Pożegnanie. / 7
Lekcje zostały odwołane, a egzaminy odroczone. Niektórzy uczniowie opuścili szybciej Hogwart, gdy rodzice dowiedzieli się o śmierci dyrektora i napaści Śmierciożerców. Wszystko stanęło w miejscu, w marazmie i pogrążone w smutku.
Ten dzień nie zapowiadał się najlepiej. Już od rana do Hogwartu zjeżdżali pracownicy ministerstwa oraz delegacje zaprzyjaźnionych szkół magicznych - Beauxbatons i Durmstrang, aby oddać ostatni hołd tragicznie zmarłemu Dumbledore'owi. Tottie siedziała z Harrym, Hermioną i Ginny w pokoju wspólnym Gryffindoru, bo Hermiona nie chciała zostawiać dziewczyny samej. Wszyscy pogrążeni byli we własnych myślach i co jakiś czas próbowali zmusić się do rozmowy na neutralne tematy.
- To kiedy Bill się żeni? - zapytała nagle Hermiona.
- Pierwszego sierpnia. Mama już teraz zaczyna przygotowania, bo mówi, że nie zdąży. - odpowiedziała Ginny.
- I jak? Polubiaś tą flegmę? - kontynuowała Gryffonka. Flegmą nazywali narzeczoną Billa, Fleur Delacour, którą Tottie znała z Turnieju Trójmagicznego.
- Chyba nie mam wyjścia - zachichotała Ginny. - wiesz, w sumie ona nie jest taka zła.
- Piszą coś nowego w Proroku? - zapytał nagle Harry, kończąc bezmyślne patrzenie się przez okno na błonia, gdzie nauczyciele wraz z ministerstwem, szykowali pogrzeb Dumbledore'a.
- Tylko tyle, że wciąż szukają Snape'a, ale ani śladu po nim... - powiedziała Hermiona przeglądając najnowsze wydanie Proroka Wieczornego. Na to nazwisko Tottie się wzdrygnęła. Nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Wiedziała, że Dumbledore mu ufał, że sam kazał jej ufać Snape'owi ale teraz to wszystko już nie miało sensu. Snape zdradził wszystkich... od początku był zdrajcą i kłamcą doskonałym. Dlaczego wszyscy mu uwierzyli? Przecież zdawali sobie sprawę, że potrafi manipulować ludźmi i zna się na legilimencji. Wiadomym było, że mógł ich okłamywać... teraz już było za późno.
- To chyba jasne - powiedział Harry, który stawał się rozdrażniony, za każdym razem gdy ktoś poruszał ten temat - Nie znajdą go, dopóki nie znajdą Voldemorta, a sądząc po tym, jak się do tego zabierają, wątpię czy kiedykolwiek im się uda.*
- Idę do łóżka - stwierdziła Ginny. - trochę snu dobrze mi zrobi. Wy też idźcie spać, jutro czeka nas ciężki dzień.
- Hermiono, znalazłaś coś na temat R.A.B ? - zapytał Harry podchodząc do dziewczyny. W tym momencie, Tottie ożywiła się i usiadła obok nich.
- Co to R.A.B? – zapytała.
- Właśnie nie wiemy. Znalazłem z Dumbledore'em medalion, który... - zaczął Harry, ale zdał sobie sprawę, że Tottie nic nie wie na temat jego podróży w poszukiwaniu Horkruksa, którą odbył w dzień śmierci dyrektora. Tottie jednak myślała dość szybko i już po chwili, powiedziała prawie szeptem:
- Który jest Horkruksem.
- Skąd wiesz? - zapytał ze zdziwieniem Harry.
- Dyrektor mi opowiedział o tym. Znam ich historię, nie musicie przede mną nic ukrywać. - powiedziała - No więc, Hermiono? - zwróciła się z powrotem do siedzącej obok Gryffonki.
- Nic nie znalazłam - odpowiedziała ponuro. - jest dwójka dość dobrze znanych czarodziejów, którzy mają takie inicjały ale oni do tego w ogóle nie pasują. Sądząc po tej notatce, osoba, która ukradła medalion musiała dobrze znać Voldemorta, a nie znalazłam najmniejszej wskazówki aby oni mieli z nim coś wspólnego... Ale mam coś, co chodzi o... no... - dziewczyna zawahała się - no o Snape'a*
Harry skrzywił się okropnie na dźwięk tego nazwiska, a Tottie znowu pogrążyła się w smutku.
- I co w związku z nim? - zapytał ostro Harry.
- Chodzi o to, że miałam trochę racji co do tego Księcia Półkrwi. - powiedziała niepewnym głosem.
- Zaraz, co? Jaki książę półkrwi? - Tottie otrząsnęła się z marazmu i jakby rażona piorunem, włączyła się do rozmowy.
- Harry znalazł na początku roku stary podręcznik do eliksirów, który należał do jakiegoś Księcia Półkrwi. Były tam różne notatki tego człowieka. Ulepszające eliksiry i modyfikujące, a także różne zaklęcia, które chyba też sam wymyślał. - powiedziała Hermiona.
- To dlatego Horacy tak cię chwalił i byłeś najlepszy z grupy - Tottie zwróciła się do Harrego – oszukiwałeś.
- Nie prawda! - oburzył się chłopak.
- No dobrze, ale co wspólnego ma z tym Snape? - Tottie ponownie zwróciła się do Hermiony.
- Miałam rację, że ta książka mogła kiedyś należeć do Eileen Prince. Podejrzewałam to po tytule jaki nadał sobie właściciel, ale nie pasował mi ten książę do kobiety. Eileen Prince była matką Snape'a. - powiedziała Gryffonka.
- No tak. Uczyła się w Hogwarcie jak on. Znam jej siostrę stryjeczną. - wtrąciła Tottie.
- I nic nie mówiłaś, że tak dobrze znasz tego zdrajcę? - zaperzył się Harry na co dziewczyna zmierzyła go morderczym wzrokiem, którego nie powstydziłby się sam nietoperz z lochów.
- Nie twój interes! - syknęła ze złością, jednak zaraz się opanowała - Rozumiem twój ból, Harry. Nie tylko ty straciłeś Dumbledore'a. Mnie też boli jego śmierć, ale to nie powód aby... - Nie skończyła, bo chłopak jej przerwał.
- Czemu go bronisz? Sama przecież widziałaś, że wolał Śmierciożerców niż nas. Zdradził nas i Dumbledore'a!
- Nie będę z tobą dyskutować. Ochłoń trochę. - powiedziała kończąc kłótnie. – kontynuuj. - zwróciła się do Hermiony.
- Przeglądałam resztę starych Proroków i znalazłam maleńkie ogłoszenie, że Eileen Prince poślubiła kogoś o nazwisku Tobias Snape, a potem ogłoszenie, że urodziła...
- ... mordercę - mruknął Harry, na co Tottie już nie zareagowała.
- Więc miałam trochę racji. Snape musiał być dumny z tego, że po matce nosi nazwisko Prince, rozumiesz? Z tego, co w Proroku napisano, wynika, że Tobias Snape był mugolem.
- To by się zgadzało - powiedział Harry - Robił z siebie niewolnika czystej krwi, aby zbliżyć się do Voldemorta. Matka czarodziejka, ojciec mugol. Wstydził się swojego pochodzenia, robił wszystko żeby się go bano, wykorzystując czarną magię. Imponujące przezwisko KSIĄŻĘ półkrwi... LORD Voldemort *
Urwał i spojrzał przez okno. Zarówno on jak i Tottie nie umieli przestać myśleć, o niewybaczalnym zaufaniu, jakim Dumbledore obdarzył Snape'a.
- Myślę, że powinniśmy się położyć. - powiedziała w końcu Tottie, która już miała dosyć wszystkiego. Czuła, że uchodzi z niej cała radość i chęć życia.
~~~~
Następnego dnia rano, wszyscy bardzo wcześnie się obudzili. Złote Trio, wraz z Tottie spakowali wszystkie swoje rzeczy, bo zaraz po pogrzebie ze stacji Hogsmead odchodził Ekspress-Hogwart, który miał ich zawieźć do Londynu. Gdy Tottie zapakowała wszystko do kufrów, zeszła na dół do Wielkiej Sali. Atmosfera, która tam panowała była pełna przygnębienia. Wszyscy, którzy się tam znajdowali, ubrani byli w odświętne szaty i chyba nikt nie miał ochoty na jedzenie.
Przeszła przez salę i dotarła do stołu nauczycielskiego, gdzie już siedziała profesor Mcgonagall. Usiadła obok niej, nałożyła sobie kawałek chleba na talerz i zaczęła go dziubać widelcem. Nie miała ochoty jeść.
- Wszystko dobrze, Tottie? - zapytała ze współczuciem nauczycielka.
- Nie... - mruknęła - już nie. Albusa nie ma...
- W razie, jakbyś potrzebowała porozmawiać lub po prostu pomilczeć, jestem do twojej dyspozycji, moja droga.
- Dziękuję pani profesor.
- Molly odbierze was z Londynu i zabierze do Nory. Mam nadzieję, że oderwiesz się od tego wszystkiego. - powiedziała łagodnie Mcgonagall i ściągnęła dziewczynę za rękę. Tottie tylko lekko się uśmiechnęła i nalała sobie soku dyniowego do kubka. Upiła łyk i nagle po policzkach zaczęły płynąć jej łzy. Więc, to tak się musiało skończyć...
- Już czas - profesor Mcgonagall wstała od stołu i zwróciła się do uczniów - Proszę wychodzić na błonia, wraz ze swoimi opiekunami domów. Gryffindor za mną.
Cisza ogarnęła całą salę. Wszyscy wstali od stołów i ruszyli za swoimi opiekunami. Na czele Ślizgonów stał Horacy Slughorn, który tymczasowo został opiekunem Slytherinu. Wszyscy co do jednego ucznia, szli w zupełnej i przerażającej ciszy. Tottie powłócząc nogami, ruszyła za profesor Mcgonagall. Nie chciała tam iść... Nie chciała widzieć tego tłumu, który fałszywie będzie się wzruszał i okazywał współczucie. Miała ochotę zamknąć się w pokoju i już nigdy nie wychodzić.
Zeszli po kamiennych schodach, potem ścieżką, która prowadziła nad jezioro. Gdy zbliżyli się do miejsca, gdzie miał odbyć się pogrzeb Dumbledore'a, Tottie zauważyła setki krzeseł ustawionych w rzędach i kolumnach. Zajmowali je najróżniejsi ludzie ze świata magicznego, których Tottie nie kojarzyła. Poubierani w najnowsze, eleganckie garnitury i suknie, a tuż obok nich siedzieli ludzie, którzy wyróżniali się zgoła innym ubiorem. Gdzieś w jednym z rzędów, Tottie zauważyła Lupina, a obok niego Tonks, która miała włosy w kolorze landrynek. Zresztą jak zwykle. Widać było, że trzymają się za ręce... dziewczyna pomyślała, że Remus odważył się w końcu wyznać miłość Tonks. Lekki uśmiech zabłąkał się jej na twarzy.
Dzień był nadzwyczaj ciepły i słoneczny.
Niedaleko Lupina siedział Kingsley Shacklebolt, jeden z członków Zakonu Feniksa, którego Tottie miała przyjemność poznać na Grimmauld Place. Dziewczyna usiadła obok niego i z obojętnym wyrazem twarzy, czekała na to co nieuniknione.
W końcu usiedli wszyscy nauczyciele, a także minister magii, który wyglądał na bardzo poważnego człowieka. Tottie widziała go pierwszy raz w życiu. Wnet rozbrzmiała piękna ale i smutna muzyka, która miała rozpocząć uroczystość pożegnalną.
Tottie odwróciła się za siebie i dostrzegła jak środkiem kroczył Hagrid, który łkał cicho, twarz mu błyszczała od łez, a w ramionach niósł owinięte w fioletowy płaszcz, ciało Dumbledore'a.
Dla Tottie czas stanął. Poczuła wielką gule w gardle i ogarnęła ją bardzo dziwna fala smutku, wiedząc, że tuż obok niej znajduje się ciało człowieka, który ją wychował... dziewczyna widziała wszystko jak przez mgłę. Była jakby we śnie, nie chcąc dopuścić do siebie myśli, o tym co się dzieje. Ledwo dostrzegła jak Hagrid położył ciało Dumbledore'a na marmurowym postumencie. Potem wrócił, głośno dmuchając nos. Potem, z pierwszego rzędu podniósł się jakiś niski mężczyzna i stanął nad postumentem. Mówił coś o "szlachetności ducha"... o "wkładzie intelektualnym"... wychwalał Dumbledore'a i jego zasługi... Ale dla Tottie to nic nie znaczyło. To nie był ten Albus, którego ona znała. Jej Albus był pogodnym staruszkiem, o wielkim sercu i mądrości, którą się z nią dzielił. Był oddany szkole i dbał o swoich uczniów. Ona znała go jako wspaniałego wychowawcę, nauczyciela i przyjaciela. Kogoś, kto nie oczekiwał nic, a dawał wiele...
I nagle, bez ostrzeżenia, runęła na nią ta straszliwa prawda, naga, brutalna i bez serca, bardziej dostrzegalna niż dotychczas. Albusa już nie ma... umarł. Po prostu, nie żyje. Wielki człowiek, o dobrym sercu, i wspaniałej życzliwości, zamknął swoje życie w dwóch słowach - Nie żyje.
Już się nigdy nie uśmiechnie. Nigdy nie mrugnie jej okiem... Nigdy już nie wyjawi jej wielu swoich dziwnych i często denerwujących Tottie, tajemnic. Nigdy już nie spojrzy na nią niebieskimi jak jezioro obok, oczami... już nigdy nie przytuli jej do siebie, i nie powie, że ją kocha, że wszystko będzie dobrze... to wszystko zginęło razem z nim i zostanie zakopane w ciemnej mogile. Miała do niego jeszcze tyle pytań, tyle chciała mu jeszcze opowiedzieć, choć znał ją lepiej niż kogokolwiek innego.
Zabrakło jej czasu... Snape zabrał jej czas i jedynego człowieka, który przejmował się jej losem. Snape zabrał jej dom.
Fala nienawiści uderzyła w nią niczym sztorm o lichą łódkę. Była rozdarta między tym, co mówiło jej serce, a tym co wiedziała i co podpowiadał rozum. Nie chciała dopuścić myśli o Snape'ie, jako o mordercy... to nie był on... to nie mógł być on.
~~~~
Wieczorem, gdy pociąg odjechał ze stacji Hogsmead i zatrzymał się na King's Cross, na peronie czekali już państwo Weasley. Ich również Tottie widziała na pogrzebie i tym trudniej było jej patrzeć im w oczy. Dla nich wszystkich zakończyła się opowieść o dobrym i serdecznym świecie, bez płaczu, okrucieństwa i śmierci. Zamknęła się tak dobrze znana księga, o wspaniałym człowieku, który kochał szkołę i uczniów ponad wszystko. O człowieku, którego bał się Voldemort... O człowieku, który pokonał zło.
Wszyscy musieli zamknąć ten rozdział i przewrócić stronę. Pomimo, że Dumbledore'a już nie ma i ciężko było się pogodzić z tym faktem, historia musiała trwać, a czarodzieje musieli walczyć o pokój.
- Już? Wszyscy? - zapytała pani Weasley. Gdy wszyscy mruknęli w odpowiedzi, poprowadziła ich do wyjścia z peronu. Na zewnątrz czekała na nich taksówka, która miała ich zawieźć prosto do Nory. Samochód jechał ulicami miasta, na których toczyło się życie Londynu. Ludzie śmiejący się, wymieniający uściski, byli teraz zupełną abstrakcją. Tottie patrząc przez szybę, miała ochotę wykrzyczeć im w twarz, że gdy oni się śmieją i bawią, zło nie śpi i czyha na nich na każdym kroku.
Gdy w końcu dotarli do Nory, Molly od razu nakryła do stołu i naszykowała kolację. Ron, Hermiona i Ginny, poszli na górę do swoich pokoi, aby się rozpakować, natomiast Tottie została na dole, stojąc jak słup soli w przejściu pomiędzy kuchnią, a salonem.
- Tottie? - Molly spostrzegłszy, że dziewczyna nie poszła za nią, odwróciła się do niej i podeszła bliżej.
- Ja... ja już nie mogę... - odpowiedziała dziewczyna i w tej samej chwili, wstrząsnął nią płacz tak ogromny i żałośliwy, że Molly od razu rzuciła się przytulać dziewczynę. Tottie łkała jak małe dziecko, a ciężkie łzy spływały po jej twarzy i skapywały na podłogę. Dławił ją ból, złość i rozpacz, która zasnuła jej myśli, niczym burzowe chmury w tamten wieczór... Na zawsze straciła dom i bezpieczeństwo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro