Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Napaść Dementorów.

Zima powoli mijała i ustępowała miejsca wiośnie. Śnieg już dawno stopniał i gdzieniegdzie widać już było pierwsze drobne kwiaty. Pomimo ostrego rygoru i wszelkich zabezpieczeń, w szkole było jak zwykle głośno i radośnie. Nawet sprawa z włamaniem się Syriusza Blacka do dormitorium Gryffindoru, została zapomniana. Jednak zostało coś, co dla każdego mieszkańca Hogwartu było uciążliwe i przerażające - Dementorzy. Coraz bardziej panoszyli się po miejscach sąsiadujących z Hogwartem, a na ostatnim meczu Quidditch'a, zaatakowali Szukającego Gryffindoru - Harrego Pottera. Cała sytuacja robiła się coraz bardziej poważna.

Pewnego popołudnia Tottie znowu spędzała czas z Remusem. Siedziała właśnie przy jednej z ławek w sali Obrony Przed Czarną Magią, i pomagała opracować Lupinowi temat na następną lekcję z uczniami.

- Mam pytanie – powiedziała. - Co nie będzie reagowało z korzeniem Mandragory? Jaki składnik?

Remus popatrzył na nią uważnie i z uśmiechem powiedział:

- Chyba za dużo czasu spędzasz w lochach. A dlaczego chcesz to wiedzieć?

- Powiedzmy, że wraz z profesorem Snape'em, szukamy modyfikacji Wywaru Tojadowego. - powiedziała i nagle zauważyła, że Remus pobladł. Uśmiech zniknął z jego twarzy i wydawał się być czymś zaskoczony, albo raczej zaniepokojony.

- Tak? Po co wam ta modyfikacja? - zapytał ostrożnie, myśląc o tym, że Snape w swojej złośliwości mógłby zastawić na niego pułapkę.

- Ciężko mi powiedzieć. Wybacz ale to sprawa między mną, a profesorem Snape'em. Obiecałam, że dochowam obietnicy. - powiedziała lekko zażenowana. Czuła się podle okłamując Lupina ale przecież nie mogła mu powiedzieć, tego co wiedział Dumbledore i Snape.

- Rozumiem. Wiesz co, Tottie. Ja nie jestem jakimś specem od eliksirów, i dziwię się trochę, że Severus tego nie wie ale wydaje mi się, że Mandragora nie reaguje z tojadem, żabim skrzekiem i dżdżownicami. Jeśli chodzi o Wywar Tojadowego. Natomiast jeśli zmieszasz ją z suszonymi figami, no to... skutki będą niedoopisania. - powiedział łagodnie. - Więc nie próbuj ich mieszać, dobrze?

- Nie będę. W razie czego podpuszczę Snape'a.- zaśmiała się.

- Snape nie jest głupi. Uwielbia te swoje eliksiry i z kilometra wyczuwa niezgodności z przepisem. - uśmiechnął się, biorąc ją za rękę.

~~~~~

Wieczorem po kolacji, Tottie została oddelegowana, aby zaprowadzić Ślizgonów do ich dormitorium. Pomimo, że dziewczyna lubiła raczej wszystkich, to uczniów Slytherinu nienawidziła. Oni po prostu nie dawali się lubić. Byli zarozumiali, wywyższający się i ciągle zadzierali nosa. Najgorsze było to, że nie mieli za grosz szacunku do innych. No chyba, że do swojego opiekuna, Snape'a. Tottie spełniwszy swój obowiązek, postanowiła jeszcze na chwilę udać się do domku Hagrida, gajowego Hogwartu.
Ubrała swój Hogwarcki płaszcz i wyszła z zamku. Niebo było już granatowe i gdzieniegdzie świeciły gwiazdy. W powietrzu czuć było przeraźliwy chłód. Tottie nie zdziwiła się za bardzo, bo w końcu wieczory były jeszcze chłodne, mimo, że w ciągu dnia mróz odpuszczał. Szła więc dalej przez błodnia, otuliwszy się szczelniej szalikiem, i nagle, serce jej zamarło. Tuż przed sobą zauważyła czarną postać sunącą nad ziemią. Postać okryta była czarnym kapturem, tak że widać było tylko dłonie, a raczej coś co dłonie przypominało. Były to jakby gnijące ręce trupa. Natomiast co najbardziej przeraziło dziewczynę był ich głośny, świszczący oddech.
Postać zbliżyła się bliżej i dziewczyna poczuła jeszcze bardziej dotkliwe zimno i wszechogarniający smutek. Poczuła się tak, jak gdyby już nigdy nie miała być szczęśliwa. Na swojej szyi czuła chłód i uścisk, to Dementor trzymał ją w swoich szponach i wysysał wszystko co dobre. Tottie słyszała krzyk swojej matki i okropny, szaleńczy śmiech Voldemorta. Zapadała się w ciemność, w otchłań rozpaczy, smutku i rozkładu. Ostatkiem sił, przypomniała sobie, co mówił Harry. O tym jak pokonał bogina-dementora... Wyciągnęła różdżkę i skierowała ją w górę.

- Expecto patronum. - powiedziała prawie, że szeptem. Próbowała zmusić swój umysł, żeby przypomniał sobie jakąś szczęśliwą chwilę. Ostatkiem świadomości zobaczyła w myślach Snape'a zdzielającego ją po głowie. Uśmiechnęła się słabo i w tym samym momencie, z końca jej różdżki, wystrzelił świetlisty kształt. Jakby przypominał ptaka, który poszybował w górę i stanął pomiędzy nią, a Dementorem. Stwór usunął się z drogi i wypuścił dziewczynę ze swoich szponów.
Tottie nie czekając dłużej, szybko pobiegła z powrotem do zamku. Oszołomiona i przerażona, biegła korytarzami przed siebie nie rozglądając się na boki. Cały czas czuła za sobą zimno i rozpacz, jakie roztaczał Dementor. Gdzieś na pierwszym piętrze, biegnąc na oślep, na coś wpadła i przewróciła się.

- Lumos! - ryknął jej koło ucha znajomy głos Snape'a. Gdy jego różdżka zapłonęła ostrym światłem, zauważył leżącą na nim Tottie. - Na litość Merlina, co ty wyrabiasz, White!? - syknął podnosząc się wraz z nią z ziemi. Dziewczyna stanęła na nogi i nie zważając na morderczy wzrok Snape, rzuciła mu się na szyję, przytulając się do niego.

- Oh, to Pan... Jak to dobrze! - mówiła roztrzęsionym głosem, wtulając się w jego szyję.

- Odklej się ode mnie, natychmiast! - ryknął. Złapał ją za ręce i odtrącił od siebie, uwalniając się z jej uścisku. Tottie stanęła przed nim z mętnym wzrokiem, z miną człowieka, którego coś śmiertelnie przeraziło. - Co Ci się stało, White?

- O-oni t-tam są. – powiedziała.

- Jacy "oni"? O czym ty mówisz?

- D-Dementorzy.

- Są w zamku? - dopytywał lodowatym tonem.

- Na błoniach. Jeden z nich, rz-rzucił się na mnie. – mówiła cicho.

- Co robiłaś na błoniach o tej porze? Doskonale wiesz, że jest zakaz wychodzenia po zmroku z zamku. – syknął.

- Miałam sprawę do Hagrida. - powiedziała opuszczając głowę. Snape pokiwał głową.

- Chodź, pójdziemy do dyrektora i to wyjaśnimy. - odparł i ruszył przed siebie.

W kilka minut później, znaleźli się przed chimerą, i gdy Snape wypowiedział hasło, weszli na schody, które zaprowadziły ich przed pokój Dumbledore'a.
Snape zapukał do drzwi i już po chwili, dał się słyszeć głos Dyrektora

- Proszę. - i oboje weszli przez drzwi.

- Severusie, Tottie, co was sprowadza? - zapytał dyrektor, uśmiechając się łagodnie.

- Dyrektorze, Dementorzy włamali się na teren Hogwartu. Panna White została zaatakowana na błoniach. - zakomunikował Snape, po czym kazał dziewczynie usiąść. Dumbledore zrobił zamyśloną minę, po czym wziął kawałek pergaminu i zaczął coś pisać.

- Powiadomię o tym ministerstwo. To już drugi raz, gdy mieszkaniec Hogwartu został zaatakowany. Dłużej nie będę tego tolerować. Tottie, nic Ci się nie stało? - tu zwrócił się do dziewczyny, która siedziała, wpatrując się mętnym wzrokiem w Snape'a.
- Nie... chyba nie. – odparła.

- Całe szczęście, całe szczęście. - mówił dalej pisząc list.

- White, idź w tej chwili do mnie do gabinetu, ja zaraz do Ciebie dołączę. - powiedział nagle Nietoperz. Tottie posłusznie wyszła z gabinetu, powłócząc nogami. Najwyraźniej nietoperz chciał porozmawiać sam na sam z dyrektorem, a jej i tak było wszystko jedno, mogła wyjść. Nie chciała słuchać o tych potworach.

Zeszła do lochów i udała się wprost do gabinetu Snape'a. Usiadła na krześle przy jego biurku i czekała na jego powrót. Minuty mijały, a Nietoperz się nie zjawił, za to zjawiła się mała skrzatka, która przyniosła jej herbatę i koc. Tottie podziękowała stworzonku i otuliwszy się kocem, trzymała zziębnięte dłonie na kubku z ciepłą herbatą.
Po kilku minutach, drzwi otworzyły się z wielkim hukiem i do środka wpadł Snape, powiewając swoim czarnym płaszczem. Usiadł za biurkiem wściekły, wpatrując się w dziewczynę. Ta skuliła się pod jego wzrokiem i jakby zapadła w siebie. W końcu odezwał się nadzwyczaj spokojnym głosem:

- White, czy możesz mi oddać trzy kosmyki twoich włosów? - zapytał krzywiąc się.

- S-słucham? - powiedziała zdziwiona, podnosząc głowę i spoglądając w jego stronę.

- Znowu Ci na słuch padło? – mruknął.

- Nie. Myślę, że mogę oddać. A mogę wiedzieć, dlaczego? - zapytała, choć w sumie mało ją to obchodziło. Wiedziała, że Snape ma serce z kamienia i nie zapyta jej jak się czuje. Zdziwiło ją i trochę zasmuciło to, że teraz chciał rozmawiać o jej włosach. Miała nadzieję, że jakoś ją uspokoi, pocieszy, a nie znowu będzie wrednym Nietoperzem.

- Powiedzmy, że do pewnego eliksiru, którego zażądał dyrektor.

- Rozumiem... W takim razie, poproszę o nożyczki. - powiedziała i zaraz na biurku przed nią pojawiły się małe srebrne nożyczki. Tottie chwyciła je i ucięła sobie trzy pukle włosów w kolorze blond. Położyła je potem przed Snape'em i czekała co powie.
Natomiast Nietoperz milczał.

- Dlaczego mnie zaatakowali? – zapytała.

- Nie wiem. Ostatnimi czasy atakują tylko Wybranych - to słowo powiedział ironicznie - albo tych co mają coś wspólnego z Czarnym Panem. Wychodzi na jedno. - powiedział, a Tottie na chwilę się zamyśliła. Snape powiedział "Czarny Pan". W ten sposób zwracali się do Voldemorta jego zwolennicy, Śmierciożercy, ale może i inni, którzy się go bali? Sama już nie była pewna.

- Chyba czas, żebym panu powiedziała coś ważnego... - popatrzyła na niego, a gdy się nie odezwał kontynuowała. - Albus mówił, żebym od razu panu opowiedziała ale jakoś... nie mogłam. Teraz, chyba nie mam wyjścia... nie będę mieć do Pana pretensji, że się Pan ode mnie odwróci, czy oskarży mnie, czy nawet będzie się Pan mną brzydził... Sama siebie nienawidzę, więc nie będzie problemu.

- Do sedna. – mruknął, czując, że to co powie dziewczyna wcale mu się nie spodoba.

- Opowiadałam panu kiedyś o mojej mamie - Albie Spencer. O tym, że była zwolenniczką Sam-Wiesz-Kogo, że to on ją zabił... nie powiedziałam panu całej prawdy. Będąc dzieckiem, ja również do niego należałam. Można powiedzieć, że wychowałam się wśród Śmierciożerców... - tu się zatrzymała i zastanawiała – Gdy moja mama zrozumiała swój błąd, zabrała mnie z domu Sam-Wiesz-Kogo. Chciała mnie chronić przed moim ojcem... Przed Voldemortem. - spojrzała na Snape'a i ujrzała prawdziwy szok w jego oczach.

Wpatrywał się w nią swoimi czarnymi oczami, a ona błagała go w myślach żeby przestał. Nie chciała widzieć jego oskarżenia. Przerażona zaczęła mówić dalej.

- Tak, jestem córką Voldemorta, pierworodną, dziedziczką jego mocy i krwi, wybraną i namaszczoną na następczynię, a moje prawdziwe imię brzmi Eligia Alba Riddle.

W pomieszczeniu zaległa cisza. Snape z szokiem i przerażeniem wpatrywał się w dziewczynę. Tak jakby nie mógł uwierzyć, że przed nim siedzi córka jednego z najpotężniejszych czarodziei wszechczasów. Patrzył na nią i czekał, że może zacznie się śmiać, że to taki głupi żart z jej strony. Wtedy by na nią nawrzeszczał i wygonił z gabinetu, ale ona milczała jak zaklęta.

- To była tajemnica, którą znał tylko Dumbledore? – zapytał w końcu.

- I Mcgonagall. – odpowiedziała. – Obiecali, że dochowają tajemnicy.

- Eliga... wybrana. – szepnął, wciąż nie mogąc uwierzyć, co właśnie usłyszał.

- Tak. Chciał manifestować moim imieniem, moje przeznaczenie. - zaśmiała się gorzko.

- Myślałem, że to tylko plotka, legenda, że Czarny Pan nie miał dzieci.

- Słucham? – zdziwiła się. Snape westchnął, przetarł oczy i odparł:

- W trakcie wojny czarodziejów, chodziły słuchy, że Sama-Wiesz-Kto ma dziecko-córkę. Mówiło się, że miał jej przekazać swoją moc, żeby razem z nią zbudować nowy czarodziejski świat. Podobno dziecko było wyjątkowe, potrafiło zmieniać kształt, znikać, pojawiać się w różnych miejscach o różnych czasach.

- Umiem się zmieniać, jestem metamorfomagiem w końcu. – zachichotała, a Snape zmierzył ją ostrym wzrokiem.

- Więc, to wszystko, to że nie chciałaś używać magii, rzuciłaś szkołę, rozumiesz mowę węży... miało związek z nim. - Snape bardziej stwierdził fakt, niż zapytał. Odpowiedziało mu kiwnięcie głową, dziewczyny.

- Bałam się, że gdy mnie znajdzie, będzie chciał wykorzystać to co we mnie jest. Jeśli miałabym jeszcze silne moce magiczne, byłabym dla niego wspaniałą bronią. Wtedy to co było plotką stałoby się prawdą. Trochę odetchnęłam, gdy się okazało, że wtedy, w Dolinie Godryka, Harry go pokonał... Ale wkrótce potem, Dumbledore uświadomił mi w jakim byłam błędzie. Albus obiecał mi ochronę. Pomógł mojej ciotce, która mnie przygarnęła... mama mnie ukryła przed Sam-Wiesz-Kim i jestem jej wdzięczna za to. Niestety, poniosła wysoką cenę... - powiedziała opuszczając głowę. - teraz może mnie Pan nienawidzić. Teraz ma Pan podstawy.

Snape wstał zza biurka i stanął obok jej krzesła. Patrzył na nią z góry jakby myśląc co z nią teraz zrobić.

- Wiedziałem, że jesteś tępa ale nie wiedziałem, że aż tak. - powiedział. Tottie spojrzała na niego z wyrazem zaskoczenia.

- Więc... więc, nie nienawidzi mnie Pan?

- Już wcześniej Cię nienawidziłem. Żadna różnica. – sarknął. - Posłuchaj White, Czarny Pan wróci, to jest pewne jak to, że stoję przed Tobą. Może to być za rok, za pięć lat, za dziesięć. Ale stanie się to. Dlatego od teraz musisz ze mną współpracować. Nie stawiać się jak wesz na grzebieniu, tylko słuchać co do Ciebie mówię.

- Panie profesorze...

- Nie przerywaj. Jeśli pozwolisz sobie pomóc, to obiecuje ci, że Czarny Pan nigdy nie dowie się, gdzie się ukrywasz. I nigdy nie wykorzysta Cię jako swojej broni. – mówił.

- N-naprawdę? - zapytała zaskoczona.

- Tak. Tylko jest jeden warunek. Musisz współpracować ze mną. - powiedział i odsunął się od niej. Tottie wstała i przechodząc się w tą i z powrotem, odparła:

- Niech będzie. Ufam panu.

- W końcu zaczynasz myśleć, White. A teraz, wynoś się z mojego gabinetu. Mam jeszcze sporo pracy. - mruknął i wrócił za biurko. Tottie uśmiechnęła się pod nosem. Nic się nie zmieniło. Dalej był okropny nietoperzem i jej nie lubił. Pierwszy raz ta myśl ją ucieszyła. Odwróciła się i podeszła do drzwi. Chwyciła za klamkę i ją szarpnęła. Jednak zanim wyszła, musiała powiedzieć jeszcze jedną rzecz:

- Więc dalej jestem „White"? – zapytała z uśmiechem.

- A jak mam mówić? „Uprzykrzająca mi życie, okropna dziewczyno"? – sarknął.

- To już wolę po nazwisku. - zaśmiała się. – dobranoc.

- Po kim jest to nazwisko, bo chyba nie po matce? - zapytał nagle.

- To nazwisko panieńskie mojej babci. Gdybym przyjęła nazwisko matki, Voldemort znalazł by mnie bez trudu. - powiedziała.

- White? - zapytał, a gdy Tottie się odwróciła dodał - Jeśli o mnie chodzi, to dla mnie zawsze będziesz Charllotą White, taką Cię poznałem. No, pogadaliśmy, więc, wynocha! - i zatrzasnął jej drzwi przed nosem.

Tottie wracała do pokoju o niebo lżejsza i szczęśliwsza. Uśmiechała się jak głupia wiedząc, że Snape jej nie potępił. Było jej znacznie lepiej, że już nie musiała przed nim niczego ukrywać. Wiedziała, że to była najlepsza decyzja w jej życiu. Wychodziło na to, że Snape wcale nie jest taki okropny. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro