Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Początek.

"To nie koniec podróży.
Śmierć, to tylko kolejna ścieżka,
którą wszyscy musimy podążyć"
( J. R. R. Tolkien)

- Usiądź, proszę. - zaczął dyrektor wskazując na fotel obok regału z książkami. Severus nienawidził tego tonu. Wiedział, że Dumbledore będzie czegoś od niego chciał, i że to coś jemu wcale się nie spodoba. - Prosiłem Cię o rozmowę bo tylko ty, jesteś w stanie mi pomóc.

- Jak zwykle. - sarknął - o co chodzi?

- O Tottie. - rzekł momentalnie dyrektor.

- O tę krnąbrną i bezczelną dziewuchę? - uśmiechnął się złośliwie.

- Severusie! - zagrzmiał Dumbledore - Nie wyrażaj się tak o niej. To naprawdę wspaniała dziewczyna, mądra, uczynna i o wielkim sercu.

- Tak, o gołębim sercu i mózgu.

- Proszę cię, abyś jej nie obrażał. – dyrektor spojrzał karcąco na Mistrza Eliksirów. – Chciałem cię prosić żebyś jej pomógł.

- Już jej pomagam jeśli nie zauważyłeś. – mruknął Snape.

- Chodzi o coś innego. Widziałeś co w niej siedzi... Ta czarna materia zabija ją od środka. Nie zostało jej wiele czasu.

- Nie rozumiem czegoś... - rzekł Snape. - Mówiłeś, że gdy bierze Eliksir Wzbudzający Euforię, to wszystko jest w porządku.

- Tak ale to działanie powierzchowne. Nie zatrzymuje tego, tylko spowalnia na jakiś czas. - dyrektor na chwilę zamilkł. W pomieszczeniu zapanowała nieznośna cisza. Lekko zirytowany Snape przerwał tę sytuację.

- Co JA, mam wspólnego z jej przypadłością?

- Pomóż jej. Znasz się na czarnej magii jak nikt inny w Hogwarcie, a tylko tobie ufam. Musisz spowolnić działanie tego potwora, przynajmniej na dłuższy czas niż dwa lata... – w tym momencie, Snape przerwał wypowiedź dyrektora.

- Chcesz mi powiedzieć, że dziewczyna tak czy tak, umrze? - zapytał z lekkim szokiem.

I znowu ta cisza. Widział, że Dumbledore przez chwilę bił się z myślami i rozważał co powiedzieć. Nagle odrzekł prawie martwym głosem:

- Tak...

- Czyli... Nie chcesz uratować jej życia? Nie zależy ci żeby pozbyła się tego czegoś? Chcesz ją wykorzystać do swoich celów?

- Nie oceniaj mnie! – zagrzmiał dyrektor. - Jest mi potrzebna i naprawdę ją kocham... jak córkę... ale są pewne ważniejsze sprawy niż sentymenty.

- "Ważniejsze sprawy niż sentymenty"? Prędzej ja mógłbym tak powiedzieć... – sarknął Snape, po czym kontynuował - Więc, ma umrzeć na twoich zasadach, a ja mam przedłużyć jej męki?

- Masz jej pomóc w godnym odejściu, bez cierpienia. - powiedział dyrektor podchodząc do biurka.

- Mogło nie umknąć twojej uwadze ale życie to cierpienie. Nie uniknie tego.

- Proszę cię, żebyś znalazł sposób, aby spowolnić rozwój tej materii. - kontynuował dyrektor nie zważając na wypowiedź Severusa. - zrób to dla mnie.

- Cały czas robię wszystko dla ciebie... ryzykując własnym życiem.

- A Lily? - te słowa wypowiedziane przez Dumbledore'a mocno zakłuły Snape'a w serce. Poruszyły dawne wspomnienia, obudziły to co dawno zakopał w najczarniejszych ostępach swojej duszy.

- Nie wspominaj jej. To dla niej odkupuję swoją duszę.

- Więc pomóż Tottie. - tu przerwał - i nic jej nie mów. Nie chcę dodać jej cierpień.

- Brzmisz żałośnie, Albusie. – mruknął Nietoperz. Po czym, w powiewie swoich szat, obrócił się i podszedł do drzwi. Przez chwilę mocował się z myślami, a gdy nacisnął klamkę rzekł w stronę Dumbledore'a:

- Zrobię co w mojej mocy... Spróbuję jej pomóc.

Tottie znalazła się w gabinecie dyrektora i obserwowała całą rozmowę ze Snape'em. Miała wrażenie, że to było dawno temu, sądząc po tym, że Dumbledore kazał mu ją chronić. Musiało się to dziać, zaraz po jej powrocie do Hogwartu.
Nagle obraz zaczął się zmieniać. Zawirował różnymi barwami, i znowu dziewczyna była w gabinecie dyrektora. Tym razem, była noc, a za oknem padał deszcz, który tłukł o szybę z całej siły.

- Ona rozumie mowę węży! Nie wydaje ci się to podejrzane? - warczał Snape, chodzący w tę i z powrotem przed biurkiem dyrektora. Dumbledore wstał i podszedł do biblioteczki, wyjmując jakąś starą i zniszczoną księgę.

- Tutaj są najsilniejsze zaklęcia ochronne przeznaczone do użytku na ludziach. Jakkolwiek to nie brzmi. Znajdź takie, które będzie w stanie ją ochronić przed niebezpieczeństwem, a ty będziesz o tym wiedział i będziesz w stanie jej pomóc.

- Nagle chcesz ją ratować? – sarknął Nietoperz.

- Dopóki nie będzie gotowa, nie może umrzeć.

- Hodujesz ją tylko po to, aby pozwolić jej zdechnąć jak psu?- zdziwił się Snape, chociaż już słyszał odpowiedź dyrektora.

- Nie mów mi, że zaczęło ci zależeć na tej dziewczynie. – powiedział pogonie Dumbledore.

- Zależeć? Ja chcę jej pomóc, a ty ją skazujesz na śmierć. Wiedziałeś, że jest sposób aby pozbyć się TEGO z niej? Wiedziałeś, że jest tak silne zaklęcie? Zadałem sobie trudu i znalazłem rozwiązanie... - mówił Severus.

- Tak... wiedziałem... - odparł dyrektor po chwili ciszy. - tylko, że to zaklęcie prędzej ją by zabiło niż uratowało.

- Co za różnica, jeśli i tak ma zginąć. – syknął Nietoperz.

- Severusie, ona jest częścią planu zniszczenia Czarnego Pana. On wróci i to już niedługo, sam o tym dobrze wiesz.

Nastała cisza. Snape wpatrywał się w dyrektora, a Dumbledore patrzył na karty księgi, gdzie widniały zaklęcia ochronne.

- Chroń ją dopóki nie nadejdzie odpowiednia chwila. - powiedział w końcu dyrektor. - Teraz ja ciebie o to proszę...

- Co mi dasz w zamian, dyrektorze? - ostatnie słowa, Snape wyrzekł w sposób w jaki Dumbledore zwrócił się do niego przed dziesięcioma laty. Dyrektor podniósł na niego wzrok. Zrozumiał. I wspomnienie wróciło jak żywe. Teraz to on prosił o ocalenie ukochanej osoby, tak jak niegdyś Severus prosił o ochronę dla Lily.

- W zamian, odzyskasz spokój i wszystko to co utraciłeś, Severusie. - powiedział ze łzami w oczach.

Snape nie powiedział nic więcej. Odwrócił się i wyszedł z gabinetu dyrektora biorąc ze sobą księgę.

Kolejny raz, obraz nie zmienił się zbytnio, bo Tottie znowu była w gabinecie Dumbledore'a, tylko tym razem, zmienił się znowu czas rozmowy. Widziała wchodzącego dyrektora, gdy Severus siedział na fotelu i mówił nadzwyczaj spokojnym głosem

- Zaatakowali ją Dementorzy, nic z tym nie zrobisz?

- Nie mogę. Minister chce, aby oni tu byli. Nie chce słuchać tego, że są zagrożeniem dla uczniów - powiedział Dumbledore podchodząc do niego.

- Kazałeś mi ją chronić, a sam robisz wszystko, aby ta durna dziewczyna, zginęła śmiercią tragiczną. - sarknął Snape.

Zapadła między nimi cisza.

- No właśnie, jak zaklęcie? - zapytał nagle Dumbledore, niefrasobliwym tonem, jakby pytał o pogodę.

- Nie jestem w stanie go użyć. - odpowiedział zimno Snape.

- Czyżby? Jesteś najwybitniejszym czarodziejem jakiego znam, i nie umiesz rzucić prostego zaklęcia? - zapytał Dumbledore z lekką ironią, chcąc go sprowokować.

- Nie próbuj nawet, Dumbledore. - syknął Snape, domyślając się, o co chodzi dyrektorowi.

- Ależ ja nic nie mówię, drogi chłopcze. Twierdzę jedynie, że jesteś zdolnym czarodziejem.

- Ja dobrze wiem, co mówisz. Czytam między wierszami. Zapewniam cię, że nie mam zamiaru jej kochać!

- Nie musisz. Rzuć tylko to zaklęcie.

- Czy ty mnie słuchasz?! - ryknął Snape.

- Oczywiście. Nie rozumiem jednak, skąd to oburzenie. - odparł pogodnie Dumbledore.

- Chyba nie muszę ci tłumaczyć, jak działa to zaklęcie. Może sam je rzuć, przecież kochasz tę dziewczynę.

- Dobrze wiesz, że nie mogę. Nie mam aż takich umiejętności.

Snape zazgrzytał zębami. Dumbledore zawsze umiał odwrócić kota za ogon i wyprowadzić go z równowagi. Zawsze interpretował rzeczywistość na własny użytek.

- Amortencji nie użyje, bo to nie zadziała - syknął po chwili.

- A pamiętasz takie stare zaklęcie na oszukanie uczuć? - zapytał spokojnie Dumbledore.

Oczywiście, że pamiętał. Jak mógł nie, kiedy jego własna matka je używała...

- Jak rozumiem, cokolwiek bym nie powiedział, ty nie weźmiesz tego pod uwagę?

- Znasz moje zdanie, Severusie. - odparł Dumbledore z lekkim uśmiechem.

Czas znowu się zmienił, jednak Tottie została w dalej w gabinecie dyrektora, stojąc niedaleko jej ulubionego fotela. Gdy barwy w końcu uformowały się w całą przestrzeń, usłyszała krzyk Snape'a

- Oczekujesz ode mnie, abym cię zabił?

- Tylko ty możesz to zrobić, Severusie. Bo tylko wtedy, Czarny Pan, zaufa ci całkowicie. - odpowiedział Dumbledore, siedzący przy biurku.

- Mam to zrobić teraz, czy chcesz napisać swoje epitafium? - sarknął Snape, siadając naprzeciwko.

- Obaj wiemy, że nie zostało mi wiele czasu. Klątwa rozprzestrzenia się bardzo szybko.

- Więc, kiedy mam to zrobić?

- Myślę, że okazja sama się ukaże wkrótce. - uśmiechnął się dyrektor. - musisz pokazać Czarnemu Panu, że może ci ufać, a wtedy cały plan się wypełni.

Zapadła chwila ciszy. Snape siedział wpatrzony lodowatym wzrokiem w dyrektora i bił się z myślami.

- A gdy to zrobię... - zaczął po chwili ale Dumbledore mu przerwał.

- Gdy to zrobisz, to mam twoje słowo, że ochronisz uczniów i Hogwart?

Snape tylko skiną głową na znak zgody.

- A co z White? Masz zamiar jej powiedzieć? – zapytał.

- Nie. Nie mogę jej tego powiedzieć, myślę jednak, że gdy nadejdzie czas, sama się o tym dowie. - odpowiedział dyrektor.

- Ona mnie znienawidzi... stracę ją. - powiedział ze smutkiem Snape.

- Tottie ci ufa. Zrozumie.

Scena znowu zawirowała, zmieniając czas wydarzeń. Tym razem, gabinet dyrektora był ponury i zimny. Zazwyczaj tlący się kominek był wygaszony, a na żerdzi nie siedział już Feniks Fawkes.
Przy biurku Dumbledore'a, stał pochylony nad nim, Snape.

- Nic mi nie powiesz? - zwrócił się jakby w przestrzeń, stojąc przy biurku byłego dyrektora.

- A co byś chciał usłyszeć, Severusie? - odpowiedział mu doskonale znany głos Dumbledore'a, który wydobywał się z jednego z obrazów. Był to portret Albusa, namalowany jeszcze za jego życia, a któremu dyrektor przekazał wszystko co ważne, aby pomóc Snape'owi.

- Dlaczego nie powiedziałeś nikomu... ty odszedłeś, a ja musiałem zostać! – syknął.

- Mój drogi chłopcze. Rozmawialiśmy o tym wiele razy. Ta klątwa i tak by mnie zabiła, a ty pozwoliłeś mi odejść z godnością. - odpowiedział mu portret. Snape tylko prychnął na te słowa. Usiadł w fotelu i znowu podjął rozmowę.

- Dlaczego nie powiedziałeś chociaż jej? Dlaczego nie zostawiłeś żadnego wyjaśnienia? Czy zdajesz sobie sprawę, że już jej nie zobaczę i nie wyjaśnię tego?! Zdajesz sobie sprawę, że ona mnie nienawidzi?!

- To cię tak boli, Severusie? Przecież nigdy nie przejmowałeś się tym, że ktoś cię nienawidzi.

- Znowu wykorzystałeś moje uczucia... doskonale zdawałeś sobie sprawę z tego, że Tottie nie jest mi obojętna – syknął. - wydaje mi się, że sam maczałeś w tym palce, a mimo to, pozwoliłeś abym znowu stracił bliską mi osobę, bo ty masz plan! – sarknął. - abym znowu stał się tym złym, okrutnym i podłym śmieciem, niegodnym uwagi...

- Nie, źle na to patrzysz. Obiecałeś mi pomóc ochronić Harrego, za wszelką cenę. Wtedy nie liczyło się nic poza tym, i miłością, którą zostawiła po sobie Lily. Jesteś wspaniałym człowiekiem, Severusie. Zdolnym i inteligentnym. Nie mogłem marzyć o lepszym uczniu, nauczycielu i szpiegu. Tylko ty jeden, spośród nawróconych byłeś w stanie oszukać Voldemorta. Nikt inny by się na to nie zdobył, nikt inny nie dał by temu rady. - powiedział łagodnie Dumbledore, jakby opowiadał o pogodzie. Ten ton jego głosu, wyprowadzał Snape'a z równowagi, za równo za życia jego właściciela, jak i po śmierci. W tym momencie, Snape miał ochotę wyć i krzyczeć.

- No właśnie, obiecałem... Powiedziałeś, że odzyskam spokój i to co utraciłem, gdy pomogę ci ją ochronić... dałem ci słowo, tak jak ty mi, przed wielu laty. Dlaczego więc, go nie dotrzymałeś? - zapytał z wyrzutem Snape. Podparł głowę rękoma. Wyglądał jak człowiek, którego spotkała ogromna niesprawiedliwość i ciężar trosk.

- A czy na pewno dotrzymałeś tego słowa?

Snape podniósł wzrok i oniemiały spojrzał na portret Dumbledore. Dyrektor siedział na fotelu i łagodnie się do niego uśmiechał.

- Uwolniłem ją od Obskurusa. Nikt inny by się na to nie zdobył. Czy wiesz, ile czasu mi zajęło stworzenie odpowiedniej mikstury, aby jej nie zabiła? - powiedział swoim zwyczajnym chłodnym tonem. - szukałem wszędzie, odkąd tylko kazałeś mi ją chronić. Byłem nawet u Flamela!

- Prosiłem abyś przedłużył jej życie. Nie żebyś uwalniał od jej przeznaczenia. - powiedział cicho starszy czarodziej.
- Zgodziłeś się Dumbledore! - ryknął Snape. - omawialiśmy to, tamtego dnia, gdy złożyłem przysięgę Narcyzie!

Dumbledore zamilkł. Siedział w fotelu i obserwował mistrza Eliksirów, którym targały wszelkie możliwe emocje. Poprzednio tylko raz, widział go w takim stanie. Tamtej nocy, gdy zginęła Lili, również pogrążył się w rozpaczy i żalu... pamiętał doskonale cierpienie młodego Severusa i było mu żal chłopaka.

- Wróci tu, a wtedy wszystko jej opowiesz. - powiedział w końcu.

- Gdyby to zrobiła, czeka ją tu śmierć. Nie może wrócić. - mruknął Snape.

- Dopóki ty tu będziesz, nic jej nie grozi. - uśmiechnął się stary czarodziej. - Wróci bo zostawiła tu coś bardzo ważnego i cennego. - powiedział pogodnie Dumbledore.

- Ciekawe niby co? - sarknął nietoperz.

- Ciebie, Severusie. Zostawiła tu Ciebie...

~~~~~

Znalazła się na pustej ulicy. Była noc i z nieba padał deszcz, ale nie moczył niczego dookoła. Rozejrzała się wokół próbując stwierdzić, gdzie się znajduje, i co to w ogóle za miejsce.
Nagle, parę kroków przed sobą, ujrzała jakąś postać w długiej fioletowej szacie, która szła naprzeciw niej. Gdy postać zbliżyła się na tyle, że dziewczyna była w stanie dojrzeć jej twarz, stwierdziła, że to Dumbledore. Uśmiechnęła się do niego, podchodząc bliżej.

- Albusie! – powiedziała ucieszona.

- Witaj Tottie. - odpowiedział z uśmiechem.

- Przecież ty nie żyjesz. - zdziwiła się.

- Można tak powiedzieć. Więc w końcu, poznałaś prawdę?

- Wychodzi na to, że tak. - powiedziała z uśmiechem. - To całe zaklęcie Bezwarunkowe, to był twój pomysł. Wiedziałeś o wszystkim od początku do końca.

- Oczywiście. Przecież obiecałem twojej matce, że zapewnię ci ochronę.

- Dlaczego nie mogłam o tym wiedzieć? Gdybyś mi powiedział, nigdy bym nie zwątpiła w to co mówiłeś. - powiedziała ostro.

- Nie mogłem ci powiedzieć, bo gdyby Voldemort odkrył, że może wniknąć w twój umysł, stałabyś się łatwym celem, a moja ochrona byłaby na nic. Musiałaś być nieświadoma, żeby teraz zrozumieć, po co było to wszystko. - uśmiechnął się stary czarodziej - Nie gniewaj się Tottie. Może masz rację, że o pewnych rzeczach, powinienem ci powiedzieć. Severus sam mnie o to prosił, a ja byłem zaślepiony swoim planem zniszczenia twojego ojca.

- Właśnie! Severus. Gdzie jest Severus?! – wykrzyknęła rozglądając się dookoła, przypominając sobie co stało się chwilę temu. - Zabił go Voldemort.

- Tak mi przykro... - odpowiedział smutno Dumbledore i zapadła między nimi cisza. Tottie rozglądała się dookoła, bo skądś znała tę okolicę. Wydawała się być bardzo znajoma, jak gdyby kiedyś już tu była.

- Co to za miejsce? - zapytała nagle.

- Cóż, miałem pytać o to samo. - odparł Dumbledore. - Co Ci to przypomina?

- Dolinę Godryka. - powiedziała pewnie, jakby była tego świadoma od początku. Podświadomie doskonale wiedziała, gdzie się znajduje.

- No tak, faktycznie.

- Jest tu trochę czyściej i spokojniej. Dlaczego tu jestem, i co się stało?

- Nie pamiętasz? - zapytał spokojnie Albus.

- Byłam we Wrzeszczącej Chacie, Severus umarł, a potem... - opowiedziała i nagle przerwała, bo nie mogła sobie przypomnieć, co stało się później. - Umarłam, prawda? - zapytała po chwili milczenia.

- Na to wygląda, Tottie. Wiesz, zawsze podziwiałem to miasteczko. Zauważ, że jest tu jedna główna droga, która prowadzi albo na jeden koniec, albo na drugi. Co by człowiek nie wybrał, zawsze gdzieś dojdzie. - powiedział pogodnie Dumbledore.

- Znowu mówisz zagadkami -zaśmiała się lecz po chwili znowu spoważniała. - Nawet nie wiem dlaczego...

- Cóż, to bardzo proste, otóż Severus, gdy rzucał na ciebie zaklęcie ochronne, mając twoje włosy, które oddałaś mu dobrowolnie, nie przewidział jednej rzeczy. Zaklęcie wprost mówiło o tym, że kto z własnej woli i z czystego serca, odda swoje kosmyki włosów, ten już na zawsze zostaje związany z osobą, która wypowiedziała to zaklęcie. Poza tym, Severus chciał oszukać swoje uczucia, korzystając z dawnego zaklęcia, które zostało prawie zapomniane. Zaklęcie to związało Severusa z tobą, bo oddał ci to co miał najlepszego w sobie. Być może nie doczytał, ale w takim wypadku oboje skazaliście się na siebie. Severus zawsze wiedział kiedy byłaś w niebezpieczeństwie, bo wisiorek, w którym były twoje włosy, robił się gorący.

- No dobrze, ale to nie tłumaczy drugiego zaklęcia. - przerwała Tottie.

- Pamiętasz, jak mówiłaś mi o tych bólach? - zapytał Dumbledore, wpatrując się w nią swoimi niebieskimi oczami.

- Tak, często je miewałam. Jakby ktoś palił mi żywcem płuca.

- To jest to drugie zaklęcie. Za każdym razem, gdy Severus był w niebezpieczeństwie, ty także to odczuwałaś właśnie w taki sposób. Więc, gdy jego życie dobiegło końca, twoje również.

Tottie patrzyła na niego oniemiała. Teraz wszystko nabrało sensu, wszystko się wyjaśniło i było tak oczywiste, że zaśmiała się w duchu, z tego jaka była niedomyślna przez cały ten czas.

- Więc, to koniec? - zapytała po chwili, myśląc nad czymś intensywnie.

- Tak bym tego nie określił. - odpowiedział Dumbledore.

- Mogę wrócić? Ale powiedziałeś, że mnie i Severusa złączyły dwa silne zaklęcia.

- Wiesz, zawsze jest tak, że zostaje pewne wyjście i można zerwać zaklęcie i tą więź. - dziewczyna spojrzała na niego pytająco, nie rozumiejąc co chce przez to powiedzieć. - Severus je wykorzystał oddając ci wisiorek. Zwrócił ci twoją własność, rozumiesz?

- Poniekąd... Więc ja muszę zwrócić Severusowi... - zastanowiła się. - no właśnie, co muszę mu zwrócić?

- Moje serce. - gdzieś z boku dobiegł ją znajomy chłodny ton. Nie wiadomo kiedy pojawił się obok nich żywy i zdrowy Snape, który idąc w stronę dziewczyny, lekko się uśmiechał.

- Severus! - powiedziała z radością, podbiegając do niego, na co on chwycił ją w ramiona.

- Dawno się nie widzieliśmy, co? -sarknął

- A ty jak zwykle, złośliwy do bólu. - oburzyła się, gdy wyplątała się z jego ramion. Snape zaśmiał się na ten widok i pocałował ją w nos, jak małe dziecko.

- Zawsze do usług.

Tottie zwróciła się następnie do Dumbledore'a:

- Więc mogę wrócić?

- Och tak. Jeśli zwolnisz siebie z tego zaklęcia. - odparł Dumbledore.

- Jak to się stanie?

- Myślę, że wystarczy pójść w tamtą stronę. - wskazał w kierunku dawnego domu, gdzie Tottie mieszkała razem z matką. Dom ten znajdował się dokładnie na drugim końcu ulicy, niż dom Lily i Jamesa.
Zapadła cisza między nimi. Tottie patrzyła to na Albusa, to na drogę, która prowadziła w kierunku jej domu, i po paru chwilach, powiedziała z wyraźnym smutkiem:

- Ale nie będzie tam Severusa.

- Droga Tottie - zaczął Dumbledore. - jeśli zechcesz wrócić, to zaczniesz wszystko od nowa. Nie będziesz znała ani mnie, ani nikogo innego. Wrócisz tam, gdzie zaczyna się twoja historia. W momencie twoich narodzin.

- I obiecujesz, że znowu będzie tak jak było? Znowu trafię do Hogwartu i poznam ciebie i Severusa? - zapytała z wyraźną nadzieją w głosie.

- Jeśli tylko będziesz chciała. - odparł pogodnie Albus.

- Nie rozumiem...

- W momencie narodzin, człowiek nie ma z góry określonej historii swojego życia. Sam ją kształtuje podejmując różne decyzje. Nic nie jest z góry przesądzone, bo życie byłoby smutne.

- Ale czy spotkam Severusa? - przerwała Tottie, która chciała usłyszeć tą jedną odpowiedź.

- Posłuchaj, gdy się urodziłaś, dla twojego życia było przeznaczonych kilkadziesiąt różnych dróg, które pociągały za sobą drugie tyle decyzji. Wyborów i dróg, którymi mogłaś pójść w życiu było naprawdę wiele, jednak tylko jedna z nich prowadziła cię do Severusa. - uśmiechnął się Dumbledore. - ta, którą przeżyłaś teraz.

Dziewczyna z szokiem ale i z radością popatrzyła na Severusa, który milczący stał tuż obok niej. Tak jak przez całe jej życie... no, prawie całe.

- Więc nie mam żadnej gwarancji, że gdy wrócę, znowu pójdę tą samą drogą? -zapytała.

- Nie, Tottie.

- Ale, to co mnie może czekać, w takim razie?

- Wszystko. Z tego co mi wiadomo, mogłabyś zostać wspaniałą Mistrzynią Eliksirów, którą nie zostałaś teraz. Severus, być może przewijałby się przez twoje życie, ale nie tak, żeby mieć na nie wpływ.

- Cóż... bardzo chciałam zostać nauczycielką eliksirów i niestety nie napisałam tych egzaminów. – westchnęła - Znowu, o ironio! - zaśmiała się na te słowa.

- Decyzja należy do ciebie. - powiedział Dumbledore. Pomiędzy nimi zaległa cisza. Dookoła słychać było szum wiatru ale nikt go nie czuł. Nic się nie poruszało.

- Ta historia z Voldemortem, jeszcze się nie skończyła? – zapytała, nagle zmieniając temat.

- Sama historia nie i wydaje mi się, że nigdy się nie skończy. Tylko osoby biorące w niej udział odchodzą, gdy kończy się ich rola - odparł Dumbledore. - nasza rola już się skończyła. Przynajmniej moja i Severusa, teraz czas, abyś i ty podjęła decyzję.

- Jeszcze jedno, czemu moje oczy były zielone? - zapytała widząc, że Dumbledore odchodzi.

- Gdy tamtej nocy, w której Voldemort zabił twoją matkę, pierwszym miejscem do schronienia o jakim pomyślałaś był dom Lily, prawda?

- Tak... ale ją też zabił.

- Tak, ale przez to, że jej zaufałaś, i pomyślałaś o jej synku w pierwszej chwili, gdy twoim oczom ukazał się widok zniszczonego domu, Lily podarowała ci część siebie, abyś ją pamiętała. Zrobiła to dla Harry'ego, aby mógł cię kiedyś rozpoznać. To dlatego, byłaś tak bardzo do niej podobna i twoje oczy, miały kolor jej oczu.

A więc, to była ta prawda, którą zawsze chciała znać.
Tottie zawahała się chwilę, stojąc i rozglądając się dookoła, jakby szukając jakiegoś wsparcia lub podpowiedzi.

- Zaczekam na ciebie. Możesz zwolnić siebie z zaklęcia. Nie śpiesz się tylko i przeżyj życie tak jak chcesz. - powiedział nagle Snape. Nie zauważyli, że Dumbledore oddalił się od nich i zniknął gdzieś pomiędzy budynkami, jakby rozpłynął się we mgle.

- Reszta jest milczeniem. Całe ta sprawa ze mną i Harrym, to to była ta twoja reszta? - zapytała, a Snape pokiwał tylko głową. Tottie uśmiechnęła się i spojrzała ostatni raz w stronę swojego domu. - Podjęłam już decyzję - rzekła pewnie. - zostaję tutaj, bo wiem, że i ty tu będziesz. Moja historia, faktycznie dobiegła końca. Nie mam już nic więcej do zrobienia.

- Doprawdy?

- No tak! - odparła radośnie, widząc w jego oczach ten sarkazm. - Kogo bym miała tam wkurzać i raczyć, jak to byłeś łaskaw nazwać, swoim wątpliwym poczuciem humoru. - zaśmiała się.

- Dalej tak uważam. Twoje żarty są na żenującym poziomie. – sarknął.

- Śmiem twierdzić inaczej. Po prostu nie możesz się pogodzić z tym, że stałam się lepszą wersją ciebie.

- Cóż za błyskotliwa dedukcja.

- A może tak nie jest, co? - wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu.

- Mam cię dość. Wracaj skąd przyszłaś, White. - rzekł jadowitym tonem, w którym można było wyczuć śmiech.

- Żadna tam White. Nie wiem czy skojarzyłeś, ale zostaliśmy małżeństwem. - pokazała mu serdeczny palec, na którym widoczna była złota obwódka w kształcie obrączki.

- Za jakie grzechy Merlinie - westchnął teatralnie - No cóż... mam cię dosyć, Snape. Wracaj skąd przyszłaś. - na te słowa, Tottie wybuchła perlistym śmiechem. Mina Severusa była bezcenna, gdy wypowiadał swoje nazwisko określając Tottie.

- Zostanę z tobą. Wszak jesteśmy na siebie skazani, mężu. - ostatnie słowo wyraźnie zaakcentowała i znowu zaczęłaby się śmiać, gdyby nie Snape, który postanowił uciszyć ją pocałunkiem.

- Czemu ja wcześniej na to nie wpadłem...- zapytał jakby sam siebie. - przecież byłaby wtedy taka cisza.

- Bo twoja inteligencja jest na żenującym poziomie... - i znowu jej przerwał w ten sam sposób.

- Możesz tak robić częściej. - uśmiechnęła się do niego, patrząc w jego czarne oczy.

- Co do jednego jesteśmy zgodni. – sarknął.

- To idziemy? - zapytała patrząc gdzieś w dal, jakby szukając odpowiedniego kierunku.

- Idziemy, chodź. - powiedział, prowadząc ją w przeciwną stronę, niż był jej dom. Gdy przechodzili obok domu Potterów, Snape na chwilę się zatrzymał. Tottie spojrzała na niego ze zrozumieniem i nie chciała przeszkadzać, dlatego nie odezwała się słowem.
Snape też nic nie powiedział i po chwili ruszyli dalej, znikając za świetlistą łuną, która rozciągała się daleko przed nimi...

- Teraz będzie lepiej, obiecuję - powiedział w końcu Snape. Tottie spojrzała na niego pytająco, a on uśmiechnął się do niej i mocniej ścisnął za jej kruchą dłoń. - najgorsze już za nami. Spójrz. - wskazał na wstające za horyzontem słońce.

- Przecież nasza historia dobiegła końca. Tak powiedział Albus. -odparła.

- Nie, Tottie. Czas nam się tylko skończył... Dla innych wstaje nowy dzień... widzisz?

- Tak... - uśmiechnęła się patrząc na pierwsze promienie słońca. - Kocham Cię, Severusie.

- A ja Ciebie...

~~~~

... dziesięć lat później

- Jesteś pewny, że tutaj chcesz je powiesić? - przed wejściem do Wielkiej Sali, na wysokiej drabinie stał jakiś młody człowiek, który wieszał obraz. Na dole, obok drabiny wpatrując się w ścianę, stał Harry Potter.

- Jestem pewien. Wieszaj. – odparł.

Gdy mężczyzna powiesił obok siebie dwa duże obrazy, zszedł na dół i stanął obok przyjaciela. Obaj stali w milczeniu przyglądając się dziełom młodego malarza.
Na jednym z obrazów widniał portret znajomego człowieka, o haczykowatym nosie, czarnych włosach i tak samo czarnych szatach, który stał na tle domu Slytherina. Pod nim widniał napis:

Severus Tobiasz Snape - dyrektor Hogwartu 1997-1998; żył 1960-1998

Obok tego portretu, wisiał drugi, który przedstawiał młodą kobietę o kasztanowych długich włosach i miłym spojrzeniu. Uśmiechała się z nieruchomego obrazu, na patrzących z dołu ludzi. Pod tym portretem widniał napis:

Charlotta Alba Snape - opiekunka Hogwartu 1984-1998; żyła 1969-1998

- Dlaczego chciałeś jego portret? Był Śmierciożercą. - zapytał mężczyzna.

- Był najodważniejszym człowiekiem jakiego kiedykolwiek znałem. - odparł z powagą Harry, na co jego rozmówca trochę się speszył.

- A ona?

- Była najcudowniejszą, najradośniejszą kobietą, o wielkiej dobroci jaką kiedykolwiek nosiła ziemia.

- Była jego żoną?

- I przyjaciółką.

- Nie wiedziałem, że Snape miał żonę. Że w ogóle kogoś kochał. - powiedział mężczyzna wyraźnie zdziwiony.

- Ja też nie wiedziałem - odparł Harry - chodźmy na obiad. Mcgonagall na nas czeka. - powiedział i poprowadził mężczyznę wprost do Wielkiej Sali.

Portrety najdziwniejszego i najbardziej tajemniczego małżeństwa czarodziejów, wisiały długie lata, witając nowych uczniów, którzy pierwszy raz przekraczali mury Hogwartu i tych, którzy co roku tu wracali. Jednak różniły się od innych obrazów, wiszących w szkole. Podczas, gdy ze wszystkimi można było rozmawiać i które służyły dobrą radą, te dwa milczały i nigdy się nie poruszyły. Nikt nie wiedział czemu tak było. Kiedyś pewien uczeń stwierdził, że słyszał ich rozmowę, tuż po zawieszeniu portretów, ale nigdy później się to nie powtórzyło.

- Mówiłam? Mówiłam.

- Brednie, to ja mówiłem.

- Ale słyszałeś co powiedział Harry?

- Potter zawsze lubił błyszczeć i gadać bzdury.

- Ty się nigdy nie zmienisz, co?

- Nie.

- Severusie... dorośnij.

- Nie muszę.

- Pamiętają o nas. To chyba dobrze?

- Jak dla kogo...

- Dla ciebie, kochany. Będziemy istnieć, dopóki będą o nas pamiętać...

- Masz rację. To pocieszający fakt.

- To zostajemy tu?

- Nie jesteśmy im do niczego potrzebni.

- Też tak sądzę... poradzą sobie, niezależnie od tego co ich spotka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro