Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wieczór dyskusji.

Okrągły gabinet dyrektora Dumbledore'a, jeszcze nigdy nie był tak ponury. Atmosfera była gęsta i pełna niepokoju.
Od dwóch godzin Tottie siedziała w miękkim fotelu blisko biurka dyrektora i wysłuchiwała tyrady Severusa Snape'a. Jedną dobrą stroną monologu Nietoperza było to, że nie dotyczył on dziewczyny. Tym razem Tottie była bez skazy. Dyskusja, jakże zażarta, przynajmniej ze strony Snape'a, dotyczyła Szalonookiego Moody'ego. Mistrz Eliksirów zarzucał dyrektorowi, że wierzy we wszystko co były auror powie i nie liczy się z tym, że Moody zagraża życiu i zdrowiu mieszkańców zamku. Oczywiście, chodziło mu tutaj o Tottie, gdyż to o jej życie się bał kilka dni temu, ale nie przyznałby się do tego otwarcie, nawet gdyby miotano w niego Cruciatiusem. Godziłoby to w jego dumę.

- Czy ty nie zdajesz sobie z tego sprawy, czy specjalnie nie widzisz tego, co Szalonooki wyprawia? - perorował w najlepsze Snape.

- Spokojnie Severusie. Nie mamy jednoznacznych dowodów na to, że to co spotkało Tottie jest sprawą Alastora. - odrzekł spokojnym ale i zmęczonym głosem, Dumbledore.

- White go widziała zanim znalazła się pod wodą. To ci nie wystarczy? Czego chcesz jeszcze? - Snape pytał dalej, a jego głos stał się zimny i stanowczy.

- Nie mamy pewności czy ktoś nie zmienił Tottie pamięci. Może specjalnie ktoś chce wrobić Alastora, doskonale wiesz, że ma wielu wrogów.

- Kogo? - zapytał ze złośliwym uśmiechem, Snape. - uczniów? A może nasze hogwarckie duchy? – sarknął.

- Dobrze wiesz, co mam na myśli. Severusie, nie podejmę decyzji, bez stanowczych dowodów, która ugodzi w mojego nauczyciela

Snape otworzył usta żeby coś powiedzieć ale żadne słowa nie wypłynęły na zewnątrz. Nabrał głęboko powietrza, odetchnął głośno i usiadł naprzeciwko dyrektora. W tym samym czasie, Tottie siedziała dalej w fotelu i przyglądała się całej rozmowie. Nie za bardzo mogła skupić myśli. Katar, którego nabawiła się po lodowatej kąpieli, nie dawał jej spokoju i uprzykrzał spokojną egzystencję. Gdyby sytuacja była inna, śmiała by się z wyglądu Snape'a. Wyglądał jakby co najmniej postradał zmysły. Teraz jednak, wolała się nie odzywać i słuchać co mądrzejsi od niej mają do powiedzenia.
Po chwili ciszy, która zapadła w gabinecie, odezwał się ponownie Snape:

- Co się musi stać, abyś podjął jakieś kroki w tej sprawie? Czy następnym razem White naprawdę ma zginąć albo jakiś inny uczeń?

- Severusie, Tottie jest pod dobrą opieką. - to mówiąc, spojrzał wymownie na Mistrza Eliksirów. Snape od razu złapał aluzję i skrzywił się okropnie. A więc, znowu Dumbledore miał nad nim przewagę. Znowu wymógł na nim coś, od czego Snape nie mógł uciec, a co gorsza nie mógł się nie zgodzić.

- I to twoje ostatnie słowo, Dumbledore?

- Tak. Pamiętaj, ostatnia nasza rozmowa, wyjaśniła wszystko.

- Nie rozumiem, jak możesz stać obok, widzieć co Szalonooki robi, i nie reagować. Myślałem, że Panna White, jest Ci bliska?

- Co się Pan tak nade mną trzęsie jak kwoka nad jajkiem?! - krzyknęła nagle Tottie, która już nie wytrzymywała tej rozmowy. Miała dość Snape'a. Zachowywał się gorzej niż stary tetryk, a choroba pogarszała dodatkowo jej samopoczucie i miała ochotę go rozszarpać.

- Milcz dziewczyno! - ryknął nie patrząc na nią.

- O nie! Dosyć tego! Jestem chora, zła i chce mi się wyć. I wy oboje wiecie, że nie mogę, bo skończy się to dla Was źle. Jeśli jednak nie przestaniecie się kłócić, obiecuje, nie będę się hamować. - mówiła ze złością, a jej policzki przybrały niezdrowy kolor czerwieni, - Mam dość! Możliwe, że to jednak nie był Moody. Byłam w szoku, nie pamiętam całego zajścia. Być może jest tak, jak mówi Albus. Ktoś zmienił mi pamięć. Dopóki się nie dowiemy, kto to był, nie możemy podejmować pochopnych decyzji. - tutaj spojrzała na Snape'a. Ten skrzywił się, zmierzył ją morderczym wzrokiem i po dłuższej chwili, powiedział prawie szeptem.

- Dobrze. Niech będzie jak chcesz. - następnie wstał, odwrócił się od dyrektora i z szelestem swoich długich szat, wyszedł z gabinetu dyrektora, trzaskając drzwiami.
Dumbledore spojrzał na Tottie z wymownym wyrazem twarzy i pogodnym uśmiechem, i już chciał coś powiedzieć ale dziewczyna syknęła"

- Nie. Odzywaj. Się. Do mnie.

Niedługo potem, drzwi gabinetu dyrektora trzasnęły ponownie i Tottie pobiegła korytarzem wprost do swojego pokoju.

***

Pewnej nocy, na korytarzu na pierwszym piętrze panował straszny chaos. Pani Poppy biegała w tę i z powrotem, niosąc ze sobą buteleczki z eliksirami, dyrektor stał pod drzwiami pokoju Tottie, a Hogwarckie duchy pilnowały, aby żaden uczeń się tu nie plątał.

- Na nic nie reaguje. – powiedziała zmartwiona Poppy, siedząc przy łóżku Tottie, która walczyła z wysoką gorączką.

Dumbledore tylko spojrzał na nieprzytomną dziewczynę, i gdy chciał coś powiedzieć, drzwi do komnaty się otworzyły i stanął w niech Snape:

- Jest trzecia nad ranem, a ruch jak na mugolskim lotnisku. – mruknął. – Co wy wyrabiacie?

- Tottie ma wysoką gorączkę, której nie mogę zbić. – odparła markotnie Poppy.

Snape przyjrzał się pielęgniarce, dyrektorowi, a na koniec spojrzał na leżąca dziewczynę, która niespokojnie spała. Cały czas się kręciła, coś mówiła niezrozumiałego, i od czasu do czasu otwierała oczy. Nietoperz poczuł coś dziwnego w swoim jestestwie, coś o czym dawno zapomniał, a o czym przypominała mu White – Troska.

- Wyjdźcie oboje. – powiedział, cały czas patrząc na dziewczynę. – Poppy przynieś wodę i ręcznik.

Pielęgniarka kiwnęła głową i ruszyła do wyjścia, zaraz za nią poszedł dyrektor, zostawiając Snape'a samego. Ten usiadł obok dziewczyny, dotknął ręką jej spoconego i rozpalonego czoła, po czym ciężko westchnął:

- White, co ja się z tobą mam. – odgarnął kosmyk jej włosów, które przykleiły się do twarzy. – Przestań już chorować, bo brakuje mi rąk do pracy w lochach.

Dziewczyna mruknęła coś nie zrozumiałego, po czym niespokojnie przekręciła się na drugi bok.

- Minko. – powiedział w powietrze Snape, i po chwili obok niego stanęła mała skrzatka.

- Słucham, pana. – odparła usłużnie.

- Przynieś mi Eliksir Słodkiego Snu. White musi się wyspać, a gorączka sama minie. – powiedział.

Po czym skrzatka zniknęła z cichym pyknięciem, i nie minęło kilka chwil, a znowu stanęła obok Snape'a, trzymając w rączce buteleczkę. Podała ją Nietoperzowi, a on próbując podnieść dziewczynę, powiedział do niej.

- Spróbuj to wypić.

Tottie na chwilę otworzyła oczy, i patrząc na niego z mgłą otępienia w wzroku, próbowała coś odpowiedzieć:

- Umarłam i jestem w piekle, że pana widzę?

- Nawet jak umierasz jesteś bezczelna. – syknął. – Wypij to.

- Czyli umarłam. Profesor Snape nigdy by się mną nie zajmował. – powiedziała cicho, wypijając do dna zawartość buteleczki, i opadła na poduszki. Nietoperz okrył ją kołdrą, patrząc jak powoli zasypia, i poczuł jak coś co ludzie nazywali sercem, boleśnie mu się ściska.

W tej samej chwili, drzwi do komnaty się otworzyły i stanęła w nich Poppy z miską w rękach.

- Przyniosłam wodę i ręczniczek. – oznajmiła.

- Połóż namoczony ręcznik na jej czole, i w ten sposób próbuj zbić temperaturę. – powiedział ponuro. – Jutro powinno być wszystko dobrze.

- A jeśli nie? – zmartwiona Poppy usiadła na brzegu łóżka, i namoczyła ręcznik w wodzie, po czym położyła na czole Tottie.

Snape ostatni raz spojrzał na śpiącą dziewczynę, która już się uspokoiła, po czym wychodząc z pomieszczenia powiedział:

- Gdyby było gorzej, obudź mnie.

~~~~

Pomimo, że słońce wstawało coraz wcześniej rano, to niestety, równie wcześnie zachodziło wieczorem. Gdy na błoniach zapadł zmrok, cały zamek rozbłysnął tysiącami świec, które jarzyły się w żyrandolach.
Tottie tego wieczoru, nie zeszła na kolację do Wielkiej Sali ale poprosiła skrzata, aby przyniósł jej do pokoju. Mimo, że już nie miała gorączki, to i tak czuła się podle. Katar i ból gardła dokuczały jej tak bardzo, że stała się przez to równie zrzędliwa jak profesor Snape.
Gdy po kilku gryzach tostów, stwierdziła, że nic więcej nie przełknie, postanowiła złożyć wizytę Mistrzowi Eliksirów, którego dawno nie widziała, a co za tym idzie, dawno mu nie dokuczała. Musiała z nim porozmawiać, bo zachowywał się co najmniej jak opętany albo pozbawiony zmysłów. Od kilku tygodni, mimo że zazwyczaj chodził z ponurą miną, był złośliwy i wredny, to wydawał się być bardziej ludzki w stosunku do niej, co przerażało Tottie bardziej, niż jak był sobą.

Założyła gruby sweter i dresy, szare włosy związała niechlujnie w kok i wyszła ze swojego pokoju. Szybko przemierzyła korytarz pierwszego piętra i po kilku chwilach, schodziła schodami do lochów. Było tam jak zwykle, okropnie zimno. Gdy doszła do drzwi gabinetu Snape, nie bawiła się w żadne kurtuazje i pukania, tylko bez pardonu, weszła z impetem do równie ponurego pomieszczenia.

- Ile razy... - zaczął Snape, świdrując ją swoimi czarnymi oczami. Stał tuż przy drzwiach, przy jednej z biblioteczek i przeglądał jakąś książkę.

- Nieskończenie wiele. - odpowiedziała na pytanie, które w ciągu ostatnich trzech lat, słyszała prawie dzień w dzień. Znała je już na pamięć. Prawie jak mantrę.

- Co Cię sprowadza? - zapytał chłodno, odwracając się w stronę książek.

- Pana zachowanie. – założyła ręce na piersi.

- To znaczy?

- O co panu tak właściwie chodzi, co? Od kilku tygodniu zachowuje się Pan, żeby nie przesadzić, psychopatycznie. - powiedziała siadając na fotelu przy kominku, w którym nie palił się ogień.

- Czym zasłużyłem na ten komplement? – sarknął, odwracając się w jej stronę.

- Niech Pan nie zaczyna. Nie może Pan chociaż raz porozmawiać ze mną normalnie? Bez tych wszystkich złośliwości i uszczypliwości?

- Co chcesz wiedzieć, White? - mruknął, odkładając z hukiem książkę i siadając obok niej na drugim fotelu.

- Na przykład to, dlaczego zatańczył Pan ze mną na balu? Jeśli miał być to żart, to się panu udał. Cała szkoła o tym huczy i jestem tematem numer jeden do rozmów. Nawet ta stara wariatka, Trelawney, ostatnio mi powiedziała, że widziała to w szklanej kuli, a kilka dni temu to nad jeziorem. Co Pan najlepszego wyprawia? – syknęła, marszcząc brwi.

- W Hogwarcie jest zwyczaj, że walca tańczą nauczyciele i uczniowie. A jeśli chodzi o to nad jeziorem, to uratowałem Ci życie. Gdybym nie zauważył twojego zniknięcia, dzisiaj byłby pogrzeb w Hogwarcie. - powiedział bez najmniejszej emocji w głosie.

- Jak zwykle odwraca Pan kota za ogon. - mruknęła niezadowolona.

- Odpowiadam Ci na pytanie, więc uszanuj to. - jego głos przybrał temperaturę zera absolutnego i Tottie wiedziała, że rozmowa na ten temat jest zakończona. Zapadła cisza, którą zakłócał ogień w kominku, który rozpalił Snape. Widział, że dziewczyna jest mocno przeziębiona i jest jej zimno. Po chwili rzucił jej jakiś koc i Tottie o mało co nie dostała zawału, widząc, że Nietoperz znowu zachowuje się irracjonalnie. Siedziała nieruchomo, z oczami wielkości piłek tenisowych i nie śmiała się ruszać. Miała wrażenie, że Snape oszalał. Nie to, że ją to zdziwiło, wiedziała, że to kwestia czasu ale nie sądziła, że będzie to miało takie skutki.

- I co z tą Mandragorą? Znalazł Pan coś może? Bo ja szukam, próbuje i nic. - powiedziała po dłuższej chwili milczenia.

- Nie pytaj o to na razie. Jeśli uznam za potrzebne powiedzieć Ci, to to zrobię. - odpowiedział ponuro.

- To jest cięższe niż mi się zdawało. Tyle z tym problemów... chyba zostaje mi tylko mój eliksir - zaśmiała się smutno. - a myślałam, że uda mi się coś znaleźć, co by może unieszkodliwiło Obskurusa, a może i... - urwała. Wpatrywała się w migoczący wesoło ogień i myślała jak to powiedzieć. Wyręczył ją w tym Snape:

- I pozbyć się go. Nie rób sobie nigdy nadziei. Nigdy, bo potem rozczarowanie uderza w Ciebie ze zdwojoną siłą. Lepiej myśleć, o tym co możesz zmienić dzisiaj.

- Nie wiedziałam, że z Pana taki filozof. - powiedziała z przekąsem.

- To życie White. Taka jest prawda.

- Prawda to podobno okrutna i jednocześnie piękna rzecz. I trzeba umieć się z nią obchodzić. - spojrzała na niego i zauważyła, że Snape również się jej przyglądał.

- Teraz to ty bawisz się w filozofa. Ale masz rację, choć niechętnie ją przyznaję.

- Myśli Pan, że to Moody? - zapytała nagle, okrywając się szczelniej kocem.

- Nie - odpowiedział twardo. - ale ktoś kto się podszywa pod Moody'ego. Szalonooki jest jaki jest, ale nie posunąłby się do takiego czynu.

- Ostatnio mówił Pan co innego. – sarknęła. - To w takim razie, kto to mógł zrobić?

- Nie mam pojęcia. Poinformuje Cię w razie jak przeżyjesz. – sarknął.

- No przezabawne. - powiedziała z pobłażliwym uśmiechem.

Znowu zaległa cisza, która była lekka i przyjemna. Żadne z nich nie czuło się skrępowane, a wręcz przeciwnie, czuli się bardzo dobrze w swoim towarzystwie.

- Myślę, że nasze lekcje oklumencji, możemy już zakończyć. - powiedział po chwili.

- I co, zaliczyłam? - zapytała z entuzjazmem.

- Powiedzmy. W następnym roku, podejdziesz do SUM-ów wraz piątoklasistami, a w kolejnym roku, napiszesz OWUTEMY.

- T-to znaczy... - zaczęła lekko zszokowana. - że za dwa lata skończę moja naukę?

- Na to wygląda, panno White. Będzie Pani mogła podjąć pracę w jakimś magicznym zawodzie ale co ważniejsze, będzie Pani mogła bezkarnie czarować. W granicach rozsądku, oczywiście.

- Szybko to zleciało. Dopiero co przyjechałam do Hogwartu z podróży, a już zaraz będę kończyć moją, niechcianą, naukę. - uśmiechnęła się z rozmarzeniem, jakby wspominała dawne, dobre czasy.

- Jeszcze dwa lata i sporo pracy przed Tobą. - powiedział chłodno Snape, aby ostudzić jej entuzjazm.

- Spokojnie, tyle już z panem wytrzymałam, więc dwa lata to już będzie bułka z masłem. - uśmiechnęła się do niego złośliwie.

- Zdecydowanie za mało mi płacą za tę robotę... - mruknął zrezygnowany pod nosem. Nie miał sił dyskutować z tą dziewczyną.

- Niech Pan nie przesadza, zawsze mogło być gorzej.

- Wierz mi, gorzej być nie mogło. - powiedział złośliwie, po czym dodał. - Wydaje mi się, że powinnaś iść już do siebie. Siedząc tutaj nabawisz się zapalenia płuc, a przyrzekam, że kolejny raz nie będę cię ratował.

- Co? Jak ratował, jak pan podobno w panikę wpadł. – zachichotała. – Poppy mi wszystko powiedziała.

- White, jak ja cię nienawidzę. – warknął. – Idź do swojego pokoju, nie przeziębiaj się jeszcze bardziej.

- Bo uwierzę, że się Pan mną przejmuje i się troszczy. - zakpiła. Snape natomiast wstał z fotela, postąpił kilka kroków, stanął naprzeciwko niej, pochylił się i wyszeptał jej wprost przy uchu:

- Ma pani małą wiarę, panno White. - a potem jednym ruchem różdżki, okręcił jej fotel, obwiązał ją kocem i wystawił za drzwi.
Tottie stała w szoku przez kilka sekund, po czym ciągnąc za sobą koc, pomaszerowała do swojego pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro