Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pojedynek na niby.

Tydzień złościła się na cały świat. Nawet Dumbledore jej nie uratował z wątpliwej przyjemności, towarzystwa profesora Lockhart'a. Z czasem jej minęło. Minęła jej nawet ochota na zamordowanie Snape'a, bo doskonale wiedziała, że prędzej to on uśmierciłby ją jakimś eliksirem.

Natomiast w szkole, wszyscy byli zdenerwowani. Okazało się, że ktoś petryfikuje mieszkańców zamku. Pewnego wieczoru, na jednej ze ścian szkoły, znaleziono napis z krwi informujący jakoby Komnata Tajemnic została otwarta, a zrobił to dziedzic Salazara Slytherina. Tylko, że nie było dokładnie wiadomo kim on był. Nie było nawet wiadomo, czym dokładnie była ta Komnata Tajemnic. Oczywiście wszelkie podejrzenia padły na Harrego Pottera, bo znaleziono go gdy spetryfikowano kotkę Pana Filcha. Od tego czasu, większość uczniów zachowywało się wobec chłopaka nieufnie.
Po kolejnym napadzie, profesor Lockhart poprosił dyrektora o zgodę na prowadzenie zajęć z obrony przed zaklęciami. Miały być to zajęcia dla wszystkich, na których nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią, pokazałby im przeciwzaklęcia i jak ich używać. Zajęcia nazwał Klubem Pojedynków.

Przed świętami Bożego Narodzenia, w Wielkiej Sali zebrał się wielki tłum uczniów. Tottie niestety też została zmuszona do uczestnictwa w tym wydarzeniu, ponieważ profesor Lockhart bardzo chciał pochwalić się przed nią swoimi umiejętnościami.
Na środku sali ustawiono wielki podest, a stoły ustawiono po bokach, aby nie przeszkadzały. Tottie zobaczyła przy podeście trójkę znajomych Gryffonów. Od razu im pomachała z wielkim uśmiechem. Jej wzrok przykuł także stojący z drugiej strony w cieniu, profesor Snape. Bez swojej peleryny, tylko w samym surducie, wydawał się być jeszcze chudszy niż zazwyczaj. Przechodząc obok niego powiedziała szybkie: Dzień dobry. I pomknęła dalej w kierunku swoich przyjaciół.

Po chwili na podest wszedł Lockhart we wspaniałej szacie koloru dojrzałej śliwki, towarzyszył mu, nie kto inny jak Snape. Ubrany jak zwykle na czarno*. Lockhart z promiennym uśmiechem zerkał na uczennice, które w zachwycie wzdychały głęboko. Tottie tylko prychnęła. Nie podzielała tego entuzjazmu.
Profesor machnął ręką aby uciszyć salę i zawołał:

- Przybliżcie się! Czy każdy z Was mnie widzi? Czy wszyscy mnie słyszą? Wspaniale! Otóż, profesor Dumbledore udzielił mi pozwolenia na zorganizowanie tego małego klubu pojedynków, żebyście potrafili się obronić tak, jak mnie się to tyle razy udało... A jeśli chodzi o szczegóły, wystarczy zajrzeć do moich książek. - uśmiechnął się szeroko ukazując swoje, dorodne zęby, i spojrzał na Snape'a.
- Pozwólcie mi przedstawić mojego asystenta, profesora Snape'a. Powiedział mi, że trochę się zna na pojedynkach i zgodził się, jako prawdziwy dżentelmen, pomóc mi w krótkim pokazie, zanim przejdziemy do ćwiczeń. I proszę was młodzieńcy i dziewczęta, nie lękajcie się o waszego mistrza eliksirów. Kiedy z nim skończę, będzie nadal cały i zdrowy. Nie bójcie się! *

Tottie spojrzała niepewnie w stronę Snape'a. Przez chwilę serce jej skoczyło koziołka i podeszło do gardła. Przecież Lockhart, jeśli wierzyć jego opowieściom, był genialnym czarodziejem i znał wszelkie możliwe zaklęcia. Mógł wykończyć Snape'a jednym ruchem. Tottie zamarła na samą myśl, że jednak Nietoperz może odnieść jakieś obrażenia w starciu z Gilderoyem. Nie to, że lubiła Snape'a. Sama chciała go ukatrupić jeszcze tydzień temu ale teraz niepokoiła się o to wszystko.
Spojrzała w stronę mistrza eliksirów lecz on uśmiechnął się odrażająco do Lockhart'a.
Obaj stanęli naprzeciw siebie i skłonili się; w każdym razie na pewno uczynił to Lockhart, bo Snape tylko nieznacznie kiwnął głową. A potem wyciągnęli ku sobie różdżki, jakby to były miecze*

- Gdy policze do trzech, rzucimy pierwsze zaklęcie. Oczywiście żaden z nas nie zamierza drugiego zabić. - mówił Lockhart*. Natomiast Tottie przedarła się pod sam podest, oparła dłonie o krawędź i z przerażeniem wpatrywała się w Snape'a. W myślach krzyczała, żeby zrezygnował.
- O to bym się nie założył. *- mruknął Ron do Tottie, bo znalazła się w jego zasięgu.

- Cicho, nie mów. – powiedziała.

- Ja się mogę założyć, że Lockhart zginie. Sam... uśmiech - wzdrygnął się. - Snape'a to mówi.

- Ja bym się bardziej przejmowała właśnie Snape'em. Co on może umieć z zaklęć, jak ciągle siedzi w lochach i robi eliksiry? - mówiła Tottie coraz bardziej zdenerwowana.

- Myślę, że wiele umie. Słyszałam kiedyś, że był najzdolniejszym uczniem. Najlepiej mu szły Obrona Przed Czarną Magią, Pojedynki i właśnie Eliksiry. - wtrąciła się Hermiona, przedzierając pod podest.

- Cicho! Patrzenie. - powiedziała Tottie i w tej chwili, Lockhart policzył do trzech, a Snape krzyknął: Expelliarmu,s i srebrny promień raził nauczyciela OPCM. Upadł kilka metrów dalej. Podniosła się od razu wrzawa i oklaski. Hermiona była zdenerwowana stanem swojego ulubionego nauczyciela i idola, natomiast Tottie, zerknęła na Snape'a, który również spojrzał na nią. Odetchnęła widząc triumfujący uśmiech na jego twarzy.
W tym czasie Lockhart dźwignął się chwiejnie na nogi. Tiara spadła mu z głowy, a faliste włosy stanęły dęba*:

- No więc sami widzieliście! - powiedział wracając na podium. - to było zaklęcie rozbrajające... jak widzicie utraciłem różdżkę... ach, dziękuję, panno Brown. Tak, to był wyśmienity pomysł, żeby im to pokazać, profesorze Snape, ale jeśli wolno mi uczynić pewną uwagę, z góry było wiadomo co Pan zamierza zrobić.* - mówił nakręcony, a Tottie zachichotała. - Gdybym chciał Pana powstrzymać, byłoby to zbyt łatwe. Zgadzam się, że dla młodzieży było to bardzo pouczające...*

Tottie widziała w oczach Snape'a chęć mordu. Po chwili, Lockhart poprosił go aby ustawił uczniów i żeby sami poćwiczyli.
Po pół godzinie różnych zaklęć, w końcu Lockhart zaproponował naukę blokowania widząc, że uczniowie ponoszą za duże obrażenia. Gdy chciał wybrać Nevilla i Flechera, Snape, zaproponował ze swoim złośliwym uśmiechem aby Potter z Malfoyem zademonstrowali blokowanie. No i się zaczęło. Tottie stała z boku całego tłumu i obserwowała to co się będzie działo.

W końcu stało się to czego się bała. Malfoy zaskoczył Pottera Serpensortią i z końca różdżki, wystrzelił wąż, który od razu podpełzł do Harrego. Wszyscy oniemieli. Sytuację chciał przejąć Snape, podchodząc bliżej Gryffona.

- Spokojnie Potter, ja się tym zajmę. - jednak w tym samym momencie, chłopak zaczął mówić do węża. Tottie doskonale to usłyszała i w jej żyłach pojawił się strach. Chłopak był wężousty, a ten gad najwidoczniej go słuchał, bo zaczął podchodzić do Harrego. Jednak było coś jeszcze, co przeraziło dziewczynę. Rozumiała każde słowo wypowiedziane przez Harrego do węża. Najpierw myślała, że chłopak mówi normalnie, ale gdy zapytała Hermionę, dowiedziała się, że dziewczynka słyszy tylko syk.
Tottie zrobiło się słabo i przerażona wybiegła z Sali.

~~~~~

Po tym całym, pożal się Merlinie, pokazie sztuczek magicznych, Severus Snape wracał do swoich lochów. Miał jeszcze sporo pracy przed sobą. Sprawdzenie wypracowań tych bałwanów, których przyszło mu uczyć, i przygotować nowy zestaw utrudnień życiowych dla panny White.
Szybkim krokiem przemierzył korytarze pierwszego piętra, po czym zszedł schodami w dół. Panował tam jak zwykle chłód. Powiewając swoimi szatami, dotarł do drzwi sali od eliksirów. Nagle, uświadomił sobie, że nie jest sam. Gwałtownie obrócił się i zauważył, że pod ścianą siedziała Charlotta.

- Można wiedzieć, co Pani tu robi? - zapytał chłodno. Odpowiedziała mu cisza. Dopiero teraz zauważył, że dziewczyna jest jakby nieobecna. Wpatrywała się martwym wzrokiem w jakiś odległy punkt.
Westchnął ciężko, wiedząc, że nie będzie łatwo dogadać się z tą dziewuchą, podszedł do niej, i powiedział:

- W czym mogę pomóc, panno White?

- P-panie profesorze... - powiedziała cicho ochrypłym głosem. Przez chwilę Snape'owi wydawało się, że znowu może utracić nad sobą kontrolę, jednak zarzucił tę myśl, widząc przerażenie w jej oczach, a nie mrok.

- Co się stało, White? - warknął zaniepokojony, chwytając ją za ramię i podnosząc do pionu.

- Słyszał Pan? Harry rozmawiał z... wężem.

- Jesteś wybitnie bystra. – sarknął. - Wiem co to może znaczyć ale nie przejmuj się Potterem. Nim zajmuje się Dumbledore. - powiedział jadowicie.

- Nie chodzi o Harrego... znaczy, nie może mu się nic stać. – mówiła.

- Jeśli przyszłaś tutaj opowiadać mi o Potterze, to licz się... – zaczął warczeć, ale Tottie szybko mu przerwała.

- Ja zrozumiałam co powiedział! - krzyknęła.

Snape stał jak by mu nogi przyrosły do podłogi. Powoli, wyciągnął rękę do dziewczyny i powiedział:

- Chodź do mojego gabinetu. Nie będziemy tutaj rozmawiać.

Otworzył drzwi zaklęciem i prawie że wepchnął dziewczynę do środka. Potem szybko przeszedł przez całe pomieszczenie, zrzucił płaszcz i usiadł za biurkiem, szperając w szufladach. Tottie stanęła obok.

- Siadaj. – mruknął. - od kiedy o tym wiesz?

- Od dzisiaj. Wcześniej nie zdarzyło mi się słyszeć mowy węży. – odparła.

- Wiesz co to oznacza?

- Domyślam się. Czytałam kiedyś, że mową węży szczycili się wielcy czarnoksiężnicy, szczególnie potomkowie Slytherina... Voldemort był wężousty. - powiedziała niepewnie.

- Byłaś z tym u Dumbledore'a? - jego głos osiągnął temperaturę zera absolutnego.

- Nie... chciałam najpierw przyjść do Pana. – opuściła wzrok.

- Głupia dziewczyno! Od razu powinnaś iść do dyrektora!

- Nie! Proszę, niech Pan nic mu nie mówi. - powiedziała roztrzęsiona, podchodząc do niego bliżej i łapiąc za ramię.

- Idziemy! Zobaczymy co powie Dumbledore. - powiedział i wstał z krzesła. Chwycił dziewczynę za rękę i pociągnął za sobą.

Szli korytarzami, aż w końcu po paru minutach dotarli przed chimerę

- Cytrynowy sorbet. - mruknął i gdy tylko chimera się odwróciła, wszedł na schody ciągnąc dziewczynę za sobą.

- Dyrektorze! Jest Pan tutaj? - powiedział od progu.

- Co się stało Severusie? - zapytał łagodnie Dumbledore podchodząc bliżej.

- To, że Potter jest wężousty, można było się domyślić ale panna White? - syczał Snape. - Jak to wyjaśnisz? Ona też jest wybrańcem? – sarknął.

- Spokojnie Severusie, usiądźcie proszę. - powiedział dyrektor. - domyślałem się, że Tottie też może umieć rozmawiać z wężami... - mówił jakby opowiadał o pogodzie.

- Wiedziałeś? - zapytała Tottie.

- White, cisza. – syknął Snape.

- Wiedziałem, Tottie. – westchnął Dumbledore.

- Myślałam, że... że odcięłam się od tego całkowicie. Powiedziałeś, że nie pozwolisz mu wejść w moje życie? - mówiła rozgoryczona. - obiecałeś mi!

- Tottie, nie mam wpływu na wiele rzeczy. Obiecałem, że nic Ci się nie stanie, nawet mimo tego co odkryłaś. - powiedział dyrektor podchodząc do dziewczyny. Spojrzał na nią znad swoich okularów i kontynuował: - Może czas, by Severus poznał prawdę. - Tottie spojrzała na dyrektora, potem na Snape'a. Przerażenie malowało się na jej twarzy, Snape wiedział to co mogło za chwile nastąpić, bo zauważył jak skóra dziewczyny przybiera ciemny odcień, dlatego szybko powiedział:

- White, posłuchaj. Jeśli nie chcesz powiedzieć nie mów. Nie potrzebuję tej informacji.

- Pan mnie za to znienawidzi. - mówiła jakby nie słyszała jego słów. Usiadła na krześle, chowając głowę w dłoniach.

- Ja już Cię nienawidzę. - sarknął - mimo tego, wolałbym abyś pozostała sobą, a nie tym czarnym tajfunem. - mówił bardzo łagodnie jak na niego. - White, każdy ma tajemnice. Zachowaj swoją.

Dziewczyna się uspokoiła. Spojrzała na swojego profesora, a po chwili w jej dłoniach pojawiła się filiżanka herbaty.

- Często dostaje napadów?- zwrócił się dyrektor do Severusa.

- Kilka razy w miesiącu. Trzy, może cztery. – odparł Snape, patrząc na roztrzęsioną dziewczynę.

- Nie dobrze... - powiedział dyrektor, gładząc się po siwej brodzie.

- Albusie, czy mogę iść do siebie? Nie czuje się zbyt dobrze... - powiedziała nagle Tottie.

- Tak moja droga, idź.

Wstała smętnie, ciągle trzymając filiżankę. Wyglądała jakby przez tą chwilę los dodał jej dziesięć lat. Przed wyjściem, spojrzała na Snape. Nie oczekiwała od niego niczego. Nawet zrozumienia ale nie chciała mu mówić o tym, kim jest. Tak bardzo się tego bała.
Kiedy wyszła, dyrektor wyjął jakąś starą księgę, otworzył na odpowiedniej stronie i rzekł do Snape'a:


- Nagle chcesz ją ratować? – sarknął Nietoperz.

- Dopóki nie będzie gotowa, nie może umrzeć.

- Hodujesz ją tylko po to, aby pozwolić jej zdechnąć jak psu?- zdziwił się Snape, chociaż już słyszał odpowiedź dyrektora.

- Nie mów mi, że zaczęło ci zależeć na tej dziewczynie. – powiedział pogonie Dumbledore.

- Zależeć? Ja chcę jej pomóc, a Ty ją skazujesz na śmierć. Wiedziałeś, że jest sposób aby pozbyć się TEGO z niej? Wiedziałeś, że jest tak silne zaklęcie? Zadałem sobie trudu i znalazłem rozwiązanie... - mówił Severus.

- Tak... wiedziałem... - odparł dyrektor po chwili ciszy. - tylko, że to zaklęcie prędzej ją by zabiło niż uratowało.

- Co za różnica, jeśli i tak ma zginąć. – syknął Nietoperz.

- Severusie, ona jest częścią planu zniszczenia Czarnego Pana. On wróci i to już niedługo, sam o tym dobrze wiesz.

Nastała cisza. Snape wpatrywał się w dyrektora, a Dumbledore patrzył na karty księgi, gdzie widniały zaklęcia ochronne.

- Chroń ją dopóki nie nadejdzie odpowiednia chwila. - powiedział w końcu dyrektor. - Teraz ja Ciebie o to proszę...

- Co mi dasz w zamian, dyrektorze? - ostatnie słowa, Snape wyrzekł w sposób w jaki Dumbledore zwrócił się do niego przed dziesięcioma laty. Dyrektor podniósł na niego wzrok. Zrozumiał. I wspomnienie wróciło jak żywe. Teraz to on prosił o ocalenie ukochanej osoby, tak jak niegdyś Severus prosił o ochronę dla Lili.

- W zamian, odzyskasz spokój i wszystko to co utraciłeś, Severusie. - powiedział ze łzami w oczach.

Snape nie powiedział nic więcej. Odwrócił się i wyszedł z gabinetu dyrektora biorąc ze sobą księgę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro