Decyzja o powrocie.
Na szczęście, choroba Tottie nie trwała długo i już po trzech dniach wstała z łóżka i próbowała normalnie funkcjonować. "Normalnie" było tu lekkim nieporozumieniem, można by powiedzieć, że funkcjonowała "jakoś". Cały czas miała żal do Remusa, chociaż w głębi siebie wiedziała, że on ma rację, i że to ona żyła jakimiś nierzeczywistymi marzeniami i pragnieniami. Snape był zły. Po prostu, nie było się nad czym zastanawiać ani roztrząsać niczego, to było pewne jak to, że trwa wojna.
I w końcu przyszła zima, mroźna i wietrzna z opadami śniegu. Znowu wszystko było pokryte warstwą zapomnienia i dziwnej nostalgii. Zbliżały się święta, więc na ten czas wszyscy przestawali myśleć, o tym co nieuniknione, ale myśleli o tym jak ubrać choinkę i co przygotować na kolację bożonarodzeniową. Nie inaczej było w domu państwa Weasley, gdzie Molly wraz z początkiem grudnia, przystąpiła do corocznego przeglądu menu. Pomimo, że te święta miały być niepełne, bo zabraknie na nich Harrego, Hermiony i Rona, to i tak każde danie miało być wyjątkowe.
Pewnego grudniowego popołudnia, gdy za oknem powoli zapadał zmrok, Molly krzątała się po kuchni, a w tym samym czasie Tottie pakowała ostatnie rzeczy na podróż do Hogwartu. Pomimo, że już wspominała o tym Molly i Arturowi, miała wrażenie, że nie wzięli tego na poważnie i zapomnieli. Ona nie zapomniała. Wiedziała, że musi wrócić do zamku i powstrzymać Voldemorta. Miała niejasne przeczucie, że to właśnie tam powinna być, a nie kryć się jak tchórz. Nie tak uczył ją Albus...
Gdy jeszcze raz upewniła się, że wszystko spakowała, usiadła przy oknie i ciężko westchnęła.
Na zewnątrz było już ciemno. Tylko nikłe światło wypełniającego się księżyca, oświetlało pobliskie tereny.
Więc nie było odwrotu. Musiała tam wrócić i stanąć z nim twarzą w twarz. Już nie mogła uciekać, bo nie miała po co. Nikt jej już nie chronił. Albus zmarł, Snape zdradził i najpewniej już dawno ją wydał i jest poszukiwana, więc nawet nie miała się czego bać. Wszystko i tak było rozsądzone. Miała wrażenie, że ta podróż będzie tylko w jedną stronę... że już nie wróci do Nory. Nie zobaczy więcej Artura, Molly i ich dzieciaków. Już nigdy nie będzie się śmiała z dowcipów Freda i Georga, a Charlie już nigdy nie opowie jej o zwyczajach smoków. Żal ściskał jej serce na myśl o rozstaniu z nimi, a jeszcze bardziej przerażał ją fakt, że nie zobaczy więcej Maddie i babci. One żyły gdzieś ukryte i niczego nieświadome.
To wszystko było takie nierealne, tak pozbawione sensu, że wydawało się, że to jakaś nieśmieszna komedia, które często oglądały z Maddie. To wszystko stało się tak szybko i bez jakiegokolwiek ostrzeżenia, tak jakby ktoś nożyczkami odciął kawałek wstążki. W jednej chwili wszystko runęło. Cały świat, który budowała i który znała zniknął, zamienił się w garstkę popiołów. Tamten świat był dobry, bezpieczny. Z perspektywy czasu patrząc, nie musiała się o nic martwić, bo Albus robił to za nią. A ona i tak była niewdzięczna i cały czas robiła wbrew...
~~~
Na dwa tygodnie przed świętami uczniowie od trzeciego roku wzwyż mogli udać się do Hogsmead. Młodsi, bardzo zazdrościli tym szczęściarzom, którzy mogli odwiedzić tak dobrze znane im z opowiadań Miodowe Królestwo, czy sklep Zonki.
- Napisałaś już to wypracowanie? - przy stoliku w bibliotece siedziała blond włosa dziewczynka, mniej więcej w wieku lat dwunastu, a obok niej dziewczynka o dużych niebieskich oczach, w tym momencie bawiąca się zmianą swoich włosów.
- Właściwie to nie... ale wiesz, został nam tydzień, więc zdążę. - odpowiedziała dziewczynka teraz mając zielone włosy
- Mamy jeden dzień, Tottie. Tydzień temu mieliśmy tydzień na zrobienie - powiedziała karcąco Ally - lepiej napisz to wypracowanie, bo znowu dostaniesz szlaban, a idą święta.
- Eliksiry mamy pojutrze, więc zdążę. A teraz słuchaj - Tottie przestała się bawić włosami i usiadła bliżej koleżanki - dzisiaj uczniowie mogą iść do Hogsmead, a pilnuje ich profesor Flitwick, więc wiesz co to znaczy...
- Że nigdzie nie pójdziemy, bo jesteśmy na drugim roku. Doskonale wiesz, że tylko trzecioklasiści i wyżej mogą wychodzić do Hogsmead.
- Och Ally. Ty zawsze jesteś przeciwna. Jest coś takiego jak eliksir wielosokowy, musimy tylko znaleźć kogoś w kogo się zamienimy i będziemy mogły iść. - uśmiechnęła się Tottie.
- Eliksir wielosokowy, mówisz... - mruknęła Ally z powątpiewaniem - Nie da się tak szybko go zrobić. Trzeba na to miesiąca, a ty masz jakąś godzinę.
- Kto powiedział, że go nie mam. Słuchaj, pomożesz mi wejść do sali od eliksirów i zwinę go z zapasów Snape'a.
- Czy tobie życie nie miłe?! Oszalałaś?! Jak Snape cię złapie to czeka ię długa i bolesna śmierć!- krzyknęła Ally, a zza rogu wyjrzała Pani Pince, która musiała je uciszyć.
- Kto nie ryzykuje ten się nie bawi. - zachichotała Tottie. - Nie bądź taka. Przecież sama chciałaś zobaczyć sklep Zonki.
- I zobaczę go za rok, a teraz bierz się za wypracowanie.
Tottie fuknęła pod nosem, zabrała książki i wyszła z biblioteki. Nie zamierzała odpuszczać i siedzieć kolejną sobotę w zamku i pisać głupie wypracowanie dla Nietoperza z Lochów.
Od razu poszła do dormitorium, odłożyła podręczniki, i wszystko co było zbędne, a zapakowała kilka galeonów, czapkę, szalik, i wyszła.
Uczniowie powoli zbierali się przed wyjściem z zamku i z niecierpliwością czekali aż przyjdzie profesor Flitwick i pozwoli im pójść do Hogsmead.
Tottie powoli, aby wtopić się w tłum, zeszła po schodach wprost do zimnych i ponurych lochów. Wiedziała, że Snape'a tam nie będzie. Słyszała jak z rana dyrektor prosił go o rozmowę, więc tak prędko nie skończyli.
Chwyciła za klamkę od drzwi klasy eliksirów ale wnet poczuła, że są zamknięte. Dobrze, że znała kilka zaklęć więcej niż przeciętny drugoklasista. Wyciągnęła różdżkę skierowała ją na zamek od kluczy i powiedziała
- Alohomora - drzwi natychmiast się otworzyły i ukazała jej się ponura klasa od eliksirów. Jeśli miałaby wybierać to w ogóle by tu nie przychodziła. Wszystko tu było dziwne i podejrzane. Szczególnie preparaty w przezroczystych słoikach, które stały na wszystkich możliwych półkach.
W schowku, na końcu sali, który zawsze był otwarty, były wszelkie możliwie ingrediencje oraz gotowe eliksiry. Weszła tam ostrożnie i już na samym brzegu dostrzegła to czego potrzebowała.
W parę minut później szła sobie spokojnie do Hogsmead, jako ktoś zupełnie inny. Profesor Flitwick nawet się nie zorientował, tylko uczniowie lekko się przestraszyli. Tottie nie do końca wiedziała dlaczego, przecież była teraz Gryffonką z drugiego roku, którą wszyscy lubili, bo dawała odpisywać prace domowe. Zabrała jej włos po jednej z lekcji eliksirów, kiedy musiały razem pracować. Luiza miała to do siebie, że jej niesforne włosy ciągle jej wypadały.
Po paru minutach marszu, stanęła w końcu przed upragnionym sklepem Zonki i mogła przyglądać się przecudnej wystawie. Nagle, uważniej przyjrzała się szybie, w której odbijało się coś niepokojącego. Podeszła bliżej i ku jej przerażeniu zobaczyła patrzącą na nią twarz Snape'a, z czarnymi jak noc oczami. Odskoczyła od okna i upadła na ziemię. Szybko obejrzała się przez ramię, ale nigdzie nie dojrzała swojego profesora od eliksirów. Osłupiała siedziała i zaczęła nerwowo rozglądać się dookoła, jednak zagrożenia nie było. W końcu, podniosła się i znowu przyjrzała szybie. Gdy zbliżyła swoją twarz, dotarło do niej, co takiego właśnie widzi. To była ona. W ubraniu ucznia Hogwartu ale, o zgrozo, z twarzą i włosami Snape'a. Przerażona, wydała z siebie cichy krzyk i biegiem pognała w stronę zamku, modląc się, aby nikt jej nie widział, co się niestety nie udało.
Biegnąc przez ośnieżone Hogsmead, nagle koło niej zjawiła się ciemna postać. Miała na sobie długą czarną szatę i kaptur założony na głowę, dlatego dziewczyna nie mogła dojrzeć jego twarzy. Nieznajomy pochylił się nad nią i brutalnie złapał za ramię. Podniósł ją do góry i nagle, dziewczyna usłyszała dość dobrze znany sobie głos:
- Twój ojciec się niepokoił o ciebie. Nie ładnie tak uciekać.
- Puść, pomyliłeś mnie z kimś.- krzyknęła próbując wyswobodzić się z jego uścisku.
- Możesz się zamieniać w kogo tylko chcesz, każdy z nas i tak cię rozpozna. Idziesz ze mną. - syknął głos i powlókł ją za sobą. Dziewczyna próbowała się szarpać i wyrywać, ale nic to nie dawało. Nagle jednak powstało niepokojące zamieszanie. Uczniowie w popłochu biegli przez całą wioskę w kierunku zamku, a mieszkańcy zamykali sklepy. Słychać było krzyki przerażenia.
- Puszczaj, umiem sama chodzić - powiedziała do ciągnącej ją postaci.
- Zamilcz! - krzyknął mężczyzna i w tej samej chwili, kaptur spadł mu z głowy. Tottie ujrzała twarz bliskiego znajomego swojego ojca - Avery'ego. Przeraziła się tym bardziej, bo wiedziała do czego jest on zdolny. Korzystając z chwili jego nieuwagi, ugryzła go w dłoń, którą trzymał zaciśniętą na jej płaszczu i pobiegła przed siebie. Nawet nie zauważyła, a znowu znalazła się w wiosce, gdzie ludzie biegali i krzyczeli, próbując się ukryć przed nadlatującymi Śmierciożercami. Stanęła na środku i próbowała zlokalizować najbliższe miejsce możliwe do kryjówki. Stała tuż pod apteką, a dookoła ludzie przepychali się i popychali ją, co poskutkowało jej upadkiem na zimną i śnieżną ziemię. Nagle poczuła, jak ktoś znowu ją szarpie za szatę. Zaczęła krzyczeć i szarpać postać za rękę aby ją puściła, aż w końcu, znalazła się za jakimiś budynkami, ze wszystkich stron osłoniętych ścianami. Poczuła, że postać ją puściła, więc nie myśląc, puściła się biegiem, aby uciekać. I w tym momencie poczuła jak postać złapała ją za ramiona i zakryła usta. Dopiero teraz, Tottie zauważyła, że to rudy chłopak z Gryffindoru, pamiętała, że ma na imię Bill.
- Cicho! – szepnął do niej. Rozejrzał się dookoła, lekko wyjrzał zza winkla i upewniwszy się, że jest bezpiecznie, ponownie zwrócił się do dziewczyny. – Jesteś z drugiego roku, co tu robisz?
- Jestem z trzeciego. – skłamała.
- Masz na nazwisko White, prawda?
Tottie zamilkała i próbowała patrzeć na niego takim wzrokiem, jakim na ogół patrzył na nią Snape na lekcjach eliksirów.
- Prawda? – ponowił pytanie, krzyżując ręce na piersi.
- Tak. – odparła.
- Znam cię, Snape często wrzeszczy twoje nazwisko. – zaśmiał się lekko. – Chodź, moja mama jest w wiosce, odprowadzi nas do zamku.
- A gdzie reszta uczniów? – zapytała rozglądając się po wiosce, szukając swoich znajomych ze szkoły.
- Uciekli przez Śmierciożercami.. – odparł. – Chodź.
Po czym oboje ruszyli pomiędzy budynkami, ostrożnie patrząc na ulice, aby nie wpaść na wrogów. Bill szedł pierwszy, a tuż za nim Tottie. Chłopak był wysoki, chudy; twarz miał piegowatą, ale przyjazną i ciągle uśmiechniętą, a na głowie miał burzę rudych loków.
- Zaraz! – powiedziała nagle, stając przed nim. – Ty jesteś z pierwszego roku! Jesteś młodszy ode mnie.
- I czego nie rozumiesz? – spojrzał na nią ze złośliwym uśmieszkiem.
- Też uciekłeś z zamku. Jak to możliwe, że nikt cię nie zauważył?
- Mam swoje sposoby. Może kiedyś ci pokaże. – odparł swobodnie. – To jak masz na imię?
- Tottie, a ty?
- William, a w zasadzie Bill Weasley.
- Jesteś w Gryffindorze? – zapytała równając z nim krok.
- Dokładnie. Tak jak mój tata i mama.
- Fajnie, a ja jestem w Ravenclaw'ie.
Po kilku chwilach znaleźli się przed karczmą, gdzie stała niska kobieta, a obok niej dwaj mali chłopcy.
- Williamie Weasley! – krzyknęła kobieta. – Jak śmiałeś uciec ze szkoły!
Tottie aż zaświdrowało w uszy. Ta krępa kobieta, miała głos większy i donioślejszy niż niejeden mężczyzna.
- Przepraszam mamo. – odparł chłopak. – Ale pomagałem mojej koleżance. To jest Tottie.
- Oh... - kobieta spojrzała na stającą obok dziewczynkę. – Witaj, kochanie.
- Dzień dobry – odparła nieśmiało Tottie.
- Jestem Molly, a to moi synowie Charlie i Percy. Billa już nasz. – na te słowa zmierzyła chłopaka morderczym wzrokiem. – Musisz wrócić do zamku. Kim jest twój opiekun?
- Mną. – gdzieś z boku stanął nagle obok nich posępny Nietoperz z lochów, który przyglądał się całej tej scenie.
- Pan? – zapytała zdziwiona Tottie.
- Weasley i White, idziecie do zamku. – warknął.
- Severusie... - powiedziała łagodnie Molly.
- Ja jestem nauczycielem w Hogwarcie, nie ty.
Po tych słowach, ruszył przodem, a tuż za nim ze spuszczonymi głowami ruszyli Tottie i Bill. Gdy dotarli do bram zamku, rozkazał dzieciom stanąć i zaczął swoją tyradę:
- Gryffindor traci dwadzieścia punktów, za niesubordynację. Weasley, do dormitorium!
Chłopak ze spuszczoną głową poszedł w głąb zamku i zniknął za najbliższym zakrętem. Tottie próbowała po cichu wymknąć się przed czujnym okiem Nietoperza, ale niestety nie udało jej się uciec.
- Ravenclaw traci pięćdziesiąt punktów, a ty masz szlaban z panem Filchem przez najbliższe dwa miesiące.
- Nie może pan! – krzyknęła.
- Zaraz się dowiesz ile naprawdę mogę. – syknął. – Ty myślisz, że pozwolenie na wyjście dla roczników wyższych niż drugi rok jest głupim wymysłem?! Wiedziałaś co się tam działo?!
- Ja chciałam tylko... - jęknęła.
- Co chciałaś?! Spotkać śmierciożerców?!
- Chciałam kupić siostrze prezent! – podniosła głos.
- Idź do swojego opiekuna. – powiedział spokojniej.
- Podobno to pan jest moim opiekunem. – syknęła.
- Kolejne dziesięć punktów za pyskowanie nauczycielowi i kradzież eliksiru.
- Skąd pan wie? – zdziwiła się.
- Ty myślisz, że ja nie wiem czego ile mam w składziku? Idź do opiekuna domu! Natychmiast! – po czym popchnął ją przed siebie.
Do gabinetu profesora Flitwicka szła jak na ścięcie. Nie to, że się go bała, ale szanowała tego nauczyciela i nie chciała go zawieść i sprawić zawodu. To byłoby największą katastrofą, bo profesor ufał jej jak mało komu.
Przeszli przez cały korytarz na parterze i potem schodami na pierwsze piętro, wprost do sali profesora Flitwicka. Snape cały czas trzymał ją za pelerynę i prawie ciągnął za sobą. Zapukał energicznie w drzwi i po chwili usłyszeli głos z wewnątrz.
- Proszę wejść. - Snape wepchnął dziewczynę przed sobą, a sam wszedł zaraz za nią i od razu przeszedł do rzeczy.
- Twoja uczennica, wymknęła się bez pozwolenia, do Hogsmead.
- Tottie, to prawda? - powiedział spokojnie profesor zaklęć. Lecz dziewczyna opuściła wzrok i milczała.
- Oczywiście, że prawda. Ponadto, że pogwałciła przepisy szkolne, okradła mój skład z eliksirami. - kontynuował Snape.
- Tottie, masz coś na swoje usprawiedliwienie? - zapytał ponownie Filius Flitwick.
- Ja chciałam tylko wyjść na zewnątrz... - odpowiedziała cicho.
- Za swoją niesubordynację panna White, dostała szlaban na dwa miesiące u Pana Filcha. Mam nadzieję, że jesteś tego samego zdania, Filiusie? - powiedział ostro Snape, który aż się gotował ze złości.
- Myślę, że szlaban dobrze ci zrobi. Przemyślisz parę rzeczy - profesor zaklęć zwrócił się do stojącej dziewczyny.
- A ja mam nadzieję, że gdy dyrektor się o tym dowie, wylecisz z tej szkoły. - syknął nietoperz.
- Nie, Severusie. Nie wyleci stąd. - nagle odezwał się obok nich głos Dumbledore'a, który jak gdyby nigdy nic, wszedł do sali zaklęć i uśmiechał się serdecznie.
- Dyrektorze, panna White złamała zasadę o... - zaczął Snape, ale przerwała mu uniesiona dłoń Dumbledore'a.
- Wiem, wiem co zrobiła ale to jeszcze nie powód, aby ją usunąć z Hogwartu. Tottie, zgadzam się z profesorem Snape'em, że twoje zachowanie było nieodpowiedzialne i naganne. Kara jak najbardziej ci się należy ale proszę cię też, abyś już nigdy nie robiła niczego głupiego, dobrze? - to mówiąc zwrócił się do Tottie, która spojrzała na niego ze zdziwieniem i zmieszaniem. Dumbledore mówił do niej łagodnie ale widziała w jego oczach zawód i smutek z jej powodu. Czuła się podle, że tak postąpiła i zasmuciła Albusa, którego tak bardzo kochała i który kochał ją.
- Dobrze... - odpowiedziała cicho.
- Świetnie, więc sprawa się wyjaśniła. Chodźmy na obiad, słyszałem, że podają dzisiaj wspaniały budyń. - uśmiechnął się dyrektor i obróciwszy się, wyszedł z sali.
Tottie wyszła zaraz za nim, a Snape zamykał pochód. Zanim się rozdzielili, złapał dziewczynę za rękę i syknął:
- Następnym razem się zastanów, bo możesz nie mieć tyle szczęścia.
- Mam być panu wdzięczna? – fuknęła.
- Zejdź mi z oczu.
~~~~
Nawet nie zwróciła uwagi, kiedy Molly zaczęła wołać na kolację. Odeszła od okna, wyprostowała bluzkę i zeszła na dół, gdzie przy stołu czekali już Molly i Artur.
- Siadaj kochana. Zaraz podam paszteciki.- powiedziała pani Weasley z szerokim uśmiechem.
- Dlaczego nie zawołałaś mnie wcześniej? Pomogłabym ci. – odparła Tottie, siadając na wyznaczonym miejscu.
- Musisz jeszcze odpoczywać, skarbie. Poza tym, od czego mam Artura. - mówiąc to ucałowała męża w policzek. Tottie bardzo zazdrościła im tej relacji. Byli tacy idealni i tak bardzo się kochali, co było widać na każdym kroku. I tą miłością obdarowywali wszystkich dookoła.
- Ja się już dobrze czuję, naprawdę. - powiedziała z uśmiechem.
- Ale jeszcze bladziutka jesteś. Siadaj i jedź. - na stole pojawiły się ciepłe i pachnące paszteciki własnej produkcji pani Weasley.
- Molly, był tu dzisiaj Remus? – zapytała dziewczyna.
- Był ale tylko na chwilę. Jutro mają wpaść razem z Tonks.
W odpowiedzi Tottie tylko kiwnęła głową i nałożyła sobie pasztecików.
- Nie martw się. Remus nie gniewa się na Ciebie - uśmiechnęła się pokrzepiająco Molly - wszyscy jesteśmy poddenerwowani i mówimy różne rzeczy
- Mówił ci o naszej rozmowie? - zdziwiła się Tottie.
- Tak, musiał mi powiedzieć, żeby dostać należny ochrzan. - powiedziała Molly.
- Remus nie zawinił... - powiedziała smętnie dziewczyna. - to moja wina. On ma rację, że żyję jakąś fikcją... Nie powinnam bronić zdrajców i morderców.
Zapadła cisza, którą przerwał Artur wstający od stołu. Postanowił zostawić panie same, aby swobodnie porozmawiały.
- Nie żyjesz fikcją... - powiedziała nagle Molly - żyjesz czymś o wiele prawdziwszym i nie uważaj tego za coś złego. Nie mamy wpływu na nasze uczucia. Choćbyśmy się nie wiem jak starali.
- Snape mówił, że można nad nimi panować. - Tottie pociągnęła nosem.
- Bzdura. Możesz próbować je ukrywać, ale one i tak znajdą drogę. - Molly mrugnęła do niej okiem i nałożyła kolejną porcję pasztecików.
- Wiesz, że muszę tam wrócić?
- Wiem kochanie... - westchnęła pani Weasley - jeśli musisz, to zrób tak jak mówi Ci serce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro