Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Umbridge kontra Tottie.

Tygodnie mijały, a Hogwart zmieniał się nie do poznania. Dolores Umbridge została mianowana Wielkim Inkwizytorem i wprowadzała swoje zarządzenia lub może precyzyjniej byłoby powiedzieć, zarządzenia ministra magii - Korneliusza Knota. Uważał on, że trzeba wyplenić ze wszystkich, informację i przekonanie, jakoby Czarny Pan powrócił. Knot z zapałem negował stanowisko Dumbledore'a i zeznania Harrego Pottera, który to w zeszłym roku szkolnym, na własne oczy widział powrót Voldemorta.
Wielki Inkwizytor Hogwartu, zakazywał wszelkich dyskusji na temat Czarnego Pana i aby zapobiec wszelkim formom sprzeciwu ze strony uczniów, rozwiązano wszelkie zgrupowania i od tej pory, uczniowie byli ściśle kontrolowani. Oczywiście, zdarzały się częste wyjątki, do których należał Harry, Hermiona i Ron. Z czego Harry'emu obrywało się najmocniej, bo za każdym razem, po lekcji z Umbridge, dostawał szlaban. Nauczyciele również byli przeciwni działaniu nowej nauczycielki Obrony Przed Czarną Magią, ale ze względu na wyższość ministerstwa i strach przed wyrzuceniem z pracy, siedzieli cicho, od czasu do czasu utrudniając pracę starej ropusze.

- Chłopcy spędzają czas wolny z dala od dziewcząt. - po korytarzu rozniósł się skrzekliwy głos Wielkiego Inkwizytora.

Umbridge przechadzała się i kontrolowała co dzieje się w zamku. Wszyscy mieli jej serdecznie dosyć i wszystkich równie mocno wkurzała.

Pod arkadami, niedaleko różowej ropuchy, stała Tottie i przyglądała się całemu zdarzeniu. Krew jasna ją zalewała, bo przez dekrety wydawane przed Umbridge musiała zrezygnować z większości zajęć, gdyż nie była uczniem. Dowiedziała się tego, pewnego dnia, na początku listopada, kiedy została wezwana do gabinetu nauczycielki Obrony Przed Czarną Magią. Gdy tylko weszła do pomieszczenia od razu w jej oczy rzucił się wściekle różowy kolor ścian, stołów, nakryć i krzeseł. Na ścianach wisiały portrety kociąt, które pomiałkiwały straszliwie.

- Proszę usiąść - powiedziała Umbridge, wskazując Tottie miejsce naprzeciwko siebie. Dziewczyna z ponurą miną, zajęła wyznaczone jej krzesło. - zapewne zastanawiasz się dlaczego Cię wezwałam. Pozwól, że będę Ci mówić na "Ty".

- Pozwalam. Nie wiem, po co mnie Pani wezwała. - odpowiedziała przez zaciśnięte zęby.

- Doszły mnie słuchy, że nie będąc uczennicą Hogwartu, pobierasz nauki magiczne, czyż tak? - kontynuowała ropucha, mieszając herbatę.

- Tak.

- A więc robisz to nielegalnie, prawda?

- Nie sądzę. Mam pozwolenie dyrektora. - odpowiedziała wojowniczo.

- Niestety, dyrektor Dumbledore już nie podejmuje działań związanych z tą szkołą. Teraz ja, powołana ma stanowisku Wielkiego... - Umbridge w przypływie weny opowiadała swoją funkcję, gdy Tottie jej przerwała ostentacyjnie:

- Pani wybaczy. Doskonale wiem, w jakim charakterze Pani tu pracuje. Chciałabym się dowiedzieć, co w związku z moją nauką. Nie chce być niegrzeczna ale trochę się śpieszę.

- Zapewne na kolejne lekcje? - Umbridge zapytała ją tym swoim przesłodzonym głosikiem.

- Tak.

- W takim razie, muszę Cię zasmucić. Niniejszym zawieszam twoje prawo do nauki w tej szkole, na czas nieokreślony.

W Tottie jakby coś zawrzało, zagotowało się i wykipiało. Miała wrażenie, że zaraz rzuci się na tą ropuchę i ją rozszarpie. To ona, Charlotta, w pocie, krwi i wielkim wysiłku uczyła się i co ważniejsze, zgodziła się po wielu rozmowach i namowach wznowić swoją naukę, a ta ropucha przychodzi ot tak i wydaje durny dekret zabraniający jej to wszystko. Niedoczekanie!

- Słucham? - Tottie użyła całej swojej tytanowej woli, aby nie wybuchnąć.

- Od teraz nie możesz pobierać nauk, a jeśli dowiem się od kogokolwiek o tym, że jest inaczej, zostaniesz postawiona przed sądem Wizengamotu o nieprawne stosowanie czarów. - powiedziała z tym samym uśmiechem, Umbridge.

- Ale pani tak nie może! Dyrektorem dalej jest Dumbledore, i to on podejmuje takie decyzje.

- Moja droga, Dumbledore może i jest dyrektorem ale ja zostałam mianowana przez samego ministra na stanowisko wyższe niż to jakie piastuje Dumbledore.

- W takim razie, może mnie Pani od razu zamknąć w Azkabanie, bo nie zrezygnuję z nauki. Do widzenia. - powiedziała Tottie i wyszła z gabinetu, trzaskając drzwiami. Miała gdzieś co jej zrobi Umbridge i jakie poniesie konsekwencje. Nikt nie będzie jej traktował w taki sposób.

Po niecałych pięciu minutach, znalazła się w sali od eliksirów, gdzie akurat zajęcia się skończyły i Snape sprzątał pomieszczenie. Wpadła do środka jak chmura burzowa i od razu zaczęła warczeć jak wściekły pies:

- Niech mi Pan da najsilniejszą truciznę jaką ma Pan na składzie... zamorduję ją! Mam gdzieś Azkaban! Po takim czynie sama będę w stanie pocałować Dementorów i wyssać im duszę.

Snape w tym momencie, przestał czyścić swój blat i obserwował wściekłą i chodzącą w tę i z powrotem, Tottie. Nie chciał jej przerywać monologu. Wiedział, że musiała to z siebie wyrzucić. Kiedy skończyła, opadła na stojące niedaleko krzesło i ciężko westchnęła

- Wie pan, co ta ropucha mi powiedziała?

- Co takiego? - zapytał swoim zwyczajowym chłodnym tonem.

- Że mam zakaz kontynuowania nauki. Wydała dekret. Jeśli się nie zastosuję, postawi mnie przed Wizengamotem.

- Tak powiedziała? - zdziwił się nagle. - A dyrektor? Co on na to?

- Powiedziała mi, że dyrektor nie ma głosu w tej sprawie. Profesorze, pomoże mi Pan ukryć ciało? - spojrzała na niego błagalnie.

- Nie będę maczać w tym palców. Jak chcesz zamieszkać w Azkabanie, proszę bardzo. Mnie w to nie wciągaj. - powiedział i wrócił do czyszczenia sali.

- To ja się zgodziłam, po wielu rozmowach z panem, z Albusem, a ona nagle przychodzi i zakazuje mi tego, czemu się poświęciłam. – westchnęła.

- Z tym poświęceniem to nie przesadzaj. Ledwo udawało Ci się zdawać testy. – sarknął.

- Ledwo? Ledwo?! Najlepiej zdawałam.

- Biorąc pod uwagę fakt, że byłaś jedynym uczniem pobierającym indywidualne nauki, to tak. Zdawałaś najlepiej. - uśmiechnął się złośliwie i usiadł obok niej.

- Jak Pan może... Jestem najlepszą czarownicą od czasów Roweny Rawenclaw. - zaśmiała się.

- I cechuje Cię skromność. – sarknął.

- Wątpi pan w to? - popatrzyła na niego z serdecznym uśmiechem. Poprawił jej humor, może nie świadomie, a może celowo. W każdym razie, była mu wdzięczna, że skierował rozmowę na neutralne tory.

- Wątpię, White. – odpowiedział. - A teraz, jeśli masz zakaz nauki, to wykorzystam Cię do innych celów. - spojrzał na nią złowieszczym wzrokiem. Tottie trochę się odsunęła bo w takich momentach był nieobliczalny. - wymyjesz wszystkie kociołki.

- Co? Oszalał Pan. - poderwała się z miejsca. - Nie ma mowy!

- Ze wszystkich moich uczniów, tobie najlepiej wychodziło czyszczenie. - uśmiechał się złośliwie. - szczególnie na szlabanach.

- No wie Pan co?! Jak tak można. - skrzyżowała ręce na piersiach i udawała obrażoną.

- Bierz się do pracy. Nie będę z Tobą dyskutować. - syknął i podniósł się z krzesła, po czym wyszedł z sali.

~~~~

Nazajutrz rano zaczął padać śnieg. Zima w tym roku, miała nadejść szybciej, przynajmniej według przepowiedni Trelawney. W każdym razie, momentalnie zrobiło się okropnie zimno i uczniowie niechętnie wychodzili z ciepłych dormitoriów na lekcje. Dodatkowo ich niechęć wzmacniała Dolores Umbridge. Wszędzie wściubiała swój nos i wydawała coraz to nowe dekrety, zabraniające prawie wszystkiego. Jedyną sferą wolną od jej dyktatury było oddychanie.

Tego dnia, na korytarzu prowadzącym do sali Obrony Przed Czarną Magią, Tottie spotkała swoich znajomych z Gryffindoru. Wszyscy w podłych humorach, czekający na lekcje jak na ścięcie.

- Hej! - przywitała się z nimi .- Jak tam?

- Nie zbyt. - odpowiedział Ron. - Ta stara ropucha niszczy nam życie.

- Rozumiem Cię doskonale. - odpowiedziała smutno.

- Stosuje wobec wszystkich szlabany. Zobacz co zrobiła Harremu. - powiedział Ron, chwytając rękę kolegi. Tottie zauważyła na niej czerwone ślady zadrapania. Jakby Harry przeorał sobie skórę czymś ostrym. Po chwili spostrzegła, że to wcale nie były zwykle ślady. Był to napis nie będę opowiadać kłamstw.

- To ona ci to zrobiła? - zdziwiła się Tottie i spojrzała na chłopaka.

- Tak, bo powiedziałem i nadal tak twierdzę, że Voldemort wrócił - odpowiedział Harry. - a ona uparcie twierdzi, że zagrożenia nie ma. Czy ona i całe to ministerstwo tego nie widzą?

- Czasami ciężko jest nam przyjąć prawdę... myślę, że ministerstwo nie chce przyznać racji Dumbledore'owi, bo to świadczyło by o ich pomyłce. A oni nie mogę sobie na to pozwolić. - powiedziała spokojnie choć sama siebie okłamywała. - Myślę, że to co my wiemy i w co wierzymy jest słuszne. I powinniśmy się tego trzymać i spróbować przekonać innych. – mówiła obejmując chłopaka.

- Wierzysz mi? - zapytał nagle Harry.

- Oczywiście, że tak. Tak jak wierzę w to, że tu stoisz. Harry, czuję to, że Voldemort powrócił do sił i niestety, zbiera swoich sprzymierzeńców, w momencie kiedy my się kłócimy i zwalczamy nawzajem. Ministerstwo głupio robi, bo powinno jednoczyć siły jak tylko pojawiły się pierwsze informacje. Zawsze lepiej być przygotowanym wcześniej i na zapas niż za późno. - mówiła z wielkim zapałem i wnet spostrzegła, że Harry, Ron i Hermiona dziwnie się na nią patrzą. W zasadzie patrzą się na coś, co było za nią. Tottie odwróciła się szybko i zobaczyła, że za nią stała w swoim różowym wdzianku, Dolores Umbridge.

- No proszę - powiedziała dziewczęcym głosikiem i się uśmiechnęła. - Panna White. Można widzieć, o czym mówiłaś?

- Naturalnie - odpowiedziała dziewczyna ze złośliwym uśmiechem. - o powrocie Voldemorta.

- Chyba wyjaśniłam tę kwestię. To są pomówienia i bzdury wyssane z palca przez tego oto młodzieńca. - powiedziała patrząc na Harrego.

- A ja mu wierzę. - powiedziała twardo dziewczyna i natychmiast dookoła niej i Umbridge, zebrał się tłum uczniów, którzy szeptali do siebie nerwowo.

- Tak? A w co takiego wierzysz, moja droga?

- W powrót Czarnego Pana. To jest przecież bardziej pewne niż to, że przyszła zima. Nie rozumiem, co się musi stać i co musi pani zobaczy i ministerstwo, abyście uwierzyli w wiszące nad nami niebezpieczeństwo? Tu nie chodzi tylko o szkołę. Chodzi o cały magiczny świat, o nas wszystkich. Nie obchodzi Pani to, że zginą niewinni ludzie? Może nawet Pani rodzina. I co wtedy? Też będzie Pani twierdzić, że powrót Voldemorta to bujda? - zakończyła cała czerwona ze złości. Umbridge stała niewzruszenie i kpiąco się uśmiechała. Po chwili ciszy odezwała się do dziewczyny:

- Widzę, że jesteś tak omamiona tym, co mówi Dumbledore, że wierzysz we wszystko co mówi on i Pan Potter. Nie ma żadnego zagrożenia.

- Naprawdę? A zaginięcie Berty Jorkins? A ta sprawa tych mugoli z poprzedniego tygodnia? To jest nic, według Pani?

- Dosyć! Nie będę tego słuchać. – krzyknęła Umbridge. - Zostaną wyciągnięte przeciw Pani odpowiednie konsekwencje. Zgłosisz się do mnie dzisiaj o dwudziestej.

- Nie jestem uczniem, droga Pani. Nie muszę słuchać się Pani poleceń. - syknęła dziewczyna.

- W takim razie, wystosuje list do Twojego opiekuna, w sprawie wydalenia Cię z Hogwartu i zabronienia powrotu. – powiedziała Landryna i ruszyła w stronę sali. Za nią weszli uczniowie, a Tottie została sama, oniemiała po tym co się stało. Jednak nie bała się jej gróźb. Dyrektor stał po jej stronie, a dopóki będzie piastował to stanowisko, Tottie będzie bezpieczna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro