Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

(Nie)miłość.

Z biegiem dni czarodzieje przyzwyczajali się powoli do myśli o trwającej wojnie z Czarnym Panem. Ludzie mieli to do siebie, że szybko adaptowali się do nowych warunków, jakie by one nie były. I pomimo tego, że zdecydowana większość z nich nie zgadzała się z przyjętym nowym porządkiem, próbowali normalnie funkcjonować.

Odkąd zaczął się nowy rok szkolny, Nora doszczętnie opustoszała. Zostali w niej tylko Molly, Artur i Tottie. Od czasu do czasu wpadał Lupin z Tonks, którzy w końcu oznajmili, że wkrótce biorą ślub. Wydawali się być naprawdę szczęśliwi ze sobą i tą radością zarażali wszystkich dookoła. Dni mijały pod znakiem ciemnej gwiazdy nieszczęść, a jedynym źródłem informacji był podległy pod ministerstwo Prorok Codzienny. Oczywiście wypisywali tam same kłamstwa, wybielając Voldemorta i mamiąc ludzi, którzy zaczynali wierzyć w te brednie.
Z informacji, które docierały do domu państw Weasley, wynikało, że w Hogwarcie od tego roku, porządku pilnują dementorzy, a Snape jako dyrektor wprowadził w życie niektóre dekrety Umbrige, czym nie zaskarbił sobie uznania wśród społeczności zamku. Wiadomo było tylko tyle, że prawie w ogóle nie wychodził ze swojego gabinetu i oprócz tych zakazów i nakazów, nie wiedziano dokładnie czego można się po nim spodziewać. Molly próbowała dowiedzieć się czegoś więcej od córki ale wprowadzono cenzurę wszystkiego co napływało do szkoły, dlatego większość listów w ogóle nie docierała. Trzeba było zachowywać poprawność polityczną. Z Proroka wynikało, że ministerstwo
stworzyło Komisję Rejestracji Mugolaków, gdzie wzywano ich na przesłuchania, które prowadziła Dolores Umbrige oraz zsyłano ich do Azkabanu pod zarzutem kradzieży magii. Dewizą Ministerstwa stało się hasło Magia to potęga.
Ludzie zaczęli bać się wychodzić z domu, aby nie zostać o coś oskarżonym i postawionym przed Starszym Podsekretarzem Ministra Magii - Dolores Umbrige. Voldemort i jego Śmierciożercy, z powodzeniem siali terror wśród społeczności magicznej.

- Słyszeliście, znowu do Azkabanu trafiła czarownica, której matka była mugolką. Podobno na przesłuchaniu przyznała się do tego, że "ukradła magię" i różdżkę swojemu ojcu. Nieoficjalnie wiadomo, że ją zmusili grożąc jej dzieciom. - powiedział Lupin, gdy pewnego jesiennego dnia wpadł bez zapowiedzi do Nory. Od kiedy Dumbledore umarł, dom Państwa Weasley stał się kwaterą główną Zakonu Feniksa, dlatego członkowie, którzy zostali, często przychodzili bez zapowiedzi.

- Kolejna? - zapytała Tottie, wychodząc mu naprzeciw. - który to już przypadek w tym tygodniu?

- Dwunasty. – odpowiedział.

- Przecież to kłamstwo! Nie można ukraść magii.

- Masz rację, ale twoja czy moja opinia, nic tu nie znaczy.

- To straszne... - odparła zrezygnowana, siadając przy stole w jadalni. Remus usiadł obok niej, a Molly zrobiła herbaty i również dołączyła do nich.

- Remusie, przyjdziecie z Tonks na kolację? - zapytała pani Weasley, aby zmienić ten ciężki temat.

- Chętnie. Tonks na pewno się zgodzi. Dziękujemy. - odparł z uśmiechem. - A jak u was? Jak Artur sobie radzi?

- Jakoś musi się dostosować... nie jest łatwo, ale potrzebuje tej pracy. - powiedziała smutno Molly.

- No tak rozumiem. Wszystko wróci do normy, jak poprzednim razem.

W pomieszczeniu zapadła cisza. Przez kuchenne okno słychać było szelest gałęzi, którymi bujał wiatr. Chyba nikt nie wierzył, że to wszystko może się zmienić i że jeszcze wrócą dawne czasy... zbyt wiele rzeczy się stało, których nie da się odwrócić, i które zawsze pozostaną blizną w pamięci, tak głęboką, że nie da się o niej zapomnieć.

- Wezmę się za kolację. - oznajmiła w końcu Molly, wstając od stołu i kierując się do kuchni.

- To ja nie będę przeszkadzać. Wracam do Tonks i przyjdziemy wkrótce. - powiedział Remus, podchodząc do drzwi wejściowych. Tottie postanowiła go kawałek odprowadzić, bo miała dość tej gęstej atmosfery w domu, a na świeżym powietrzu łatwiej się myśli.
Gdy znaleźli się na ganku ruszyli szutrową drogą przed siebie. Wieczór zapowiadał się spokojny i bezdeszczowy. Na niebie lśniły już gwiazdy i pół tarczy księżyca.

- Jak się trzymasz? - po chwili ciszy, rozmowę podjął Remus.

- Niezbyt... mam ochotę zasnąć i już się nie obudzić. – mruknęła.

- Nami wszystkimi to wstrząsnęło, a co dopiero tobą. – westchnął.

Znowu zapadła między nimi cisza. Szli dalej, powłócząc noga za nogą i nigdzie się nie spiesząc.

- Mam niejasne wrażenie, że on to zaplanował. - powiedziała w końcu Tottie, co wprawiło Lupina w konsternacje i zdziwienie.

- Słucham? – zapytał.

- Wiesz, na kilka dni przed swoją śmiercią, Dumbledore zaprosił mnie do siebie do gabinetu. Pokazał mi wówczas wspomnienia tego Śmierciożercy - ostatnie słowo wypowiedziała jakby mówiła o jakiejś okropnej chorobie - kazał mi abym nigdy nie zwątpiła w to co robi i zawsze mu ufała...

- I co z tego? Dumbledore sam się co do niego pomylił. - powiedział twardo Lupin.

- Tego nie wiemy... Z naszej perspektywy tak to wyglądało... Natomiast, jak sięgnę pamięcią, Albus na każdym kroku, kazał mi wierzyć Snape'owi. Bardziej nawet niż sobie. - powiedziała. W tym momencie oboje stanęli do siebie twarzą w twarz.

- Nie rozumiem chyba. Wybacz, ale nie jestem w stanie uwierzyć, że Dumbledore sam się zabił. – sarknął.

- Sam nie. Wierzę Harry'emu, że to był Snape, ale wydaje mi się mało prawdopodobne, aby zrobił to z własnej woli... poznałam go trochę i nie wydaje mi się, że umiałby aż tak kłamać.

- Tottie, wiem że naturalnym odruchem u ciebie jest obrona innych, ale Snape zrobił to z premedytacją. On służy Czarnemu Panu i... – przerwał, bo w tym momencie, w słowo wpadła mu dziewczyna.

- Remus! Albus nie był głupi, nie zaufałby człowiekowi, co do którego nie miałby pewności, że jest godny zaufania. Albus sam mnie tego nauczył.
- Nie broń go... ja wiem, że miłość zaślepia, ale Tottie, spójrz prawdzie w oczy. To Śmierciożerca, on zawsze taki był, odkąd pamiętam uwielbiał czarną magię i zadawał się ze zwolennikami Sama-Wiesz-Kogo.

- A zastanawiałeś się, dlaczego? -zapytała złośliwie. - widzisz tylko w nim winę. Nigdy cię nie zastanawiało co go zmusiło do zostania tym, kim jest?

- Tak go wychowano, poza tym, był w Slytherinie, stamtąd nic dobrego nie wyszło. - odpowiedział cicho.

- Zadziwiasz mnie... myślałam, że nie ulegasz tym stereotypom. - odparła z rezygnacją i ruszyła z powrotem do Nory.

- Poczekaj! - powiedział nagle Remus, chwytając ją za rękę, tym samym zatrzymując ją na chwilę. - wiem co masz na myśli... domyślam się, że Snape ci o wszystkim opowiedział, ale byliśmy wtedy gówniarzami, byliśmy głupi i chcieliśmy się przypodobać innym.

- Na przykład Lily Evans? – syknęła.

- Posłuchaj, Snape sam zniechęcił do siebie Lily, sprawił, że go znienawidziła. Powinien mieć pretensje tylko do siebie.

- Nie chce mi się z tobą rozmawiać... ja też znałam James'a, lubiłam go, ale nie pomyślałeś, że to może jego wina? Przecież specjalnie zabrał Severusowi jego jedyną przyjaciółkę. Nigdy nie było ci szkoda Snape'a, gdy twoi koledzy się nad nim znęcali?

- Tottie... - westchnął cicho. - przestań, nie próbuj go usprawiedliwiać.

- Nie Remus! Ludzie nie są z natury źli. Coś ich musiało do tego zmusić, jakieś przeżycia, może inni ludzie... - krzyknęła ze łzami w oczach.

- Ty go tu bronisz i pomimo tego, że nas wszystkich zdradził, łącznie z Tobą, cały czas go kochasz. A czy on kiedykolwiek zrobił cokolwiek dla ciebie? Czy też by cię bronił?! Czy też byłby zdolny kochać cię tak, jak ty jego?! Tottie, otrząśnij się, nie uciekaj w coś nierzeczywistego! - wybuchł w końcu Remus, ale po chwili pożałował swoich słów. Tottie spojrzała na niego z nienawiścią w oczach, z których lały się potoki łez i ruszyła biegiem w stronę wzgórza za domem państwa Weasley.

- Tottie! - zdołał jedynie krzyknąć za dziewczyną, lecz ona była już za daleko. Próbował ją dogonić, ale nagle stało się coś, czego nie umiał wytłumaczyć. W jednej chwili dziewczyna wzniosła się w powietrzu i znikła za tumanem ciemnego pyłu szybując wysoko ponad koronami drzew.
Latać bez użycia mioteł umieli tylko czarnoksiężnicy.

~~~~

W Norze panował niepokój. Odkąd wrócił Remus i powiedział co się stało, wszyscy byli zaniepokojeni nieobecnością Tottie i próbowali jej szukać. Lupin nie powiedział im czego był świadkiem, bo sam do końca nie był pewien. Gdy tylko skończył opowieść, Molly zdzieliła go ścierką po głowie, a Tonks jeszcze mu poprawiła. Nawrzeszczały, że jak może być taki nieczuły i nietaktowny. Obie wiedziały, że Tottie coś czuje do Snape i starały się ją teraz wspierać, a nie dołować, a Remus wszystko popsuł.

- Wyrwało mi się, przez przypadek. - bronił się Lupin, siedząc pod czujnym wzrokiem Pani Weasley.

- Przez przypadek to będziesz spał na wycieraczce. - syknęła Tonks.

- Artur zaraz ją znajdzie, spokojnie.

- Nie denerwuj mnie! Jak mogłeś?! Przecież wiesz, że w jednej chwili straciła dwie bliskie sobie osoby i doskonale wiesz, jak bardzo to przeżywa! - krzyknęła Tonks, której włosy przybrały wściekle czerwony kolor.

- Dobrze już. Nie kłóćcie się. - powiedziała spokojnie Molly - tym nic nie wskóramy.

Mijała właśnie trzecia godzina odkąd Tottie uciekła i zniknął po niej wszelki ślad. Na zewnątrz zerwał się porywisty wiatr i momentalnie się ochłodziło. Artur zdecydował, że sam pójdzie poszukać dziewczyny, a oni mieli zostać w domu, gdzie byli bezpieczni i czekać na jej powrót.

- Oby się jej nic nie stało - niepokoiła się Molly - chyba bym tego nie przeżyła. Biedna Tottie... żal mi jej, bo to dobra dziewczyna, a tyle złego ją spotkało w życiu...

- Nie martw się, wróci - powiedziała pokrzepiająco Tonks - uwielbia cię i nie chciałaby, abyś płakała i się denerwowała.

Po chwili, za oknem, Remus dojrzał majaczącą w oddali sylwetkę Artura. Był pewien, że nie jest sam. Zasłonił firankę i wrócił do rozmowy, mówiąc:

- Wydaje mi się, że Artur wraca.

Obie kobiety jak rażone piorunem, wyszły na zewnątrz i czekały na werandzie, aż pan Weasley dotrze do Nory. Jego postać była coraz bliżej, gdy zbliżał się prowadzącą do domu, szutrową drogą. Nagle, wszyscy dostrzegli, że niósł na rękach nieprzytomną Tottie. Molly od razu dobiegła do męża i obejrzała dziewczynę. Za nią podeszli Remus z Tonks.

- Znalazłem ją nad jeziorem. Jakieś trzy mile stąd. Była zziębnięta i przemoczona. Musiała do niego wpaść. - powiedział Artur.

- Ma gorączkę - stwierdziła Molly. - szybko, trzeba ją zanieść do łóżka na górę. Ja przygotuję eliksiry i herbatę.

Artur od razu posłuchał żony i zaniósł dziewczynę do sypialni Ginny, gdzie teraz mieszkała. Potem zszedł na dół, a przy dziewczynie został Remus, bo Tonks ofiarowała się, że pomoże na dole Molly. Usiadł więc obok niej, i wziął ją za rękę, po czym dotknął jej czoła. Była cała rozpalona i majaczyła. Mówiła jakieś niezrozumiałe słowa, w przypadkowej kolejności. Jednak po dłuższej chwili skupienia wyłapał kilka z nich, które mówiła najwyraźniej. Przewijało się imię Dumbledore'a, matki Tottie, ale co zdziwiło Remusa najbardziej, najczęściej wołała Snape'a.
Nagle, dziewczyna otworzyła szeroko oczy i poderwała się z łóżka, chcąc uciekać.

- Ss.. Severus... - jęknęła cicho, patrząc szklanym wzrokiem na Remusa.

- Tottie... to ja, Remus. - powiedział smutno.

- Nie zostawiaj mnie... Severusie... proszę.

- To ja, Remus, połóż się Tottie. Zaraz poczujesz się lepiej - próbował zmusić ją, aby się położyła, ale ona zaczęła płakać i się szarpać, po czym objęła go za szyję, i załkała:

- Ratuj mnie, Severusie...

Gdzie był ten, którego tak potrzebowała?
Remus objął ją mocniej i zapłakał razem z nią.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro