Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przednia Straż.

Życie w Norze, choć zazwyczaj gwarne i radosne, stało się przytłaczające i nie do wytrzymania. Tottie żyła od dnia do dnia, szczególnie nie przywiązując wagi do informacji napływających o nowych ofiarach i o szerzeniu się reżimu Czarnego Pana. Jakoś szczególnie jej na niczym nie zależało. Szukała sobie najróżniejszych zajęć, aby pracować od rana do nocy i nie móc myśleć, bo gdy tylko miała chwilę wolnego, napływały do niej myśli, których wcale nie chciała. Od jakiegoś czasu, zauważyła, że zanikły jej zdolności metamorfomagiczne i nie była w stanie zmienić nawet fryzury. Cały czas chodziła w kucyku, z którego wystawały zmierzwione, kasztanowe włosy, które straciły swój dawny blask.
To wszystko co się wydarzyło, było tak nie logiczne i pozbawione sensu, że Tottie myślała, że to jakiś podły żart lub okrutny sen. Każdego dnia miała nadzieję, że obudzi się w swoim pokoju w Hogwarcie i znowu usłyszy wrzask Snape'a, który będzie jej oczekiwał w lochach. Każdego ranka miała nadzieję ujrzeć tak dobrze znaną siwą brodę i fioletową szatę Dumbledore'a. Lecz nic takiego się nie wydarzyło...

Pod koniec lipca, Szalonooki wraz z Tonks, Lupinem, Kingsley'em i kilkoma innymi aurorami, i znajomymi z Hogwartu, w tym z Hermioną i Weasley'ami, mieli odeskortować Harrego do Nory, który obecnie mieszkał u swojego wujostwa. Miało to nastąpić w urodziny chłopca, dlatego od rana, trzydziestego pierwszego lipca, cała Nora aż huczała od przygotowań. W całej operacji, czyli w Straży Przedniej, jak nazwał tą grupę aurorów Moody, brali udział prawie wszyscy Weasley'e. Tylko Molly i Ginny zostały w domu, aby przygotować Harremu urodziny.

- Tottie, skończyłaś już krem? - zapytała pani Weasley, która wkładała biszkopt do piekarnika.

- Tak. - odpowiedziała smętnie dziewczyna, mieszając jakąś zbitą masę w dużej porcelanowej misie. Molly nie mogła patrzeć na jej smutek. Serce ją bolało i krwawiło, widząc jak ta niewinna dziewczyna cierpi. Molly domyśliła się, że śmierć Dumbledore'a była tylko wierzchołkiem góry lodowej tej rozpaczy. Pani Weasley miała oczy i rozum, i doskonale zdawała sobie sprawę, że głównym powodem smutku i apatii Tottie był Snape. Nie trzeba było być psychologiem aby widzieć, że był kimś ważnym dla dziewczyny.
Molly wytarła ręce o fartuch i podeszła do stolika, gdzie Tottie walczyła z kremem.

- Chcesz porozmawiać? - zadawała jej to samo pytanie dzień w dzień, od początku jej pobytu w Norze. I za każdym razem, odpowiedź brzmiała tak samo:

- Nie.

- Kochanie, serce mi się kraje jak patrzę na Ciebie. Ulżyło by ci choć troszkę, gdybyś mi powiedziała co się dzieje. - kontynuowała Molly.

- A co się ma dziać? - zapytała oschle dziewczyna - Albus nie żyje, a zabił go człowiek, którego obdarzył nadzwyczajnym zaufaniem. Wniosek? Wszystko jest wspaniale! – krzyknęła, rzucając łyżką o stół.

- Tottie... - szepnęła Molly - wszystkich nas to boli i przeraża. Czyn Severusa jest niewybaczalny i niewiarygodny.

- Nie wypowiadaj przy mnie tego imienia. - syknęła i czym prędzej wstała od stołu. Zrzuciła z siebie fartuch i pobiegła na górę do pokoju, który dzieliła z Ginny. Wpadła do środka jak chmura burzowa i od razu rzuciła się na łóżku, krzycząc w poduszkę. Został jej tylko krzyk, bo łzy już dawny wyschły.

Wieczorem, wszyscy z niecierpliwością czekali na przylot Przedniej Straży. Mieli zjawić się w jednej porze, aby było wiadomo, że nikt nie zginął, dlatego Molly wraz z Ginny siedziały w salonie i wpatrywały się w zegar rodziny Weasley'ów, który zamiast godzin miał zdjęcia członków rodziny i napisy miejsc, gdzie aktualnie się znajdowali. Wskazówki pokazywały "Śmiertelne Zagrożenie"
Tottie, zeszła w końcu na dół i usiadła tuż obok Molly. Objęła ją ramieniem na znak wsparcia i czekały. Wtem, po kilku minutach oczekiwania, usłyszały przed domem znajomy trzask. Szybko wybiegły na werandę i od razu ich wzrok padł na dwie postacie, podążające ku Norze. Tottie od razu rozpoznała Hagrida, gdyż był ponad przeciętnie wysoki i wyróżniał się ze wszystkich ludzi na świecie. Obok niego szedł Harry.

- Hagrid! Harry! - krzyknęła podbiegając do nich. Olbrzym od razu przytulił dziewczynę swoimi wielkimi rękami.

- Co wam się stało? Jesteście cali? - zapytała tym razem oglądając Harrego i przytulając go do siebie. - och Harry. Tak się bałyśmy. Pokaż, nic Ci się nie stało?

- Nie, nic. Dzięki Tottie. - odpowiedział ponuro chłopak.

- A gdzie reszta? - zapytała nagle Molly.

- Napadli nas Śmierciożercy, musieliśmy się rozdzielić. - powiedział Hagrid. - za kawałek powinni wszyscy się zlecieć.

- No tak, tak. Chodźcie szybko do środka. - zarządziła Molly i wszyscy poszli do domu. Pani Weasley natychmiast usadziła ich w salonie, dała coś do picia i jedzenia. Tottie wraz z Ginny została na zewnątrz, wypatrując kolejnych przyjaciół. Wnet obok nich znowu rozległ się znajomy trzask i po chwili zza krzaków, wyszli dwaj mężczyźni. Gdy podeszli bliżej, Tottie rozpoznała w nich Lupina i Georga. Podeszła do nich szybko i nagle dostrzegła, że bliźniak jest mocno ranny.

- Co się stało? George? - złapała chłopaka pod ramię i pomogła Lupinowi, zanieść go do domu.

- Ścigali nas Śmierciożercy. Jeden z nich trafił Georga w ucho zaklęciem - powiedział natychmiast Remus. - musimy mu pomóc.

Zaprowadzili chłopaka do salonu i położyli na kanapie. Pani Weasley, jakby zjawiła się spod ziemi, i od razu rzuciła się do syna. Tottie widziała jak płacze i całuje ranę Georga, która była wielką dziurą po uchu. Dziewczynie zrobiło się żal.

- Odejdź Molly. Poradzimy sobie z Remusem, a ty idź i czekaj na następnych. - powiedziała łagodnie, kładąc jej dłoń na ramieniu.

- George, synku - płakała pani Weasley ale ostatecznie posłuchała się rady i wyszła czekać. Tottie nie czekając dłużej, podwinęła rękawy, spojrzała ze strachem na Lupina i zaczęła opatrywać ranę chłopaka. Wypowiedziała tak dobrze jej znane zaklęcie lecznicze, którego używała nie raz.

- Vulnera Sanentur - murczała cicho, przykładając swoją różdżkę do miejsca po uchu Georga. Powtórzyła zaklęcie trzy razy i krew przestała się sączyć, więc mogła założyć szwy i opatrunki. Chłopak nagle odzyskał przytomność i spojrzał na nią mętnym wzrokiem:

- Umarłem? - zapytał cicho.

- Skądże znowu. Żyjesz nicponiu. - uśmiechnęła się do niego łagodnie przez łzy.

- To dobrze. Wiesz, teraz będę uduchowiony? – szepnął.

- Jaki? - zapytała zdziwiona.

- Oduchowiony, rozumiesz? Uduchowiony, oduchowiony.

- Ah Georgie, Georgie, ty i te twoje żarty. - zaśmiała się dziewczyna i przytuliła go mocno.

- Dzięki Tottie -chłopak również objął ją ramieniem.

Potem zjawili się i inni. W Norze zapanował hałas, który wcale nie był jak zwykle radosny. Wszyscy mówili tylko o jednym. O napaści Śmierciożerców. Nagle jednak, do domu dotarła ostatnia para. Fleur i Bill Weasley, którzy przynieśli smutną wiadomość. Weszli do salonu i już od progu zaczęły sypać się na nich pytania. Dlaczego tak długo? Czy coś im się stało? I gdzie jest Szalonooki?

- Moody nie żyje. - powiedział ponuro Bill.

- J-jak nie żyje? - Tottie wstrzymała oddech.

- Zaklęcie Voldemorta trafiło go prosto w twarz... - wyjaśnił chłopak - nic nie mogliśmy zrobić...

W pomieszczeniu zapadła cisza. Słychać było tylko szum wiatru za oknem i piekarnik, który upiekł ciasto. Przez dłuższą chwilę, nikt nie chciał się odezwać. Kolejny raz, w ciągu niespełna miesiąca, stracili kolejnego sojusznika w walce z Czarnym Panem. Kolejny raz, śmierć stanęła obok nich i zebrała swoje żniwo.

- Trzeba znaleźć ciało. - odezwał się w końcu Lupin.

- O tym samym pomyślałem - odrzekł Bill - nie ma czasu do stracenia.

- Czy to nie może zaczekać? Śmierciożercy na pewno was szukają. Chyba już dość ofiar jak na jeden wieczór. - powiedziała pani Weasley, wycierając łzy w chusteczkę.

- To przeze mnie... - wtrącił ponuro Harry, który do tej pory siedział cicho.- dopóki tu jestem, wy nie jesteście bezpieczni.

- Nie bądź głupi, Harry - powiedziała Tottie. - wszyscy wiedzieli, co to oznacza, a jednak nikt nie protestował i zgodnie się zgodziliśmy na wszystko.

- Ale Voldemort będzie mnie szukał, a wtedy... - mówił daje, gdy Tottie mu przerwała.

- Nie bądź głupi, powtarzam. Zostajesz tutaj i koniec rozmowy. Jesteśmy starsi od ciebie i to my zdecydujemy.

- Tottie ma rację, Harry - powiedziała pani Weasley - Fleur zgodziła się na ślub z Billem tutaj, a nie we Francji. Wszyscy chcemy abyś tu był i żebyś był bezpieczny.

- Ale przeze mnie zginął profesor Moody, a George stracił ucho.

- Nie przez Ciebie! – krzyknęła ponownie Tottie i objęła mocno chłopaka.

Znowu zaległa między nimi cisza, która nie zwiastowała nic dobrego.

- Co z George'em? - zapytał w końcu Harry. - wiadomo jak oberwał?

- To Snape - wtrącił Lupin.

- Snape!? - wrzasnął Harry, a Tottie użyła całej swojej silnej woli, aby nie zrobić tego samego. Gdy tylko słyszała to przeklęte nazwisko, miała ochotę dorwać jego posiadacza i zamordować z zimną krwią. Był dla niej nikim... nienawidziła go z całego serca i życzyła mu śmierci. Oby Voldemort go wykończył jak najszybciej. Marzyła, żeby jej sny o śmierci Snape'a, stały się prawdą....

- Nic mi nie powiedziałeś... - mówił Harry.

- Zgubił kaptur podczas pościgu. Zaklęcie Sectumsempra zawsze było jego specjalnością. Bardzo bym chciał powiedzieć, że odpłaciłem mu pięknym za nadobne, ale musiałem trzymać George'a. - powiedział Lupin.*

Wszyscy oniemieli i stali jak skamieniali wpatrując się w siebie nawzajem. Wszyscy doskonale już widzieli, że Snape był Śmierciożercą i oddanym sługą Voldemorta ale w dalszym ciągu jego nazwisko łączone z Czarnym Panem, sprawiało podłe uczucie. Przecież do niedawna był po ich stronie... A przynajmniej doskonale udawał, że tak było.

- No nic... wznieśmy toast za Szalonookiego. Był oddanym przyjacielem i najwybitniejszym czarodziejem, jakiego znałem. Za Szalonookiego! - powiedział w końcu Lupin, chwytając za karafkę z ognistą Whisky i nalał każdemu do szklanek, które przyniósł pan Weasley. Wszyscy od razu poszli za jego przykładem. Ten dzień był ciężki... z resztą jak każdy inny od miesiąca. Nikt nie stawiał oporów, tylko chwycili za szklanki i podnieśli je do góry.

- Za Szalonookiego!

- Za Szalonookiego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro