Opowieść Pani Felicji.
Nazajutrz rano, śnieg zasypał całe miasteczko. Ludzie nie mogli przedrzeć się od jednych drzwi do drugich, i żadne łopaty nie były w stanie odśnieżyć podjazdów i chodników.
Od samego ranka, w kuchni, Tottie z babcią Matyldą przygotowywały kompot i grzały dania, które wieczorem miały pojawić się na wigilijnym stole. Maddie w tym czasie dodekorowywała dom, na zewnątrz i wewnątrz, aby zrobić dobre wrażenie na ukochanym siostry. Nie chciała robić jej obciachu i wyjść na nieokrzesaną mugolkę, więc starała się jak mogła. Ozdób nigdy dość! Ten dzień miał być wyjątkowy. Tottie od rana nie wspominała o wrednym Nietoperzu z Lochów, tylko cieszyła się na nadchodzące spotkanie z Remusem. Niecierpliwie odliczała kolejne minuty, które dzieliły ją od wieczoru. Tego dnia nie mógł nikt popsuć, bo zapowiadał się perfekcyjnie.
Po ostatnich poprawkach na stole, w salonie i w każdym możliwym kącie w domu, po przyprawieniu wszystkich potraw, wszystkie Panie rozeszły się, aby przygotować kreacje na ten wieczór. Tottie postanowiła założyć granatową sukienkę do kolan, zdobioną gdzieniegdzie pięknym, srebrnym haftem. Była to jedyna sukienka jaką miała po matce. Zakładała ją tylko w wyjątkowych okolicznościach, a dzisiaj taka była. Gdy zegar wskazał siedemnastą pięćdziesiąt, Tottie zeszła na dół do salonu, gdzie ustawiony był stół z czterema nakryciami. Babcia i Maddie jeszcze kłóciły się na górze o bombki, których Mad nie zawiesiła, a przecież miała to zrobić już wczoraj. Tottie zachichotała. Stanęła przy oknie oknie i spojrzała w niebo, które lśniło tysiącem gwiazd.
Pomyślała o Snape'ie, który prawdopodobnie święta spędzał samotnie w zamku. Była to dziwna myśl, bo obiecała sobie, że nie będzie myśleć o Nietoperzu, który traktował ją jak głupiego uczniaka. Przez chwilę zrobiło jej się nawet przykro, że został sam na święta. Nikt na to nie zasługiwał, że w taki dzień siedzieć sam, opuszczony przez wszystkich. Nawet Snape.
- Wesołych Świąt, profesorze. - powiedziała patrząc na granatowy nieboskłon.
Nagle, coś huknęło, stuknęło i z kominka wyszedł Lupin. Uśmiechnięty w nowym garniturze.
- Bawisz się w świętego Mikołaja? - zaśmiała się Tottie, podchodząc do niego bliżej.
- Coś w tym rodzaju. Wesołych świąt! - powiedział łapiąc w ramiona. Dziewczyna nie stawiała oporów, gdy ją przytulał i całował.
- Wesołych Świąt.- zachichotała. - Siadaj proszę, ja już wołam babcię i siostrę. - pokazała mu miejsce za stołem i podeszła do schodów, żeby zawołać resztę rodziny.
- Babciu! Maddie! – krzyknęła.
- Zaraz! Babcia stawia opory. – usłyszała z góry.
Tottie zaśmiała się i usiadła obok Remusa.
- Mam chorą rodzinkę. – powiedziała z uśmiechem.
- Przynajmniej się nie nudzisz. – odparł.
W kilka chwil potem, ze schodów zeszła Maddie, a tuż za nią człapała babcia z marsową miną. Okazało się, że bombki zostaną w pudełku. Tottie chciało się śmiać, ale przy Remusie musiała się trochę opanować, żeby nie wyjść na wariatkę. Próbowała się nie szczerzyć, bo jak mówił profesor Snape, robiła z siebie idiotkę.
Gdy Remus poznał całą rodzinę, babcia zarządziła kolację i pierwsze dania znalazły się na stole. Indyk pieczony z żurawiną, ryba w kilku odsłonach, kompot, a nawet polskie pierogi z kapustą. Babcia wyczytała o tym w jednej z gazet i postanowiła zrobić na wigilię.
- Więc jest pan nauczycielem naszej Tottie? – zapytała w końcu babcia.
- Można tak powiedzieć, chociaż tak naprawdę ćwiczymy razem zaklęcia. – odparł Remus, dojadając pieroga.
- I jak pan ocenia zdolności mojej wnuczki?
- Tottie jest bardzo zdolna. Szybko się uczy, a co najważniejsze chce się tego uczyć.
- Zawsze uważałam, że moje wnuczki są najzdolniejsze. – uśmiechnęła się starsza pani.
- A masz jakieś poważne zamiary względem mojej siostry? – wtrąciła się nagle Maddie, a Tottie kopnęła ją w piszczel i zgromiła wzrokiem.
- Cóż mogę powiedzieć – zaczął niemrawo. – Zakochałem się w twojej siostrze.
- Mad... - ostrzegła Tottie, przed kolejnym głupawym pytaniem.
- Skoro tak, to witaj w rodzinie! – ucieszyła się Maddie.
Kolacja trwała jeszcze długo do późnych godzin nocnych. Babcia miała jeszcze wiele pytań do młodego nauczyciela, a Maddie dolewała oliwy do ognia. Tottie na początku zdenerwowana pytaniami siostry, w końcu odpuściła i wyluzowała. Potem Lupin pożegnał się z każdą z pań i ponownie zniknął w kominku, obiecując seniorce, że wkrótce znowu ją odwiedzi.
Tottie pomogła uprzątnąć stół, i udała się do swojego pokoju. Długo jeszcze nie mogła zasnąć rozmyślając od Remusie. O tym, jaki był cudowny, zabawny, miły i inteligentny. Cieszyła się, że ten wieczór spędzili razem. Mogła rozmawiać z nim godzinami i nigdy by się jej to nie znudziło. Był jednym słowem, tym jedynym.
Gdy zasnęła znowu śniła ten sam sen co zwykle.
Był tam Voldemort, jego wąż i Snape. Tottie widziała jak profesor leży bez życia, a ona nie może nic zrobić... ten sen pojawiał się coraz częściej.
***
Święta, jak wszystko co dobre, szybko się skończyły i po dwutygodniowej przerwie, Tottie miała wrócić do Hogwartu. Po nowym roku, wraz z profesorem Lupinem ćwiczyła zaklęcia niewerbalne. Remus był z niej bardzo dumny, bo już na pierwszych zajęciach, bez użycia jakichkolwiek słów czy gestów, Tottie przesunęła wszystkie stoliki i poukładała jeden na drugim. Coraz częściej też, zapraszał dziewczynę na spacery do Hogsmeade, gdzie siadywali w karczmie pani Rosemarty, albo udawali się na błonia. Jako, że pogoda sprzyjała, bo śnieg trochę ustąpił, więc Tottie nie odmawiała. Była bardzo zadowolona, gdy mogła spędzić trochę czasu z nim sam na sam. Mieli coraz więcej tematów do rozmów i dyskusji. Podejmowali najróżniejsze tematy i najbardziej zuchwałe tezy. Oboje uwielbiali dowiadywać się czegoś nowego. Nieopodal zamku mieli swoje miejsce, którym był zwalony konar drzewa. Siadywali tam często przytuleni do siebie i przyglądając się trwającej w najlepsze zimie. Tylko od czasu do czasu, Tottie widziała w oknie, gdzieś na pierwszym piętrze, ciemną postać patrząc na nich z góry.
- Wiesz, uwielbiam spędzać z tobą czas. – powiedziała któregoś dnia.
- Ja z tobą też, paskudo. – Remus zaśmiał się, całując dziewczynę w czoło. – Nie długo walentynki, co byś powiedziała na małą kolację?
- Kolację? – zdziwiła się.
- No tak. Tylko ty i ja. Poproszę dyrektora o dzień wolny i przeniesiemy się do Londynu.
Nagle, obok nich pojawił się Snape. Tak jakby wyrósł spod ziemi. Zdegustowany patrzył jak oboje podnoszą się i otrzepując ze śniegu. Jego wzrok machinalnie powędrował w stronę dziewczyny, która nie miała zamiaru spojrzeć na niego. Chwyciła Remusa pod ramię i stanęła obok.
- Co cię sprowadza, Severusie? – zapytał uprzejmie Lupin.
- Dyrektor chce cię widzieć, White. – Nietoperz nawet nie zwrócił uwagi na nauczyciela OPCM.
- Nie mógł sam przyjść, tylko pana wysyła? – mruknęła.
- Dyrektor nie będzie chodził za jakąś smarkulą.
- Severusie! – Remus stanął w obronie Tottie. – Nie mów do niej w ten sposób.
- Zadziwiające, Lupin, jak z wystraszonego popychadła stałeś się Romeem z Merlina łaski. – sarknął Nietoperz i odszedł powiewając swoim czarnym płaszczem.
Tottie spojrzała za odchodzącym profesorem, po czym opuściła wzrok. Bez słowa puściła ramię Remusa i poszła śladem Nietoperza, kierując się do dyrektora.
Wchodząc do zamku, zdążyła jeszcze dogonić Snape'a, który schodził do lochów. Podbiegła do niego i krzyknęła:
- Jak pan może?!
Snape odwrócił się w jej stronę ze złośliwym uśmieszkiem i powiedział:
- O co chodzi, panno White?
- O to, że nie może pan tak traktować Remusa. To niedopuszczalne!
- Jesteście oboje tacy sami. Zaślepione dzieci, myślące, że życie to bajka. – sarknął.
- Przynajmniej nie jesteśmy zgorzkniałymi nietoperzami, siedzącymi w lochu.
Twarz Snape'a nagle stężała w mrocznym wyrazie. Złość wylewała się przez jego oczy, które niebezpiecznie błyszczały. Tottie miała wrażenie, że zaraz podejdzie i ją uderzy, ale on tylko odwrócił się od niej i zszedł do lochów. Dziewczyna fuknęła pod nosem i udała się do dyrektora.
Gdy znalazła się pod chimerą, wypowiedziała hasło i jej oczom ukazały się spiralne schody prowadzące do gabinetu Dumbledore'a.
- Witaj Albusie, wzywałeś mnie?- powiedziała wchodząc do środka.
- Tak, kochana Tottie. Mam do Ciebie prośbę. - odpowiedział stary czarodziej, wstając z fotela.
- Słucham. – uśmiechnęła się.
- Widzisz, mam pewien problem. Powinienem udać się do Doliny Godryka załatwić parę spraw, ale niestety jestem potrzebny w szkole. Podobno Black przedarł się do Hogsmead. Musimy zachowywać bezpieczeństwo. – mówił, przechodząc obok niej. – Czy mógłbym cię poprosić, abyś odwiedziła panią Felicję?
Tottie znieruchomiała. Pamiętała co Snape mówił o starszej pani, ale nie mogła odmówić Albusowi.
- To uparta baba. Ostatnim razem nie chciała mnie wpuścić. – powiedziała.
- To starsza kobieta i ma prawo do dziwactw. Proszę, odwiedź ją i zanieś jej to zawiniątko. – to mówiąc wręczył dziewczynie pakunek.
- Niech ci będzie. – westchnęła. – Ale to ostatni raz. Kiedy mam do niej pójść?
- Najlepiej jak najszybciej. – powiedział tajemniczo Dumbledore.
- Rozumiem, że w tej chwili?
Dumbledore tylko pokiwał głową. Tottie zmarszczyła brwi i wyszła z gabinetu, po czym udała się do swojego pokoju, żeby zabrać płaszcz.
W torbę zapakowała wszystko co niezbędne oraz zawiniątko od Albusa, i założywszy swój czarny długi płaszcz, udała się z powrotem do gabinetu dyrektora, skąd za pomocą kominka i sieci Fiuu, mogła przenieść się do Doliny Godryka.
- Powodzenia, Tottie - powiedział dyrektor i w chwilę potem, zniknął jej sprzed oczu. Znalazła się w obskurnym barze, który odkryła kilka miesięcy temu, gdy pierwszy raz odwiedziła panią Felicję. Wylazła z kominka, otrzepała się i ku zdziwieniu barmana, jak gdyby nigdy nic, wyszła na ulice. Kilka osób przechodziło chodnikiem, lecz poza tym nie było żywej duszy dookoła. Być może dlatego, że padał obfity śnieg.
Tottie raźnym krokiem poszła w stronę domu Pani Felicji. Znała tę drogę już na pamięć, dlatego nie minęło dziesięć minut, a stała przed drzwiami owego domu.
Zapukała kołatką. Drzwi się uchyliły i zza nich, wyjrzała siwa głowa starszej pani.
- Czego znowu chcesz? - zapytała oschle.
- Profesor Dumbledore, przysyła Pani nowy eliksir. - powiedziała Tottie, pokazując pakunek.
- Ten stary drops pożałuje... - mruknęła i wpuściła dziewczynę do środka.
Tottie weszła dalej do salonu, a zaraz za nią podążała pani Felicja. Kazała dziewczynie usiąść w jednym z foteli i wyjąć flakonik. Tottie posłusznie wykonała polecenie i dalej siedziała z szerokim uśmiechem, obserwując dookoła dom. W tym czasie, starsza pani oglądała zawartość buteleczki, a Tottie zaczęła przyglądać się fotografiom postawionym na kominku. Jedno zdjęcie szczególnie zwróciło jej uwagę. Były na nim dwie kobiety, które machały do niej. Bardzo młode, mogły być w wieku dziewczyny. Jedna była niska, z bujnymi lokami, druga zaś wysoka, z długimi ciemnymi włosami, i haczykowatym nosem. Tottie już gdzieś widziała ten nos.
- To matka profesora Snape'a, tak? - zapytała, gdy Pani Felicja usiadła naprzeciwko niej.
- Nie da się ukryć. - mruknęła starsza pani.
- Byłyście bardzo blisko, prawda? - dopytywała Tottie, podchodząc do kominak i wpatrując się w zdjęcie.
- Nie wsadzaj nosa w nie swoje sprawy. To są tajemnice rodziny Prince'ów. - powiedziała szorstko pani Felicja.
- Niech Pani mi opowie. – powiedziała błagalnie. - Przecież prędzej czy później się dowiem.
- Nie bądź taka cwana. Nikt ci nie opowie tej historii. A już na pewno, nie mój pożal się Merlinie, kuzynek Sev. Nie jest w ciemię bity.
- Przecież i tak powiedziała mi Pani, że jest rodziną profesora Snape'a. Dlaczego nie może Pani kontynuować opowieści? – Tottie drążyła temat. Usiadła z powrotem w fotelu i spojrzała z uśmiechem na starszą panią.
- A dlaczego ty chcesz to wiedzieć, dziewczyno? - zapytała ostro pani Felicja, i Tottie wydało się jakby słyszała samego Snape'a.
- Chciałabym zrozumieć profesora. - powiedziała opuszczając wzrok. – On ciągle jest wredny i mnie obraża. Chciałbym umieć z nim rozmawiać. Wiem, że jest dobrym człowiekiem.
Pani Felicja ciężko westchnęła i nalała sobie więcej herbaty. Popatrzyła w ogień, który tlił się w kominku i powoli zaczęła mówić:
- To nie jest szczęśliwa historia...
- Wysłuchałam jej. - powiedziała gorliwie dziewczyna.
- Nie przerywaj! - warknęła starsza pani - Eileen urodziła się w rodzinie czystej krwi. Pewnie wiesz co to znaczy. Wielce szanowana rodzina, i takie tam. Mój ojciec i jej ojciec byli braćmi. Moja matka była czarownicą półkrwi...
- To Pani również zna się na czarach? - zapytała z entuzjazmem.
- Nie przerywaj! Tak, uczyłam się również w Hogwarcie. U nas w rodzinie zawsze pilnowali czystości krwi, która jest bzdurą. Nie chciałam akceptować konwenansów i wychodzić za mąż za czarodzieja czystej krwi, ale moi rodzice byli... cóż, apodyktyczni. Eileen nie zgodziła się na taki układ wobec niej, i na złość rodzicom, wyszła za mąż za mugola - Tobiasza Snape'a. Kawał sukinsyna z niego był. Eileen zrobiła to wbrew rodzicom, nie z miłości. A przynajmniej nie na początku... Myślę, że w głębi serca kochała tego mugola, mimo że on jej nienawidził. Słyszałam, że podobno użyła na nim czaru miłosnego, nie wiem czy to prawda. – mówiła upijając łyk herbaty. - Potem urodził się Severus. Dorastał w podłych warunkach. Często chodził w podartych i brudnych ubraniach. Często nie dostawał jeść. Jego starzy cały czas się kłócili. W ogóle nie przejmowali się tym dzieckiem, tfu. - Pani Felicja splunęła na znak pogardy. - A to był dobry dzieciak i tak bardzo kochał swoją matkę. Stary Snape często bił Eileen za to, że nie powiedziała mu przed ślubem, kim jest. Bił nawet Severusa. Chłopak był zastraszony i opuszczony przez najbliższych ale miał magiczny talent. Tak, Eileen go w nim odkryła...- tutaj przerwała jakby zastanawiała się co powiedzieć dalej
- I co? - zapytała zszokowana Tottie.
- Pewnego razu, spotkał córkę Evansów, którzy wprowadzili się na Spinner's End. Ona także była niezwykłym dzieckiem. Może dlatego tak dobrze się rozumieli. W każdym razie, przyjaźnili się długo, nawet gdy poszli do tego przeklętego Hogwartu. Severus był bardzo wrażliwym chłopcem, i nie trudno się domyślić, że zakochał się w tej dziewczynie. Tyle, że potem...
- Co potem? Niech Pani mówi!
- Jesteś bezczelna... Potem utworzyła się grupka chłopaków z Gryffindoru, bo wiesz, że Severus był w Slytherinie?
- Tak, wiem
- No więc, Ci chłopcy bardzo mu dokuczali za to, że przykładał się do nauki i był ambitny. Znęcali się nad nim za to, że chodził w ubraniach swojej matki, że miał stare podręczniki. Wyśmiewali go na każdym kroku, a ta cała Evans nawet słowa nie powiedziała w jego obronie. Gnębili go tak, że nie miał życia w tej parszywej szkole. Nie miał go też w domu... rozumiesz ? Myślał, że choć w szkole poczuje się bezpiecznie, że choć tam będzie chciany i zauważony.
- A dyrektor nic z tym nie robił? – zapytała Tottie. Siedziała trochę w szoku, na który wskazywały jej oczy w wielkości galeona.
- Dyrektor Dumbledore uwielbia Gryffonów, nic by im nie zrobił. A Snape przez nich stracił przyjaciółkę. Od tamtego czasu zatracił granicę między dobrem, a złem i zgubił się gdzieś. Zaczął zadawać się z szemranym towarzystwem Śmierciożerców i ich dziećmi, a potem, gdy zrozumiał swój błąd, było za późno... - powiedziała cicho Pani Felicja, w której oczach, pojawiły się łzy.
- Za późno?
- Tak. Evans wyszła za mąż, wkrótce potem urodziła dziecko, syna, i zginęła z ręki Czarnego Pana. Severus próbował ją ocalić, ale nie udało mu się.
- A ci chłopcy, co mu dokuczali?
- Byli to najbardziej rozpoznawalni uczniowie tamtych czasów .- zaśmiała się gorzko Felicja - Syriusz Black, Peter Pettigrew, James Potter i Remus Lupin, popularnie zwani Huncwoci. Z czego ten cały Potter był mężem tamtej dziewczyny. – dokończyła pani Felicja.
- Lili Potter... - szepnęła Tottie - Snape kochał... Lili? - zapytała zaskoczona.
- Nawet bardzo, tylko że popełnił mnóstwo błędów i ona go po prostu zostawiła. Przestała z nim rozmawiać.
- A kto nie popełnia błędów? - powiedziała ostro Tottie. – To nie powód, żeby skreślać człowieka.
- Skreślać? To nie oni go skreślili, a on sam. Nienawidzi siebie, gardzi sobą i uważa, że nie powinien żyć, za to co zrobił. Ale ty jesteś za tępa, żeby to zrozumieć. - mruknęła starsza pani.
- Powiedziała Pani, że jednym z oprawców profesora Snape'a, był Lupin. On jest teraz nauczycielem w Hogwarcie.
- I żyje jeszcze? - zdziwiła się Pani Felicja.
- A dlaczego nie?
- Severus jest piekielnie inteligentny. Mógłby się pozbyć Lupina po cichu, bo zna jego... paskudny sekret, ale jeśli tego nie zrobił to widać, ma w tym jakiś interes.
- Albo jest posłuszny dyrektorowi, nie sądzi Pani? - powiedziała butnie dziewczyna krzyżując ręce na piersi.
- Możliwe. - rzekła starsza Pani wstając z fotela. Tottie uczyniła to samo.- A teraz wynoś się stąd.
- Jeszcze jedno. Dlaczego profesor Snape chowa to w sobie? Przecież ma wokół siebie życzliwych ludzi - zapytała z troską dziewczyna.
- Niektórzy to wiedzą, ale to już na pewno nie jest twoja sprawa! – warknęła staruszka.
- A czemu nie powiedział... - Tottie próbowała coś jeszcze dodać, ale w słowo wcięła jej się Pani Felicja:
- Zastanów się dziewczyno! Severus, według niego, poniósł klęskę, przez niego zginęła jedyna osoba, która go rozumiała i wspierała. Na której mu zależało i którą kochał; podjął w życiu złą decyzję, i to nie jedną. Więc dlaczego nikomu o tym nie mówi?! – krzyknęła.
Tottie opuściła głowę. Cały czas była w szoku po opowieści, a dodatkowo zrobiło jej się żal Snape'a.
- Dlatego, że ostatnią rzeczą, jakiej chce, jest litość. - powiedziała po chwili Pani Felicja - Bo uważa, że na nią nie zasługuje. Rozumiesz?
- Nie, nie rozumiem. – powiedziała chłodno. Uważała, że jasne, każdy popełnia błędy ale też każdy zasługuje na kolejną szansę. Nie ważne którą. Dopóki ktoś chce się poprawić zasługuje na litość i zrozumienie. Nawet Snape...
- Mówiłam, że jesteś za tępa. – warknęła starsza pani i chwyciwszy dziewczynę za rękę, wyprowadziła ją do przedpokoju. Tottie ubrała płaszcz i wyszła przed dom.
Zanim ruszyła w drogę powrotną, stanęła na środku drogi i przemyślała jeszcze raz to, co opowiedziała jej pani Felicja. Zrobiło jej się niedobrze. Zakochała się w człowieku, który gnębił jej profesora. Czuła wściekłość, że Remus nie przyznał się do znajomości ze Snape'em. Do takiej znajomości. Zataił to, tak jakby to nigdy nie miało miejsca, a ona naiwnie mu uwierzyła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro