Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Mistrz Elisksirów

Gdy w końcu dotarła do swojego pokoju, gdzie czekały już na nią rozpakowane rzeczy, mogła spokojnie pomyśleć i ułożyć sobie w głowie. Stanęła pośrodku pokoju i przyjrzała się jego okazałości. Był taki jak zapamiętała, jasne ściany w kolorze kremowym, drewniane okienka i wielkie łóżko pod jedną ze ścian.

- Jak dobrze być w domu. - powiedziała do siebie i rzuciła się na łóżko. Było tak cudownie miękkie i wygodne. Miewała w nim najlepsze sny. Najczęściej o matce, za którą tak bardzo tęskniła. Kiedyś bolały ją te sny, bo były tak piękne i mogła w nich przytulić matkę, a gdy tylko się budziła, uderzała ją bezlitosna rzeczywistość – mama umarła. I wtedy, gdy budził ją zimny świt, miała pretensję i uważała to za okrutne koszmary, które pozwalają jej tak cierpieć. Dopiero potem, Dumbledore wytłumaczył jej, żeby nie tęskniła za umarłymi, bo oni są dalej koło nas. W jakiś sposób zostają z nami na zawsze i czuwają.

Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk pstryknięcia, które mogło zwiastować przybycie skrzata. Po chwili usłyszała piskliwy głosik małego stworzonka, które stało przy jej łóżku:

- Dyrektor Dumbledore, zaprasza panienkę na ucztę. Przybyli już uczniowie.
- Dziękuję Ci bardzo. Jeśli tylko znajdę odpowiednie ubranie to zejdę na dół. - odpowiedziała i wstała z łóżka, przeczesując długie błękitne włosy. Po chwili usłyszała kolejne pstryknięcie i skrzata już nie było.
Zaczęła powoli przeglądać szafę i jej zawartość. Większość z tych rzeczy, były to ubrania mugolskie, które nosiła w Londynie. Na dobrą sprawę miała tylko kilka sukien, nadających się do Hogwartu, gdzie wszyscy chodzili ubrani jak za średniowiecza. Postanowiła założyć zwykle dżinsy i koszule w kolorze granatowym, a swoje długie błękitne włosy spięła spinką w gustownego koczka.

Po kwadransie, zeszła po schodach do Wielkiej Sali, gdzie już zaczął się przydział do domów Hogwartu. Ostrożnie i cicho weszła do środka, i bokiem udała się w stronę stołu dla nauczycieli. Mimo, że nie była nauczycielem, miała tam miejsce obok Hagrida, bo dyrektor doskonale wiedział, że bardzo się lubią, i zazwyczaj prowadzą ze sobą ciekawe rozmowy. Tottie nie miała wielu przyjaciół, dlatego obecność olbrzyma była dla niej bardzo pocieszająca, bo wiedziała, że jest ktoś kto zawsze ją wysłucha.

Gdy podeszła bliżej stołu, zauważyła, że Tiarę Przydziału założył właśnie chłopiec o ciemnych włosach z charakterystycznymi okrągłymi okularami. Tottie bez problemu rozpoznała chłopca, bo bez wątpienia był podobny do swojego ojca Jamesa. W pamięci dalej widziała twarze Lily i jej męża ostatniego dnia, w którym się widzieli. Wówczas nikt nie przypuszczał, że nigdy nie dane im będzie się spotkać ponownie.

- To Harry Potter, prawda? - zapytała Hagrida, siadając obok i podwijając rękawy.

- Dokładnie tak. Ty wiesz, że te mugole co go wychowywały, ni powidzieli mu kim jest? - oburzył się olbrzym.

- Jak mu nie powiedzieli? Przecież Petunia miała mu o wszystkim opowiedzieć.

- A no widzisz, cholibka, ni powidziała. – westchnął Hagrid.

Dalszą rozmowę i wymianę informacji przerwał hałas wiwatujących Gryfonów, którzy powitali w swoich szeregach chłopca imieniem Harry. Tottie również klaskała ciesząc się, że w końcu syn Lily jest pod dobrą opieką. Ostatni raz widziała go, gdy był jeszcze niemowlakiem, i od tamtego czasu wiele się zmienił. Najpewniej, nawet jej nie pamięta.

Gdy wrzawa i wiwaty ustały, do mównicy podszedł Dyrektor i opowiedział o panujących zasadach w szkole. Następnie zaprosił wszystkich do kolacji, widząc głód na twarzach uczniów. Uczta była niesamowita, pełna przeróżnych potraw, napojów, przekąsek tak wyśmienitych, że niejeden kucharz na świecie zazdrościłby takich wypieków.

- Hagridzie, to ty znalazłeś Harrego? - zapytała nagle.

- No ja. – odparł. – Te mugole nie dali mu nawet listu, dlatego musiałem doręczyć go osobiście.

- Szkoda mi go. Wiem, że jego ciotka nie należy do miłych osób. – westchnęła Tottie.

- Wuj zresztą też. – dokończył olbrzym i zaczął nakładać na talerz mięso, które stało w półmisach.

- Hagrid? – zapytała nagle dziewczyna, nadziewając na widelec ziemniaka. – Mógłbyś mi zdobyć trochę Mordownika?

- Mordownika? – zdziwił się – a po cóż ci on? To niebezpieczna roślina.

- Muszę coś sprawdzić, wyczytałam pewną rzecz w księdze i chcę się przekonać czy to prawda. Pomóż mi, bo na profesora Snape'a nie mam co liczyć.

- Eh, cholibka, zginę przez ciebie. – zaśmiał się olbrzym, ale zaraz dodał. – Dobrze, zdobędę go dla ciebie.

- Jesteś niezastąpiony. – uśmiechnęła się radośnie i wróciła do jedzenia, które stygło na jej talerzu.

~~~~~~~~

Następnego dnia rano, gdy tylko pierwsze promienie słońca zajrzały przez okna, Tottie obudziła się bez budzika. Mimo, że nie spała zbyt dobrze tej nocy, to poranek okazał się być nadzwyczaj przyjemny. Nawet chłód zamku nie zmącił jej zadowolenia.

Gdy ubrana zjawiła się w Wielkiej Sali na śniadaniu, okazało się, że uczniowie jeszcze nie zeszli ze swoich dormitoriów. Nic dziwnego skoro było dopiero za dziesięć ósma. Stanęła w drzwiach przyglądając się małym skrzatom, które szykowały stoły i nie zwróciła uwagi, jak obok niej przemknął ciemny kształt. Oczywiście był to Naczelny Postrach Hogwartu, profesor Severus Snape, który nie pałał sympatią do mieszkańców zamku i jego uczniów. Zresztą oni także nie za bardzo lubili nauczyciela eliksirów.

- Dzień dobry, profesorze! – zakrzyknęła, podążając za nim. – Piękny dzień, prawda? Nadzwyczaj ciepły jak na wrzesień.

- Mam odmienne zdanie na ten temat. – mruknął opryskliwie, ani na chwile nie zwalniając.

- A wie pan, że jak ktoś wstaje... - zaczęła opowiadać, ale przerwał jej stalowy głos Nietoperza.

- Nie interesują mnie pani opowieści. Niech pani raczy kogoś innego swoimi, wątpliwymi, mądrościami. – usiadł za stołem, a Tottie obok niego.

- Nic się pan nie zmienia. – zachichotała. – tyle lat, a pan ciągle mruczy.

- White, hamuj się. Jak zwykle masz niewyparzoną gębę.

- Taka już jestem. – wyszczerzyła się szeroko. Nietoperz westchnął, po czym wstał z miejsca i odszedł, nie odzywając się do dziewczyny pół słowem. Tottie prychnęła pod nosem i zajęła się śniadaniem, które przyniosły jej skrzaty.

Gdy skończyła jeść, dostała wiadomość od profesor Mcgonagall, że dyrektor oczekuje jej w swoim gabinecie. Dziewczyna domyślała się o co może chodzić. Przecież Dumbledore nie dawał za wygraną jak coś wymyślił. Wszystko musiało być zawsze tak jak on chciał, gdyż uważał to za jedyna i słuszną decyzję. Gdy Tottie była dzieckiem, oczywiście uważała to za świętą rację. Dla niej Albus zawsze wiedział o czym mówił i nigdy się nie mylił. Ale kiedy dorosła i zaczęła trochę inaczej patrzeć na świat, zrozumiała, że mimo iż Dumbledore był znakomitym i mądrym czarodziejem, to jednak nie wiedział wszystkiego.

Gdy stanęła przed chimerą, wypowiedziała od niechcenia hasło i potem powoli wspięła się po spiralnych schodach, prowadzących wprost do gabinetu dyrektora. Kiedy znalazła się w środku, stanęła jak wryta. Oto bowiem, Albus jak gdyby nigdy nic, siedział w fotelu i gawędził ze Snape'em.

- Dzień dobry. – powiedziała niepewnie. Od razu wzrok dyrektora spoczął na niej, ale Nietoperz nawet nie zwrócił uwagi, że ktoś przyszedł.

- Dzień dobry, Tottie. – odparł Dumbledore. – Usiądź proszę. Chciałem dokończyć z tobą wczorajszą rozmowę.

- Wydaje mi się, że powiedziałam ci wszystko. – mruknęła z niezadowoleniem.

- Proszę, porozmawiajmy na spokojnie. Poprosiłem Severusa, żeby nam towarzyszył. Może jego zdania posłuchasz. Poza tym, gdy się zgodzisz...

- Skąd pewność, że tak będzie? – przerwała.

- Tottie, kochanie. Jesteś bardzo mądra. Nie chciałbyś zacząć pracy w ministerstwie? Od zawsze mówiłaś, że to jest twoje marzenie, a gdy napiszesz OWUTEMY, będziesz mogła je zrealizować.

- Nie potrzebuję tego.

- Byłabyś nieroztropna marnując swój talent. – odparł spokojnie Dumbledore.

- Jeśli mogę, dyrektorze – do rozmowy, wtrącił się nagle Snape. – White od zawsze ciężko myślała, nie wymagaj od niej zbyt wiele.

- Ja ciężko myślę, tak? – syknęła. – Jako jedyna miałam Nędzny z eliksirów. Chyba jedyna w całej pańskiej karierze, profesorze.

- Nie ma się czym chwalić. – sarknął. – Oceny to nie wszystko.

- Czy nie możesz pojąć, że nie chcę się dalej uczyć? – zwróciła się do Albusa. – Dobrze wiesz, jak to się skończyło ostatnim razem.

- Tottie, dwa lata. Myślę, że nie będziesz potrzebowała więcej czasu. Severus ci pomoże. – powiedział dyrektor.

- Profesor Snape? – zaśmiała się histerycznie. – Pan się na to zgadza?

- Niechętnie. – odparł Nietoperz.

- Świat się kończy... - westchnęła teatralnie, siadając na fotelu obok dyrektora. – I co niby miałabym robić?

W tym momencie Nietoperz wstał i podszedł do jednej z biblioteczek dyrektora. Dumbledore wpatrywał się przez chwilę w swojego Mistrza Eliksirów. W końcu Snape odwrócił się w stronę Tottie i powiedział lodowatym tonem, który znała z lekcji.

- Zaczniemy od Eliksirów. Potem zaklęcia, te co jeszcze nie umiesz, a na końcu latanie na miotle. Z tego co pamiętam, byłaś w tym najgorsza.

- Chyba pan... - mruknęła pod nosem, na co Dumbledore zachichotał.

- Mówiłaś coś, smarkulo? – syknął Snape.

- Skądże znowu. – zaperzyła się.

- W takim razie, zaczynasz jutro. O ósmej w moim gabinecie.

- Jutro? – zdziwiła się. – Ale...

- Nie ma „ale". – przerwał Snape. – Jutro o ósmej.

Po tych słowach, obrócił się z szelestem swojej czarnej szaty i wyszedł z gabinetu, gdzie nagle zapadła niezręczna cisza, przerywana cykaniem zegara. Tottie siedziała z założonymi rękami i morderczym wzrokiem wierciła dziurę w podłodze. Gdyby miała wzrok z płomieni, prawdopodobnie całe pomieszczenie dawno legło by w zgliszczach.

- Jak mogłeś? – odezwała się w końcu.

- To dla twojego dobra, kochanie. – odparł Dumbledore. – Pamiętaj, że historia lubi się powtarzać. A my tego nie chcemy.

- Historia... - westchnęła ciężko. – Idę do Hagrida. – po czym wyszła z pokoju.

Chatka Hagrida była miejsce odludnym, w którym nikt nikogo nie oceniał. Czuła się tutaj swobodnie i wiedziała, że olbrzym wysłucha każdego jej narzekania. Nie musiała udawać, nie musiała grać nikogo niż samą siebie. Ufała Hagridowi, bo jako jeden z nielicznych znał jej sekret, a mimo to, nikomu nigdy nic nie powiedział. Wiedziała, że lubił ją i nie chciał, aby była zła lub, żeby coś jej się stało. Dlatego tak bardzo lubiła spędzać z nim czas.

Wiatr rozwiewał jej niebieskie włosy, podczas gdy biegła przez błonia w dół do chatki. W oddali słyszała szum drzew w Zakazanym Lesie, do którego nie wolno było wchodzić, a pod chatką Hagrida ujrzała Kła, psa, który zaczął biec w jej stronę.

- Witaj, piesku. – powiedziała głaszcząc go pod pyskiem. Zadowolony Kieł zaprowadził ją dalej w dół, pod samą chatkę leśniczego.

- Siemasz Tottie! – powiedział olbrzym, gdy dziewczyna stanęła w drzwiach. – Coś się stało? – zapytał widząc skwaśniałą minę na jej twarzy.

- Stało. Dumbledore oszalał. – mruknęła, wchodząc do środka.

- Niektórzy tak mówią, ale ja w to wątpię.

- Ty nie żartuj. On chce żebym znowu uczyła się magii.

- Czy to źle?

- Fatalnie! – krzyknęła. – Już nie pamiętasz co się ostatnio stało? Czy tak trudno pojąć, że ja nie potrzebuję magii?

- Wisz Tottie. – olbrzym podrapał się po brodzie. – Gdyby tak było, nie wróciłabyś do Hogwartu.

Cóż... Hagrid chyba miał rację. Gdyby nie potrzebowała magii, zostałaby w Londynie u siostry i wiodła normalne życie razem z nią i Willem. Kochała Willa ale chęć powrotu do Hogwartu była silniejsza niż jej uczucie do niego. Rozstał się z nią kilka tygodni temu, gdy wyjawiła mu kim naprawdę jest. Mimo tego, wcale nie tęskniła.

- I ty przeciwko mnie? – westchnęła siadając przy ogromnym stole.

- Nie, Tottie. Ja jestem zawsze z tobą, ale myślę, że Dumbledore ma dobry pomysł. Przecież wisz, że on cię kocha i na pewno ni chce, żeby coś ci się stało.

- Przecież tutaj jestem bezpieczna. – sarknęła. – A wiesz, co w tym jest najśmieszniejsze? Będzie mnie uczył Snape. Przecież ja nie przeżyje miesiąca. Przerobi mnie na jakiś składnik do eliksirów.

- Daj spokój. Snape uczy tylu uczniów i jeszcze żaden nie zginął. – zaśmiał się olbrzym.

- Właśnie, jeszcze.

- Myślę, że Snape jest najlepszym wyborem na twojego nauczyciela.

- Nie podzielam twojego entuzjazmu. Jest wredny, złośliwy i bezduszny, jak nic mnie przerobi na ingrediencje.

- Nie będzie tak źle, zobaczysz. – Hagrid postawił przed nią herbatę i życzliwie się uśmiechnął. – Pamiętaj, że to zawsze on ratował cię z opresji.

- A potem wlepiał mi taki szlaban, że po jednym dniu miałam dosyć. – sarknęła.

- Zobaczysz, wszystko się ułoży. – odparł, a Kił położył swój łeb na kolanach dziewczyny i domagał się głaskania.

- Dziękuję, że mnie słuchasz. – uśmiechnęła się pod nosem i upiła herbaty. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro