorem, wyszli przed kamienicę i mieli z powrotem udać się do Hogwartu. Ten dzień był zbyt długi. Tottie czuła się wyczerpana psychicznie. Od wyjścia Narcyzy, nie odezwała się ani słowem do Snape'a. On też nie chciał z nią rozmawiać. Chciał dać jej czas na oswojenie się z tą myślą i niejako zaakceptowanie jej.
Przestał padać deszcz i na chwilę, zza chmur wyjrzało słońce. W ostatnich jego promieniach, stali zwróceni twarzą w jego stronę. Nagle to milczenie przerwał Snape:
- Minko – powiedział, i wnet przed nimi aportowała się mała skrzatka. Skłoniła się grzecznie i rzekła:
- Pan wzywał?
- Od teraz, Panna White jest twoją właścicielką. Masz słuchać wszystkiego co Ci rozkaże. - powiedział chłodno, nie patrząc na skrzatkę.
- Tak, paniczu. - zaskrzeczała Minka.
- Każ jej odejść - zwrócił się nagle do Tottie. Dziewczyna poprosiła skrzatkę aby wróciła do siebie i zwróciła się na powrót do Snape'a:
- Dlaczego?
- Ten dom, należał kiedyś do moich rodziców. Po ich śmierci, ja go odziedziczyłem i dzisiaj przekazuję Ci pełne prawo do niego. Mieszka tu na razie Glizdogon, jednak to się wkrótce zmieni. Żeby się dostać do środka, musisz znać hasło. Brzmi ono: Reszta jest milczeniem**
- Dlaczego pan to robi?! - krzyknęła i na raz poczuła okropny ból w środku. Palił ją jak żywy ogień i trawił płuca, i serce. Nie mogła oddychać. Powoli osunęła się na ziemię i łapiąc się w miejscu bólu, wydusiła:
- Niech Pan tego nie robi... Nie... żegna... się. - Snape widząc jej ból, ukląkł obok niej, złapał ją za ramiona i powoli, spokojnym głosem powiedział:
- Nie mam już żadnej rodziny, a nie chcę zostawiać mojego rodzinnego domu Śmierciożercom, więc zostawiam go tobie, rozumiesz? - Tottie pokiwała głową i próbowała złapać oddech. Snape mówił dalej.
- Posłuchaj. Złożyłem tę przysięgę, bo nie miałem wyjścia. White, to nie koniec świata, a na pewno nie twojego. Co by się nie stało, masz żyć dalej. Nie troszcz się o innych, bo oni nie troszczą się o Ciebie... - jego głos był spokojny. Wyzutu ze wszelkich emocji i Tottie zorientowała się, że tym sposobem próbuje odwrócić jej uwagę od bólu. Próbował jej pomóc. - White, świat dyktuje nam warunki, na które musimy się zgodzić i musimy tak grać. To życie, a ono nigdy nie jest łatwe i aby je oszukać musisz je naśladować.°
Tottie poczuła jak ból mija. Snape również to zauważył i pomógł jej wstać. Dziewczyna wpatrywała się w niego przestraszonym wzrokiem i nie mogła wydusić słowa.
- Wracajmy do Hogwartu. - powiedział w końcu Snape, złapał ją za ramię i teleportowali się z powrotem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro