Sentymenty Albusa Dumbledore'a.
Dzień, w którym Czara Ognia wybrała zawodników, okazał się dla mieszkańców Hogwartu tematem numer jeden do dyskusji, kłótni i ostrych wymian zdań. Okazało się bowiem, że z trzech szkół, ubiegających się o miejsce w Turnieju, wybrano czterech uczniów. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że czwartym zawodnikiem był Harry Potter, który liczył sobie czternaście lat. Sam Dumbledore był zszokowany tą informacją, i próbował dowiedzieć się od Harrego, czy to on wrzucił swoje nazwisko do czary, czy zrobił to ktoś inny. Chłopiec oczywiście zaprzeczył temu, jakoby to on miał się zgłosić. I Dumbledore mu uwierzył. Niestety nie wszyscy wzięli przykład z Dyrektora. Severus Snape był sceptycznie nastawiony względem tej sytuacji. Uważał, że Potter na siłę szuka rozgłosu i uwagi dla swojej osoby, ale kto by się przejmował opinią starego nietoperza. Inną hieną cmentarną, okazała się dziennikarka Proroka Codziennego, Rita Skeeter. Na każdym kroku chciała dowiedzieć się wszystkiego o zawodnikach, a w szczególności o Harrym. Dzięki niej, ukazał się obszerny artykuł, w którym to chłopiec przyznaje się do zgłoszenia swojej kandydatury w Turnieju. Harry, Ron i Hermiona byli wściekli na tą, pożal się Merlinie, dziennikarkę, bo przez nią, nagle cała szkoła obróciła się przeciw Chłopcu, Który Przeżył.
Pewnego dnia, na tydzień przed pierwszym zadaniem Turnieju Trójmagicznego, Tottie została wezwana do gabinetu dyrektora Dumbledore'a. Musiała przemierzyć korytarz lochów, bo od rana siedziała w gabinecie Snape'a, potem parteru i udać się do zachodniej wieży, gdzie mieścił się gabinet dyrektora.
Gdy stanęła przed chimerą, wypowiedziała hasło Karaluchowy blok i weszła na spiralne schody, które zwiodły ją wprost pod drzwi gabinetu.
Zapukała ostrożnie, a gdy z wnętrza odezwał się spokojny głos Dumbledore'a, weszła do środka.
- Wzywałeś mnie? - zapytała siadając naprzeciwko dyrektora. Stary czarodziej podniósł na nią swój wzrok i powiedział spokojny, ciepłym głosem:
- Tak, muszę z tobą porozmawiać.
- Zamieniam się słuch. – uśmiechnęła się.
- Widzisz Tottie, profesor Snape powiedział mi, co się ostatnio stało.
- Masz na myśli moją rozmowę z Szalonookim? - zapytała z nieukrywaną niechęcią.
- Z profesorem Moody'm. - poprawił ją kręcąc głową. - Tak, opowiedział mi co zaszło i poprosił abym zareagował w tej sprawie. Alastor jest przewrażliwiony na... wszelkich płaszczyznach. Chce się upewnić, że szkole nic nie grozi, więc szuka wszędzie zagrożeń.
- Tak, to tłumaczy dlaczego na mnie tak napadł. - sarknęła - Bo Charlotta White jest Śmierciożercą w przebraniu. Błagam Cię Albusie, Śmierciożerców sam wyłapał wiele lat temu...
- Nie do końca... – westchnął. - ale to rozmowa na później. Powiedziałem Alastorowi, aby więcej cię nie gnębił, bo mam do ciebie pełne zaufanie i doskonale cię znam. Nie powinien już cię straszyć.
- Kamień z serca. - mruknęła z niezadowoloną i zirytowaną miną.
- Wydaje mi się, że Severus ma na Ciebie zły wpływ. - zaśmiał się widząc jej naburmuszoną minę. - jak Ci idzie nauka Oklumencji?
- Profesor Snape twierdzi, że całkiem nieźle. Męczy mnie tym od rana do wieczora. Szczerze, to już mam dosyć.- westchnęła.
- To dla Twojego dobra pamiętaj.
- Skąd Moody wie kim jestem? - zapytała nagle, spoglądając na dyrektora. Dumbledore uważnie jej się przyjrzał, prześwietlając swoim wszechwiedzącym spojrzeniem. Po czym rzekł:
- Po upadku Voldemorta, wielu jego zwolenników trafiło do Azkabanu. Jak sama dobrze wiesz, Alastor połowę z nich sam wyłapał. Na zeznaniach wyjawiali imiona tych, którzy byli szybsi i uciekli przed wymiarem sprawiedliwości. Jeden z nich, kiedyś powiedział, że najwierniejszą sługą Voldemorta była twoja matka. Jak sama wiesz, nie uszło uwadze Śmierciożercom, że Alba i Voldemort byli blisko, a potem urodziłaś się Ty. Oni potrafią dodać dwa do dwóch.
-Najwierniejszą sługą była ciotunia Bellatrix. – zaśmiała się ponuro. - No dobrze ,ale to nie wyjaśnia tego, dlaczego Moody mnie rozpoznał. Zmieniłam przecież nazwisko, wygląd, wszystko! - powiedziała wzburzona.
- Są pewne znaki w człowieku, które są widoczne tylko dla wprawnego oka. Wydaje mi się, że ktoś mógł Cię rozpoznać i podać tę informację do obiegu.
- Ale gdyby tak było, to ścigali by mnie ludzie z ministerstwa, a nie Szalonooki.
- Profesor Moody. – poprawił ją karcąco, na co dziewczyna przewróciła oczami. - Tak, masz rację ale wiadomo, że wiele informacji znajduje się w tak zwanym, Czarnym Obiegu.
- Więc to znaczy, że jeśli poplecznicy Voldemorta będą chcieli mnie znaleźć to, zrobią to bez trudu?
- Nie. Nie zrobią tego dopóki ja jestem dyrektorem tej szkoły. Nie pozwolę im na to. - powiedział dyrektor spokojnym tonem. Tottie była zdenerwowana i oszołomiona tymi informacjami. Patrzyła z niedowierzaniem na Dumbledore'a, który mówił o tym wszystkim z takim stoickim spokojem. Miała ochotę go rozszarpać za to. Chciała, żeby przejął się tym, bo ona żyła w ciągłym strachu.
- Profesor Snape mówił, że Voldemort wróci... I to szybciej niż nam się wydaje. - powiedziała nagle, przerywając nieznośną ciszę.
- Być może tak będzie. Ale nic strasznego nam nie grozi, dopóki będziemy sobie ufać. - spojrzał na nią wymownie.
- Zaufanie... no jasne. Czy przypadkiem nie ono zgubiło moją matkę? - powiedziała z wyrzutem.
- Tottie, rozumiem twój ból ale to już przeszłość. Nie można się nad nią zastanawiać, bo nie ruszymy do przodu. Przeszłość nic nowego ci nie powie. - to mówiąc wstał z krzesła i podszedł do dziewczyny. Oparł się o kant biurka i kontynuował: - Możesz się złościć na cały świat, na mnie, ale to nic nie zmieni. Oczywiście masz prawo być zła, ale spójrz, masz dookoła życzliwych ludzi, którzy cię kochają. Masz mnie, który Cię kocha jak córkę, której nigdy nie miał. Masz Panią Pomfrey, która nie może bez Ciebie żyć. - Tottie zaśmiała się na te słowa. - Masz profesor Mcgonagall, dla której zawsze będziesz wyjątkowo zdolną uczennicą. Masz swoich znajomych z Gryffindoru, a te dzieciaki Cię uwielbiają. No i masz profesora Snape'a, któremu chyba umilasz jego ponure życie. - dyrektor zachichotał.
- O tak, na pewno. Jemu się nie da umilić życia. Jest wiecznie skwaszony. - zaśmiała się dziewczyna.
- Zdaje mi się, że jesteś jedyną osobą, którą lubi.
- Coś Ty! On mnie ledwo toleruje.
- Ledwo toleruje to mnie, innych nauczycieli i uczniów. – powiedział łagodnie, głaszcząc ją po policzku. - Znam go już tyle lat i widzę jego emocje, choć tak skrzętnie je ukrywa. Jesteś niesamowitą i kochaną dziewczynką, Tottie. Zawsze będę Cię pamiętać tak jak w dniu, gdy twoja matka przyszła z tobą do mnie. Miałaś osiem lat, a miałem wrażenie jakbyś była o wiele dojrzalsza. - zaśmiał się.
- Na starość robisz się sentymentalny, wiesz o tym? - zapytała z rozbawieniem w głosie.
- Kiedy człowiek się starzeje, zaczyna widzieć wiele rzeczy wyraźniej i rozumie ich znaczenie. Wtedy nie miałem pojęcia na jaką wspaniałą i dobrą osobę wyrośniesz.
- Wcale nie jestem dobra... sam wiesz, czym jestem, co Ci zrobiłam... co zrobiłam profesor Mcgonagall... - Tottie posmutniała, opuszczając głowę.
- O nie! Nie zgodzę się z tym. Jesteś dobra, masz wspaniałe serce, które chce ogarnąć wszystkich. Kochasz ludzi, boli Cię ich krzywda. Śmiejesz się, kiedy oni się śmieją, pomagasz wszystkim, którzy tej pomocy oczekują. - mówił pogodnie, wciąż uśmiechając się do dziewczyny. - Pomimo, że spotkało Cię tyle nieszczęść, że straciłaś rodzinę, że nigdy nie miałaś dzieciństwa, bo tak brutalnie Ci je wyrwano, to świecisz blaskiem radości i dobroci, jak nikt inny. A co najważniejsze Tottie, widzisz dobro w ludziach, w których inni zwątpili. Osobiście znałem tylko jedną taką osobę, która też widziała we wszystkim plusy. - zaśmiał się, a jego śmiech był jak wiosenna bryza morska. Ciepły, delikatny i orzeźwiający.
- Cieszę się, że tak myślisz. To wiele dla mnie znaczy. Nie wiem co by się ze mną stało, gdyby mama nie poprosiła cię o pomoc i gdybyś się nie zgodził. - powiedziała mocniej ściskając dłoń starego czarodzieja.
- Musiałem Ci pomóc abyś mogła żyć. Byłaś tylko dzieckiem. Wiesz co mi powiedziałaś, gdy mnie zobaczyłaś pierwszy raz?
- Pewnie coś głupiego, jak zwykle. – przewróciła oczami z uśmiechem.
- Przeciwnie. Gdy zapytałem Cię co jest twoim marzeniem, powiedziałaś, że chciałabyś, aby twoja mama w końcu przestała płakać.
Tottie wpatrywała się w niebieskie oczy Dumbledore'a. Było w nich tyle czułości i przyjaźni dla niej, że dziwiła się, gdzie on to mieści. Zawsze był dla niej wzorem do naśladowania. Dobry, sprawiedliwy, mądry i kochający, prawie jak ojciec, którego nigdy nie miała. Myśląc, "prawie" miała na myśli to, że choć Albus starał się być zawsze dla niej, był też dyrektorem i miał na głowie szkołę i uczniów. Tak na dobrą sprawę, to Mcgonagall ją wychowywała i Pani Pomfrey. Obie bardzo przejęły się jej historią i chciały zapewnić dziewczynie choć trochę dzieciństwa i miłości, której jej odmówiono.
- Oh Albusie... - powiedziała wstając, i przytuliła się do starego czarodzieja. Pachniał starymi pergaminami i ogniem. Takim świeżym jak zwykle palił się w kominku. Pomyślała, że bardzo jej brakowało tego prostego gestu - przytulenia. Niby nic takiego ale pozwalało zapomnieć o niebezpiecznym świecie i choć przez chwilę mogła poczuć ciepło drugiego człowieka. Przez całe życie, brakowało jej tego ciepła...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro