Krew, Pot i Łzy
Styczeń minął zatrważająco szybko, potem przyszedł luty, w którym nie obyło się bez spektakularnej kłótni Mistrza Eliksirów i Tottie, którą to dziewczyna odchorowywała dwa tygodnie. W końcu Snape'owi udało się doprowadzić dziewczynę do kolejnego ataku, pytając o matkę i ojca. Tak, to był drażliwy temat i nigdy go nie poruszała, a Snape zapisał w pamięci, aby go poruszać. Chciał ją sprawdzić.
Potem przyszedł marzec, a wraz z nim przerwa Wielkanocna, a zaraz po niej, ani się Tottie obejrzała, nastał maj. Dziewczyna była w głębokim dole, jeśli chodziło o naukę transmutacji. Miała się tego uczyć ale te wszystkie wydarzenia sprawiły, że na pewien czas zrezygnowała ze spotkań ze szkolny Nietoperzem i w konsekwencji, nie zajrzała prawie w ogóle do książki.
Był pierwszy maja. Snape zapowiedział, że chce ją widzieć czwartego o dziewiątej rano, przygotowaną na egzamin, bo w innym wypadku sam Merlin jej nie pomoże, aby uciec przed zemstą Nietoperza. Nie było opcji, żeby się tego wszystkiego wykuła przez trzy dni. Musiała wymyślić jak przeżyć spotkanie z krwiopijcą zwanym Severusem Snape'em.
- Już po mnie... - powiedziała do Hermiony, z którą siedziała w bibliotece. - przemieni mnie w jakąś ohydną żabę albo coś gorszego... I na tym się skończy moja nauka. Albo gorzej, przerobi mnie na ingrediencje.
- Nie przesadzaj. Zawsze możesz go uprzedzić i sama zamienić się w żabę. - zaśmiała się dziewczynka. - poza tym, popatrz na mnie, pokaże ci jak to zrobić. To bardzo proste.
I zaczęła demonstrować jak odpowiednio machać różdżką, aby zaklęcie się udało. Potem kazała spróbować Tottie, której ciągle nie wychodziło. Po czterech razach, tylko jeden okazał się pełnym sukcesem.
- Zawsze to coś - powiedziała Hermiona. - dasz radę!
- To się nie uda... - odrzekła Tottie. – Snape mnie zabije.
- Snape jest wredny i złośliwy, ale nie zabija uczniów.
- Będę pierwsza w jego karierze.
- Nie będzie tak źle, zobaczysz. – uśmiechnęła się przyjaźnie dziewczynka.
- Obyś miała rację... - powiedziała ponuro Tottie.
Po skończonych ćwiczeniach w bibliotece, stwierdziły, że czas na relaks, i że warto wyjść na zewnątrz. Pogoda była wyjątkowo ładna. Po deszczowym kwietniu, zawitał naprawdę ciepły i pachnący maj, który obfitował w najpiękniejsze kwiaty.
Na zewnątrz przed zamkiem spotkały Rona i Harrego, którzy mieli coś ważnego do powiedzenia Hermionie i łapiąc ją za rękę, wszyscy troje zniknęli w bramie zamku. Tottie została sama. Usiadła na murku schodów i obserwowała uczniów, którzy chodzili bez celu dookoła. Większość z nich trzymała książki pod pachą, inny byli zaczytani w te książki, a jeszcze inni oddawali się sportom na świeżym powietrzu. Tak, zbliżały się zaliczenia i doskonale było to widać.
- Ładna pogoda. - powiedział jakiś przyjemny głos za jej plecami. Zaraz po tym, obok niej usiadł Dyrektor.
- Cudowna. - odpowiedziała uśmiechając się szeroko.
- Nie powinnaś uczyć się zaklęć?
- Powinnam, ale przez trzy dni raczej nie uda mi się tego zrobić. Zaryzykuję.
- Severus znowu nie będzie zadowolony. - powiedział dyrektor. – Nie chciałbym, aby znowu wpadł mi do gabinetu z krzykiem.
- A czy on kiedykolwiek bywa zadowolony? - zapytała z ironią.
- Bywa. Kiedy odejmuje punkty Gryfonom. - zaśmiał się Dumbledore.
- Albusie, wolno ci tak mówić o naszym Mistrzu Eliksirów? – zachichotała.
- Mi nie odejmie punktów, więc mogę.
Przez kilka chwil, siedzieli oboje w milczeniu, obserwując błonia i uczniów. Było to przyjemne milczenie, w którym oboje odpoczywali.
- Co jeśli twoje przypuszczenia okażą się prawdą? – zapytała Tottie, po chwili milczenia.
Dyrektor spojrzał na nią uważnie i rozważał co powiedzieć, a raczej co mógł powiedzieć.
- Wtedy będziemy musieli temu stawić czoła, będziemy musieli ufać sobie nawzajem. - spojrzał znacząco na dziewczynę. - bo tylko zaufanie może nam pomóc.
- Ja Ci będę zawsze ufać, możesz być pewny.
Znowu zapadła chwila milczenia.
- A jeśli... Nie będę na tyle silna by stawić czoła tej wojnie? Jeśli upadnę? – zapytała znowu.- Wiesz doskonale z czym się zmagam, to jest silniejsze ode mnie.
- Kochana Tottie. Odkąd tylko twoja ciotka, poprosiła mnie o pomoc, obiecałem jej, że będę Cię chronić, szczególnie przed tym, co jest w tobie. Obiecałem, że nigdy nie pozwolę aby coś Ci się stało. - przerwał na chwilę. Doskonale wiedział, że nie da rady dotrzymać tej obietnicy. - że nie pozwolę abyś cierpiała. Pamiętaj, że masz tu przyjaciół. Masz mnie, profesor Mcgonagall, Hagrida, a nawet Severusa. On też Ci pomoże bez mrugnięcia okiem.
- Już to widzę... - mruknęła - on mnie nienawidzi, zresztą, i vice versa. Nie oczekuję od niego żadnej pomocy.
- On ma tylko takie usposobienie. Tak naprawdę zależy mu na Hogwarcie i jego mieszkańcach, jak mi czy innym nauczycielom. Może tylko, nie umie tego okazać.
- Dziwne, że tak go bronisz...
- Bronię, bo jest moim najlepszym nauczycielem. – uśmiechnął się łagodnie. – Pamiętaj, że nie pozwolę, aby komuś coś się stało.
- Trochę mnie uspokoiłeś. Dziękuję. – odparła. – Do dzisiaj nie wiem, czemu dostałam tak wielką szansę od ciebie.
- Nie potrzebowałaś tej szansy. Byłaś dzieckiem, które potrzebowało pomocy. Ale pamiętaj i to, że każdy, kto chce się zmienić, zasługuje na drugą szansę... - to mówiąc, wstał i uśmiechnąwszy się przyjaźnie, odszedł od dziewczyny.
Tottie siedziała jeszcze chwilę na schodach, wpatrując się w lśniące słońce, po czym uznała, że zgodnie ze słowami Albusa, powinna poprosić Snape'a o drugą szasnę. Weszła więc do zamku i postanowiła zejść do lochów.
Weszła najpierw na główny hol, a potem korytarzem udała się do schodów prowadzących do znienawidzonej przez wszystkich części zamku. Z sercem kołaczącym w piersi, schodziła ostrożnie po schodach.
Snape zrozumie... chyba...- mówiła sobie w myślach.
W końcu dotarła do gabinetu Nietoperza. Powoli chwyciła za klamkę i weszła do środka. Jak zwykle przy biurku siedział Mistrz Eliksirów.
- Panie profesorze? - zaczęła ze skruchą.
- Nie słyszałem pukania. - powiedział lodowatym tonem.
- Bo nie było... chciałam powiedzieć, że...
- Poczekaj, najpierw ja Ci coś powiem.- przerwał jej ostro. - Weź tą mysz, którą... profesor Mcgonagall złapała dla Ciebie. - to mówiąc musiał ukryć śmiech - i proszę, przetransmutuj ją w puchar na wino.
Tottie wytrzeszczyła oczy. Po pierwsze dlatego, że powiedział proszę, po drugie, że kazał jej teraz transmutować tę biedną mysz.
- Ale Panie profesorze... ja właśnie, chciałam zapytać czy... czy... - nie dokończyła, bo przerwał jej ten lodowaty ton.
- Nie zaczynaj swoich mądrości, bierz się za pracę. – mruknął Snape.
Chcąc nie chcąc, podeszła do stolika, chwyciła za różdżkę, którą dostała od Albusa, i drżącą ręką wycelowała w myszkę powiedziawszy Vera verto. Zamknęła oczy i czekała na krzyk Snape'a. Poczuła lekkie drgnięcie różdżki i nagle, sądząc, że nietoperz ją zakatrupi, usłyszała:
- Dobra robota, panno White.
Otworzyła szybko oczy, i oto ukazał jej się najprawdziwszy złoty puchar. Niedowierzając, otworzyła szeroko usta, wpatrując się w to, co zrobiła.
- Zauważyłem ciekawą rzecz. – zaczął Snape, siadając przy biurku. - Otóż, jeśli nie zastanawia się Pani za bardzo nad tym co musi zrobić, to wtedy robi Pani to... doskonale. - skrzywił się. - oczywiście nie mówię, że jest to dobre, bo nie jest. Ale na początek, uznaję, że zaliczyła Pani transmutację.
Tottie poczuła jakby grom z jasnego nieba na nią zleciał i ją poraził. Nie była w stanie wydobyć z siebie ani słowa. A przynajmniej nic logicznego.
- A- ale... j-jak...? – zająknęła się.
- Chyba za szybko doceniłem twoje umiejętności. Sarknął. - Udało Ci się. Więc, o co chciałaś mnie zapytać ?- powiedział nagle zmieniając temat.
- Cóż... chciałam zapytać czy przełoży mi Pan termin zaliczenia. - opuściła zawstydzony wzrok.
- Rozwiązałem twój problem szybciej niż mnie zapytałaś. - sarknął - możesz odejść.
Dziewczyna odwróciła się i powolnym krokiem szła w stronę wyjścia z tego pomieszczenia. W dalszym ciągu, nie wiedziała jak jej się to udało.
Nagle zatrzymał ją głos Snape'a, a ona o mało co nie dostała zawału.
- Obserwowałem Panią w bibliotece. Widać, ma Pani dług wobec panny Granger. - na jego ustach zagościł złośliwy uśmiech - udanych wakacji, panno White.
- Dziękuję... - powiedziała dalej w szoku i wyszła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro