Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nocne oczekiwanie.

Pewnego dnia pod koniec października, Tottie zauważyła jak profesor Snape wychodzi z terenu Hogwartu. Nie widziała wcześniej, żeby gdziekolwiek się wybierał. Zazwyczaj siedział w swoich lochach, a jak czegoś potrzebował to wysyłał Tottie. Dlatego ta sprawa wydawała się jej wielce podejrzana.
Gdy straciła go z oczu, postanowiła pójść do gabinetu dyrektora. On jedyny będzie wiedział, gdzie poszedł Snape.
Ze swojego pokoju do chimery broniącej wejścia do gabinetu Dumbledore'a, dzielił ją prosty odcinek korytarza. Gdy znalazła się przed wejściem, wypowiedziała hasło i przed nią otworzyły się spiralne schody, prowadzące do wewnątrz. Weszła na nie i po chwili była już w gabinecie dyrektora.

- Albusie? - zapytała nieśmiało i od razu do jej uszu dobiegł spokojny i serdeczny głos Dumbledore'a.

- Wejdź Tottie. Co Cię sprowadza, kochana?

- Wyglądałam teraz przez okno i ujrzałam jak profesor Snape wychodzi z terenu Hogwartu. Nigdy tego nie robił, a przy najmniej nie w dzień - zaśmiała się lekko, jednak zaraz spoważniała - wiesz może gdzie poszedł?

Dumbledore przyglądał się jej chwilę, po czym podszedł do dziewczyny i spojrzał jej głęboko w oczy.

- Severus nie chciałby żebyś się o tym dowiedziała. - powiedział łagodnie, spoglądając na dziewczynę spod okularów połówek.

- On mi nigdy nic nie chce powiedzieć - odpowiedziała, a w jej oczach zalśniły łzy. Dumbledore wzruszył się na ten widok, bo tak dawno nie widział, żeby mogła swobodnie płakać. Ucieszył się, że Severus uwolnił ją od tego potwora co w niej mieszkał.

- Jak wróci to idź z nim porozmawiaj. Ale dopiero jutro, dobrze? – odparł po chwili.

- Dlaczego wy mi nic nie chcecie powiedzieć? Ja się boję Albusie...

- Wiem Tottie. Ale musisz też zrozumieć, że chcemy Cię chronić, a wiedza może to utrudniać. Usiądź proszę - powiedział i zaprowadził ją do krzesła, na którym mogła usiąść. Dyrektor nalał jej herbaty w filiżankę i czekał aż dziewczyna zbierze myśli. Po krótkiej chwili Tottie znowu podjęła rozmowę:

- Boję się o niego... Dlaczego nie zwolnisz go z obowiązku szpiega?

- Nawet gdybym chciał, to Severus i tak zrobił by po swojemu. Doskonale wiesz, że dotrzymuje każdego danego słowa. Myślę, że byłoby to ujmą na jego honorze, gdyby zrezygnował. Poza tym, robi coś, za co wszyscy jesteśmy mu wdzięczni. Chroni nas. - powiedział dyrektor. Nagle, dziewczyna zauważyła dziwną rzecz. Jedna dłoń Dumbledore'a była sczerniała i jakby uschnięta. Tottie przyjrzała się jej bliżej, a gdy dyrektor zorientował się, na co się patrzy, zapytała:

- Co Ci się stało w rękę?

- A to? Nic takiego, kiedyś ci opowiem. - odpowiedział zdawkowo.

- Świetnie! Proponuje w ogóle mi nic nie mówić, traktować jak głupią kozę - oburzyła się - A nie, już mnie tak traktujesz. Zapomniałam - sarknęła i podniosła się z krzesła. Szybkim krokiem ruszyła w stronę drzwi. Zdążył ją jeszcze zatrzymać głos dyrektora:

- Tottie, to nie tak. Mówię Ci tyle, ile powinnaś wiedzieć. Proszę, zrozum to.

- Wiesz co? Wydaje mi się, że nigdy Cię nie obchodziłam... W przeciwnym razie, nie miałbyś przede mną tajemnic - powiedziała ponuro i wyszła.

~~~~

Wieczorem, gdy kolacja dobiegła końca, a uczniowie rozeszli się do swoich dormitoriów, Tottie ukradkiem wyszła na błonie. Snape nie wrócił do zamku, a więc była szansa na spotkanie go w drodze.
Na zewnątrz było zimno i wietrznie. Tottie otuliła się szczelniej płaszczem i ruszyła w stronę głównej bramy wjazdowej, gdzie dziś po południu widziała wychodzącego tamtędy Snape'a.
Pomimo, że dyrektor nie wyjawił jej prawdy co do celu podróży Mistrza Eliksirów, Tottie wiedziała, że poszedł on na spotkanie Śmierciożerców. Bała się co z tego wyniknie.
Gdy dotarła pod bramę, usadowiła się na wystającym pieńku i czekała. Założyła kaptur płaszcza, bo wiatr smagał niemiłosiernie. Z biegiem minut zaczynała żałować, że nie wzięła koca i kubka herbaty. Co prawda mogła to wszystko przywołać zaklęciem ale zaraz ktoś by się zorientował i podążył tym śladem, a ona chciała tu czekać sama, w nadziei, że będzie miała okazję porozmawiać ze Snape'em.

Nie miała pojęcia ile tam siedziała, gdy nagle usłyszała dźwięk aportacji. Poderwała się z miejsca i po chwili, za bramą ujrzała wysoką, ciemną postać idącą w jej stronę. Postać zbliżyła się do bramy i tak po prostu przez nią przeniknęła. Tottie zauważyła, że Snape lekko kuleje.

- Wszystko w porządku? - zapytała z troską w głosie.

- Co tu robisz, White? - odpowiedziało jej pytanie.

- Czekam na Pana.

- Czekasz? - zdziwił się, i zatrzymał obok niej.

- Naturalnie. Co się stało, że pan kuleje? Może mogę pomóc? - spojrzała na niego. W jego wyglądzie nie było nic podejrzanego. Przynajmniej z wierzchu, jednak coś nie dawało jej spokoju. Snape wziął ją za rękę i lekko uniósł. Objął ją drugą swoją dłonią i rzekł:

- Twój ojciec to tyran, a spotkanie u niego nie należą do przyjemnych.

- Bardzo? – zapytała z przestrachem.

- Trochę, ale to nie ważne. Chodźmy do zamku .- powiedziawszy to, puścił jej dłoń i dziewczyna, choć nie chętnie, ruszyła przodem.

Całą drogę do zamku milczeli. Nie była to jednak ciężka i trudna cisza, a taka w której oboje odpoczywali. Po całym dniu utrapień i strachu, taka odskocznia była zbawienna.
Gdy dotarli do zamku w środku było pusto. Nawet nigdzie nie było widać wszechobecnych duchów.
Snape od razu skierował się w stronę lochów, a Tottie nie dając się tak łatwo spławić, poszła za nim.

- No niech Pan coś powie w końcu? - powiedziała podchodząc do niego, gdy otwierał drzwi swojego gabinetu.

- Co tylko chcesz, ale najpierw wejdź do środka. - odpowiedział chłodnym tonem. Ta odpowiedź zdziwiła dziewczynę i lekko wybiła z rytmu. Miała już ułożoną w głowie kłótnie i to, aby mu wygranąć, że co on sobie myśli, traktować ją jak małe dziecko, a tutaj, proszę. Nietoperz niespokojniej w świecie chce jej wszystko wyjaśnić.

W pomieszczeniu jak zwykle było ponuro i zimno, dlatego Snape machnął różdżką i wnet w kominku zapłonął przyjemny ogień. Następnie podszedł do szafy, gdzie trzymał różnego rodzaje eliksiry i zaczął wyjmować małe flakoniki. Tottie stała w wejściu i uważnie go obserwowała. Mistrz Eliksirów wypił zawartość najmniejszego flakonika, a resztę zapakował w stojącą niedaleko miskę i skierował się w stronę swoich prywatnych kwater, mówiąc

- Potrzebuję twojej pomocy, panno White.

Tottie nie zwlekała dłużej i już po kilku chwilach znalazła się w małym saloniku, z którego prawdopodobnie przechodziło się do sypialni. Snape usiadł na jednym z foteli, różdżką wyczarował wodę w misce po czym wlał do niej zawartość średniego flakonika.

- Posłuchaj White - zwrócił się do dziewczyny - mam ranę na prawym boku, która zdecydowanie zbyt mocno krwawi i utrudnia chodzenie. Sam nie dam rady jej opatrzyć, więc czy mogłabyś mi pomóc?

Oczy dziewczyny powiększyły się do rozmiarów galeona i z przerażonym wyrazem twarzy, niepewnie podeszła bliżej nauczyciela. Zamieniła mały stoliczek w pufa, aby usiąść i przyjrzeć się ranie.
Snape w tym czasie, zdjął swój surdut i został w samych czarnych spodniach i białej koszuli, która po prawej stronie była cała we krwi. Tottie cicho jęknęła na ten widok i zakryła usta dłońmi. Snape popatrzył na nią i po chwili zastanowienia powiedział:

- Muszę zdjąć koszulę.

- Nie ma sprawy. Mam dwadzieścia siedem lat, profesorze. Widziałam w życiu męskie klaty. - sarknęła z uśmiechem. Chciała rozluźnić tą gęstą atmosferę, która między nimi powstała.

- Nie kłam White. - powiedział złośliwie, a dziewczyna się zarumieniła. Uwielbiał stawiać ją w niezręcznych sytuacjach. - Zrozumieniem jeśli będziesz chciała stąd wyjść. Ten widok nawet mnie obrzydza. - powiedział w końcu, z lekkim smutkiem.

- Proszę pokazać, a nie się użalać, profesorze. - uśmiechnęła się przyjaźnie. Snape niechętnie zaczął rozpinać guziki koszuli i gdy w końcu zabrakło mu ich, z oporem zdjął rękawy i ostatecznie całą koszulę.
Tottie zobaczyła blade ciało pokryte mnóstwem blizn. Jedne były już zasklepione i prawie nie widoczne, tylko ich wąskie i białe niteczki, drugie czerwone, ze strupami. Te musiały być świeże. Nie dała po sobie poznać ale w tym momencie, zrobiło jej się żal Snape'a. Chciała mu się rzucić na szyję i przytulić... teraz dopiero widziała jak ciężkie i niebezpieczne dostał zadanie. Mimo, że dziewczyna doskonale wiedziała, jak Śmierciożercy się ze sobą obchodzą, szok jaki w niej powstał był mieszanką złości, bólu i nienawiści do ojca.
Ostrożnie wyciągnęła rękę i wzięła szmatkę zamoczoną w roztworze. Następnie obmyła mu ranę na prawym boku i gdy wyciągnęła różdżkę, aby zaklęciem zasklepić ją, Snape odezwał się

- Nie. Zszyj normalnie.

- Dlaczego? Będzie to Pana bardzo boleć, poza tym, musiałabym założyć co najmniej sześć szwów. Proszę się nie wygłupiać. - powiedziała patrząc na niego.

- Zrób tak, jak Cię o to proszę. - odpowiedziało jej ciche mruknięcie i dziewczyna wiedziała, że nie było sensu z nim dyskutować. Przywołała zaklęciem igłę i nić medyczną, i wzięła się za cerowanie jego boku. Rana faktycznie była głęboka i trudno było ją zszyć, dodatkowo Tottie chciała zrobić to najmniej boleśnie, chociaż wiedziała, że tak się nie da. Co jakiś czas, zerkała na Snape'a. Jego twarz była jak z kamienia. Nawet najmniejsza zmarszczka bólu, nie pojawiła się na niej. Tak jakby nic nie czuł...
Po kilku minutach, dziewczyna skończyła i pomogła z powrotem założyć Snape'owi koszulę. Stanęła przed nim i powoli założyła mu ją na prawe ramię, którego nie mógł za bardzo podnosić, a potem na lewe ramię. Zanim zapięła biały materiał, opuszkami palców delikatnie dotknęła jego skóry poznaczonej bliznami.
Była delikatna, jakby uszyta z jedwabiu, tylko liczne bruzdy sprawiały dziwne wrażenie. Tak jakby ktoś szył złym ściegiem i powstały uwypuklenia. W żadnym wypadku nie obrzydziło to dziewczyny. Bardziej przeraziła się okrucieństwem jakiemu został poddany jej profesor.
Jej palce znaczyły drogę od klatki piersiowej przez obojczyk, aż zatrzymały się na szyi. Tutaj Tottie zauważyła tą ranę, którą nie tak dawno temu, zauważyła u Snape'a podczas rozmowy. Zrozumiała czemu tak bronił się, żeby przypadkiem tego nie zobaczyła.

W tym samym czasie, gdy dziewczyna z zainteresowaniem studiowała jego skórę i blizny, Snape uważnie przyglądał się jej twarzy. Nie wyrażała ona nic, poza zdumieniem. Nie zauważył w niej żadnego strachu czy niesmaku. I w jednej chwili poczuł ogromną wdzięczność do tej dziewczyny, która go nie oceniała i jeszcze pomogła.
Drżącą dłonią, odgarnął jej włosy, które spadały na twarz i delikatnie dotknął policzka. Na ten gest, dziewczyna szybko podniosła wzrok i ze zdziwieniem spojrzała mu w oczy.

- Dlaczego? - zapytała cicho.

- Nie przejmuj się tym - odpowiedział, a dziewczyna w tym czasie zapięła jego koszulę.

- Przejmuję właśnie - syknęła ocierając pojedynczą łzę, która spływała po jej policzku. - Przejmuję, bo Pan idzie tam sam, i nawet nikomu nie mówi. Przecież mógł się pan wykrwawić.

- Nie pozwolili by na to. Jestem dla nich zbyt cenny. - odparł spokojnie.

- I mówi Pan o tym, jak o najzwyklejszej rzeczy na świecie?! - oburzyła się i wstała. Odstąpiła od niego i chciała wybiec z jego kwater, ale Snape był szybszy. Złapał ją za rękę i delikatnie przyciągnął do siebie. Po czym powiedział:

- Bo uwierzę, że się Pani mną przejmuje. - sarknął, na co dziewczyna lekko się zaśmiała. - On wie, że mieszkasz w Hogwarcie i wścieka się, że nie może cię dopaść.

Tottie drgnęła. Jak mógł się o tym dowiedzieć. Przecież wszelki ślad po niej zniknął z dawnego życia. Zaczęła nowe. Pod innym imieniem i nazwiskiem.

- Jak to? – zapytała.

- Jeden ze Śmierciożerców widział cię w Londynie. Od razu rozpoznał, że to Ty. Kojarzył Cię z dziecięcych lat.

- I co teraz?

- Nic. Zostaniesz tutaj. Obiecałem Ci przecież, że Cię nie dostanie i słowa dotrzymam White. - powiedział chłodno.

- Fakt, obiecał Pan. - zaśmiała się.

- Jest tylko jedna ważna rzecz. Nie chcę ryzykować, że Czarny Pan wyczyta coś z moich myśli. Jest mistrzem legilimencji, dlatego nie możemy się często widywać. Bo przez moją nieuwagę mogę zrobić Ci krzywdę. - powiedział Snape, a jego głos przybrał temperaturę zera absolutnego.
- Jeśli tak trzeba... - odparła smutno, a gdy Snape zbliżył się do niej by jeszcze raz dotknąć jej ciepłego policzka, odsunęła się i powiedziała. - Proszę się położyć i odpocząć. Jutro przyślę do pana Poppy. Dobranoc. - i wyszła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro