Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Komnata Tajemnic zostaje zamknięta.

Areszt nie trwał jednak długo. Następnego dnia Tottie dowiedziała się, że Dumbledore'a przywrócili na stanowisko dyrektora ale jeszcze nie mógł przybyć do Hogwartu. Siedziała więc w swoim pokoju, zła na Snape'a, i czytała o modyfikacji Wywaru Tojadowego, a dodatkowo uzupełniała wiedzę z odmian Obskurusa i innych magicznych stworzeń.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Tottie podniosła wzrok zza książki i krzyknęła:

- Jeśli to profesor Snape, to może Pan spokojnie wrócić do zabawy swoimi eliksirami!

Nikt jej nie odpowiedział. Zaniepokojona i ciekawa podeszła do drzwi, i nasłuchiwała. Nie mogła ich otworzyć, więc spróbowała jeszcze raz:

- Profesorze? – zapytała. Po chwili tuż obok jej nogi, pojawiła się skrzatka z charakterystycznym pyknięciem. - Oh, wybacz... dlaczego nie wchodzisz? – zapytała Tottie, widząc przerażone stworzonko

- Nie chciałam panienki denerwować... - skrzatka zaczęła płakać.

- Już dobrze, nie płacz. Co cię do mnie sprowadza? – powiedziała dziewczyna, zgarniając z łóżka książki. - Może usiądziesz?

- "U - usiądziesz"? - skrzatka wbiła przerażony wzrok w Tottie. - Żaden czarodziej nigdy tak nie powiedział do Minki... gdyby panicz Snape się dowiedział...

- Proszę, nie płacz. Ja nie jestem czarodziejem, więc mogę tak mówić. A Snape nie musi o niczym wiedzieć. - uśmiechnęła się przyjaźnie do skrzatki - powiedz, co Cię sprowadza do mnie?

- Panicz Snape, prosi aby panienka niezwłocznie do niego przyszła. Mam panienkę odprowadzić.

Tottie chwilę patrzyła się na skrzatkę. Ani myślała iść do Snape'a po tym, jak ją potraktował.

- Proszę, powiedz profesorowi Snape'owi, że nie mam ochoty przychodzić.

- Ale panienko... – zapiszczała skrzatka.

- Tak mu powiedz i nie bój się konsekwencji. Nic Ci nie zrobi, przyrzekam. - powiedziała twardo dziewczyna i wróciła do czytania książek. Minka jeszcze chwilę patrzyła z przerażeniem, po czym z cichym pstryknięciem zniknęła.

Tottie myślała, że wkurzy Snape'a, i że nie minie kilka minut, a sam zacznie wrzeszczeć pod jej pokojem. Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Minęła godzina, potem druga i trzecia, a dalej było cicho.
Z jednej strony, Tottie cieszyła się, że miała spokój, bo mogła doczytać rozdział i go przeanalizować. Jednak z drugiej strony, ta cisza była niepokojąca. Nawet na zewnątrz nie było słychać gwaru rozmawiających uczniów. Było za cicho.
W pewnym momencie nie wytrzymała i próbowała złamać hasło ochraniające jej pokój. Szarpała za klamkę od drzwi, ale ani drgnęły. Rzucała kolejno każde zaklęcie jakie sobie przypomniała. Jednak jej starania spełzły na niczym. W końcu, do głowy przyszedł jej iście genialny plan. Miała duże prześcieradło do tego miała prawie tak samo dużą poszewkę na kołdrę, że postanowiła związać to razem, i zejść oknem. Było to pierwsze piętro więc do ziemi nie było jakoś daleko. Chyba, nie było...

Od razu zrzuciła wszystko z łóżka, rozebrała pościel i jednym ruchem różdżki stworzyła linę. Potem próbowała otworzyć okno. Niestety bez skutku. Szyba i kraty były potężne i nijak nie szło ich pokonać.

- Przynajmniej nie rzucił na to zaklęcia. - dyszała z wysiłku.
Po paru minutach mocowania się z oknem, do głowy przyszedł jej nowy pomysł. Na biurku stała duża lampa z żelaznym trzonkiem. Chwyciła ją i z całej siły rzuciła w szybę. Szyba pękła, jednak kraty zostały.

- Cholerny nietoperz. - powiedziała przez zęby. Kiedy już się poddała, nagle coś uderzyło ją w ucho. Wyjrzała na zewnątrz i pod oknem zauważyła dwójkę znajomych chłopców. Freda i Georga.

- Co wy tu robicie? – zapytała, wychylając się na tyle ile mogła.

- Ratujemy damę w opałach. - odpowiedział Fred. - te kraty niczego się nie słuchają, tylko jednego zaklęcia, które Georg znalazł. Odsuń się tylko.

Dziewczyna posłuchała chłopaka, bo doskonale widziała czym mogą skończyć się jego pomysły. Po chwili rozbłysło jasne światło i karta zgrzytnęła, i wypadła z zawiasów. Tottie wyjrzała zza okna.

- No pięknie, naprawdę dobrze wam to poszło. - zaśmiała się.

- Wyskakuj, a nie gadaj! - powiedział Fred również rozbawiony całą tą sytuacją.

Tottie wyrzuciła przez dziurę po oknie linę z prześcieradła i czym prędzej się po niej ześlizgnęła w dół po murze. Nie minęły dwie minuty, a była już na ziemi. Zadowolona i podekscytowana tym nielegalnym przedsięwzięciem, jednym ruchem różdżki odprawiła prześcieradło z powrotem na górę, a sama zmieniła swój wygląd. Dzisiaj zachciało jej się być długowłosą blondynką z lokami. Potrząsnęła głową, nadęła policzki jak przy kichaniu i po chwili stała przed nimi Hogwarcka wersja Marylin Monroe.

- I jak? - zapytała chłopaków.

- Wypas. - podsumował Fred.

- Jak ten Snape jeszcze się w tobie nie zakochał, to ja nie wiem czy on jest mężczyzną. - zachichotał rozbawiony i pełen podziwu George.

- Lepiej żeby tego nie zrobił. - powiedziała Tottie, wyprostowując ubranie. - No, to co robimy?

- My musimy iść poszukać Harrego i Rona, bo gdzieś ich wcięło. Znaczy wiemy gdzie mogą być. - powiedział Fred.

- Jak to?! Oni też zostali... - ostatnie słowo nie chciało jej przejść przez gardło.

- Spokojnie, raczej nie. W każdym razie, gdyby zostali spetryfikowani, Mcgonagall już by obwieściła to całemu zamkowi. Śmiemy twierdzić, że sami poszli do Komnaty Tajemnic. - uspokajał George. - Słuchaj, my idziemy ich znaleźć, po drodze zrobimy mały psikus ślizgonom.

- Nie róbcie nic głupiego. - pogroziła im palcem uśmiechając się serdecznie. - ja idę do Dumbledore'a. Chyba wiem, co tu się dzieje...

- Dumbledore'a nie ma...

- Jak to? Przecież ministerstwo przywróciło go na stanowisko dyrektora.

- Niby tak, ale Dumbledore'a ni widu, ni słychu. Idź do Mcgonagall. - powiedział George, biegnąc za bratem, który już gnał w stronę wejścia do zamku. - A my, znikamy, do zobaczenia potem.

Tottie czym prędzej poszła w ich ślady. Weszła głównym wejściem, i pobiegła po schodach na pierwsze piętro, w poszukiwaniu profesor Mcgonagall.
Po kilku chwilach biegu, zziajana wpadła do klasy transmutacji i tak jak sądziła była w niej Minerwa. Jednak, o zgrozo, był tam też profesor Snape.

- Pani Profesor! Muszę... Pani... coś... powiedzieć. - mówiła łapiąc oddech.
Zaskoczona Mcgonagall i Snape, spojrzeli na nią jakby co najmniej zauważyli ducha. Tylko, że wzrok Snape'a był jakby bardziej zabójczy.

- Co się stało Charlotto? - zapytała Mcgonagall.

- Ja... ja chyba wiem co tu się stało. Ale najpierw, czy Pani wie, że dwójka Gryffonów pałęta się po podziemiach Hogwartu?! – krzyknęła.

- Spokojnie.. usiądź. Jaka dwójka Gryffonów? - zapytała starsza kobieta wskazując krzesło.
Tottie usiadła, wzięła dwa głębokie oddechy i czym prędzej kontynuowała, wcale nie widząc jak Snape zgrzyta zębami.

- Pani Profesor, Harry z Ronem tam poszli .

- Co Ty mówisz? - zdumiała się Mcgonagall. - do komnaty miał iść Gilderoy.

- Naprawdę Pani w to wierzy? - zapytała pobłażliwie Tottie.

- Severusie, natychmiast powiadom profesora Dumbledore'a. - powiedziała zdenerwowana Mcgonagall - A Ty Charlotto, powiedz co cię sprowadza?

- Otóż, w jednej z ksiąg, które ostatnimi czasy czytam na polecenie profesora Snape'a, wyczytałam o bazyliszku. To on petryfikuje uczniów i mieszkańców zamku. – zaczęła. - Wszystkie poszlaki pasują. Bazyliszka boją się pająki. Widziała Pani w tym roku pająki w zamku? - spojrzała na Mcgonagall, która kręciła przecząco głową. - No właśnie. A zawsze są. Dalej, ludzie zostali spetryfikowani...

- Ale bazyliszek zabija wzrokiem, nie petryfikuje. - przerwała jej profesor transmutacji.

- Ma Pani rację, ale proszę zauważyć, że żadna z ofiar nie spojrzała mu w oczy. A przynajmniej nie bezpośrednio. Ten młodziak Creevey, spojrzał przez obiektyw, prawda? - Mcgonagall potwierdziła kiwając głową. - Justin spojrzał przez Prawie Bezgłowego Nicka, co prawda, najgorzej oberwał właśnie Nick ale on jest duchem, więc nie może umrzeć drugi raz. - w tym momencie do sali ponownie wpadł Snape. Tottie na chwilę spojrzała na niego, po czym wróciła do opowieści. - Hermiona miała lusterko. Pewnie odkryła to wcześniej niż ja, że to bazyliszek, więc sprawdzała korytarz czy go tam nie ma. No i jego wzrok odbił się w lusterku...

- No dobrze, a kotka Filcha? - zapytał złośliwe Snape, stając obok miejsca gdzie siedziała dziewczyna.

- Pamięta Pan, że w miejscu, gdzie znaleziono Panią Norris, była rozlana woda? No właśnie. Kotka Pana Filcha, prawdopodobnie zauważyła go w odbiciu wody.

Oboje profesorzy wpatrywali się w rozpromienioną dziewczynę i oboje byli w szoku, chociaż Snape wcale tego nie pokazywał.

- Severusie, czy dyrektor wie? - zapytała nagle Mcgonagall.

- Będzie tu lada chwila.

- Dobrze. Tottie, proszę, udaj się do swojego pokoju...

- Panna White, pójdzie ze mną, Minerwo. - powiedział chłodno Snape, wpatrując się lodowato w dziewczynę.

Tottie podniosła się z krzesła widząc jego wzrok. Pożegnała się z Panią profesor i wyszła z Sali, próbując biec ale Snape szedł tuż za nią.
Idąc korytarzami, żadne z nich się nie odezwało, aż do korytarza prowadzącego do lochów. Krępującą ciszę przerwał Etatowy Postrach Hogwartu.

- Co pani ma na głowie?

- Loki. - odpowiedziała radośnie.

- To jakiś protest przeciwko czemuś? – pytał.

- Stwierdziłam, że w razie jakbym się na Pana natknęła, to by mnie Pan odesłał do mojej wieży. - zaśmiała się. - więc postanowiłam odrobinkę się zmienić żeby mnie Pan nie poznał.

- I się Pani nie udało. – sarknął.

- Ku mojemu wielkiemu niezadowoleniu. Poza tym, nie odzywam się do Pana, za to co Pan zrobił. - fuknęła udając obrażoną.

- W końcu! Tyle na to czekałem. - powiedział Snape wznosząc oczy ku niebu. W tym momencie dotarli do klasy eliksirów. Snape otworzył drzwi i wpuścił dziewczynę przodem.

- Usiądź, chyba musimy porozmawiać. – powiedział.

- Zapomniał Pan? Nie odzywam się do Pana.

- Jesteś wybitnie debilna. Usiądź. - wskazał miejsce przed biurkiem. Dziewczyna niechętnie ale usiadła i skrzyżowała ręce na piersi, udając, że się złości.

- Czemu mnie nie posłuchałaś? - zapytał chłodnym głosem.

- Bo nie życzę sobie, żeby traktował mnie Pan jak skrzata domowego, któremu można rozkazywać co ma robić, a co nie.

- Posłuchaj głupia dziewczyno. Dumbledore poprosił mnie abym nie pozwolił aby coś Ci się stało, szczególnie gdy mieszkańcy zamku byli petryfikowani. On się o Ciebie boi i, z tego co zauważyłem, kocha Cię. - tutaj skrzywił się lekko. - Więc dlaczego robisz wszystko, aby obarczyć go niepokojem o Ciebie? Nie wydaje Ci się, że szkoła i uczniowie, to wystarczająco na jednego człowieka? - jego głos przybrał temperaturę zera absolutnego.
Tottie zamilkła. Siedziała na krześle, rozplątała dłonie i uparcie wpatrywała się w swoje buty. Być może dotknęły ją słowa Snape'a.

- Nic nie powiesz? Zawsze jesteś taka wyszczekana, a teraz nic? - mówił swoim szyderczym głosem.

- Pan nie rozumie... - odparła cicho.

- To mi wytłumacz łaskawie.

- Doceniam to co robi Dumbledore. Jestem mu naprawdę wdzięczna i kocham go bardzo... tylko, że nie powinien mnie ratować na siłę. On wie... że... - zawahała się.

- Wyduś to, dziewczyno! - syknął Snape.

- Jestem potworem, już raz prawie zabiłem Albusa! Tak mu się odwdzięczyłam za jego dobroć... Dalej Pan nie rozumie?! Dalej Pan uważa, że jestem nieodpowiedzialną dziewuchą, która widzi czubek własnego nosa? - popatrzyła na niego ale jej wzrok był pusty. Jakby wyzuty z wszelkich emocji.

- Nie ty jedna skrywasz w sobie potwora. Wyobraź sobie, że są ludzie, którzy każdego dnia budzą się z myślą, że odebrali wielu ludziom życie. Wielu dzieciom rodziców, rodzicom dzieci... że zdradzili i zostawili najlepszego przyjaciela... że powiedzieli słowo za dużo w pewnym momencie życia i wybrali drogę, z której nie ma powrotu.... każdy ma potwory i demony w sobie, White. – powiedział chłodno, i nagle cisza ogarnęła salę. Snape uparcie wpatrywał się w okno, a Tottie w swoje buty.

- Ja nie mogę pozwolić aby ktoś jeszcze przeze mnie cierpiał... albo zginął któregoś dnia. - powiedziała w końcu.

- White, ja nie jestem terapeutą. Zrób mądrze, w końcu jesteś Krukonką. Was cechuje ponadprzeciętna inteligencja i mądrość. – sarknął. - Jeśli Dumbledore chce Ci pomóc, to to przyjmij.

Tottie wstała i powolnym krokiem skierowała się w stronę drzwi. Chwilę stała jeszcze i wpatrywała się w klamkę, po czym powiedziała cichym, prawie niedosłyszalnym głosem.

- Przepraszam profesorze... dobrej nocy. - I wyszła zostawiając oniemiałego Snape'a, który jeszcze przez długą chwilę wpatrywał się w drzwi, w których zniknęła.

- Minko? - powiedział w przestrzeń i po chwili zjawił się mały skrzat.

- Pan wzywał? – skrzatka skłoniła się nisko.

- Miej na nią oko. Tylko tak, żeby Cię nie widziała, rozumiesz? – powiedział patrząc w drzwi, za którymi zniknęła Tottie.

- Oczywiście. Mam być dla niej niewidzialna?

- Dokładnie tak. Pilnuj jej jak oka w głowie i nie pozwól, żeby coś jej się stało. - i odesłał skrzatkę z powrotem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro