W rytmie walca.
W końcu po deszczowej i zimnej jesieni przyszedł grudzień, a wraz z nim mnóstwo śniegu. Mróz nie dokuczał za bardzo, a śnieg sypał tylko nocami, więc za dnia można było spokojnie wyjść na spacer po błoniach lub do Hogsmeade. W szkole wszyscy zaczęli przygotowywać się do Balu Bożonarodzeniowego, który był tradycją na wielkie wydarzenia w szkole. Każda klasa, no może za wyjątkiem Slytherinu, którego to opiekunem był Snape, który nie chciał słyszeć o tańcach i balach, na godzinach wychowawczych ćwiczyła walca, który miał rozpocząć tańce tego wielkiego dnia. O ile dziewczęta były tym faktem zafascynowane i ucieszone, o tyle chłopcy byli zupełnie innego zdania. Każdy opiekun domu, no prawie każdy, zarządził, aby jego wychowankowie znaleźli partnerki do tańca, no i tutaj zaczynały się kłopoty. Ci z chłopców, którzy byli bardziej odważni, załatwili sprawę szybko, natomiast ci, którzy śmiałości do dziewczyn nie mieli, cóż... zwlekali czekając, aż może któraś sama o to poprosi.
Któregoś pięknego dnia, Tottie natknęła się na swoich znajomych z Gryffindoru, którzy mieli smętne miny i siedzieli na korytarzu, przed salą od eliksirów.
- Się macie chłopaki, co tam u was? - zapytała kucając koło nich.
- Marnie. - odpowiedział ponuro Harry.
- Tragicznie. - doprecyzował Ron.
- A coś więcej? - zachichotała widząc ich zbolałe miny.
- Mcgonagall kazała nam znaleźć partnerki. Wszyscy już mają, nawet Fred i Georg, a my nie.- mówił dalej Ron.
- A co to za problem? Po prostu podejdź do dziewczyny, którą lubisz i zapytaj, czy nie zechciałaby, pójść z Tobą na bal. – wzruszyła ramionami, jakby była to najprostsza czynność pod słońcem.
- Tobie to łatwo mówić, Tottie. Jesteś dziewczyną i masz prościej, a my? Chciałem poprosić Cho. - Harry przerwał i zarumienił się lekko, jakby popełnił jakąś gafę.
- Tę Krukonkę? Miła dziewczyna. I co? Zgodziła się? - pytała Tottie z zainteresowaniem.
- Idzie już z kimś...
- Kiepsko... No, a Hermiona?
- Podobno też z kimś idzie, ale ja jej nie wierzę. Po prostu nie chce się przyznać przed nami, że nikt jej nie zaprosił. - zaśmiał się Ron.
- Ja bym nie była taka pewna. Hermiona to ładna i sympatyczna dziewczyna, myślę, że na pewno ktoś się nią zainteresował. - powiedziała karcąco Tottie.
- A Ty? Idziesz z kimś? - zapytał nagle Harry zmieniając temat.
- Nie. Ja będę tylko obserwować i pilnować was w trakcie zabawy. - uśmiechnęła się. - Pracownicy w tym nie uczestniczą.
- Ale przecież pierwszy walc tańczą wszyscy. - powiedział Ron.
- Wszyscy, ale nauczyciele, a ja jestem tu tylko do pomocy. No, w każdym razie, chyba zaczynacie lekcje. - powiedziała zerkając w stronę drzwi od sali, zza których wychynął Snape.
- Do Sali. - mruknął i uczniowie od razu pospiesznie ruszyli do środka. Wszyscy baldzi jak kreda, za wyjątkiem Ślizgonów. Szli jak na ścięcie.
- Dzień dobry, profesorze. - powiedziała z uśmiechem, kiwając się na piętach.
- Witam panno White, mam dla Pani zadanie. - powiedział chłodno, świdrując ją na wskroś, swoimi czarnymi oczami.
- Słucham.
- Umie Pani tańczyć walca? - Tottie zamurowało. Patrzyła się na niego z dość niemądrą miną i próbowała wyczytać z jego twarzy, o co też mu chodzi. Jednak znalazła tam to co zwykle. Niezadowolenie i krzywy grymas. Niepewnie odpowiedziała:
- Kiedyś Ciocia mnie uczyła ale to było dawno...
- Czyli umie Pani. W takim razie zapraszam dziś o piętnastej. Pomoże mi Pani. - powiedział i wszedł do sali.
Tottie stała jeszcze chwilę, nie dowierzając w to co usłyszała. Po co mu ta informacja? Czyżby...? Nie, to było by niestosowne i głupie...
W głębi serca Tottie miała nadzieję, że nie będzie chciał z nią tańczyć na balu. Umarłaby tam na zawał, i z powodu wypalonej dziury w plecach przez spojrzenia całej kadry nauczycielskiej i uczniów. Zaraz zaczęłyby się plotki, których wolała uniknąć. Nie, to na pewno nie to. Snape nie jest głuoi, nie pozwoliłby żeby uczniakki wyśmiewali go za romans z pomywaczką.
Z mnóstwem myśli w głowie, weszła na parter i potem dalej do swojego pokoju. Za pół godziny miała być u Hagrida. Dumbledore poprosił, aby zapoznała się z niektórymi zwierzętami magicznymi, na co Hagrid był wyjątkowo szczęśliwy, że będzie mógł pochwalić się swoimi Sklątkami Tylnowybuchowymi, czymkolwiek one były. Nazwa brzmiała dość niebezpiecznie i podejrzanie ale Tottie lubiła wyzwania. Poza tym, lubiła Hagrida i perspektywa spędzenia czasu z przyjaznym gajowym Hogwartu była sto razy lepsza niż kolejne popołudnie ze Snape'em. Niestety, los nigdy nie był dla niej łaskawy i nagle, nie wiadomo kiedy i jak, południe miała zajęte przez Nietoperza z Lochów, który stwierdził, że pomoże mu w tańcu.
~~~~~
Na zewnątrz przyjemnie świeciło słońce i skrzyło się w leżącym wszędzie śniegu. Tottie ubrana w swój bordowy płaszcz, z długimi włosami w kolorze brązu, które powiewały na wietrze, udała się wprost na skraj Zakazanego Lasu do chatki Hagrida.
Ogródek, który znajdował się tuż przy chatce, w lecie owocował w najróżniejsze rośliny, a w październiku dojrzewały dynie. Teraz jednak wszystko skryło się pod grubą warstwą białego puchu, a co wyższe rośliny były przyozdobione czymś, co mogło być świątecznymi ozdobami.
Tottie stanęła przed wielkimi drzwiami i zapukała. Po chwili, pojawił się w nich Hagrid.
- Cześć Tottie, wchodź szybko. - powiedział tubalnym głosem i otworzył szerzej drzwi, aby dziewczyna mogła wejść. Gdy znalazła się w środku, zdjęła płaszcz, powiesiła na jednym z krzeseł i usiadła, rozcierając zmarznięte dłonie.
- Mam dla Ciebie niespodziankę. Jak zobaczysz to padniesz z wrażenia. - mówił olbrzym z radością.
- No na pewno. - zaśmiała się dziewczyna.
Po chwili, do pomieszczenia wniósł metalową klatkę. Tottie nie widziała na początku co w niej jest, natomiast gdy zbliżyła się do niej, zauważyła coś co przypominało homara bez skorupki. To coś miało mnóstwo odnóży, które znajdowały się w dziwnych miejscach, których nie umiała nawet zdefiniować. Tottie nawet nie wiedziała, gdzie i czy, to coś ma głowę, a co ważniejsze, gdzie to ma otwór gębowy.
- Ha- Hagridzie? Co to jest? - zapytała w lekkim szoku, oglądając dookoła klatkę.
- No jak to? Dumbledore Ci mówił, nie? To Sklątka Tylnowybuchowa. - powiedział uradowany, patrząc z czułością na obrzydliwe stwory.
- A... Co to robi?
- W zasadzie to jeszcze ni odkryłem, ale są cudowne. Czasami sypio takimi śmisznymi iskrami.
- Hagrid, one są dziwne i niebezpieczne. - powiedziała Tottie oglądając ich przyssawki, które były chyba wszędzie. Zauważyła nawet żądła u niektórych.
- Ni prawda, zobacz. – powiedział zaprzeczając, i w tym momencie otworzył klatkę, a jedna ze sklątek wyszła, wyczołgała się, czy co to tam było, i wybuchła, odskakując w stronę Tottie. Dziewczyna zakryła się rękami, ale niestety, iskry, które wywołała sklątka oparzyły jej dłonie.
- HAGRID! - krzyknęła prawi mdlejąc, widząc jakie poniosła szkody. Jednak po chwili, zaczęła się śmiać do rozpuku. W sumie mogło być gorzej. Sklątki jeszcze parę razy wybuchały, ale nic więcej się nie stało. Były obrzydliwe i śmierdziały zgniłą rybą, a jednak były dość zabawne i Tottie szybko się do nich przyzwyczaiła.
~~~~~
Hogwarcki dzwon wybił godzinę piętnastą, w momencie, gdy Tottie zdyszana wbiegła na korytarz do lochów. Jak się spodziewała, przy drzwiach od gabinetu stał zniecierpliwiony i zły, Snape.
- Przepraszam ale musiałam pomóc sprzątać Hagridowi, bo mieliśmy mały armagedon. - powiedziała szybko, uśmiechając się na wspomnienie pobojowiska w chatce olbrzyma.
- Dyrektor mnie uprzedzał. Chodź za mną. - powiedział stanowczo i ruszył przodem, powiewając swoją czarną szatą.
Po chwili ciszy, odwrócił się do niej i spoglądając na jej dłonie, powiedział:
- Co ci się stało?
- Nic, sklątka wybuchła i mnie oparzyła. – odparła z uśmiechem.
- To przeklęte stworzenie... - mruknął. – Boli cię? Dam ci eliksir na oparzenia.
- Nie trzeba, dziękuję. – powiedziała zaskoczona.
Dalej szli w ciszy.
Przeszli korytarzem na parterze, a potem na pierwsze piętro, aż w końcu znaleźli się, gdzieś w zachodnim skrzydle, gdzie pod drzwiami jednej z sal, czekali Ślizgoni.
Tottie zatrzymała się gwałtownie. Nie lubiła tych dzieciaków, bo wszyscy byli zadufani w sobie, opryskliwi i wywyższający się. Patrzyli na innych, jak na jakieś robaki nie zasługujące na uwagę.
Nie zauważyła nawet, jak wszyscy weszli do sali, tylko ona stała jak słup soli. Snape, który wciąż trzymał drzwi, w końcu nie wytrzymał i powiedział twardo, wyrywając dziewczynę z natrętnych myśli:
- Ruszysz się White, czy będziesz tak stać do wieczora?
- Co...? A, tak, tak. Już idę. - powiedziała rozkojarzona i weszła do sali.
Po bokach, na ustawionych dookoła ławkach, siedzieli w ciszy uczniowie. Nikt nawet nie zwrócił uwagi, gdy weszła do środka. Stanęła więc z boku, i czekała co powie Snape. On jednak popatrzył po uczniach, i w końcu przemówił do swoich wychowanków:
- Jak Państwo zauważyli, ja już jestem w sali. I mamy też gościa. - powiedział ostro. Ślizgoni tylko popatrzyli się w stronę dziewczyny i dalej kontynuowali przerwane wcześniej zajęcie, patrzenia się po ścianach.
- Mamy gościa! - ryknął Snape. W końcu to, dotarło do tej paskudnej młodzieży, i dał się słyszeć szept, który mógł od biedy być dzień dobry.
- Czy nie wyrażam się jasno? Czy może mam odjąć wam parę punktów i nauczyć was zasad dobrego zachowania? - mówił dalej tym samym tonem, a Tottie błagała w myślach, by już przestał dręczyć i ją i te dzieciaki.
Nagle jednak dobiegło ją wyraźne powitanie ze strony uczniów. Nie jakieś radosne, ale takie, które było zrozumiane i brzmiało z szacunkiem.
- Dzień dobry, panno White. - powiedzieli prawie chórem.
- Dzień dobry. - odpowiedziała zszokowana dziewczyna i szukała wytłumaczenia na twarzy Snape'a. Ten jednak nic sobie z tego nie zrobił i stanąwszy na środku sali, powiedział:
- Jak dobrze wiecie, za dwa tygodnie czeka nas bal bożonarodzeniowy. Tradycją tej szkoły jest to, że wszyscy zaczynamy tańce, walcem. Dodatkowo, w tym roku mamy gości z innych szkół, którzy będą obserwować jak umiemy współpracować. - tu spojrzał na Malfoya siedzącego w towarzystwie dwóch chłopców. - Liczę, że każdy z Was ma swoją parę na ten wieczór i nie przyniesiecie hańby Slytherinowi. Dzisiaj zaczniecie naukę walca, którą poprowadzi Panna White. - mówiąc to spojrzał ze złośliwym uśmiechem na Tottie. Dziewczyna zmarszczyła brwi w geście niezadowolenia, i już chciała coś powiedzieć ale Snape był szybszy:
- Doskonale wiecie, że nie dam wam satysfakcji oglądanie mnie w tańcu. - po sali poniósł się głos zawodu i złośliwych chichotów. - dlatego, ku mojej uldze, Panna White była tak uprzejma i zgodziła się was uczyć. Nie zawiedźcie jej i mnie oraz całego Hogwartu. Zostawiam was samych i życzę owocnej nauki. - mówiąc to, podszedł do drzwi i już chciał wychodzić, gdy nagle przystanął. Spojrzał złośliwie na Tottie.
A więc to jest zemsta, profesorze? Świetnie, w takim razie chce Pan wojny? - mówiła w myślach.
I gdy miała już ruszyć na środek Sali, ku swojemu zaskoczeniu usłyszała głos Snape'a, odpowiadający na jej pytanie: Nie chcę z Panią wojny ale musi Pani odpokutować winy. – tylko, że Nietoperz nie ruszał ustami, tylko patrzył jej głęboko w oczy i złośliwie się uśmiechał.
Tottie znowu była w szoku. Jednak za nim zdążyła cokolwiek wyjaśnić i zapytać Snape'a, co to było, on odwrócił się jeszcze do swoich uczniów i rzekł:
- Jeśli dowiem się od panny White, że zachowywaliście się jak banda półgłówków, dostaniecie taki szlaban, że zapamiętacie mnie do końca waszego marnego życia. - i wyszedł, a Tottie została sama ze Ślizgonami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro