Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rodzeństwo Carrow.

"Miłość, gdy drzewem
w sercu wyrośnie,
To tylko razem z sercem
wyrwać ją można "
(H. Sienkiewicz)

W ciemności czas leci inaczej. Nie znaczy wcale, że wolniej czy szybciej. Nie, płynie jakby oderwany od świata i zmierza do określonego przez siebie celu. W całkowitej ciemności można postradać zmysły i układać niestworzone historie. Ale co wtedy, gdy te historie wydarzyły się naprawdę? Gdy zmysły wcale nie chciały się postradać?
W takim położeniu znalazła się Tottie. Nie wiedziała ile dni minęło, ile minut i czy dalej jest zima. Od czasu do czasu przychodził do niej jeden ze Śmierciożerców i przynosił jedzenie, którego i tak nie jadła. Siedziała na zimnej posadzce i gapiła się w pustą przestrzeń przed siebie, chociaż nawet nie wiedziała czy ma otwarte oczy czy zamknięte, bo w ciemności wszystko wygląda tak samo. Nawet za bardzo o niczym nie myślała, bo niby o czym? Gdy była jeszcze na Spinner's End, czy w Norze, jedyną nadzieją była myśl, że Severus jest niewinny i gdy tylko się spotkają, wszystko jej wyjaśni... żyła tą nadzieją i przynajmniej widziała sens w swoim życiu. Teraz, nie było już nic co mogłoby choć na moment zaciekawić jej myśli. Została opuszczona przez najbliższych, którzy obiecali ją chronić i kochać. Albus zawsze jej powtarzał, że w Hogwarcie będzie bezpieczna, bo to jej dom i on nie pozwoli, aby stała się jej krzywda. Tyle godzin spędzali na rozmowach i dysputach, i zawsze czarodziej miał we wszystkim rację. Severus także nie raz zapewnił ją, że dotrzyma obietnicy i nie pozwoli, aby Czarny Pan ją znalazł... obiecał, że będzie bezpieczna...
Miała wrażenie, że może to jednak jakiś sen, lecz zimny wisiorek na jej piersi przypominał jej, o prawdziwości tego co się stało...

- Gdzie jesteś Severusie...? - cichy i ochrypły głos dziewczyny, owionął ciemną przestrzeń. Pytanie zawisło w powietrzu bez konkretnej odpowiedzi.

Po bliżej nieokreślonym czasie, ciężkie drzwi, zgrzytnęły i fala jasności oblała całe pomieszczenie, ukazując w wejściu, czarną sylwetkę jednego ze Śmierciożerców.

- Wstawaj. - rozkazał dość znajomy głos. Tottie nie umiała przypisać go do konkretnej twarzy, ale wiedziała, że skąd zna ten ton.
Posłusznie wstała z posadzki i zakrywszy dłonią oczy, podeszła do światła.

- Dyrektor kazał cię wypuścić - powiedział, a w tym czasie, dziewczyna stanęła tuż przy nim. Dopiero teraz była w stanie stwierdzić, kim jest ten człowiek. To był Barty. Barty Crouch, który parę lat temu, pod postacią profesora Moody'ego, chciał ją utopić podczas turnieju trójmagicznego.

- Barty? - zapytała nieśmiało na co mężczyzna trochę się zdziwił i bliżej przyjrzał dziewczynie. Zaskoczony, po chwili ciszy, powiedział do niej:

- Eligia? Myślałem, że nie żyjesz.

- Niestety nie udało ci się wtedy. – mruknęła.

- O czym Ty mówisz? - Barty zdziwił się jeszcze bardziej

- Turniej Trójmagiczny, jezioro, te sprawy. Mówi ci to coś? – sarknęła.

- Nawet dużo mówi. Słuchaj, dobrze wiesz, że gdyby to ode mnie zależało... - powiedział ale dziewczyna mu przerwała.

- Przestań! Zaprowadź mnie do niego i skończmy tę szopkę. – westchnęła.

- Snape'a nie ma. Mam rozkaz zaprowadzić cię do twojego pokoju. - odparł Crouch.

- Co? - teraz to Tottie była w szoku.

- To co słyszałaś. Rusz się! - i popchnął dziewczynę przed siebie, prowadząc ją na pierwsze piętro.

- Jaki mamy dzień? - zapytała nagle dziewczyna, próbując zorientować się ile przesiedziała w zamknięciu.

- Środę, czwartego marca. - powiedział ostro.
Więc wychodziło na to, że spędziła półtora miesiąca w lochach... A miała wrażenie jakby to były wieki.

- A gdzie się podział Snape? - zapytała, gdy dotarli do jej dawnego pokoju. Nic się tam nie zmieniło, meble były na swoim miejscu, nawet firanki w oknach były te same. Weszła do środka i stanęła przy biurku, oglądając je dokładnie.

- Nie twój interes - warknął Crouch - masz pozwolenie poruszania się po całym zamku, ale żeby z niego korzystać, jesteś od teraz uczniem tej szkoły, co skutkuje tym, że chodzisz na zajęcia. Za godzinę oczekuje cię Amycus na OPCM. - zakomunikował i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.
Tottie znowu została sama. Nie czekając dłużej, położyła się na miękkim łóżku i od razu ogarnęło ją znużenie. Wkrótce potem zasnęła z wyczerpania. Nie miała nawet pojęcia, kiedy ostatni raz spała...

~~~~~

Obudził ją ostry ból w płucach. Spocona i przerażona zerwała się z łóżka i otworzyła okno, w nadziei, że świeże powietrze zneutralizuje ból. Z minuty na minutę, oddech stawał się płytszy, a ból głębszy, jakby chciał ją wypalić od środka. Gdy już myślała, że nie złapie kolejnego oddechu i po prostu się udusi, ból ustąpił, tak nagle jak się pojawił.
W tym samym momencie, drzwi do jej pokoju otworzyły się z wielkim hukiem i stanął w nich Amycus Carrow, nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią.

- Po księżniczkę trzeba wysyłać specjalne zaproszenie? – warknął.

- Przepraszam, zasnęłam. - odparła spokojnie, próbując uspokoić oddech.

- Jazda na dół!

Tottie wyszła z pokoju czym prędzej, nie chcąc narażać się Amycusowi, i weszła na trzecie piętro wprost do sali OPCM. Nie była to już ta sama sala, co za czasów innych nauczycieli. Teraz spowijał ją wszechobecny mrok, a na ścianach wisiały dziwne i przerażające obrazy ludzi torturowanych. W ławkach siedzieli uczniowie, którzy nawet słowem nie chcieli się odezwać, tylko spoglądali w dół, na swoje buty. Pomieszczenie przypominało bardziej salę tortur niż lekcyjną.
Po chwili Amycus zaczął prowadzić wykład, w którym zachwycał się nad wszelkimi możliwymi klątwami, szczególnie nad Crucatiusem i Sectumseprą, którą notabene, wymyślił Snape. Gdy przyszło do ćwiczeń praktycznych, żaden z uczniów nie poderwał się, aby pokazać na drugim koledze, zastosowanie klątwy. Za niesubordynację, kara była straszna i oburzająca. Za każdym razem, gdy uczeń nie wypełnił zadania, Amycus traktował go Crucatiusem.
Tottie nie mogła na to patrzeć, dlatego siedząc w kącie, zamknęła oczy i zakryła rękoma uszy, aby nie słyszeć i nie widzieć tego. Nagle jednak, ktoś brutalnie pociągnął ją w górę.

- Odpowiadaj jak do Ciebie mówię! - ryknął jej w twarz Carrow.

- N-nie słyszałam. - powiedziała cicho, drżąc na całym ciele.

- Jak zatykasz uszy to nigdy nie będziesz słyszeć. Twoja kolej!

- Co? - zdziwiła się.

- To co słyszałaś. Teraz twoja kolej, a twoim przeciwnikiem będzie panna Jackson.

- Nie zrobię tego! - Tottie zebrała w sobie całą siłę i wyrwała się z bolesnego uścisku. Znowu jej w oczach zapłonęły dawne iskierki. Wyprostowała się dumnie i spojrzała mężczyźnie w oczy.

- Zrobisz tak, jak ci każę - syknął w jej stronę.

- Jesteś nikim, żeby mi rozkazywać.

- Zrób to, dobrze ci radzę.

- Nie boję się twoich gróźb. Pamiętaj, że słyszałam je całe dzieciństwo i nie robią na mnie wrażenia. - podeszła do niego bliżej, i w tym momencie machnęła nieznacznie dłonią, a Carrow uniósł się w powietrze i z całej siły uderzył w przeciwległą ścianę. - Nikt, nie będzie tak do mnie mówił!

Amycus zdezorientowany, podniósł się z podłogi i dysząc wściekle podszedł do dziewczyny, którą uczniowie zaczęli oklaskiwać.

- Cruc... – krzyknął, ale nie zdążył dokończyć, bo oto Tottie kolejny raz machnęła dłońmi i tym razem, mężczyzna poczuł dotkliwy ból, jak gdyby ktoś go rozrywał. Jego krzyk wypełnił całą salę. Następnie poderwał się w powietrze i spadł na jedną z ławek. Uczniowie wiwatowali na cześć dziewczyny, która postawiła się ich nauczycielowi i pokazała prawdziwą magię do obrony.

Nagle jednak, drzwi klasy się otworzyły i do środka weszła młoda kobieta, na której twarzy wymalowało się zdziwienie połączone z przerażeniem. Wyciągnęła różdżkę i celując w Tottie krzyknęła:

- Crucio - dziewczyna nie zdążyła się obronić i zaklęcie w nią trafiło. Poczuła ogromny ból, jak gdyby tysiące igieł rozgrzanych do czerwoności, wbijały jej się w ciało. Krzyknęła z bólu, upadając na podłogę. Usłyszała to przeklęte słowo jeszcze dwa razy, a z każdym kolejnym traciła zdolność racjonalnego myślenia, bo pragnęła tylko śmierci, aby ten ból się skończył. Widziała nad sobą przerażone twarze uczniów, i uśmiechnięte w złośliwym wyrazie, twarze rodzeństwa Carrow'ów. Jak przez mgłę usłyszała czyjś ostry i zimny niczym lód, głos:

- Dosyć! - oczy zaszły jej mgłą bólu, więc w pierwszej chwili nie wiedziała co się dzieje. W końcu, wyostrzyła wzrok na tyle, by ujrzeć nad sobą twarz Snape'a, która niebezpiecznie się zbliżała. Próbował ją podnieść, wyrzucając resztę z sali. Poczuła jego ręce pod swoimi kolanami i na plecach. W tej chwili nadeszło otrzeźwienie i w ostatnim momencie, zdołała się wyswobodzić z jego rąk i odepchnąć go od siebie na bezpieczną odległość.

- Zostaw mnie! - krzyknęła ocierając łzy.

- Pomogę ci. - powiedział spokojnie Snape, wpatrując się w nią, i próbując podejść, lecz z każdym jego krokiem do przodu, dziewczyna robiła dwa do tyłu.

- Nie chce twojej pomocy! Daj mi wrócić do pokoju. - na jej twarzy nie było już znać śladów po łzach, tylko czerwień złości. Mierząc go wzrokiem, minęła go i pobiegła w stronę drzwi, aby czym prędzej wyjść z tej sali. Pobiegła wprost przed siebie, nawet nie patrząc dokąd zmierza. Zatrzymała się dopiero pod biblioteką, w której zawsze czuła się bezpiecznie. Stojąc chwilę pod drzwiami i ciężko oddychając, chwyciła za klamkę i drzwi bez większych oporów, otworzyły się przed nią ukazując wnętrze księgozbioru.
Jak zwykle za biurkiem siedziała pani Pince i pilnowała porządku, aby nikt, ale to nikt, nie odezwał się choćby półsłowem. Przechodząc obok bibliotekarki, Tottie ukłoniła się grzecznie i poszła dalej. Usiadła przy stole, w kącie, w którym znajdowały się księgi traktujące o zaklęciach i wszystkim co pokrewne tej dziedzinie magii. Większość z tych ksiąg, były to bardzo stare podręczniki lub encyklopedie, które zawierały całą wiedzę magiczną. Za czasów szkolnych, Tottie uwielbiała je czytać i szukać coraz to nowszych informacji. Zostało jej to nawet wtedy, gdy wznowiła naukę u Snape'a. Wtedy to on jej dawał mnóstwo ksiąg, a drugie tyle sama wypożyczała.

Uśmiechnęła się na to wspomnienie. Siedząc wówczas w lochach, Snape często ciskał w nią ciężkimi książkami i kazał czytać. Większość z nich, była oczywiście o eliksirach i tym podobnych.

Wzięła pierwszą z brzegu książkę i przejrzała spis treści. Tytuły rozdziałów, nie za wiele jej mówiły, toteż postanowiła chociaż z grubsza przeczytać wszystko. Otworzyła na pierwszej stronie i wciągnęła się w lekturę tak, że ani się obejrzała, a za oknem zapadł zmrok. Po wielu kartkach i słowach zawartych na nich, w końcu natrafiła na bardzo ciekawe zdanie, które mogło być kluczem do zagadki z wisiorkiem.

"... zaklęć na wisiorkach używano już w średniowieczu, kiedy ktoś chciał mieć pewność, że ukochana przez niego osoba jest bezpieczna. Nie jest jednak potwierdzone, że te doniesienia są prawdą, należy jednak sądzić, biorąc pod uwagę fakt, że istnieje możliwość zaczarowania przedmiotu, aby działał jako talizman, że być może zaklęcie wisiorka jest jak najbardziej prawdziwe. Niestety, zniknęły wszelkie dowody na istnienie zaklęć, które miały zamienić wisiorek w amulet, dlatego tak wiele jest nieścisłości w tym temacie. Jedynym człowiekiem, który mógł mieć styczność z owym zaklęciem, jest Nicolas Flamel, znany alchemik, który wynalazł Kamień Filozoficzny..."

Tottie słyszała już kiedyś, o tym Flamelu. Harry i jego przyjaciele, na pierwszym swoim roku nauki, szukali tego kamienia, który ponoć stworzył ten alchemik. Być może, jest on rozwiązaniem, a przynajmniej jakąś wskazówką, dotyczącą wisiorka, który podarował dziewczynie Snape. Tottie musiała znaleźć jeszcze inne księgi, które mogły zawierać coś podobnego lub potwierdziły by jej przypuszczenia.

- Zamykam bibliotekę. - zza rogu wyłoniła się nagle pani Pince.

- Już się zbieram. Czy mogę wziąć tą książkę? - zapytała uprzejmie, na co bibliotekarka tylko skinęła głową i poszła w swoją stronę. Tottie wzruszyła ramionami, wzięła książkę pod pachę i poszła przed siebie.

Na korytarzach było pusto. Wszyscy uczniowie wraz z zakończeniem lekcji, szli prosto do swoich dormitoriów, aby nie narażać się patrolującym korytarze Śmierciożercom.
Przez okna na korytarzu wpadało blade światło księżyca i słychać było jak wiatr łomocze w szyby.

Dziewczyna szła do pokoju, lekko kulejąc po popołudniowych zabawach rodzeństwa Carrow'ów, ale z uśmiechem na ustach. W końcu mogła się czymś zająć i nie myśleć o tym wszystkim. Cieszyła się, że znalazła coś, co zajmie jej myśli i pozwoli jakoś przetrwać te dni w zamku. Czuła, że nie zostanie tu długo...

- Zaczekaj. - gdzieś za plecami usłyszała znajomy, chłodny głos, którego z całego serca nienawidziła. Przyspieszyła kroku, nie zwracając uwagi na Snape'a, który szedł za nią. - Mówię do Ciebie. - Nietoperz dogonił ją i szarpnął za ramię, aby się odwróciła.

- Słucham. - syknęła z nienawiścią wymalowaną na twarzy.

- Wszystko dobrze? Nic ci nie zrobili? - zapytał chłodno.

- Żałujesz, że mnie nie wykończyli, tak?

- Po prostu pytam - powiedział, a głos jego przybrał temperaturę zera absolutnego

- To idź zapytaj swoich przyjaciół. Oni ci wszystko opowiedzą. - warknęła i ruszyła dalej przed siebie.

- Nie zdążyłem ich powstrzymać!

Zatrzymała się w pół kroku. Przez chwilę stała odwrócona do niego i myślała co zrobić, po czym powiedziała cicho, ze smutkiem:

- Za to zdążyłeś zabić kilku niewinnych ludzi. - i ruszyła dalej, kierując się do swojego pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro