Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przyprószone śniegiem.

W połowie grudnia, kiedy dni były ciemniejsze i ponure, a śnieg nieustannie padał, Tottie udała się na spacer do Hogsmeade na zrobienie świątecznych zakupów. Na święta miała zamiar pojechać do siostry, z którą swego czasu mieszkała. Miały bardzo dobry kontakt, mimo, że nie były siostrami z jednych rodziców. Tottie bardzo kochała Maddie i dlatego postanowiła kupić jej jakiś niezwykły prezent, coś czego nie można dostać w Londynie. Tyle tylko, że niezbyt wiedziała co. Maddie uwielbiała żartować i często ofiarą jej żartów była właśnie Charlotta. Często znajdywała poduszkę pierdziuszkę na krześle kiedy chciała usiąść, albo jajko w solniczce, które roztłukiwała sięgając po sól. Dlatego też, Tottie postanowiła, że odwiedzi sklep Zonka i kupi coś "wystrzałowego".
Gdy tylko weszła do środka uderzyła ją ogromną ilość najróżniejszych przedmiotów, których nie za bardzo znała przeznaczenie. Wiedziała, że na pewno coś znajdzie.
Pół godziny była w sklepie i przeszukiwała każda półkę i każdy zakamarek, aż w końcu trafiła na pewne ciekawe cukierki.

- No, to będzie jako dodatek. Teraz muszę znaleźć coś.... - mówiła sama do siebie rozglądając się wkoło. Jednak nic nie przykuło jej uwagi na dłużej. Zrezygnowana, udała się do kasy. Przed powrotem do siostry, zajrzy jeszcze na Pokątną i może tam znajdzie coś odpowiedniego.

Idąc ulicą, zatrzymała się przed wejściem do Miodowego Królestwa. Może to nie był taki głupi pomysł kupić Maddie kosz słodyczy i włożyć do niego cukierki od Zonka? Wtedy by nic nie podejrzewała, a z drugiej strony będzie zadowolona, bo smakołyki z Miodowego Królestwa, były znakomite.
Decyzję podjęła w ciągu kilku sekund, a następnie weszła do sklepu i już po kilku minutach wyszła z niego z wielkim koszem słodyczy. Ledwie dawała radę go nieść. Tottie nie była jakoś szczególnie umięśniona ani dobrze zbudowana, była raczej drobną osóbką.
Po kilku minutach walczenia z koszem, znalazła sposób żeby go odpowiednio uchwycić i załadowana jak wielbłąd, ruszyła w stronę Hogwartu.

Dzień był wyjątkowo ładny. Śnieg padał tylko z rana, a gdy wracała z zakupami wyszło nawet słońce zza ciężkich chmur. Wszystko dookoła było białe i czyste, tak jakby to co brudne schowało się gdzieś głęboko. Nastrój jaki towarzyszył Tottie od rana można było nazwać wyśmienitym. Czuła się spokojna i zarazem bardzo radosna na myśl, o zbliżającym się Bożym Narodzeniu. Stwierdziła, że założy swój najlepszy biały płaszcz i brązowe kozaki, które kupiła przed powrotem do Londynu dwa lata temu. Na dodatek nastrój udzielił jej się również w ogólnym wyglądzie. Włosy zmieniła sobie na śnieżnobiałe, upięte wysoko w coś co przypominało koronę, którą wieńczyły drobne śnieżne gwiazdki. Upodobniła się trochę do jednej z księżniczek z opowiadań, które czytała kiedyś z Maddie. Chciała zmienić kolor oczu na błękitne, bo wtedy pasowałyby do sukienki i upięcia, ale one były ciągle zielone. Czego by nie robiła, to nigdy nie mogła ich zmienić.

Przechodząc przez bramę Hogwartu, zauważyła profesor Mcgonagall, która nakazywała woźnemu Filchowi, który stała na drabinie i wieszał coś nad drzwiami.

- Te wieńce, proszę powiesić trochę niżej żeby były widoczne - mówiła Mcgonagall

- Dzień dobry, Pani Profesor! - powiedziała radośnie Tottie podchodząc bliżej.

- Witaj kochana, widzę, że zakupy się udały. - uśmiechnęła się życzliwie nauczycielka.

- Oczywiście, kupiłam siostrze kosz pełen słodyczy. – odparła. - Może mogę jakoś pomóc?

- Nie, nie trzeba. Pan Filch kończy wieszać wieńce Bożonarodzeniowe. Zaraz idziemy rozwieszać jemiołę.

- Podobno jemioła przynosi szczęście. Zachichotała. W takim razie pójdę do siebie. Obiecałam panu Flitwickowi, że pomogę ozdabiać choinki.

- Pan Flitwick będzie bardzo zadowolony. Tak dawno z tobą nie rozmawiał. – powiedziała starsza czarownica.

- Racja. Od mojego powrotu nie za bardzo miałam czas żeby go odwiedzić. – zmarkotniała dziewczyna. Profesor Flitwick był opiekunem domu, do którego należała Tottie za czasów szkolnych. Bardzo lubiła nauczyciela zaklęć i doskonale się dogadywali.

- Nie każ mu czekać. Do zobaczenia na kolacji.

Po krótkiej rozmowie, Tottie przeszła przez drzwi prowadzące do zamku i zniknęła w środku. Po całym Hogwarcie roznosił się zapach przypraw korzennych, pomarańczy, świeżo ściętych choinek i świątecznego puddingu, który gotował się w kuchni.

Idąc korytarzem przed Wielką Salą, gdzie profesor zaklęć zaczął już zdobić choinki, spotkała leśniczego, który niósł coś pod pachą.

- Się masz Tottie! – powiedział olbrzym.

- Cześć Hagridzie, co u Ciebie ?

- W porząsiu. Udziela mi się klimat świąt. – zaśmiał się tubalnym głosem. - Mam dla Ciebie mały pakuneczek. - To mówiąc wyjął zawiniątko, które trzymał. - Mordownik, tak jak prosiłaś. Ni mogłem wcześni Ci przynieść ale mam nadzieje, że nadal jest Ci potrzebny?

- Jasne, przyda się. Dziękuję ci bardzo. Miałeś jakieś problemy, kłopoty? - zapytała z konspiracyjnym uśmiechem.

- Ani jednusieńkiego.

- Świetnie! Dziękuję ci jeszcze raz, a teraz wybacz, muszę zanieść ten pakunek na górę i wziąć się za przygotowywanie świąt. - To mówiąc lekko podźwignęła kosz.

- Może Ci pomogie? – zapytał z troską Hagrid.

- Nie trzeba, dziękuję

- W takim razie, do zobaczenia na kolacji. - powiedział olbrzym.

- Pewnie! Do zobaczenia! – po czym ruszyła dalej w drogę do swojego pokoju.

Gdy tylko uporała się z otworzeniem drzwi do swojej komnaty od razu postawiła kosz z prezentem dla siostry w szafie, żeby o nim nie zapomnieć gdy będzie się pakować do Londynu, a sama przebrała się w coś lżejszego, bo w zamku było dość ciepło.
Założyła na siebie długą białą sukienkę z szerokimi krótkimi rękawami.

- No, teraz wyglądasz jak człowiek. - uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze.

Nagle stwierdziła, że od śniadania nic nie jadła i poczuła się bardzo głodna. Niestety do kolacji zostały jeszcze trzy godziny. Miała nadzieję, że znajdzie Minkę, skrzatkę, która pomagała jej we wszystkim, i poprosi o coś do jedzenia.

Ubrana, uczesana i w dobrym humorze szła korytarzem, który prowadził do schodów schodzących wprost przy Wielkiej Sali. W drodze zaczepił ją Dumbledore. Jak zwykle ze swoim dobrotliwym uśmiechem i życzliwością na twarzy stanął przed nią i rzekł:

- Witaj Tottie. Jak zakupy?

- Wspaniale. Maddie będzie zachwycona. – odpowiedziała z szerokim uśmiechem.

- Cudownie. Nie zapomnij jej pozdrowić. Kiedy wyjeżdżasz?

- Myślę, że za dwa dni. No chyba, że profesor Snape coś mi wymyśli i nie wrócę do Maddie nawet na sylwestra. - powiedziała z miną pomieszaną z kpiną i smutkiem.

- Powiem mu, żeby nic Ci nie wymyślał. – zachichotał Dumbledore - Jak się układa wasza współpraca?

- Na razie oboje żyjemy, czyli nie jest źle. Co będzie potem... czas pokaże. Profesor Snape jest gorszy niż Dementorzy...

- Nie przesadzaj Tottie. To prawda, jest nerwowy, czasami kąśliwy ale da się z nim wytrzymać.

- Ty po prostu nie siedzisz z nim w lochach i nie wiesz jak jest naprawdę. – sarknęła.

- Znam go lepiej niż ci się wydaje, moja droga. – uśmiechnął się tajemniczo. – Spróbuj go zrozumieć albo polubić. Będzie wam prościej pracować.

- Ależ ja lubię profesora Snape'a. – ponownie sarknęła. – Nikt tak jak on nie potrafi psuć humoru.

- Zaczynasz mówić jak on.

- Uchowaj Merlinie!

- Dasz radę, Tottie. Severus zrobi z ciebie najlepszą czarownicę wszechczasów. – powiedział łagodnie, ściskając dziewczynę.

- Jeśli dożyję tego momentu. – westchnęła.

- To najlepszy czarodziej jakiego znam. Nie licząc mnie, oczywiście. - zaśmiał się z własnego dowcipu, na co Tottie przewróciła oczami. - piekielnie zdolny.

- Piekielnie to on jest złośliwy. – sarknęła. – Wybacz, Albusie ale jestem bardzo głodna i chciałabym iść coś zjeść.

- Och, oczywiście. – odparł, wypuszczając ją z objęć. – Zmykaj do kuchni.

~~~~~

W kuchni było jeszcze cieplej niż na korytarzach, ponieważ wszystkie piekarniki były uruchomione i na potęgę piekły ciasta, mięsa i najróżniejsze wyśmienitości, które zostaną podane na kolacji. Na blatach leżała rozsypana mąka, drobiny lukru i przypraw, które nie znalazły miejsca na potrawach. Panował tutaj twórczy nieład.

Gdy tylko Tottie przekroczyła próg kuchni, podeszła do niej skrzatka i od razu zaproponowała coś do zjedzenia. A tym czymś był oczywiście pełnowartościowy posiłek jaki dostawali uczniowie na Wielkiej Sali. Skrzatka nie chciała słuchać tłumaczeń dziewczyny, że chciała coś do przekąszenia, a nie da rady zjeść całego obiadu, bo potem czeka ją kolejny. Skrzatka się uparła i nie było dyskusji. Tottie dostała wielką miskę zupy dyniowej i grzanki. Potem czekała ją pieczeń z indyka w sosie wiśniowym, a na koniec wielki strucel jabłkowy, który wprost uwielbiała. Na koniec wypiła herbatę korzenną i wyszła do Wielkiej Sali, aby pomóc w dekorowaniu choinek.

W sali był profesor Flitwick i kilku uczniów, którzy odrabiali lekcje bądź przyglądali się dekorowaniu pomieszczenia. Wszędzie rozsypane były ozdoby: bombki, girlandy, anielskie włosy i gwiazda, która miała znaleźć się na czubki choinki.

- Dzień dobry, profesorze! – powiedziała z uśmiechem, podchodząc do nauczyciela.

- Panna White, jak miło Panią widzieć. – odparł Flitwick.

- Przyszła pomóc. Czym mogę się zająć?

- Myślę, że tamta choinka potrzebuje kobiecej ręki. – uśmiechnął się wskazując na drzewko stojące na środku. Była to największa choinka na Wielkiej Sali, którą zawsze pieczołowicie ubierał profesor zaklęć. Miała być najpiękniejsza.

Dziewczyna z ochotą podwinęła sukienkę i zabrała się do dekoracji. Jako, że nie mogła używać swojej różdżki, ani swoich zdolności niewerbalnych, musiała wchodzić po drabinie i manualnie wkładać bombki na gałązki. Było to dosyć nużące i bolesne, ze względu na ciągłe chodzenie w dół, a potem w górę. Nie narzekała jednak. Uważała, że dekorowanie drzewka to niezwykle odprężająca i przyjemna praca. Nie myślała wtedy o niczym, bo wszystko było doskonałe i spokojne.

Gdy stojąc na drabinie, wieszała kolejną bombkę, usłyszała jakże dobrze znany, lodowaty głos:

- Zrobili cię ozdobą choinkową, White?

- Jak zwykle uroczy profesor Snape. - odrzekła z szerokim uśmiechem, spoglądając w dół na swojego rozmówcę. Odpowiedziało jej tylko prychnięcie. Potem Snape podszedł bliżej witając się z Flitwickiem stając obok drabiny, na której stała dziewczyna.

- Patrząc na ciebie, zaczynam widzieć drugie dno twojego nazwiska. - zmierzył ją wzrokiem, uważnie oglądając jej ubiór.

- A ja patrząc na Pana, totalnie nie widzę drugiego dna w pańskim nazwisku. - odpowiedziała złośliwie wieszając kolejną ozdobę.

- Szacunek White! – ryknął.

- Monotonny Pan jest... - zerknęła na niego z góry i kontynuowała. - gdyby był Pan tak uprzejmy i podał mi tę gwiazdkę, byłabym wdzięczna. - wskazała palcem na pudełko pod drabiną, w którym piętrzyły się złote gwiazdeczki.

Z paskudnym wyrazem na twarzy, i znaczącym westchnieniem, Snape podał jej ozdobę. Dziewczyna zadowolona szeroko się uśmiechnęła i schyliła by wziąć gwiazdkę. Jednak gdy tylko spróbowała się wyprostować, zakręciło jej się w głowie i próbując złapać równowagę, zaczęła machać rękami. Na próżno, bo drabina pod nią zachwiała się niebezpiecznie i dziewczyna zaczęła spadać w dół. Lecz zamiast zimnej i twardej podłogi, poczuła, że ktoś ją złapał. Otworzyła oczy i ujrzała, że znalazła się w objęciach Nietoperza. Patrząc na nią pogardliwie, postawił ją na ziemię. Stała tak blisko nauczyciela, że mogła poczuć ciepło od niego bijące i delikatny zapach jaśminu, którym pachniał.

- Niezdara. - powiedział złośliwie.

- Mój bohater! – zaśmiała się, po czym obserwowała jego reakcje jak się nadyma i złości.

- Głupia szczeniara.

- Nietoperz. – kontynuowała z radością.

- Hamuj się! Mówisz do nauczyciela, White. – warknął.

- Naprawdę? Ale ja nie przypominam sobie, żebym była uczennicą.

- Mam ci przypomnieć, że uczysz się magii pod moim okiem?

- Jakby pan mógł. – zachichotała. – Mogłam zapomnieć.

- Jeśli dalej będziesz próbować mnie sprowokować to obiecuje, że mnie popamiętasz, smarkulo.

- Obiecuje Pan? – powiedziała szeptem z roziskrzonymi oczami.

Snape spojrzał na nią z pogardą, prychnął i powiewając swoimi szatami, odwrócił się od niej i wyszedł z Wielkiej Sali. Tottie zaczęła się śmiać i wróciła do dekorowania drzewek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro