Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Co działo się potem?

Następne dni były dla Tottie idealne. Wszystko układało się najlepiej jak tylko mogło, a nauka szła jej coraz sprawniej. Najwięcej czasu spędzała u profesora Lupina, u którego ćwiczyła nowe zaklęcia. Pomiędzy nauką o zaklęciach ofensywnych i defensywnych, Remus opowiadał o zaklęciach Niewybaczalnych. Oczywiście zaznaczał, że są zakazane przez ministerstwo i nie można ich używać, a ci co to robią trafiają prosto do Azkabanu. Tottie nie mówiła Lupinowi, że je zna, co do jednego, nie chciała wracać do przeszłości, która nie powinna się wydarzyć. Wiedziała, że są okrutne i nie powinno się ich używać nawet na zwierzętach.

- Remus, a powiedz mi, skąd cię wytrzasnął Dumbledore? – zapytała któregoś dnia, siedząc na blacie jednego ze stolików w klasie OPCM.

- Długa historia. – uśmiechnął się życzliwie, siadając naprzeciwko niej. – Zanudziłbym cię.

- Proszę, opowiedz.

Remus westchnął, uśmiechnął się szeroko i splatając ręce zaczął opowiadać:

- Znam się z Dumbledore'em już kilkanaście ładnych lat. Odezwał się do mnie, czy nie objąłbym tego stanowiska.

- A skąd się znacie? – dopytywała zaciekawiona.

Remus spojrzał na nią z nieodgadnionym wzrokiem, jakby nie chciał o tym mówić. Tak, jakby to wszystko było tajemnicą.

- Skończyłem Hogwart. Dumbledore był już dyrektorem, i tak się poznaliśmy. – odpowiedział w końcu.

- Chodziłeś do Hogwartu?! – zdziwiła się. – W sumie powinnam się domyślić. Więc musisz doskonale znać profesora Snape'a.

- No powiedzmy...

- Od zawsze taki był?

- Był wycofany. – powiedział zwięźle Remus, jakby chcąc zakończyć ten temat.

- A znałeś Lily Potter? Powinniście być w tym samym wieku.

- Tak, znałem też James'a. Byliśmy razem w Gryffindorze.

- To straszne co im się stało... - posmutniała Tottie. – Lily była moją sąsiadką i przyjaciółką... żałuję, że już jej nie ma.

- Ja też ją bardzo lubiłem. – westchnął Lupin. – Była osobą, która widziała dobro tam, gdzie inny widzieli samo zło.

- Tak, miała dobre serce.

Na chwilę zamilkli oboje. Tottie siedziała na blacie stolika jak małe dziecko i majtała nogami. Remu siedział naprzeciwko niej i co raz na nią spoglądał.

- Masz takie oczy jak Lily. – powiedział nagle.

- Dużo osób tak mówi. – uśmiechnęła się, zakładając kosmyk włosów za ucho.

- Masz naprawdę piękne oczy, Tottie...

Po zajęciach z Remusem, zazwyczaj szła do Poppy, której pomagała w leczeniu uczniów, którzy to łapali coraz częściej przeziębienia. Odkąd nastał listopad dzieci chorowały na potęgę, dlatego wszystkie wolne chwile Tottie spędzała w skrzydle szpitalnym. Pewnego dnia, spostrzegła, że od dobrych dwóch tygodni, ani razu nie zajrzała do Snape'a. On także nie kazał jej przychodzić. Prawdę powiedziawszy, zaczął jej unikać. Na początku, Tottie w ogóle nie zwróciła uwagi na brak nietoperza w zasięgu swojej osoby. Była tak zaaferowana i zachwycona nowym nauczycielem, że nie zawracała sobie głowy czymkolwiek innym.
A gdy w połowie listopada, profesor Lupin, nagle gdzieś zniknął, Tottie poczuła zaniepokojenie i próbowała dowiedzieć się od Dumbledore'a, gdzie się podziewa jej nowy nauczyciel, ale dyrektor mówił tylko tyle, że Lupin jest niedysponowany.
Tak samo było tego dnia. Po południu, gdy Poppy kazała jej iść odpocząć, postanowiła odwiedzić swoich przyjaciół z Gryffindoru. Według planu zajęć, mieli mieć teraz Obronę Przed Czarną Magią w klasie Lupina. Tottie miała nadzieję, że tym razem spotka Remusa i uda im się porozmawiać. Miała do niego kilka pytań, na temat tego nad czym ostatnio pracowali.
Gdy dotarła do sali zauważyła przed nią mnóstwo dzieciaków, którzy czekali na lekcje.
Gdy podeszła bliżej dojrzała w tłumie dwóch chłopaków, których szukała - Rona i Harrego.

- Cześć chłopcy! - przywitała się. - A gdzie Hermiona?

- Hej Tottie. – powiedział z uśmiechem Harry.

- Zaraz pewnie przyjdzie. W tym roku, wzięła sobie wszystkie możliwe przedmioty. Niektóre są w tym samym czasie. Ja nie wiem, jak ona się wyrabia. - mówił Ron.

- Wszystkie przedmioty? To kiedy ona ma czas wolny? - zapytała zaskoczona Tottie.

- Nie wiemy. Przychodzi późno w nocy do dormitorium, a wychodzi wcześnie rano. Czasami mijamy ją na korytarzu.

- Ona to ma zacięcie. - zaśmiała się Tottie - pozdrówcie ją ode mnie.

- Jasne. A co Cię tu sprowadza? - zapytał Ron.

- Przyszłam was odwiedzić urwisy. - poczochrała mu włosy - A przy okazji chciałam porozmawiać z profesorem Lupinem. Od kilku dni nie mogę go znaleźć, a mam do niego sprawę.

- To może zostaniesz u nas na lekcji? Myślę, że profesor nie będzie mieć nic przeciwko. - powiedział uradowany Harry.

- Było by super!

- To chodź, usiądziesz sobie w ostatniej ławce. - Ron pociągnął Tottie za rękaw jej szaty.

Idąc za chłopakiem, weszła do doskonale znanej sobie klasy i podeszła do najdalszej ławki. Usiadła w wolnym miejscu, i czekała wraz z uczniami na początek zajęć. Minęło dziesięć minut, potem piętnaście, a Lupina nie było. Dzieci wydawały się być równie zaniepokojone jak Tottie, rzadko zdarzało się, że nauczyciel zapominał, albo spóźniał się na lekcje. Nagle jednak, trzasnęły drzwi i w sali pojawił się Snape, za którym powiewała jego czarna szata. Od razu za pomocą różdżki pozasłaniał okna, i dotarł do pulpitu, gdzie stał wyciągany ekran. Pociągnął za sznurek i biała płachta zleciała na dół.

- Otwórzcie na stronie trzysta dziewięćdziesiątej czwartej. - powiedział chłodnym tonem, spoglądając na klasę. Wszyscy, mimo że zdziwieni widokiem swojego nauczyciela eliksirów, posłusznie zaczęli otwierać swoje podręczniki. W momencie, gdy Snape zmierzał w stronę rzutnika, Tottie podniosła się z miejsca i zaczęła wychodzić z klasy. Nie było sensu tu siedzieć, skoro Lupina nie było. Zatrzymał ją jednak lodowaty ton Snape'a:

- Zostajesz White. - Tottie odwróciła się i spojrzała w jego stronę.

- Muszę wrócić do skrzydła szpitalnego. – powiedziała.

- Zostajesz. – warknął Snape.

Dziewczyna usiadła z powrotem na swoim miejscu i czekała co będzie się działo. Nie miała zamiaru kłócić się ze Snape'em przed całą klasą, więc próbowała być opanowana.

- Przepraszam, gdzie jest profesor Lupin? - zapytał nagle Harry. Snape, przechodząc obok niego popatrzył na chłopka swoim czarnym wzrokiem, a potem rzekł:

- Zadziwiająca troska, Potter. Wasz profesor jest niedysponowany i nie będzie prowadził lekcji przez pewien czas. - powiedział podchodząc do rzutnika. - strona trzysta dziewięćdziesiąt cztery.

- Wilkołaki?!- zapiszczał Ron, spoglądając na temat w podręczniku.

- Profesorze! - po sali rozległ się nagle głos Hermiony. Wszyscy odwrócili się w jej stronę. Tottie była w takim samym szoku jak Ron i Harry, bo nie wiedziała jakim cudem dziewczyna siedziała koło Harrego, gdzie przed chwilą nikogo tam nie było.

- Wilkołaki miały być w przyszłym tygodniu. – mówiła dziewczyna.

- Cisza! - powiedział ostro Snape.

W sali zrobił się lekki szum, lecz gdy znowu odezwał się Nietoperz, wszyscy zamarli.

- Kto z was mi powie, jaka jest różnica między animagiem, a wilkołakiem? - znowu podszedł do ekranu. - Nikt? Rozczarowujące.

Tottie zauważyła jak ręka Hermiony wystrzeliła w powietrze. Dziewczyna znała odpowiedzi na wszystkie pytania jakie zadawali nauczyciele. Była typową kujonką, co nieraz ją śmieszyło, mimo tego lubiła Granger. Tottie również doskonale znała te różnice, ale jako nie uczeń, siedziała cicho.

- Proszę Pana, animag to czarodziej, który chce się zamienić w zwierzę. Wilkołak nie ma wyboru. Zmienia swoją postać, za każdym razem gdy jest pełnia, zapominając kim naprawdę jest. - odpowiedziała Hermiona nie czekając aż Snape udzieli jej pozwolenia. Trochę to rozbawiło Tottie.

- To już drugi raz, jak odzywasz się nie pytana, Granger. Postawiłaś sobie za punkt honoru bycie nieznośną panną, Wiem-To-Wszystko? - powiedział złośliwie.

Tottie zachichotała, a po chwili usłyszała głos Rona:

- Gość ma trochę racji.

- Troszeczkę. – odparła chichocząc.

- Minus pięć punktów od Gryffindoru. – warknął Snape. – A na poniedziałek rano, napiszecie mi dwa zwoje pergaminu o Wilkołakach ze szczególnym uwzględnieniem na ich rozpoznawanie.

Po Sali rozszedł się szmer. Nikt nie był zadowolony z takiej pracy domowej.

- Jutro jest mecz Quidditch'a, panie profesorze. – powiedział Harry, próbując uratować klasę.

- W takim razie proponuję zachować szczególną ostrożność, panie Potter. Utrata kończyny nie jest usprawiedliwieniem. – Strona trzysta dziewięćdziesiąt cztery.

Gdy lekcja w końcu dobiegła końca, uczniowie opuścili klasę. Gryffoni w podłym nastroju, za to Ślizgoni z uśmiechami na twarzach.
Tottie również poszła w ich ślady i tuż za ostatnimi uczniami chciała wyjść, gdy z tyłu zabrzmiał ten zimny głos.

- Pani również, tyczy się ta praca domowa. – mruknął, stając przed nią.

- Słucham? Żartuje Pan?- powiedziała zszokowana. – Ja mam dużo obowiązków, i jeszcze naukę u Remusa.

- Ja nigdy nie żartuje, White. W poniedziałek widzę na swoim biurku dwa zwoje pergaminu o Wilkołakach. - powiedział cały czas patrząc na nią. Jako, że był od dziewczyny sporo wyższy, Tottie wydawało się, że patrzy na nią protekcjonalnie, przez co jeszcze bardziej była na niego zła.

- Tak może się Pan odnosić do swoich uczniów! – krzyknęła.

- A Pani to moja sąsiadka, tak? – zakpił.

- Jak Pan może być taki podły! Po co mi ta wiedza? Ja nie zdaje sumów. - wzburzyła się.

- Ale podstawową wiedzę powinna Pani posiadać bez względu na wszystko. No chyba, że Pani umiejętności poznawcze nie są w stanie pojąć tej wiedzy.

- Co Pana ugryzło? Po co Pan to robi? - zapytała siląc się na spokój.

- Mam polecenie od dyrektora uczyć cię, więc robię to. I nie dyskutuj! - wyminął ją i wyszedł na korytarz.

- O nie! Nie będzie Pan się odwracał jak z panem rozmawiam! - krzyknęła doganiając go i łapiąc za ramię.
- Ale ja z Tobą nie rozmawiam. - powiedział chłodno wyrywając się z jej uścisku. Co nie było trudne, bo miała drobne i chude ręce.

- Nie nauczył tatuś szacunku dla innych? A może to od niego wie Pan jak obrażać ludzi? - zapytała prawie tak samo złośliwym tonem jak Snape. Ten natomiast zbladł i był jeszcze bardziej wściekły niż zazwyczaj.

- Zważaj na swój parszywy język, gówniaro - syknął - mówisz do starszego od siebie i wyższego stanowiskiem. Nie będę tolerował twojego niewyparzonego języka.

Tottie lekko się wzdrygnęła. Odsunęła się na bezpieczną odległość i patrzyła z niedowierzaniem na mężczyznę przed sobą. Jakby dopiero co go poznała.

- A ja nie będę pozwalać, żeby mnie pan obrażał.

- Posłuchaj, szczeniaro. – to mówiąc złapał ją boleśnie za rękę i przyciągnął do siebie. – Obiecuję ci, że jeśli powiesz jeszcze słowo, to nawet Dumbledore nie powtrzyma mnie, abym się ciebie pozbył.

- Profesorze... to boli. – powiedziała, próbując się wyrwać z jego uścisku.

- Zrozumiałaś, gówniaro? Nie pozwalaj sobie na za dużo. – warknął, odpychając ją od siebie.

Tottie masując się za ramię, opuściła głowę.

- Przepraszam... - wydukała cicho.

- Pamiętaj, że słowami można bardziej zranić niż bronią... I niestety, słów nigdy nie cofniesz. - powiedział chłodno i się odwrócił. Po chwili zatrzepotała jego peleryna i szybkim krokiem ruszył przed siebie.

Tottie została sama, a gdy Snape zniknął za najbliższym zakrętem ukryła twarz w dłoniach i głośno westchnęła. Nie mogła płakać, bo tym żywił się Obskurus. Nie mogła się złościć, bo ten potwór tylko na to czekał. Jedyne co mogła, to głośno westchnąć...

- Przepraszam profesorze... – szepnęła. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro