Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wielkie Porządki.

Czerwiec tego roku był niesamowicie upalny i duszny. Od kilkunastu dni nie spadła ani jedna kropla deszczu, dlatego trawniki i klomb na skwerku przed kamienicą przy Grimmauld Place dwanaście, były zasuszone.
W samym mieszkaniu panowały generalne porządki, ponieważ dom od wielu lat był niezamieszkany i zaniedbany, dlatego zagnieździły się Bahanki i inne szkodniki. Mieszkańcy, z Molly Weasley na czele, sprzątali co sił, każdy zakamarek domu, aby przynajmniej w małym stopniu przywrócić mu poprzednią świetność.

- Tottie! - zawołała Molly z drugiego piętra do dziewczyny, która walczyła z drobnymi insektami w kuchni.

- Co się stało? - Tottie podeszła do schodów, wycierając ręce w fartuch, gdzie z góry spoglądała na nią pulchna i miła twarz, Molly Weasley.

- Masz może Bahanocyd? Tyle tu tych szkodników, a nie mogę ich ruszyć bez tego preparatu.

- Z tego co wiem, to skończył się po wczorajszej bitwie Syriusza. - zaśmiała się lekko, wspominając walkę jaką mężczyzna stoczył z Bahankami w swojej sypialni. Skutek był taki, że Syriusz został pogryziony i trzeba było szukać antidotum.

- SYRIUUUSZSZSZ!? - Molly zawołała z całych sił, a głos miała donośny. Tottie aż zaświdrowało w uszach. Uśmiechnęła się pod nosem i wróciła do kuchni.

Gdy weszła do pomieszczenia, wyczuła tajemniczy swąd spalenizny. Rozejrzała się dookoła ale nie zlokalizowała ognia ani dymu. Przeszła parę kroków dalej do jadalni i zauważyła, że przy stole, na którym płonęło małe ognisko siedzieli bliźniacy - Fred i Georg Weasley.

- Można wiedzieć co wy wyczyniacie? - zapytała niby karcąco ale drobny uśmieszek błąkał się po jej twarzy.

- A nic. Tak sobie tu siedzimy. - powiedział szybko Fred, gasząc ognisko.

- Jasne... puścicie ten dom z dymem któregoś razu. Co tym razem knujecie?

- Naprawdę nic. To przez przypadek. - uśmiechnął się niby niewinnie Fred i zaczął zbierać jakieś kartki i kociołek, który stał obok.

- Uważaj, bo Ci szarlatanie uwierzę. - sarknęła, po czym wyciągnęła rękę, skinęła palcami i kartki, które chłopak trzymał przyfrunęły wprost do niej. Tottie uważnie zaczęła je czytać i analizować, a jej oczy robiły się, z każdą sekundą coraz większe. W końcu powiedziała

- Bąblówka krwawa... cukrowe klątwy...detonator pozorujący?! To brzmi tak jakbyście chcieli przeprowadzić zamach stanu! - krzyknęła patrząc na nich z przerażeniem, i machając kartkami.

- Wrzuć na luz Tottie. To tylko nasz taki mały biznes ale nie mów mamie o tym, dobrze? - powiedział z uśmiechem George.

- Oczywiście, że jej powiem. Wy myślicie, że to śmieszne!? - piekliła się dziewczyna.

- To jest bardzo śmieszne - zaśmiewał się Fred - A Ty, jak się denerwujesz, to jesteś wręcz komiczna. Masz to po Snape'ie.

Tottie podeszła szybko do chłopaka i z całej siły walnęła go ręką po głowie. Fred złapał się w bolącym miejscu i krzyknął:

- Au, a to za co?!

- Za niewinność! - krzyknęła poirytowana ale rozbawiona miną bliźniaka.

- W ramach łapówki i udobruchania Cię, prześlemy Ci próbki naszych słodyczy, tylko nie mów mamie, proszę. - mówił Georg.

- Ja Ci dam, "Nie mów mamie". Zaraz ty oberwiesz. Jazda na górę i sprzątać pokoje! My z Molly flaki sobie wypruwamy, a wy ogniska palicie. Niedoczekanie! - zwinęła ścierkę, którą wymierzyła w bliźniaków, a oni w podskokach biegli na piętro, zaśmiewając się do rozpuku. Tottie też się śmiała. Fred i George byli jedynymi osobami, które w tym domu potrafiły ją rozśmieszyć.

- Co znowu zrobili? - zapytał Syriusz, wchodząc do jadalni.

- Ogniska na stole palą. - powiedziała ze śmiechem i zaczęła wycierać blat.

- Chłopaki mają genialne pomysły. - Syriusz z dziwnym błyskiem w oku, skomentował zachowanie bliźniaków.

- I mówisz o tym tak spokojnie? - zdziwiła się. - mogli wysadzić dom.

- Nie daliby rady. Napijesz się czegoś? - zapytał wchodząc do kuchni, jednak zatrzymał go groźny głos dziewczyny.

- Ani. Się. Waż. Tam. Wchodzić. - syknęła. Syriusz odwrócił się z powrotem w jej stronę i wybuchnął śmiechem.

- No nigdzie już w tym domu nie mogę wejść. Wszędzie sterylne warunki

- Jakbyś sam się wziął za sprzątanie to byś tak nie gadał. O, a właśnie. Gdzie Bahanocyd? - zapytała ze złośliwym uśmiechem.

- Wyszedł. - odpowiedział bez zastanowienia.

- Sam wyszedł, czy ktoś go wyprowadził? – sarknęła, zakładając ręce na piersi.

- Stwierdził, że musi iść na spacer. Na pocztę czy coś. - zaśmiał się.

- To idziesz go wytropić, i to migiem. – pokazała palce wyjście z domu. Syriusz załapał aluzję i wyszedł z pomieszczenia.

~~~~

Porządki tego dnia zakończyły się równo o osiemnastej, gdyż w odwiedziny miał wpaść Dumbledore i wszyscy chcieli aby w mieszkaniu był spokój. Miał coś ustalić z członkami Zakonu Feniksa, przynajmniej z tymi, którzy zamieszkiwali Grimmauld Place dwanaście. Tottie nawet nie za bardzo wiedziała o co chodziło w tym całym Zakonie, ale ufała, że jest to potrzebne, dlatego nie zadawała pytań.

Molly wraz z dziewczyną przygotowywały kolację, a Bliźniacy, Ron, Ginny i Syriusz pomagali nakryć do stołu i wnet dał się słyszeć dzwonek do drzwi.

- Otworzy ktoś? - zawołała Tottie, jednak nikt nie kwapił się z pomocą. - No nie pchajcie się tak, bo się pozabijacie. - sarknęła patrząc na nich z pobłażaniem i poszła w stronę drzwi. Wycierając ręce w niebieski fartuch otworzyła je i ujrzała dobrze znaną sobie twarz. Przed nią stała Hermiona Granger, młoda gryffonka i przyjaciółka Harrego.

-Hej Hermiono! - przywitała się z dziewczyną, ściskając ją i wpychając dalej do mieszkania. - Co tu robisz? Miałaś być za dwa tygodnie.

- No tak ale wiesz, stwierdziłam, że przyjadę wcześniej i wam pomogę. Jest już Harry i Ron? – odparła Gryffonka.

- Ron jest i bliźniacy, i Państwo Weasley. Harry przybędzie zaraz po swoich urodzinach. - mówiła prowadząc ją do jadalni, gdzie już większość osób zebrała się przy stole.

Nagle ponownie zadzwonił dzwonek ale tym razem, drzwi otworzyły się same i po chwili do środka wszedł Albus Dumbledore, który przeszedł głównym korytarzem i znalazł się w kuchni. Wszyscy ucieszyli się na jego widok, tylko Molly rozbiła ten nastrój i kazała siadać, bo zaraz podawała kolację.

- Dziękuję ci Molly ale ja tylko na chwilę. Chciałem powiedzieć, że spotkamy się w całym gronie za tydzień we wtorek. Mamy z Severusem do przekazania wam kilka wiadomości. – powiedział Dumbledore.

- A co konkretnie? Wiadomo coś? Są jakieś ofiary? – powiedziała zatroskana Molly, siadając na chwilę przy stole.

- Na razie nie. Nie możemy panikować. Co prawda zaginęła Berta Jorkins ale mi się wydaje, że to po prostu jej roztargnienie i wróci niedługo.

- Zaginęła? - przeraziła się pani Weasley.

- Nie, znaczy, wyjechała na wakacje do Albanii. Urlop jej się skończył, a dalej nie przyszła do pracy. Nie sądzę jednak, że mają z tym coś wspólnego Śmierciożercy lub sam Voldemort. - mówił spokojnie czarodziej. - Nie mniej jednak, uważajcie i bądźcie ostrożni. Widzimy się wszyscy za tydzień. Do zobaczenia! - powiedział i skierował się do drzwi. Tuż przed wyjściem, zwrócił się do Tottie:

- Ah, zapomniałbym. Tottie, mam list dla Ciebie. - wyciągnął z kieszeni beżową kopertę. Tottie ostrożnie wzięła ją do ręki i nie czekając dłużej, oraz nie żegnając się z Dumbledore'm, poszła na górę do swojego pokoju, aby w ciszy móc przeczytać list. Czekała na niego całe trzy tygodnie, które wydawały się być wiecznością.
Gdy wpadła do pokoju, zamknęła drzwi i usiadła na łóżku, szybko rozerwała list i zaczęła czytać.

Panno White

Obiecałem Pani list, więc słowa dotrzymuję. Mam nadzieję, że odnalazłaś się w nowym miejscu. Wyobrażam sobie co tam się musi dziać, jeśli wokół grasują Weasleyowie i Black. Nie mniej, nie będę Ci współczuł, bo jak mniemam, ich towarzystwo wyjątkowo Ci pasuje. Doszły mnie słuchy, że razem z Moody'm, ćwiczycie walkę i zaklęcia, i że to z Twojej inicjatywy. Muszę przyznać, że to pani, panno White, jak dotąd, jedyna dobra decyzja.
Przypominam o ostrożności i o tym, abyś się pilnowała i uważała jak gdzieś sama wychodzisz.
Nie liczę na odpowiedź, nawet jej nie chce. I tak mam dużo makulatury na biurku.

Severus Snape

A jednak dotrzymał słowa. Tottie uśmiechnęła się pod nosem i nieznacznie pisnęła z radości.
Cieszyła się jak małe dziecko z nowej zabawki, i kilka razy oglądała list, czytając go i ciesząc się słowami jakie napisał do niej Snape. Pomimo, że list był złośliwy i jak zwykle wredny, dziewczyna cieszyła się, że profesor o niej pomyślał i dotrzymał słowa. Przypuszczała, że zapomni o obietnicy napisania do niej, że to było tylko w ramach pożegnania i zajęty swoimi sprawami, nie będzie pamiętał o takiej bzdurze.

Nie zważając na "uprzejmą" prośbę o nieodpisywanie, Tottie wzięła kawałek białego pergaminu, pióro i zaczęła skrobać list.

Szanowny Panie profesorze Snape

Dziękuję za list. Myślałam, że pan o tym zapomni.
Obiecuję, że będę się pilnować i będę ostrożna. Szalonooki mnie pilnuje i uczy. Nigdzie nie wychodzę sama i bez jego zgody; Alastor zaczyna być tak samo dokuczliwy jak pan.
W mieszkaniu mamy wielkie porządki i walczymy z bahankami. Syriusza już pokąsały, a teraz czekają na innych.
Czy ma Pan może bahanocyd? Skończył się nam, a nikt nie chce się po niego pofatygować na Pokątną.
Mam nadzieję, że u Pana wszystko w porządku? ( Wiem, że nie odbieranie uczniom punktów, może być frustrujące) Dumbledore mówił, że macie jakieś nowe informacje i będzie spotkanie Zakonu. Pan też na nie przyjdzie? Będę czekała.

Ps. Wiem, że miałam nie odpisywać, ale uwielbiam robić panu na złość.
Ps2. Skończył mi się mój eliksir, jakby Pan mógł mi go uwarzyć i dostarczyć, byłabym wdzięczna.

Z serdecznymi pozdrowieniami Tottie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro