Modyfikacja Wywaru Tojadowego.
Przez cały lipiec pogoda ani na minutę się nie zmieniła. Cały czas było ponuro i padał deszcz. Aura nie sprzyjała pozytywnym nastrojom i dlatego też, Tottie po ostatnich wydarzeniach zamknęła się w swoim pokoju i nie wychodziła na krok. Mistrz Eliksirów często przychodził pod pokój dziewczyny, jednak ta, za każdym razem milczała i nie odpowiadała na jego wołania. Miała wszystkiego dość... W jednej chwili całe dotychczasowe życie runęło w gruzach. Miała wrażenie, że cały wszechświat uparł się, żeby ją zniszczyć i złamać. Kolejny raz, straciła nadzieję...
Zamek doszczętnie opustoszał, ponieważ nauczyciele jak i uczniowie, wyjechali do swoich domów na wakacje. Jedynym wyjątkiem w tym roku, była Tottie, Dumbledore i Snape. Wszędzie panowała okropna cisza.
Tego dnia było identycznie. Dziewczyna siedziała w zamknięciu, czytając kolejną książkę i rozmyślając nad ostatnimi wydarzeniami, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi. Odłożyła książkę na kolana i czekała, aż ten ktoś po drugiej stronie sobie pójdzie. Niestety, po chwili rozległ się zimny głos Snape'a:
- White, wyjdź tu na chwilę.
Tottie nie odpowiedziała. Wiedziała, że jak Snape nie dostanie odpowiedzi to się wkurzy i pójdzie, więc liczyła, że i tym razem tak będzie. Po kilku chwilach, jak przypuszczała, głos Snape'a stał się wyraźnie zdenerwowany:
- Otwieraj te cholerne drzwi, ty cholerna krukońska dziewucho! – ryknął, aż zadrżała futryna. Tottie cicho zachichotała. Nie wiedziała co ją rozśmieszyło. Powoli zeszła z parapetu i podeszła do drzwi. Otworzyła je i wyjrzała przez szparę:
- Czego Pan ode mnie chce? - zapytała zrezygnowana.
- Porozmawiać. - powiedział chłodno.
- Nie mam ochoty.
- Nie mam czasu na twoje żale. Ogarnij się i widzę Cię za dziesięć minut w moim gabinecie. - warknął, na co dziewczyna tylko opuściła wzrok.
- Jak Pan sobie życzy. - odparła i zamknęła drzwi.
Podeszła do toaletki i stanęła przed lustrem. Ujrzała w nim zupełnie obcą osobę. Chudą, bladą, z podkrążonymi i wyblakłymi oczyma. Wydawała się być o wiele starsza i bardziej zmęczona. Jak gdyby przez te kilka dni przybyło jej dziesięć lat. Podobnie się też czuła. Była zmęczona, ciągle chciało jej się spać i na niczym nie mogła skupić uwagi. Tak, jakby wszystko straciło sens i zamierzało równią pochyłą do nieuniknionego końca. Tylko czym był ten koniec? Tottie miała niejasne wrażenie, że to koniec dotychczasowego jej świata...
W dziesięć minut później, szła już w stronę lochów. Jak zwykle w podziemiach zamku, było zimno i ciemno. Gdyby nie tlące się na ścianach świece byłoby tu okropnie mroczno.
Tottie podeszła do drzwi od gabinetu Snape'a i od razu weszła. Bez żadnego pukania czy czegokolwiek innego. Zauważyła, że Snape jak zwykle siedział przy swoim biurku i coś czytał. Usiadła więc naprzeciwko niego i czekała.
- Mam dla Ciebie wiadomość. - powiedział nagle, odkładając książkę.
- O, no coś takiego - sarknęła - zamieniam się w słuch.
- Pamiętasz jeszcze sprawę z modyfikacją Wywaru Tojadowego i Mandragorą? – zapytał.
- Tak, ale mówił Pan, że to bez sensu i żebym na razie przestała o tym myśleć.
- Czas wrócić do tego, White - powiedział i wstał z krzesła. Przeszedł kilka kroków i z jednej z szafek wyjął fiolkę z przezroczystym płynem. Po czym nie odwracając się do dziewczyny, powiedział:
- Wiem jak Ci pomóc.
Tottie wydawało się, że się przesłyszała. Zaskoczona i z nutą niepewności w głosie, zwróciła się do profesora:
- To znaczy?
- To znaczy, panno White, że jestem w stanie uwolnić cię od twojego problemu. - powiedział chłodno i podszedł do niej.
- Co? - zapytała zdziwiona, jednak po chwili dodała - znaczy, jak?
- Przeczytałem chyba wszystkie dostępne książki o tym wywarze i co można do niego dodawać i zmieniać. Dużo pomogły mi twoje spostrzeżenia co do Mandragory. Przyznam szczerze, że wykonałaś dobrą robotę. Niemniej jednak, eliksir nie jest sprawdzony, nie miałem go na kim testować, jedynie na opętanych - tutaj lekko się zawahał i kąciki ust, zadrgały mu na kształt uśmiechu - zwierzętach w Zakazanym Lesie.
- Czyli to prawda, że Madragorę można dodać do tego wywaru, tak aby działał on na wszelkiego rodzaju klątwy? - dopytywała zaskoczona.
- Tak.
- I to zadziała?
- Być może, ale to nic pewnego. - powiedział oschle.
- Mi to wystarczy. Ufam panu, więc proszę robić co należy. - uśmiechnęła się do niego. Snape spojrzał na nią i nie mógł uwierzyć, że ta dziewczyna mu ufała. Bez względu na wszystko i na konsekwencje, powierzyła mu swoje życie. Czy to może Snape związał swoje życie z nią? Sam już nie był pewny. Przez to całe zaklęcie Bezwarunkowe i to miłosne, już nie wiedział co tak naprawdę jest prawdziwe. Czy ona i jej ufność, czy on i to co do niej czuł? Tak, czuł. Sam sobie nie wierzył, bo wydawało mu się, że wraz z Lily umarło jego serce, które było zdolne do kochania. I nagle, pewnego dnia, zjawiła się ona. Z ciągłym uśmiechem, irytująca i roztrzepana. Z początku, Severus jej nie znosił ale z czasem, zauważył, że stała się częścią jego codzienności. W konsekwencji ją pokochał... może nie tak jak słodką Lily, ale była dla niego ważna.
- White, to nie jest takie proste. Mogą wystąpić niepożądane efekty uboczne. Może też być tak, że Obskurus jeszcze bardziej urośnie i ... - urwał. Nie chciał kończyć tego zdania. Już raz prawie ją stracił, drugiego razu sam by nie przeżył.
Tottie widząc jego zawahanie, podeszła bliżej i złapała go za rękę. Spojrzała na niego spod czupryny szarych włosów i z ciepłym uśmiechem, powiedziała:
- Jeśli Pan twierdzi, że może się udać to mi to wystarczy.
- Jesteś pewna? - zapytał cicho, a głos miał zimny i pusty. Dziewczyna kiwnęła potakująco głową - W takim razie, potrzebuje pomocy dyrektora. - dodał i wysłał swojego patronusa, aby sprowadził Dumbledore'a. Gdy srebrna poświata, ślicznej łani zniknęła za drzwiami, Tottie zapytała cicho:
- Dlaczego łania?
Snape na początku nic nie odpowiedział. Po kilku chwilach ciężkiej ciszy, odważył się odpowiedzieć na to pytanie:
- Taką samą miała Lily.
- Musi Pan za nią bardzo tęsknić. - odparła ze lekkim smutkiem.
- Każdego dnia zastanawiam się, co by było gdyby żyła... - powiedział siadając za biurkiem.
- Nadal by ją Pan kochał? Mimo, że miałaby męża i dziecko? - zapytała spoglądając na niego.
- Wiesz, kiedy się kogoś kocha, to chce się żeby ta osoba była szczęśliwa. Nawet wtedy, a może szczególnie wtedy, gdy jej szczęście miałoby się wiązać z twoim odejściem z jej życia. Jeśli Lily była szczęśliwa jako żona Pottera, to znaczy, że tą jedną rzecz w życiu, zrobiłem dobrze.
Tottie wpatrywała się w niego iskrzącymi oczami. To co mówił było tak szczere i piękne, a jednocześnie rozrywające serce. Uświadomiła sobie, że przed nią siedzi człowiek najpodlej skrzywdzony przez bliskich, którzy powinni byli go bronić i chronić. Dopiero teraz, zauważyła w nim tego małego chłopca z jego wspomnień. Zastraszonego, opuszczonego przez wszystkich i pozostawionego sobie. Nikogo nie obchodziło co się z nim stanie. Nikt nie zwrócił uwagi, że gdy wokoło wszyscy się śmiali, cieszyli, zakładali rodziny i byli razem, on nie miał nikogo. Tottie zrozumiała, że bycie Śmierciożercą miało w jakimś stopniu wynagrodzić mu lata upokorzeń i samotności. Miało być dla niego potęgą i czymś, z czego byłby sławny i dumny. Jednak ostatecznie, stało się to jego zgubą...
- Przez tyle lat Pan ją kocha? - zapytała nagle.
- Zawsze - odpowiedział Snape.
W tym samym momencie, do pomieszczenia wszedł Dumbledore. Stanął na środku i spokojnym głosem zwrócił się do Snape'a:
- Słucham Cię, Severusie.
- Pamiętasz dyrektorze, naszą rozmowę w sprawie panny White? - zapytał Snape, wstając z miejsca. Dumbledore popatrzył na niego wnikliwie i zrozumiał, co Mistrz Eliksirów miał na myśli. Dyrektor nie tak kazał mu postąpić. Miał chronić Tottie przed nią samą, ale nie usunąć z niej tą materię. To wszystko mogło się źle skończyć dla całej wojny i dla dziewczyny.
Już miał powiedzieć, że się nie zgadza, że to niebezpieczne, ale w ostatnim momencie zaniechał tego. Spojrzał w twarz swojego dawnego ucznia, który przed kilka ostatnich lat, uporczywie szukał pomocy dla tej dziewczyny. Pomimo, że dyrektor kazał mu tylko ją chronić. I choć losy świata czarodziejów wisiały na włosku, Dumbledore nie był bez serca. Widział doskonale, że Tottie jest ważna dla Snape'a, że troszczy się o nią jak o największy skarb. Nie chciał zabierać mu jedynego promienia radości w jego ponurym życiu. Być może, gdy Tottie pozbędzie się tego raz na zawsze, Czarny Pan zaniecha szukania jej, i jeden problem odejdzie w zapomnienie. Może Severus miał rację?
- Pamiętam, mój drogi. - odpowiedział Dumbledore, uśmiechając się do Snape'a.
- Potrzebuję twojej pomocy. - rzekł Mistrz Eliksirów.
- W takim razie, słucham uważnie.
Snape poprosił White, aby stanęła na środku pomieszczenia. Po czym usunął z jej zasięgu wszelkie swoje rzeczy, bo wywar mógł spowodować niekontrolowany wybuch materii. Potem, stanął razem z dyrektorem obok dziewczyny, podał Dumbledore'owi, fiolkę z przezroczystym płynem, a sam wziął do ręki jakąś starą księgę.
- Gdy wypowiem zaklęcie, dyrektor poda Ci eliksir. Masz go wypić od razu. - zwrócił się do dziewczyny.
- Jasne.
- Dyrektorze? - zapytał spokojnie.
- Zaczynaj, Severusie. - odparł z uśmiechem Dumbledore i Snape zaczął mówić inkantację. Gdy wypowiadał poszczególne słowa, które dla Tottie nie były zrozumiałe, poczuła dziwne uczucie w środku. Jak gdyby coś z niej chciało uciec...
Gdy Snape przestał mówić, dyrektor podszedł ostrożnie do dziewczyny i podał jej fiolkę. Tottie od razu odkorkowała ją i wypiła zawartość. Nie minęło dziesięć sekund, a w pomieszczeniu rozległ się ogłuszający ryk, pomieszany z krzykiem Tottie. Oto przed Snape'em i Dumbledore'em ukazał się dziwny i straszny widok. Ujrzeli oddzielającą się od dziewczyny czarną masę, która uparcie wciąż wracała powodując ból. Na twarzy dziewczyny widać było ciemniejące żyły, które z wysiłku, wyszły na zewnątrz. Oczy Tottie, przysłonił mrok, jak podczas ataków. I nagle, czas jakby się zatrzymał. Snape z dyrektorem ujrzeli zatrzymaną jakby w próżni, ciemną materię i Tottie, które wisiały bezwładnie pod sufitem. Nie były ani jednością, ani oddzielnym bytem. Stanowiły coś pośredniego i straszliwego zarazem, bo nie można było dostrzec, gdzie jest Tottie, a gdzie zaczyna się ten potwór. Po kilku minutach bezradnego patrzenia, usłyszeli w końcu przeraźliwy krzyk dziewczyny, który nie był podobny do niczego. I nagle, mroczny stwór opuścił ciało dziewczyny i powodując huk, potężny wiatr i ogólny chaos w pomieszczeniu, zmienił się w ciemną kulkę, lekko unoszącą się nad dywanem. Dyrektor czym prędzej wziął naczynie, wskazane przez Snape, i uwięził w nim Obskurusa. To był koniec.
Mistrz Eliksirów natomiast, widząc jak dziewczyna powoli opada na dół, podszedł bliżej i złapał ją w ramiona.
Była na wpół przytomna. Jej mokre od potu włosy, oplotły jej twarz, a żyły które z bólu wyszły na jej twarzy i szyi, powoli się chowały. Snape odgarnął jej włosy i spojrzał na jej zmęczoną twarz. Miał ochotę ucałować jej oczy, drobniutki nosek, czoło i zarumienione policzki, ale w obecności dyrektora, powstrzymał się. Patrzył na jej drobną postać, schowaną w jego ramionach i nie dowierzał, że udało mu się ją uratować. Gdzieś kątem oka dostrzegł uśmiechniętą twarz dyrektora, który mrugnął do niego porozumiewawczo i wyszedł z pomieszczenia. Snape został sam z dziewczyną, która po chwili odezwała się cichym i ochrypłym głosem:
- Bolało.
- Wiem White. - powiedział spokojnie i spojrzał w jej piękne szmaragdowe oczy. Śmiały się do niego.
- Dziękuję. - powiedziała przytulając się do jego piersi. Snape ostrożnie podniósł się wraz z nią i wyszedł z gabinetu, aby zanieść dziewczynę do jej pokoju. Teraz musiała odpocząć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro