Siostrzana rozmowa. /6
Kolejny rok szkolny dobiegł końca i znowu uczniowie pożegnali się z Hogwartem na czas wakacji. Ten letni czas miał być zupełnie inny, bo otwarcie trwała wojna z Voldemortem i Śmierciożercami. Po tym, jak w ministerstwie Harry znowu stoczył z nim walkę, nikt nie miał wątpliwości, że Czarny Pan powrócił.
Po wielu rozmowach Tottie i Dumbledore'a, dyrektor postanowił, że dziewczyna zostanie w zamku. Tutaj miała zagwarantowaną ochronę i nic jej nie groziło. Przynajmniej na razie.
W ostatnim tygodniu czerwca, Tottie otrzymała list od siostry. Maddie bardzo chciała się spotkać, bo przez cały ostatni rok żadne wieści o jej siostrze nie docierały do niej i okropnie się martwiła. Dlatego, postanowiły umówić się, zgodnie z radą Dumbledore'a, w jednej z kafejek na York Way, przy dworcu Kings Cross.
Tottie już od rana przygotowywała się do spotkania i tej rozmowy. Doskonale zdawała sobie sprawę, że być może będzie to ich ostatnia rozmowa. Dziewczyna wiedziała, że wojna, szczególnie dla niej, będzie katastrofalna w skutkach. Nawet, gdzieś podświadomie czuła, że nie przeżyje wojny, szczególnie dlatego, że jako córka Czarnego Pana, sprzeciwiła się mu i walczy po stronie jego wrogów. Voldemort na pewno zadba, aby umierała w najgorszych męczarniach. Nie zdziwiłaby się, gdy rękę do tego, przyłożyła kochana Bellatrix.
Lato tego roku zapowiadało się zimne i deszczowe. Odkąd Dementorzy opuścili mury Azkabanu, dookoła czuć było ich obecność, i być może, tak paskudna i ponura pogoda była spowodowana właśnie nimi.
Tottie zbierała ostatnie rzeczy do swojej torby i założywszy jesienną kurtkę, zeszła do Sali Wejściowej. Prawie nikogo tam nie było, nie licząc skrzatów i niektórych nauczycieli. Przed drzwiami wyjściowymi, czekał już na nią Hagrid.
- Sie masz Tottie! - powiedział - jadziem?
- Cześć Hagrid - odpowiedziała - Tak, jedziemy - westchnęła cicho. Podała olbrzymowi swoją torbę, którą włożył do dorożki, a sama próbowała wejść do środka. Nie był to zazwyczaj problem. Jednak po długim czasie, gdy dziewczyna leżała w łóżku i bądź co bądź, chorowała, nie miała sił, aby zrobić co bardziej wymagających rzeczy. Wspinanie się, nawet na tak małą wysokość, było dla Tottie jak zdobycie Everestu zimą. Złapała się poręczy i próbowała użyć całej swojej siły, aby wdrapać się na górę:
- Pomogie Ci Tottie. - zaproponował zatroskany Hagrid.
- Nie! Poradzę sobie. - odpowiedziała twardo i dalej mocowała się z dorożką.
- Już całkiem ci odbiło White? - gdzieś za jej plecami, rozległ się zimny i złośliwy głos Snape'a. Zawsze musiał się zjawić tam, gdzie akurat nie była wskazana jego obecność.
- No wchodzę do dorożki, jakby Pan nie zauważył - fuknęła dziewczyna, stając na ziemi i dysząc ciężko. Hagrid w tym czasie, odszedł na moment w stronę stojącej niedaleko Pani Sprout.
- Jak dla mnie to jest jakaś żałosna imitacja gimnastyki. – sarknął.
- Ciekawe co by Pan powiedział, gdybym to ja Pana zmusiła do leżenia w łóżku przez prawie miesiąc. Ciekawe czy miałby Pan siłę. – warknęła.
- Ja cię nie zmusiłem – mruknął. - pomóc ci?
- Dziękuję, daje sobie radę. - powiedziała i postawiła nogę na podpórce i prawie wsiadła. Zawahała się moment, po czym znowu stanęła na ziemi i podeszła do Snape'a:
- Co mam jej powiedzieć? - zapytała patrząc na niego.
- To co chcesz. - odpowiedział chłodno.
- Wolałabym żeby o mnie zapomniała, niż by miała przeze mnie płakać. - powiedziała smutno dziewczyna.
- Myślę, że twoja siostra doskonale to zrozumie. Nie masz się czego obawiać.
- Być może... - odpowiedziała cicho – ale mimo wszystko mam wyrzuty sumienia. Nie chcę się z nią żegnać...
- Więc tego nie rób. – odparł patrząc jej w oczy. – Nie żegnaj się. To jeszcze nie czas.
Tottie uśmiechnęła się nieznacznie, na chwilę opuszczając głowę, po czym znowu kontynuowała:
- Poppy mi powiedziała... - zaczęła enigmatycznie jakąś dłuższą wypowiedź.
- Co ci powiedziała? - zapytał chłodno Snape, któremu nie w smak było okazywanie słabości i uczuć. Jeśli ta stara Pomfrey powiedziała coś, co mogłoby zepsuć jego reputację, to sam dopilnuje, aby już nigdy jej w niczym nie pomóc i nie robić eliksirów.
- Powiedziała jak Pan się o mnie bał, gdy byłam nieprzytomna... - powiedziała cicho.
- Brednie. Robiłem to, co do mnie należało. Znowu musiałem ci uratować skórę. – sarknął. – Kiedyś zginiesz beze mnie.
- Zapewne, profesorze - uśmiechnęła się i spojrzała na niego swoimi szmaragdowymi oczyma. Wiedziała, że tym razem kłamał. Nie chciała jednak wyprowadzać go z błędu. Postanowiła jedynie postawić kropkę nad „i", i troszeczkę go rozdrażnić. Uśmiechnęła się szerzej, podeszła do niego bliżej i stanęła na palce.
- Powinnaś już jechać - mruknął widząc jak się szczerzy.
- Jak zwykle ma Pan rację. – powiedziała, i kładąc mu dłonie na ramionach, pocałowała go w policzek, tuż przy kąciku jego ust. Potem szybko się odwróciła, jak dziecko które coś przeskrobało i jednym zwinnym ruchem, weszła do dorożki. Powóz ruszył, a obok niego szedł Hagrid, który miał odstawić dziewczynę na stację Hogsmead. Tottie zerknęła za siebie i zauważyła osłupiałego Snape'a, który z szokiem wymalowanym na twarzy patrzył za nią. Zaśmiała się pod nosem i odwróciła.
~~~~
Na stację Kings Cross, pociąg wjechał tuż po piętnastej. Deszcz lał jak z cebra i nie zamierzał przestać. Tottie wysiadła z pociągu, zabrała swoją torbę i poszła wprost do kafejki, gdzie pewnie czekała już Maddie. Na szczęście umówiły się blisko dworca, więc nie minęło pięć minut, a Tottie znalazła się na miejscu. Kawiarnia była urządzona w iście angielskim stylu. Czerwień, błękit i granat ścian, idealnie współgrały z białymi, ażurowymi krzesłami i stolikami. Na ścianach zawieszone były zdjęcia najważniejszych i najbardziej rozpoznawalnych miejsc w Anglii. Na jednym ze zdjęć, Tottie zauważyła pałac Buckingham, a na jego tle rodzinę królewską.
Przeszła dalej, wąską alejką utworzoną przez stoliki i znalazła się w oddzielnej, kameralnej sali. Było tam prawie pusto. Tylko przy jednym stoliku siedziała młoda kobieta. Mogła mieć nie więcej niż trzydzieści lat. Jej krótkie brązowe włosy, obcięte były na jakże modną fryzurę na boba.
Tottie od razu rozpoznała w niej Maddie, chociaż siedziała tyłem. Podeszła bliżej i gdy znalazła się w odpowiedniej odległości, powiedziała:
- Cześć Maddie. - kobieta od razu się odwróciła, wstała i z szerokim uśmiechem przywitała siostrę, tuląc ją w swoich ramionach.
- Tottie, moja kochana Tottie. – powiedziała. - Nikt mi nie chciał nic powiedzieć. Dumbledore przysłał mi tylko dwa listy, ale nic z nich nie wynikało. - mówiła oglądając siostrę - Ale Ty schudłaś. Nie karmią Cię tam? Co się działo?
- Usiądźmy. Zaraz Ci wszystko opowiem. – odparła cicho.
Obie zajęły miejsca, zamówiły herbaty i dopiero, gdy kelner im je przyniósł, Tottie opowiedziała siostrze co działo się przez cały ten czas. Opowiedziała jak to okazało się rok temu, że Ten-Którego-Imienia-Nie-Można-Wymawiać, zabił jednego z uczniów szkoły. I że to właśnie od tego momentu, okazało się, że Czarny Pan się odrodził ale Ministerstwo nie chciało w to uwierzyć. Tottie nie pominęła także historii z Umbridge i jak o mało co przez nią umarła.
Maddie wysłuchała uważnie całą opowieść, wzdrygając się na momentach, gdzie Tottie prawie wyzionęła ducha i po chwili powiedziała:
- I Dumbledore nie raczył mi napisać o stanie zdrowie mojej siostry?! Chyba się muszę do niego wybrać. – warknęła oburzona.
- Nie chciał Cię martwić. Musimy zachowywać ostrożność, dlatego ukrył Ciebie i babcię. - powiedziała Tottie.
- Rozumiem... jest w tym jakiś sens, nie powiem. Dobrze, że masz tego Snape'a, przynajmniej on o ciebie dba. Muszę mu jakoś podziękować, że opiekuje się moją kochaną siostrzyczką. - Maddie uśmiechnęła się przyjaźnie i objęła siostrę ramieniem. - Wydaje mi się, że nie tylko po to tu przyjechałaś, żeby mi poopowiadać, hm? - zapytała nagle, tak jakby czytała w myślach Tottie. Dziewczyna zastanowiła się chwilę, po czym spojrzała na siostrę:
- Maddie... trwa wojna z Voldemortem. Podobna do tej, w której straciłam mamę, rozumiesz?
- Nie wszystko, ale wiem, że to ważne dla ciebie. – uśmiechnęła się kobieta.
- Chcę, żebyś wiedziała, że będę bronić magicznego świata, bo to mój dom. Może zdarzyć się nawet tak, że... że... - zaczęła się jąkać, bo w gardle stanęła jej gula ze łzami.
- Tottie. – powiedziała nagle Maddie, ściskając siostrę za dłoń. - Posłuchaj, co ja Ci teraz powiem. Zawsze wiedziałam, że jesteś wyjątkowa. I nie chodzi mi o to, że jesteś - tutaj się zawahała, rozglądając się po sali, czy aby nikt ich nie słyszy - że jesteś czarownicą. Jesteś wyjątkowa dlatego, że zawsze na pierwszym miejscu, stawiasz ludzi których kochasz i chcesz dla nich jak najlepiej. Chronisz ich, często za cenę własnego bezpieczeństwa. Rozumiem, że zrobisz wszystko aby uchronić swój dom. Wiem, że jest tam wiele osób, które kochasz i chcesz je chronić... Jesteś niesamowita pod tym względem i twarda. Nic ani nikt nie jest w stanie cię zniszczyć, co pokazała ta cała Umbridge. - zaśmiała się - Nie żegnaj się. Nie ma takiej potrzeby, bo wiem, że się jeszcze zobaczymy, że to nie będzie koniec.
- Do tej pory to profesor Snape, mnie ratował z opresji. Ja sama bym dawno zginęła... - powiedziała cicho - Wojna nie żywi ludzi... tylko ich morzy, Maddie - dodała smutno.
- Być może, ale jak powiedziałaś, dopóki masz przy sobie tego całego Snape'a, swoją drogą śmieszne nazwisko - wtrąciła ze śmiechem Maddie - to nic ci nie grozi. Mam wrażenie, że to twój anioł stróż. Pojawił się w momencie, gdy twoja mama zginęła, to chyba coś znaczy, nie sądzisz?
Tottie nigdy do tej pory, nie myślała tak o tym. Faktycznie, jakby się zastanawiać i cofnąć kilkanaście lat wstecz to Snape, pojawił się w momencie, gdy straciła wszystko. W tamtą noc, trzydziestego pierwszego października, w kilka minut po tym, jak Voldemort zamordował jej matkę, spotkała swojego nauczyciela, chociaż wtedy o tym nie widziała. Kto by pomyślał, że życie potrafi być tak zaskakujące. Voldemortowi nawet przez myśl nie przeszło, że jego sługa, może pomagać jego córce i chronić ją przed nim. Życie bywa bardzo ironiczne.
- Jakby to usłyszał, to zaraz by się wściekł i zaprzeczał, że to brednie i on nie troszczy się o nikogo. - zaśmiała się Tottie, wyobrażając sobie Snape w tym momencie.
- Jak tak mi o nim opowiadasz, to mam wrażenie, że gość mam rozdwojenie jaźni - zachichotała Maddie - dwie osobowości. Macie tam jakiegoś specjalistę od chorób psychicznych?
- Żartujesz? Jakbyś mu tak powiedziała to by ciskał w Ciebie klątwami albo co gorsza, kazał szorować kociołki - zaśmiała się Tottie - a wierz mi, to nic przyjemnego.
- Widzę, że świetnie się dogadujecie, Pani Snape - Maddie zaśmiewała się do rozpuku.
- Przestań! Żebym ja zaraz coś nie powiedziała o twoim Mitch'u, Pani Stuart. - oburzyła się Tottie.
- No już dobrze. Nic nie powiem więcej - Maddie złapała siostrę za rękę - kocham Cię. Pamiętaj o tym. I nie ważne co się stanie, to się nigdy nie zmieni.
- Ja Ciebie też kocham, Maddie ale jeśli, któregoś dnia...
- To obiecaj, że na mnie tam poczekasz. I pewnego dnia wyjdziesz po mnie z uśmiechem na twarzy. - powiedziała łagodnie i przytuliła siostrę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro