Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Modyfikacja Wywaru Tojadowego.

Przez cały lipiec pogoda ani na minutę się nie zmieniła. Cały czas było ponuro i padał deszcz. Aura nie sprzyjała pozytywnym nastrojom i dlatego też, Tottie po ostatnich wydarzeniach zamknęła się w swoim pokoju i nie wychodziła na krok. Mistrz Eliksirów często przychodził pod pokój dziewczyny, jednak ta, za każdym razem milczała i nie odpowiadała na jego wołania. Miała wszystkiego dość... W jednej chwili całe dotychczasowe życie runęło w gruzach. Miała wrażenie, że cały wszechświat uparł się, żeby ją zniszczyć i złamać. Kolejny raz, straciła nadzieję...

Zamek doszczętnie opustoszał, ponieważ nauczyciele jak i uczniowie, wyjechali do swoich domów na wakacje. Jedynym wyjątkiem w tym roku, była Tottie, Dumbledore i Snape. Wszędzie panowała okropna cisza.

Tego dnia było identycznie. Dziewczyna siedziała w zamknięciu, czytając kolejną książkę i rozmyślając nad ostatnimi wydarzeniami, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi. Odłożyła książkę na kolana i czekała, aż ten ktoś po drugiej stronie sobie pójdzie. Niestety, po chwili rozległ się zimny głos Snape'a:

- White, wyjdź tu na chwilę.

Tottie nie odpowiedziała. Wiedziała, że jak Snape nie dostanie odpowiedzi to się wkurzy i pójdzie, więc liczyła, że i tym razem tak będzie. Po kilku chwilach, jak przypuszczała, głos Snape'a stał się wyraźnie zdenerwowany:

- Otwieraj te cholerne drzwi, ty cholerna krukońska dziewucho! – ryknął, aż zadrżała futryna. Tottie cicho zachichotała. Nie wiedziała co ją rozśmieszyło. Powoli zeszła z parapetu i podeszła do drzwi. Otworzyła je i wyjrzała przez szparę:

- Czego Pan ode mnie chce? - zapytała zrezygnowana.

- Porozmawiać. - powiedział chłodno.

- Nie mam ochoty.

- Nie mam czasu na twoje żale. Ogarnij się i widzę Cię za dziesięć minut w moim gabinecie. - warknął, na co dziewczyna tylko opuściła wzrok.

- Jak Pan sobie życzy. - odparła i zamknęła drzwi.

Podeszła do toaletki i stanęła przed lustrem. Ujrzała w nim zupełnie obcą osobę. Chudą, bladą, z podkrążonymi i wyblakłymi oczyma. Wydawała się być o wiele starsza i bardziej zmęczona. Jak gdyby przez te kilka dni przybyło jej dziesięć lat. Podobnie się też czuła. Była zmęczona, ciągle chciało jej się spać i na niczym nie mogła skupić uwagi. Tak, jakby wszystko straciło sens i zamierzało równią pochyłą do nieuniknionego końca. Tylko czym był ten koniec? Tottie miała niejasne wrażenie, że to koniec dotychczasowego jej świata...

W dziesięć minut później, szła już w stronę lochów. Jak zwykle w podziemiach zamku, było zimno i ciemno. Gdyby nie tlące się na ścianach świece byłoby tu okropnie mroczno.
Tottie podeszła do drzwi od gabinetu Snape'a i od razu weszła. Bez żadnego pukania czy czegokolwiek innego. Zauważyła, że Snape jak zwykle siedział przy swoim biurku i coś czytał. Usiadła więc naprzeciwko niego i czekała.

- Mam dla Ciebie wiadomość. - powiedział nagle, odkładając książkę.

- O, no coś takiego - sarknęła - zamieniam się w słuch.

- Pamiętasz jeszcze sprawę z modyfikacją Wywaru Tojadowego i Mandragorą? – zapytał.

- Tak, ale mówił Pan, że to bez sensu i żebym na razie przestała o tym myśleć.

- Czas wrócić do tego, White - powiedział i wstał z krzesła. Przeszedł kilka kroków i z jednej z szafek wyjął fiolkę z przezroczystym płynem. Po czym nie odwracając się do dziewczyny, powiedział:

- Wiem jak Ci pomóc.

Tottie wydawało się, że się przesłyszała. Zaskoczona i z nutą niepewności w głosie, zwróciła się do profesora:

- To znaczy?

- To znaczy, panno White, że jestem w stanie uwolnić cię od twojego problemu. - powiedział chłodno i podszedł do niej.

- Co? - zapytała zdziwiona, jednak po chwili dodała - znaczy, jak?

- Przeczytałem chyba wszystkie dostępne książki o tym wywarze i co można do niego dodawać i zmieniać. Dużo pomogły mi twoje spostrzeżenia co do Mandragory. Przyznam szczerze, że wykonałaś dobrą robotę. Niemniej jednak, eliksir nie jest sprawdzony, nie miałem go na kim testować, jedynie na opętanych - tutaj lekko się zawahał i kąciki ust, zadrgały mu na kształt uśmiechu - zwierzętach w Zakazanym Lesie.

- Czyli to prawda, że Madragorę można dodać do tego wywaru, tak aby działał on na wszelkiego rodzaju klątwy? - dopytywała zaskoczona.

- Tak.

- I to zadziała?

- Być może, ale to nic pewnego. - powiedział oschle.

- Mi to wystarczy. Ufam panu, więc proszę robić co należy. - uśmiechnęła się do niego. Snape spojrzał na nią i nie mógł uwierzyć, że ta dziewczyna mu ufała. Bez względu na wszystko i na konsekwencje, powierzyła mu swoje życie. Czy to może Snape związał swoje życie z nią? Sam już nie był pewny. Przez to całe zaklęcie Bezwarunkowe i to miłosne, już nie wiedział co tak naprawdę jest prawdziwe. Czy ona i jej ufność, czy on i to co do niej czuł? Tak, czuł. Sam sobie nie wierzył, bo wydawało mu się, że wraz z Lily umarło jego serce, które było zdolne do kochania. I nagle, pewnego dnia, zjawiła się ona. Z ciągłym uśmiechem, irytująca i roztrzepana. Z początku, Severus jej nie znosił ale z czasem, zauważył, że stała się częścią jego codzienności. W konsekwencji ją pokochał... może nie tak jak słodką Lily, ale była dla niego ważna.

- White, to nie jest takie proste. Mogą wystąpić niepożądane efekty uboczne. Może też być tak, że Obskurus jeszcze bardziej urośnie i ... - urwał. Nie chciał kończyć tego zdania. Już raz prawie ją stracił, drugiego razu sam by nie przeżył.
Tottie widząc jego zawahanie, podeszła bliżej i złapała go za rękę. Spojrzała na niego spod czupryny szarych włosów i z ciepłym uśmiechem, powiedziała:

- Jeśli Pan twierdzi, że może się udać to mi to wystarczy.

- Jesteś pewna? - zapytał cicho, a głos miał zimny i pusty. Dziewczyna kiwnęła potakująco głową - W takim razie, potrzebuje pomocy dyrektora. - dodał i wysłał swojego patronusa, aby sprowadził Dumbledore'a. Gdy srebrna poświata, ślicznej łani zniknęła za drzwiami, Tottie zapytała cicho:

- Dlaczego łania?

Snape na początku nic nie odpowiedział. Po kilku chwilach ciężkiej ciszy, odważył się odpowiedzieć na to pytanie:

- Taką samą miała Lily.

- Musi Pan za nią bardzo tęsknić. - odparła ze lekkim smutkiem.

- Każdego dnia zastanawiam się, co by było gdyby żyła... - powiedział siadając za biurkiem.

- Nadal by ją Pan kochał? Mimo, że miałaby męża i dziecko? - zapytała spoglądając na niego.

- Wiesz, kiedy się kogoś kocha, to chce się żeby ta osoba była szczęśliwa. Nawet wtedy, a może szczególnie wtedy, gdy jej szczęście miałoby się wiązać z twoim odejściem z jej życia. Jeśli Lily była szczęśliwa jako żona Pottera, to znaczy, że tą jedną rzecz w życiu, zrobiłem dobrze.

Tottie wpatrywała się w niego iskrzącymi oczami. To co mówił było tak szczere i piękne, a jednocześnie rozrywające serce. Uświadomiła sobie, że przed nią siedzi człowiek najpodlej skrzywdzony przez bliskich, którzy powinni byli go bronić i chronić. Dopiero teraz, zauważyła w nim tego małego chłopca z jego wspomnień. Zastraszonego, opuszczonego przez wszystkich i pozostawionego sobie. Nikogo nie obchodziło co się z nim stanie. Nikt nie zwrócił uwagi, że gdy wokoło wszyscy się śmiali, cieszyli, zakładali rodziny i byli razem, on nie miał nikogo. Tottie zrozumiała, że bycie Śmierciożercą miało w jakimś stopniu wynagrodzić mu lata upokorzeń i samotności. Miało być dla niego potęgą i czymś, z czego byłby sławny i dumny. Jednak ostatecznie, stało się to jego zgubą...

- Przez tyle lat Pan ją kocha? - zapytała nagle.

- Zawsze - odpowiedział Snape.

W tym samym momencie, do pomieszczenia wszedł Dumbledore. Stanął na środku i spokojnym głosem zwrócił się do Snape'a:

- Słucham Cię, Severusie.

- Pamiętasz dyrektorze, naszą rozmowę w sprawie panny White? - zapytał Snape, wstając z miejsca. Dumbledore popatrzył na niego wnikliwie i zrozumiał, co Mistrz Eliksirów miał na myśli. Dyrektor nie tak kazał mu postąpić. Miał chronić Tottie przed nią samą, ale nie usunąć z niej tą materię. To wszystko mogło się źle skończyć dla całej wojny i dla dziewczyny.
Już miał powiedzieć, że się nie zgadza, że to niebezpieczne, ale w ostatnim momencie zaniechał tego. Spojrzał w twarz swojego dawnego ucznia, który przed kilka ostatnich lat, uporczywie szukał pomocy dla tej dziewczyny. Pomimo, że dyrektor kazał mu tylko ją chronić. I choć losy świata czarodziejów wisiały na włosku, Dumbledore nie był bez serca. Widział doskonale, że Tottie jest ważna dla Snape'a, że troszczy się o nią jak o największy skarb. Nie chciał zabierać mu jedynego promienia radości w jego ponurym życiu. Być może, gdy Tottie pozbędzie się tego raz na zawsze, Czarny Pan zaniecha szukania jej, i jeden problem odejdzie w zapomnienie. Może Severus miał rację?

- Pamiętam, mój drogi. - odpowiedział Dumbledore, uśmiechając się do Snape'a.

- Potrzebuję twojej pomocy. - rzekł Mistrz Eliksirów.

- W takim razie, słucham uważnie.

Snape poprosił White, aby stanęła na środku pomieszczenia. Po czym usunął z jej zasięgu wszelkie swoje rzeczy, bo wywar mógł spowodować niekontrolowany wybuch materii. Potem, stanął razem z dyrektorem obok dziewczyny, podał Dumbledore'owi, fiolkę z przezroczystym płynem, a sam wziął do ręki jakąś starą księgę.

- Gdy wypowiem zaklęcie, dyrektor poda Ci eliksir. Masz go wypić od razu. - zwrócił się do dziewczyny.

- Jasne.

- Dyrektorze? - zapytał spokojnie.

- Zaczynaj, Severusie. - odparł z uśmiechem Dumbledore i Snape zaczął mówić inkantację. Gdy wypowiadał poszczególne słowa, które dla Tottie nie były zrozumiałe, poczuła dziwne uczucie w środku. Jak gdyby coś z niej chciało uciec...
Gdy Snape przestał mówić, dyrektor podszedł ostrożnie do dziewczyny i podał jej fiolkę. Tottie od razu odkorkowała ją i wypiła zawartość. Nie minęło dziesięć sekund, a w pomieszczeniu rozległ się ogłuszający ryk, pomieszany z krzykiem Tottie. Oto przed Snape'em i Dumbledore'em ukazał się dziwny i straszny widok. Ujrzeli oddzielającą się od dziewczyny czarną masę, która uparcie wciąż wracała powodując ból. Na twarzy dziewczyny widać było ciemniejące żyły, które z wysiłku, wyszły na zewnątrz. Oczy Tottie, przysłonił mrok, jak podczas ataków. I nagle, czas jakby się zatrzymał. Snape z dyrektorem ujrzeli zatrzymaną jakby w próżni, ciemną materię i Tottie, które wisiały bezwładnie pod sufitem. Nie były ani jednością, ani oddzielnym bytem. Stanowiły coś pośredniego i straszliwego zarazem, bo nie można było dostrzec, gdzie jest Tottie, a gdzie zaczyna się ten potwór. Po kilku minutach bezradnego patrzenia, usłyszeli w końcu przeraźliwy krzyk dziewczyny, który nie był podobny do niczego. I nagle, mroczny stwór opuścił ciało dziewczyny i powodując huk, potężny wiatr i ogólny chaos w pomieszczeniu, zmienił się w ciemną kulkę, lekko unoszącą się nad dywanem. Dyrektor czym prędzej wziął naczynie, wskazane przez Snape, i uwięził w nim Obskurusa. To był koniec.
Mistrz Eliksirów natomiast, widząc jak dziewczyna powoli opada na dół, podszedł bliżej i złapał ją w ramiona.
Była na wpół przytomna. Jej mokre od potu włosy, oplotły jej twarz, a żyły które z bólu wyszły na jej twarzy i szyi, powoli się chowały. Snape odgarnął jej włosy i spojrzał na jej zmęczoną twarz. Miał ochotę ucałować jej oczy, drobniutki nosek, czoło i zarumienione policzki, ale w obecności dyrektora, powstrzymał się. Patrzył na jej drobną postać, schowaną w jego ramionach i nie dowierzał, że udało mu się ją uratować. Gdzieś kątem oka dostrzegł uśmiechniętą twarz dyrektora, który mrugnął do niego porozumiewawczo i wyszedł z pomieszczenia. Snape został sam z dziewczyną, która po chwili odezwała się cichym i ochrypłym głosem:

- Bolało.

- Wiem White. - powiedział spokojnie i spojrzał w jej piękne szmaragdowe oczy. Śmiały się do niego.

- Dziękuję. - powiedziała przytulając się do jego piersi. Snape ostrożnie podniósł się wraz z nią i wyszedł z gabinetu, aby zanieść dziewczynę do jej pokoju. Teraz musiała odpocząć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro