Pierwsze święta.
Dwudziestego piątego grudnia, jak zwykle na tę okoliczność w Norze było gwarno i radośnie. Molly wraz z Ginny i Tottie, przygotowywały świąteczną kolację, a panowie czynili ostatnie poprawki wnętrzarskie i ustawiali stoły, aby każdy miał swoje miejsce. W całym domu pachniało przyprawami korzennymi i choinką, która stała w rogu salonu. Panie uwijały się niczym mrówki w mrowisku, aby zdążyć na wieczór.
- Tottie, postaw już ciasteczka na stołach, tylko przykryj wieczkiem. Fred i Georg na nie czyhają. - powiedziała Molly, mieszając w wielkim garnku. Charlotta szybko wzięła pudełko z ciasteczkami i zaniosła do jadalni. Wokół kręcili się bliźniacy i Pan Weasley, którzy walczyli z uporczywymi krzesłami.
- Stawiam to tutaj - powiedziała, naciskając na każde słowo, zwracając się do bliźniaków. - Są policzone, co do sztuki. Jak zniknie chociaż pół, to was zamienię w ropuchy.
- Nie zjemy, przyrzekamy. - odrzekł Fred.
- Nie wierzę ci. Mam cię na oku. - powiedziała, przytykając dwa palce do swoich oczu i mierząc w bliźniaka. Fred tylko się zaśmiał i zniknął. Tottie z westchnieniem wróciła do kuchni, gdzie zastała totalne pobojowisko:
- Co się tu stało? - zapytała córki państwa Weasley, która umazana była kremem z ciasta.
- To Ron! Przyszedł i zaczął wyżerać kolację. - odpowiedziała zbulwersowana dziewczyna.
- Ah tak... no dobra. A gdzie Molly?
- Mama wyszła na chwilę do spiżarni i proszę. - mówiła Ginny.
- Słuchaj, trzeba to posprzątać, bo to się źle skończy. - zachichotała Tottie i wyciągnęła różdżkę. Zamachnęła nią, powiedziała Chłoszczyść i w mig wszystko lśniło i było nienaruszone.
- Ja idę na chwilę na górę. Jak wróci Molly, to powiedz, że stół jest już gotowy i może nakrywać. A! I niech pilnuje Freda i Georga, mam przeczucie, że oni coś kombinują. - powiedziała Tottie marszcząc brwi w geście zastanowienia. Następnie wyszła z kuchni i udała się do pokoju, w którym mieszkała z Ginny.
~~~~
Wieczorem, gdy już wszystko było gotowe, mieszkańcy Nory zebrali się w odświętnych strojach, aby świętować Boże Narodzenie. Państwo Weasley zaprosili na kolację Remusa i Tonks, Harrego Pottera i oczywiście Tottie. Wszystkich traktowali jak swoją rodzinę i Molly nie wyobrażała sobie, aby mogło kogoś zabraknąć.
Kolacja trwała w najlepsze, wszyscy rozmawiali, śmiali się i świętowali wspólny czas. Tottie cały czas coś donosiła na stół lub odnosiła i na bieżąco myła naczynia. Molly, za każdym razem mówiła, że nie musi i ona sama to zrobi, ale dziewczyna była uparta i postawiła na swoim.
Siedząc w kuchni i wstawiając naczynia do zlewu, zerknęła przez okno, na niebo upstrzone gwiazdami. Odbijały się srebrzystą poświatą w leżącym dookoła śniegu. Było tak spokojnie i radośnie, że aż dziw, że trwała wojna i codziennie ginęli ludzie. Tottie w tym momencie nie chciała w to wszystko wierzyć. Była wdzięczna Molly i Arturowi, że zaprosili ją do siebie i bądź co bądź, traktowali jak jedno ze swoich dzieci. Byli cudowni. Tottie czasami było żal, że ona nie miała takich rodziców, którzy spędziliby z nią święta, opiekowali się i przejmowali tym, co przeżywała i słuchali jej opowieści. A miała wiele do opowiedzenia matce i ojcu. Tylko, że żadne z nich jej nigdy nie wysłucha... oni nigdy się nią nie przejmowali. Matka na początku była ślepo zapatrzona w Voldemorta, a potem jak uciekła to cały czas chorowała na depresję. Nigdy się nie interesowała co się dzieje z jej córką, czy ma jakieś problemy, czy może chciałaby po prostu porozmawiać i przytulić się do niej. Matka przytuliła ją tylko raz... tuż przed śmiercią.
Ojciec, on jej nigdy nie kochał. Chyba nawet nie wiedział co to miłość. Dla niego była bronią, kimś kto pomoże mu stać się potężnym czarodziejem. Jego następczynią. Ale nigdy dzieckiem...
- Nie wracasz do stołu? - do kuchni wszedł Remus. Tottie odwróciła się od okna i z wymuszonym uśmiechem, odpowiedziała:
- Za moment. Muszę jeszcze wyjąć czyste naczynia.
- To pozwolisz, że ci pomogę?
- A Tonks nie będzie zazdrosna? – zachichotała.
- W życiu! Dawaj, w czym mam pomóc? - powiedział z ochotą i już podwijał rękawy koszuli.
Szybko szło im wyjmowanie suchych naczyń i wkładanie brudnych. Po kilku minutach odezwał się ponownie Remus:
- Coś cię trapi? Jesteś bardzo smutna, Tottie.
- Nie, nic się nie dzieje. Naprawdę. - odpowiedziała energicznie.
- Nie oszukuj. Opowiadaj. - powiedział Remus i odciągnął ją od pracy. Stanęli przy blacie kuchennym i w końcu Tottie zaczęła mówić:
- Powiedziałam Snape'owi coś, czego nie powinnam powiedzieć.
- Że jest dupkiem z lochów? - zażartował Remus.
- Tego akurat jest świadom. – zachichotała.
- To chyba nic gorszego nie mogłaś mu powiedzieć.
- Byś się zdziwił - sarknęła - w emocjach powiedziałam... - przerwała wpatrując się w swoje palce u rąk.
- Wiem o co chodzi...- powiedział cicho - Ja nie umiem powiedzieć Tonks co do niej czuję, a ty powiedziałaś o swoich uczuciach Snape'owi. Najbardziej ponuremu i wrednemu człowiekowi wszechczasów.
- No ja nie wiem, czy to pocieszenie.
- Wiesz co, Tottie? Myślę, że zrobiłaś właściwie. Nie żałuj tego - złapał ją za rękę - zazdroszczę Snape'owi.
- Tak? Dlaczego? - uśmiechnęła się.
- Bo ze wszystkich mężczyzn na świecie wybrałaś jego. Pamiętam, jak parę lat temu spędzałaś ze mną czas w klasie OPCM-U. Byłaś taka radosna i nieprzewidywalna. Bardzo cię wtedy polubiłem... nawet bardziej niż bardzo - zaśmiał się, a Tottie mu zawtórowała - ale już wtedy widziałem, że należysz do niego. Cały czas mówiłaś, że musisz zapytać profesora Snape'a. "A profesor Snape powiedział..." " A profesor Snape, zrobił...". Wiedziałem, że jest dla ciebie kimś ważnym, tylko nie rozumiem, dlaczego?
Zapadło między nimi milczenie. Tottie zastanawiała się nad pytaniem Remusa i w gruncie rzeczy, nie wiedziała co na nie odpowiedzieć.
- Wydaje mi się, że jest dla mnie jak rodzic. Wymaga, wrzeszczy jak jestem nieposłuszna - na te słowa zaśmiała się cicho - czasami nawet pochwali. Jest rodzicami, których nigdy nie miałam.
- Niesamowite. Naprawdę. Nie sądziłem, że Severus może mieć taki wpływ na czyjeś życie.
- A jednak... - odpowiedziała cicho, wycierając ręce o fartuch.
- Idź do niego. - powiedział nagle Remus. Tottie w pierwszym momencie nie zrozumiała, ale po chwili z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy, powiedziała:
- Jak to? Przecież nie mogę tak zniknąć.
- Możesz. Powiem, że dostałaś wezwanie do Dumbledore'a i musiałaś przenieść się do Hogwartu. - uśmiechnął się przyjaźnie.
- Jesteś niemożliwy Remusie. - zaśmiała się i już zbierała się do podróży.
- Też Cię lubię paskudo. Powodzenia! - powiedział i wyszedł z kuchni.
Tottie w tym czasie, pobiegła szybko na górę, zabrała ze sobą płaszcz podróżny i już miała wyjść z pokoju, gdy stanęła w drzwiach.
W pudełku pod łóżkiem, leżało coś, co Tottie chciała dać Snape'owi. Uważała, że powinien to dostać jako swego rodzaju prezent. Tylko on mógł być tego właścicielem.
Zajrzała więc pod łóżko i wyciągnęła pudełko. Z pudełka wyjęła lekko pożółkłą kopertę i ściskając ją w dłoni, zeszła na dół. Potem szybko weszła do kominka, i nabierając garść proszku Fiuu powiedziała
- Hogwart! - i zniknęła w szmaragdowych płomieniach.
~~~
Severus Snape jak zwykle święta spędzał samotnie, pijąc herbatę i czytając swoją ulubioną książkę. Nikt nie zakłócał jego spokoju, żadne bachory nie biegały po ciszy nocnej, a reszta nauczycieli spędzała czas z rodziną. Wyjątkiem był Dumbledore, który siedział w swoim gabinecie. Z rana wręczył Snape'owi prezent - parę skarpet i życzył mu wesołych świąt. I to by było na tyle, jeśli chodziło o święta Severusa Snape'a.
Nagle, ciszę mrocznego gabinetu Nietoperza z lochów, zakłóciło natrętne pukanie do drzwi. Z początku Snape nic nie odpowiedział. Miał nadzieję, że intruz odejdzie i przestanie go dręczyć. Jednak po chwili, usłyszał otwieranie drzwi i znajomy, ciepły głos:
- Profesorze? - przez szparę wychynęła jasna głowa Tottie. Snape spojrzał na nią z nad książki i rzekł, jadowitym tonem:
- Czy ty, przeklęta dziewczyno, nie możesz mi dać spokoju nawet w święta?
- Przecież Pan nie obchodzi świąt. Więc nie widzę problemu. - powiedziała i ani się obejrzał, a już sadowiła się obok na fotelu.
- Czego chcesz?
- Pomyślałam, że nikt nie powinien być sam w taki dzień, więc przyszłam.
- Dzień jak co dzień. Przed chwilą zauważyłaś, że nie obchodzę świąt, więc nie wierzę, że po to przyszłaś.
- Z panem jak z dzieckiem - wywróciła oczami. Znowu było jak dawniej, przepychali się słownie i sprawiało im to mnóstwo radości, chociaż za nic w świecie by się do tego nie przyznali.
- Mam coś dla Pana. - powiedziała wyciągając kopertę - Pomyślałam, że powinien on należeć do pana - otworzyła kopertę i wyjęła list - dostałam go na dwa dni przed śmiercią Lily. Przysłała mi go do Hogwartu. Przeczytałam go dopiero wczoraj, bo zapomniałam o nim, a może raczej chciałam zapomnieć. - podała mu pergamin. Snape spojrzał na niego z uwagą i zauważył znajome drobne pismo Lily. Wspomnienia uderzyły go nagłą falą i powoli otworzył list. To co ujrzał, odebrało mu mowę:
Kochana Tottie
Jak tam u Ciebie w Hogwarcie? Alba mówiła, że jesteś najlepszą uczennicą i wszyscy Cię chwalą. Wspominała, że wygrałaś konkurs na najlepiej wykonany eliksir. Profesor Snape pewnie był zły, że to Krukonka? Nie przejmuj się. Uważamy z James'em, że kiedyś zostaniesz wspaniałym aurorem albo magomedykiem. Obstawiamy zakłady.
Mam dla Ciebie niespodziankę, co prawda miałam zaczekać aby powiedzieć Ci to wszystko w święta ale nie wytrzymałabym. Spodziewam się drugiego dziecka. Harry będzie miał siostrzyczkę albo braciszka. James mówi, że będzie chłopak. Myśleliśmy nad imionami dla nich, i postanowiliśmy, że jeśli będzie dziewczyna to damy jej na imię Charlotta, po Tobie. A jak będzie chłopiec to Severus. Tak, po Snape'ie. Sev jest moim przyjacielem z dzieciństwa, nie wiem czy Ci mówiłam? Jak będziesz chciała to Ci kiedyś o nim opowiem, uśmiejesz się. Kiedyś bardzo się pokłóciliśmy. Chcielibyśmy z James'em, aby Sev został ojcem chrzestnym naszego dziecka, o ile się zgodzi. Będę musiała się do niego przejść i porozmawiać. Może w końcu zakopiemy ten wojenny topór, nie sądzisz? Bardzo mi go brakuje. Zawsze służył mi dobrą radą i mogłam na niego liczyć, mam nadzieję, że nie jest za późno żeby to naprawić. Sev to naprawdę wspaniały człowiek. Dobrze, że Dumbledore zatrudnił go jako nauczyciela.
Mam nadzieję, że Cię nie gnębi zbytnio.
Odpisz czym prędzej, a my czekamy tu na Ciebie z niecierpliwością.
Całusy
Lily Potter
Snape siedział i tępym wzrokiem wpatrywał się w pergamin. Tottie obserwowała go z uwagą ale nie mogła nic wyczytać z jego kamiennej twarzy. Minuty mijały, a Snape nie powiedział nic. W końcu dziewczyna podniosła się i usiadła na poręczy fotela, na którym siedział jej profesor.
- Profesorze? - zapytała cicho łapiąc go delikatnie za dłoń - Pomyślałam, że tak naprawdę Lily napisała ten list do pana. Być może gdybym otworzyła go tamtego dnia i bym panu powiedziała... może... - zaczęła się jąkać. Snape podniósł na nią wzrok i powiedział bardzo cicho:
- Nie wiem, co mam ci powiedzieć...
- Nic. To ja chciałam panu powiedzieć, że przepraszam za to jaka jestem, że czasami krzyczę i jestem nieznośna. - powiedziała wstając. Snape również się podniósł i stanął przed nią, wpatrując się swoimi czarnym oczami w jej niewinną twarzyczkę.
- Nie przepraszaj. Przyzwyczaiłem się do twoich humorów – sarknął - Może w innym życiu, w innym momencie naszej drogi, to wszystko nie było by takie trudne. Kiedyś oboje to zrozumiemy. - powiedział chłodno i delikatnie objął dziewczynę za policzki i kciukami otarł łzy, które pojawiły się na jej buzi.
- Wie pan, że to nasze pierwsze wspólne święta? – zapytała.
- Naprawdę? A pierwsze nie były przypadkiem podczas Turnieju?
- Nie. To są pierwsze święta, kiedy oboje jesteśmy prawdziwi i nikogo nie gramy. Jesteśmy tylko my. - uśmiechnęła się i korzystając z okazji, mocno przytuliła się do piersi Snape'a. Po chwili poczuła, jak mężczyzna przysuwa ją bliżej siebie i otula swoimi ramionami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro