Pani Felicja i inne nieszczęścia. /3
Wakacje zaczęły się spokojnie. Ciepłe i długie dni, bez pośpiechu mijały i nie przynosiły ze sobą większych zdarzeń. Niestety, już wkrótce miało się to zmienić.
W połowie sierpnia, mieszkańców społeczności czarodziejskie, doszły słuchy, że największy przestępca, Syriusz Black, uciekł z Azkabanu. I pewnie nie zdziwiłoby to nikogo, gdyby nie to, że Azkaban był twierdzą niezdobytą i nikt jeszcze stamtąd nie uciekł, bo strażnikami tego miejsca były okropne potwory, zwane Dementorami. Syriusz Black, jak głosiły plotki, był zabójcą swojego przyjaciela z lat szkolnych, Petera Pettigrew. Razem przyjaźnili się z Jamesem Potterem i jego żoną Lily Evans, którzy później zostali zamordowani przez Voldemorta. Wszyscy mówili, że to Black wydał ich tajemnicę i gdzie mieszkają, Czarnemu Panu, chciał w ten sposób mu służyć. Tak na dobrą sprawę, nikt do końca nie był pewien, kim był, i dla kogo pracował Syriusz Black.
Dumbledore, gdy tylko dowiedział się o całej sytuacji, wszczął odpowiednie środki ostrożności. Z tego, co dowiedziała się Tottie, Black najprawdopodobniej szukał Harrego Pottera, pamiętając o jego ojcu i matce. Mówiło się, że chciał on zabić chłopca, by dokończyć dzieło Czarnego Pana. Dlatego, między innymi dyrektor ogłosił ciągłą gotowość. Niestety, ministerstwu to nie wystarczyło. Mając na uwadze bezwzględność Blacka, Korneliusz Knot, Minister Magii, nakazał, aby Hogwart pilnowali Dementorzy. Rozpętała się swoista wojna między Knotem, a Dumbledore'em, który nie chciał straszyć swoich uczniów. Po wielu rozmowach, w końcu doszli do porozumienia, że Dementorzy nie będą mieli wstępu na teren Hogwartu, będą mogli obserwować go poza jego granicami. Znowu zapowiadał się trudny rok szkolny.
Było jednak coś, co cieszyło Tottie. Sprawa ta bezpośrednio jej nie dotyczyła, więc Snape odpuścił jej śledzenie przez Skrzatkę, która pilnowała jej, na każdym możliwym kroku. W tym roku dziewczyna mogła być wolna.
Dwudziestego sierpnia Tottie wybierała się do siostry w odwiedziny, tak jak jej obiecała w maju. Dotąd całe wakacje spędziła w Hogwarcie, ćwicząc różne zaklęcia, które opanowała w mniejszym lub większym stopniu. Do tego Snape przeciągnął ją przez proces ważenia kolejny raz Eliksiru Wielosokowego i różnych innych w ilościach co najmniej hurtowych. Najbardziej zastanawiało ją to, po co ważył Wywar Tojadowy. Wolała jednak go o to nie pytać, bojąc się kolejnej awantury. Tottie bardzo cieszyła się na wyjazd do siostry, bo czekał ją tam odpoczynek, którego nie miała w zamku.
Zbierając ostatnie potrzebne rzeczy do kufra, zeszła na dół i zapakowała się do dorożki.
- Tottie zaczekaj! - przed wyjście z zamku, pojawił się Albus Dumbledore.
- Coś się stało, Albusie? - zapytała zaskoczona, odwracając się w jego stronę.
- Mam prośbę, czy mogłabyś odwiedzić starą Panią Felicję Flinch, mam dla niej Balsam z Płonącej Lewizji. Prosiła mnie o dostarczenie, a jak widzisz, nie mogę się teraz ruszyć z Hogwartu. - powiedział wręczając dziewczynie zawiniątko.
- A czemu Pani Felicja nie przyjedzie po to sama? - Tottie nie ukrywała, że nie lubiła starszej Pani. Była to lekko zwariowana staruszka, z mnóstwem kotów i ptaków nielotów. Dziewczyna znała ją z czasów, gdy mieszkała z matką w Dolinie Godryka, bo starsza pani często się nią opiekowała, gdy matki nie było. Tottie najbardziej na świecie nie lubiła do niej przychodzić.
- Tottie, to starsza kobieta. - skarcił ją, lecz po chwili dodał. - Bądź tak miła i doręcz jej to.
- Robię to tylko dla Ciebie. - odparła przyjaźnie i dorożka ruszyła przed siebie, zmierzając ku bramom Hogwartu.
~~~~~
Gdy wysiadła z pociągu na stacji w Londynie było już ciemno. Do domu zostało jej kilka minut autokarem, ale pamiętając co obiecała Albusowi, chciała odwiedzić panią Felicję tego samego wieczoru. Miała nadzieję, że kobiety nie będzie w domu i zostawi zawiniątko pod drzwiami. Nie uśmiechało jej się rozmawiać ze starszą panią, która miała lekko nie po kolei w głowie.
Przemierzając ulice Doliny Godryka, przypominała sobie o tych wszystkich latach spędzonych z matką, mimo, że była z nią krótko. Lubiła tamte dni, nawet jeśli matka prawie w ogóle się nią nie zajmowała, te czasy były najlepszymi wspomnieniami. Nie posiadała lepszych, bo do tej pory jej życie to był jeden wielki koszmar, i nic nie wskazywało na to, że to się zmieni.
Gdy minęła po prawej stronie dom Potterów, na chwilę przystanęła. Minęło tyle lat, a budynek dalej był gruzowiskiem i nikt tu nie mieszkał od czasów Lili i Jamesa. Stał tak pomiędzy innymi zabudowaniamu, jak zostawił go Voldemort po swojej wizycie. Nic się nie zmieniło w jego obrębie, i Tottie wiedział, że tak pozostanie.
Dolina Godryka była miejscem, które przez pewien czas wydawało się być azylem. Miejscem, które było najbezpieczniejsze. Pamiętała każdy zakamarek, każdy dom; wiedziała nawet kto gdzie mieszka. Znała dzieci z pobliskich domów, z którymi spędzała czas na placu przed kościołem. To tutaj poznała Lily, gdy któregoś dnia wracała z zakupów. Młoda pani Potter, szybko stała się dla niej niczym starsza siostra, której mogła o wszystkim powiedzieć. Ceniła jej zdanie, i słuchała jej rad. Z Lily wszystko było prostsze.
Idąc dalej, minęła swój rodzinny dom. Paliły się tam światła i przez jedno z okien należących do pokoju jadalnego, zauważyła dwójkę ludzi przy stole, a obok nich małą dziewczynkę. Na oko mogła mieć sześć może siedem lat. I dopiero teraz poczucie niesprawiedliwości i żalu uderzyło w nią jak fala. Zrobiło jej się przykro, że ojciec odebrał jej to wszystko. Miała żal, że nie pozwolił jej normalnie się wychowywać, w szczęśliwej rodzinie. Czuła, że odebrał jej całe życie, skazując na wieczną poniewierkę i brak swojego miejsca na ziemi. Nawet nie powinna mówić o nim "ojciec". Nie zasłużył na to miano, bo nigdy nim nie był...
Gdy minęła swój dawny dom, skręciła w małą uliczkę, gdzie na jej końcu stał mały drewniany domek. Zadbany z pięknym ogrodem. To właśnie w nim mieszkała Pani Felicja Flinch, szalona staruszka z kotami.
Tottie podeszła do furtki, otworzyła ją i weszła na ganek. Chwyciła kołatkę na drzwiach i zapukała.
Cisza.
Kolejny raz załomotała w drzwi i nagle dało się słyszeć, że ktoś ciężkim krokiem podchodzi bliżej.
- Kim jesteś? - odezwał się chrapliwy głos po drugiej stronie drzwi.
- To ja, Charlotta White. Pamięta mnie Pani? - odpowiedziała dziewczyna.
Drzwi powoli się otworzyły i stanęła w nich niziutka starowinka, w wyblakłej różowej sukience do kostek i chustką na głowie. Uważnie przyjrzała się dziewczynie i powiedziała swoim ochrypłym głosem:
- Poznaje. Charlotta, nieodrodna córka tej kanalii.
- Pani Felicjo, mówi Pani o mojej MAMIE. - Tottie powiedziała to dosyć łagodnie.
- No, a o kim? O świętym Mikołaju? – sarknęła starsza pani. Przez chwilę dziewczyna pomyślała, że Felicja mogłaby startować w konkursie na najciekawszy przytyk, i spokojnie mogłaby rywalizować ze Snape'em.
- Tak dawno się nie widziałyśmy, a pani jest taka nie miła dla mnie. – dziewczyna złapała się teatralnie za serce. - Mam dla Pani przesyłkę. Mogę wejść czy będziemy tu stały?
- Wolałam Cię nie widzieć. Wchodź byle prędzej. - starsza pani otworzyła szerzej drzwi i wpuściła dziewczynę.
Tottie weszła dalej do środka. Poprowadzona przez Panią Felicję, weszła do salonu i usiadła na kanapie.
- Co to za przesyłka? Od Ciebie nie powinnam nic przyjmować. - powiedziała starsza Pani, siadając w bujanym fotelu. Tottie przewróciła oczami i wyjęła mały pakunek.
- Nie ode mnie, a od Albusa Dumbledore. – odparła.
- Tego starego Dropsa?!
- Pani Felicjo! To dyrektor Hogwartu, należy mu się szacunek.
- Jeszcze czego! – fuknęła. - To Drops powinien do mnie mieć szacunek i osobiście tu przyjść.
- Ma problemy w szkole i ministerstwie. Nie mógł.- mówiła Tottie.
- Sraty-taty, dawaj ten szmelc. – mruknęła starsza pani.
Tottie popatrzyła z rozbawieniem na starszą Panią i ostrożnie wyjęła buteleczkę. Podała eliksir pani Felicji, ta rozpakowała papier i oglądając fiolkę zaczęła się śmiać.
- Widzę, że Sevcio dalej w formie. – zaśmiała się chrapliwie.
- Proszę? - zapytała lekko zszokowana Tottie. Wybałuszyła oczu i czekała aż pani Felicja dokończy myśl.
- Ten wasz Etatowy Nietoperz. Dalej lata w pelerynie jak Batman? - starsza pani w dalszym ciągu miała niezły ubaw.
- Mówi Pani o profesorze Snape'ie? – zapytała zdziwiona dziewczyna.
- Z niego taki profesor jak ze mnie baletnica. - sarknęła. - Ale co muszę przyznać, gnojek ma talent do tych wywarów. Nigdy nie zapomnę jak mieszał rosół z olejem.
Tottie zachichotała. Pierwszy raz słyszała, aby ktoś nazwał Snape'a „gnojkiem". I było to dość zabawne, szczególnie, że zdziwiła się, że pani Felicja zna profesora. Intrygujące to było, bo starsza pani nigdy nie wspomniała o tym w rozmowach, gdy opiekowała się Tottie.. A może wspominała, tylko dziewczyna zapomniała?
- Tak, ma talent, szczególnie do obrażania ludzi i bycia wrednym. - powiedziała dziewczyna.
- Jak jego ojciec. To chyba jedyna cecha, którą po nim odziedziczył. - mruknęła starsza pani. - Bardziej w matkę poszedł. Nawet urodę ma po niej, skórkowany.
- Znała Pani rodziców Profesora Snape'a? - zapytała zaciekawiona Tottie.
- Niestety... jego matka była moją siostrą stryjeczną. Naiwna Eileen. - mruknęła pani Felicja wstając z fotela.
- Opowie mi Pani o niej? - zapytała z nadzieją, że dowie się czegoś o Snape'ie. On nic jej nie opowiadał o sobie, a tak bardzo chciała go poznać.
- Nie. - warknęła starsza pani. - dałaś przesyłkę, więc wynoś się stąd! - pokazała dziewczynie drzwi.
- A-ale, pani Felicjo. – Tottie wstała, marszcząc czoło w wyrazie niezadowolenia.
- Nie ma ale. Do widzenia! - mówiąc to, wypchnęła dziewczynę z salonu, a potem przez drzwi na zewnątrz i je zatrzasnęła. Tottie jeszcze chwilę stała oniemiała po tym co się stało. Potem fuknęła pod nosem i ruszyła w drogę powrotną. Czekała ją jeszcze długa podróż do siostry.
W drodze zastanawiała się, dlaczego Pani Felicja, nie chciała jej opowiedzieć o matce Snape'a? Czy to była jakaś tajemnica? Co to miało znaczyć, że po tylu latach, dopiero teraz dowiedziała się, że starsza pani jest spokrewniona z Nietoperzem z Lochów? Przecież tyle czasu z nią spędzała w dzieciństwie i nie zająknęła się chociaż słowem.
Tottie postanowiła, że przez resztę wakacji wyciągnie wszystko z tej starej lampucery. Choćby miała siedzieć pod jej domem, dzień i noc. Chciała się dowiedzieć kim tak naprawdę jest Snape.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro