Wizyta Snape'a.
Na początku września, pewnego dnia z rana, do mieszkania przy Grimmauld Place dwanaście, wpadł jak chmura burzowa, Severus Snape. W progu zastał Molly i nie zważając na jej oczy, które zwiększyły się do postaci galeona, powiedział swoim naturalnym, morderczym tonem:
- Gdzie jest White?
- Dzień dobry, Severusie. Wpadasz tutaj z rana jak zły omen, wrzeszczysz i chcesz znowu nękać tą biedną dziewczynę? - odparła z westchnieniem Molly, dopijając herbatę, którą trzymała w kubku.
- Nie denerwuj mnie chociaż ty. Gdzie ona jest? Mam sprawę od Dumbledore'a. - syknął zdenerwowany nie na żarty. Molly wiedziała, że nie warto z nim dyskutować, gdy jest w takim stanie, dlatego odpowiedziała zwięźle:
- Na drugim piętrze, trzecie drzwi po lewej.
Snape czym prędzej wszedł na schody, powiewając swoim długim, czarnym płaszczem, przez co wyglądał trochę jak przerośnięty nietoperz. Szybko odnalazł wskazany pokój i otworzył z hukiem drzwi. I od razu tego pożałował. W całym swoim kołtuństwie i wzburzeniu, nie zastanowił się nad tym, że White może być jeszcze w piżamie.
Stanął jak wryty w progu i zakłopotany wpatrywał się w dziewczynę, która miała na sobie różową koszulę nocną. Co prawda była ona długa i na krótki rękaw ale pomimo tego, Snape nie mógł się nie patrzeć.
- Co Pan tu robi, do cholery?! - krzyknęła zakrywając się kołdrą, którą ściągnęła z łóżka. Snape odwrócił się i zamykając drzwi, powiedział:
- Ubierz się i zejdź. Musimy porozmawiać. – i zatrzasnął drzwi.
W chwilę potem, Tottie zeszła na dół i udała się wprost do jadalni. To pomieszczenie było głównym, jeśli chodziło o wszelkiego rodzaju spotkania.
Gdy tylko weszła, Snape siedział już przy stole. Dookoła nie było widać nikogo, nawet Molly, która postawiła sobie za punkt honoru, pilnowania Tottie na każdym kroku.
- Po pierwsze - zaczęła, gdy Snape chciał się odezwać pierwszy. - nikomu ale to nikomu, nie piśnie Pan o tym, co widział. Jasne? - syknęła takim tonem, którego nie powstydziłby się sam Snape.
- Nie zamierzam. – mruknął w odpowiedzi.
- Dobrze - powiedziała siadając na przeciw niego. - Co było tak ważne, żeby wparować do mnie do pokoju, o tak wczesnej porze?
- Dumbledore postanowił, że wracasz do Hogwartu. - skrzywił się okropnie. - Masz się stawić dzisiaj na ucztę powitalną, a potem będzie chciał z Tobą porozmawiać.
- Wrócę do Hogwartu!? - krzyknęła uradowana, i aż klasnęła w dłonie.
- Niestety. I ciszej, bo obudzisz cały Londyn. Uważam, że powinnaś zostać tutaj ale nie ja jestem dyrektorem i nie ja podejmuję decyzje.
- I bardzo dobrze, że pan nie jest dyrektorem. To byłby początek końca Hogwartu. – sarknęła.
- Zważaj na język, szczeniaro! – ryknął, waląc pięścią w stół.
- Taka prawda, profesorze. – wzruszyła ramionami jak gdyby nigdy nic.
- Nie mam siły... Naprawdę nie mam siły do ciebie dziewczyno. - westchnął - Czy zrozumiałaś mój przekaz?
- Tak. Mam przyjść dzisiaj na ucztę powitalną i na rozmowę do dyrektora. Jasne. - przewróciła oczami.
- Świetnie, w takim razie, żegnam panno White. - powiedział wstając od stołu.
- Przecież się zobaczymy, więc po co się Pan żegna? - zapytała z wyszczerzem podchodząc do niego.
- Nie prowokuj mnie, bo to się źle dla ciebie skończy. Już i tak mam nadwyrężoną cierpliwość.
- No pewnie, że tak - zaśmiała się - od jakiś czterech lat słyszę, że źle się dla mnie coś skończy, a jakoś mam się całkiem dobrze.
- Do czasu... - powiedział i o mało co nie potknął się o wchodzącego do środka skrzata. Stworek nawet nie zareagował, tylko szedł dalej w stronę kuchni. Natomiast Tottie uśmiechnęła się i z entuzjazmem, przywitała się ze skrzatem:
- Dzień dobry Stworku!
- Jak śmie odzywać się do Stworka, ta wredna szlama? - mruknął pod nosem skrzat, Tottie przewróciła oczami, i tylko Snape zezłościł się na tą sytuację. Złapał skrzata za koszulkę i ryknął:
- Nie mów tak do niej! Jeśli jeszcze raz usłyszę, że odezwałeś się w ten sposób, nawet Black nie uratuje cię z moich rąk, pokrako.
- Profesorze, niech go Pan puści! On nie wie co mówi! - dziewczyna zaczęła bronić skrzata i szarpać Snape'a za ramię.
- Rozumiesz?! - ryknął na skrzata, nie zważając na protesty dziewczyny.
- Tak wielmożny Panie. Stworek już nie będzie. - zaskrzeczał przerażony skrzat.
Snape opuścił przerażone stworzenie i wyszedł z hukiem z mieszkania.
Nietoperz coraz bardziej niepokoił dziewczynę. Zachowywał się nieracjonalnie, szczególnie w stosunku do niej. Nagle zaczął ją bronić i zakazywać innym obrażania jej, chociaż sam często to robił. Co było ewidentnie nie tak.
- Przepraszam Cię. - powiedziała do skrzata, poprawiając mu koszulkę, i zszokowana wyszła z jadalni.
~~~~~
Wieczorem, Tottie spakowała swoje kufry i za pomocą sieci Fiuu udała się wprost do Hogwartu. Bardzo cieszyła się na powrót, bo myślała, że już nigdy nie będzie dane jej oglądać tego miejsca.
Pożegnawszy się z Molly i Bliźniakami, weszła do kominka i nabierając proszku do ręki, krzyknęła Hogwart i zniknęła w szmaragdowo-zielonych płomieniach.
Gdy wynurzyła się z kominka po drugiej stronie, spostrzegła, że wcale nie znajduje się w gabinecie dyrektora, jak zazwyczaj gdy przemieszczała się siecią Fiuu, tylko w gabinecie ponurego Mistrza Eliksirów.
- A to Ci heca. - zachichotała podnosząc się z ziemi i otrzepując popiół.
- Coś nie tak, panno White? - dobiegł jej uszu, szyderczy głos Snape'a. Nietoperz stał tuż nad nią i złośliwie się uśmiechał.
- Nie, tylko jestem zdziwiona, bo zazwyczaj ląduje w gabinecie Albusa.
- Mała zmiana – powiedział chłodno. – Gotowa?
- Od dziecka, profesorze! - powiedziała z szerokim uśmiechem.
- Bez żartów White. Nie jest dobrze. - powiedział sucho.
- Co się stało?
- Ministerstwo zarzuca Dumbledore'owi kłamstwo i wysłało swojego człowieka, aby kontrolował to co się dzieje w szkole. A to oznacza pełną kontrolę ministerstwa nad szkołą.
- Jak to "zarzucają kłamstwo"? - dopytywała z zainteresowaniem.
- Ministerstwo twierdzi, że Dumbledore kłamie na temat powrotu Sama-wiesz-kogo.
- Ale przecież to prawda! - oburzyła się.
- Ciszej! Tak, prawda ale dla mnie, dla Ciebie i Dumbledore'a. I członków Zakonu. Ale inni już nie są skłonni wierzyć w takie rzeczy, biorąc pod uwagę fakt, że w całej nagonce, miesza Prorok Codzienny.
- Czy oni są ślepi?
- Być może. Musimy teraz bardzo uważać. Każde słowo wypowiedziane przez nas, może być użyte potem przeciwko nam. Rozumiesz? – powiedział chłodno, przypatrując się jej.
- Rozumiem...- odparła, po czym szybko dodała - idzie Pan na kolację?
- Idę. – odpowiedział, i Tottie mogła by przysiąc, że lekko drgnęły mu kąciki ust. Postąpiła parę kroków i chwyciła za klamkę, otworzyła drzwi i wyszła na korytarz.
- White? - zapytał nagle, stając za nią. Dziewczyna odwróciła się do niego, bo szła pierwsza i czekała co powie. - Obiecaj, że nie będziesz robić głupot w tym roku.
- Obiecuję. - odparła bez chwili zastanowienia, a jej twarz rozjaśnił szczery uśmiech. Snape zbliżył się do niej i spojrzał na nią swoimi czarnymi jak węgiel, oczami. Na policzkach dziewczyny pojawił się rumieniec i czym prędzej opuściła wzrok. Wpatrywała się teraz w swoje buty, które stały się nadzwyczaj interesujące.
- Dlaczego się Pan na mnie patrzy? - zapytała nieśmiało.
- Bo mi się podobasz. - powiedział swoim zwyczajowym chłodnym tonem, a Tottie z oczami jak dwa galeony spojrzała na niego i zalała się jeszcze większym rumieńcem niż wcześniej. Snape tylko przewrócił oczami i sarknął. - Jak wam, kobietom, mało potrzeba.
- Okropny Pan jest. - powiedziała czerwona jak burak i ruszyła korytarzem do Wielkiej Sali.
Snape tylko uśmiechnął się pod nosem i poszedł za nią, lekki na duchu jak nigdy dotąd. Brakowało mu tej dziewczyny... Bardzo brakowało...
^^^
Późnym wieczorem w Wielkiej Sali trwało rozpoczęcie nowego roku szkolnego, które niespodziewanie przedłużyło się o przemowę nowej nauczycielki Obrony Przed Czarną Magią - Dolores Umbridge. Była to niska i gruba kobieta, ubrana na różowo. Wyglądała jak wielka, ohydna i stara ropucha. Nie wzbudziła entuzjazmu wśród uczniów, tylko nerwowe szepty i śmiechy pod nosem.
Po skończonej kolacji, Tottie wyszła z Wielkiej Sali i tuż na korytarzu, zatrzymał ją Albus Dumbledore.
- Witaj Tottie. Chciałbym z Tobą porozmawiać. - powiedział łagodnym tonem, delikatnie się uśmiechając.
- Jasne... profesor Snape coś wspominał. - odpowiedziała ponuro.
- Przyjdź proszę, do mojego gabinetu za dziesięć minut.
- Oczywiście. - odpowiedziała, a dyrektor powłócząc swoją fioletową szatą, ruszył korytarzem przed siebie.
Dziewczyna stała chwilę i patrzyła za nim, mając w głowie istną gonitwę myśli. Nie umiała zrozumieć Albusa i jego pomysłów. Jeszcze trzy miesiące temu, kategorycznie oznajmił jej, że musi opuścić Hogwart i najlepiej nigdy nie wracać. Teraz, zmienił zdanie. Tottie nie wiedziała co o tym myśleć.
- Ehem. - zabrzmiał koło jej uszu skrzekliwy dziewczęcy głosik. Tottie odwróciła się i zobaczyła przed sobą nową nauczycielkę Obrony Przed Czarną Magią.
- Tak? - zapytała patrząc na nią z góry. Pomimo tego, że Tottie nie była wysoka, przerastała Umbridge prawie o głowę.
- Uczniowie już dawno poszli do swoich dormitoriów. Można wiedzieć co Pani tu robi, Panno...
- White. - dokończyła Tottie.
- Właśnie, panno White?
- Na swoje usprawiedliwienie mam tylko tyle, że nie jestem uczniem. - powiedziała złośliwie dziewczyna.
- Grzeczniej młoda damo. Widzę, że Dumbledore nie umie wychować uczniów. W takim razie, zapraszam za mną, wyjaśnimy to z dyrektorem. - powiedziała skrzekliwie ropucha.
- Nie będzie takiej potrzeby. - z tyłu, rozległ się chłodny głos Snape'a. Nietoperz jak zwykle zjawił się nie wiadomo skąd.
- Ah tak? Wyjaśnij to, Snape. - Umbridge, zwróciła się do Mistrza Eliksirów.
- Panna White nie jest uczniem tej szkoły. Jest moją praktykantką. - odpowiedział całkiem poważnie, a Tottie prawie dostała zawału. Na moment wstrzymała powietrze i słuchała dalszą rozmowę.
- W tej szkole każdy robi co chce... Czas aby Korneliusz... to znaczy, Minister Knot - szybko się poprawiła - dowiedział się o paskudnym stanie tej placówki. - dokończyła i ruszyła przed siebie, zostawiając Severusa i Tottie samych.
- Oddychaj. - nagle Snape zwrócił się do dziewczyny i ta, natychmiast wypuściła głośno powietrze.
- Co to było? - zapytała patrząc na niego ze zdziwieniem.
- To? Raczej "ta" – sarknął.
- Panie profesorze. - zaśmiała się. – Dziękuję za pomoc ale radzę sobie sama.
- Właśnie widziałem... Idź teraz do dyrektora, z tego co wiem, czeka na Ciebie. - powiedział i okręcił się z szelestem swoich szat, aby zniknąć na schodach prowadzących do lochów.
- A, i jeszcze jedno - powiedział nagle, odwracając się do dziewczyny przodem - schowaj tę różdżkę. Dobrze Ci radzę.
- Słucham? Ja nie mam żadnej różdżki. - zaperzyła się dziewczyna ale w tym samym momencie, Snape wytrącił swoją różdżką jej, którą trzymała pod płaszczem.
- Nie prowokuj tej ropuchy. - powiedział chłodno i odszedł.
Tottie fuknęła znacząco, bo nietoperz pokrzyżował jej plany dania nauczki tej wstrętnej babie. Ale od czego jest magia niewerbalna? Z szatańskim uśmiechem na twarzy, dziewczyna poszła do gabinetu dyrektora w lekkich podskokach.
Gdy znalazła się przed chimerą, o dziwo, przejście było otwarte. Weszła więc na spiralne schody i poszła wprost do gabinetu dyrektora.
Jak zwykle przy biurku, siedział Dumbledore i przeglądał najróżniejsze gazety i pergaminy. Tottie weszła dalej i po chwili, stary czarodziej odezwał się do niej:
- Wchodź. Siadaj proszę, porozmawiamy sobie.
Dziewczyna posłusznie zajęła miejsce przy biurku naprzeciwko Dumbledore'a i czekała.
- Jak zdążyłaś zauważyć mamy nową nauczycielkę - powiedział z nieskrywaną złością.
- Miałam nawet przyjemność ją poznać osobiście – mruknęła. - okropna baba. Jak ona mogła ci przerwać w trakcie przemowy?! - wzburzyła się.
- Profesor Umbridge jest z ministerstwa. Miała prawo, a ja lubię posłuchać co inni mają do powiedzenia. - odparł spokojnie czarodziej.
- Jesteś za bardzo pobłażliwy, Albusie.
- Jestem dobrze wychowany. - zachichotał, a Tottie mu zawtórowała. Po chwili znowu odezwał się Dumbledore:
- Czy miałaś ostatnio te sny? - zapytał. Tottie nie odpowiedziała od razu, tylko patrzyła wprost w błękitne tęczówki dyrektora i zastanawiała się nad pytaniem.
- Tak... - odpowiedziała niepewnie. - coraz częściej je mam.
- Częściej? – dopytywał.
- Wcześniej miewałam raz na dwa, trzy tygodnie. Od początku wakacji śnią mi się praktycznie codziennie. Mam wrażenie, że to nie są zwykłe sny... coś jak wspomnienie przyszłości, jeśli wiesz co mam na myśli. – powiedziała.
- Tak. Coś co się nie wydarzyło ale ma lub będzie miało miejsce... tak, to faktycznie niepokojące. A czy coś czujesz w tych snach?
- Ból, złość, żal i rozpacz... Widzę go jak śmieje się nad ciałem mojej matki... jak szydzi ze mnie. Widzę to tak jak było, a potem nagle widzę obrazy, których nie mogłam być świadkiem. - opowiadała. Wstała z krzesła i podeszła do okna. Na zewnątrz zapadł już zmrok, a niebo usiane było milionem gwiazd.
- Co na przykład widziałaś? - głos dyrektora był nadzwyczaj spokojny.
- Widziałam Hogwart w ruinie, rannych i zabitych uczniów... i jakiegoś starego czarodzieja, którego szukał albo będzie szukał Voldemort. - opowiadała dalej, a jej głos był zimny i martwy. Tak, jakby to nie ona opowiadała, a ktoś obok niej.
- Czy mogłabyś mi dać te wspomnienia? Chciałbym je obejrzeć.
- Oczywiście, że ci je dam. Nawet na zawsze... chcę się ich pozbyć. - powiedziała, na powrót siadając przy biurku.
- Nie uciekaj przed tym. Obawiam się, że twoje sny, są naszą przyszłością...
- To nie może się stać, nie tak! - wzburzyła się.
- Spokojnie Tottie. Przyszłość nie jest przesądzona. Mamy na nią wpływ i to od nas zależy, jak ją ukształtujemy.
- A gdybym tak go znalazła? Gdybym spróbowała go przekonać... przecież jestem jego córką, musi coś do mnie czuć, jakąś więź... cokolwiek. - powiedziała nagle.
- Nie Tottie. Nawet jeśli choć odrobinę Cię kocha, wykorzysta to na swój użytek, a wtedy Ty zginiesz. Nie możesz tak ryzykować. - odpowiedział dyrektor.
- Ale dam wam wtedy więcej czasu. Być może uda mi się uratować większość z was...
- Tottie, jesteś nam potrzebna. Nie pozwolę abyś narażała siebie i swoje życie, rozumiesz? Poradzimy sobie, bo mamy zakon, wyszkolonych aurorów, naszego Mistrza Eliksirów - dyrektor zaśmiał się lekko na te słowa. - no i mamy Ciebie – Metamorfomaga.
W tym momencie, Tottie podniosła się z krzesła, powoli przeszła parę kroków do szafy na końcu pokoju, i wyciągnęła z niej okrągłe naczynie. Wewnątrz unosił się ni to dym, ni woda, coś o nieokreślonej konsystencji. Była to Myślodsiewnia. Tottie wyjęła różdżkę, przystawiła ją do skroni i z czubka różdżki, popłynęła srebrzysta smuga, która wylądowała w środku naczynia.
- To wszystko co pamiętam. - powiedziała i odwróciła się do dyrektora.
- Dziękuję, to wiele wyjaśni. - powiedział czarodziej i podszedł do dziewczyny. Ujął jej twarz w stare i poorane zmarszczkami dłonie, i spojrzał na nią.
- Cała Alba... – powiedział. - masz ten sam błysk w oczach, co twoja mama. Ten sam zadziorny charakterek i nieustępliwość - uśmiechnął się - tylko oczy masz inne.
- Tak, wiem. Zielone. Ciekawa sytuacja no nie? Matka miała niebieskie, a Voldzio brązowe.- zaśmiała się. Dumbledore przytulił do siebie dziewczynę i zaśmiał się razem z nią.
- Pomyliłem się. Charakter masz zdecydowanie po Severusie. – chichotał.
- Nie jestem z nim spokrewniona! Na moje szczęście. - zaśmiała się i wyrwała z uścisku dyrektora.
- Uważaj na siebie, dobrze?
- Oczywiście. Nie masz się czego obawiać. Radzę sobie – powiedziała. - będę już szła do siebie. Jestem zmęczona, a rano muszę biec do lochów. Profesor Snape, znowu wymyślił mi jakieś zajęcie. - westchnęła teatralnie.
- No pewnie, leć do siebie czym prędzej. - pocałował dziewczynę w czoło, po czym Tottie ruszyła w stronę drzwi. Gdy już miała wychodzić, stanęła jeszcze na chwilę nad czymś się zastanawiając i powiedziała
- Te oczy... dlaczego są zielone?
Dyrektor spojrzał na nią z zaciekawieniem i jakimś dziwnym błyskiem w oczach, jakby wiedział. Jakby znał odpowiedź.
- Dowiesz się tego w swoim czasie, Tottie. - uśmiechnął się i dziewczyna wyszła z gabinetu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro